Ultramaratony, czyli bieganie ekstremalne

Człowiek jest stworzony do biegania. Jeśli tylko zechce, spokojnie może truchtem pokonać tysiące kilometrów!

W 490 roku p.n.e wojskowy posłaniec Filipides przebiegł z Maratonu do Aten, żeby poinformować Ateńczyków o zbliżającej się nawale perskiej. Dzielny żołnierz biegł, nie zważając na upał i ciężki bojowy rynsztunek. Dotarł do celu, przekazał wieść, ale umarł z wyczerpania. Dziś powszechnie Filipidesa uznaje się za kogoś, kto osiągnął kres ludzkich możliwości. Niesłusznie. Tak naprawdę człowiek (nawet jeszcze bardziej obciążony!) potrafi przebiec znacznie większe odległości. Entuzjastom tzw. ultramaratonów (maratonów dłuższych niż 42 km) niestraszne są ani wysoka temperatura, ani mróz, ani trudne warunki terenowe.

 

STWORZENI DO BIEGANIA

 

Antropolodzy twierdzą, że właśnie bieganiu człowiek zawdzięcza swój intelektualny rozwój. Do takiego wniosku doszli amerykańscy uczeni Dennis Bramble z University of Utah i Daniel Liebermann z Harvardu. Według nich nasz praprzodek Homo erectus chętnie uganiał się za czymś do zjedzenia. Właśnie dlatego dwa i pół miliona lat temu zdołał wyprzeć silniej zbudowanego, ale znacznie mniej ruchliwego australopiteka. Skłonność do biegania wymusiła zmiany w kośćcu Homo erectusa. Zmienił się kształt czaszki, żeby w czasie biegu można było lepiej odprowadzać ciepło. Erectus miał mocniejszy kręgosłup, bardziej płaską twarz, krótsze zęby i był wyższy. Zapoczątkował wielkie przemiany, których owocem jest człowiek współczesny. Ślad biegania odcisnął się na naszej biologii tak trwale, że widać go do dziś. Wprawdzie od wielu zwierząt pod względem maksymalnej prędkości znacznie odstajemy, ale za to możemy biegać naprawdę na ogromne dystanse.

 

PRZEZ SAHARĘ I ANTARKTYDĘ

 

W kalendarzach biegaczy jest wiele różnych maratonów. Najwyższą pozycję w rankingach zajmują imprezy w ekstremalnych warunkach. Na przykład na Saharze, na której co roku odbywa się słynny „Marathon des Sables” (maraton piasków). Trasa ma długość około 245 kilometrów. Wyścig trwa tydzień. Dzienny „przebieg” jest krótszy niż w normalnym maratonie – około 34 kilometrów, mimo tego bieganie po rozpalonym piasku to domena wyłącznie twardzieli.

Zawodnicy biegną na przekór ostrym saharyjskim wiatrom, w specjalnych osłonach na stopy, co ma ich ochronić przed ukąszeniem węża lub skorpiona. Pokonują wysokie na kilkadziesiąt metrów ergi wydmy, biegną po skałach (co wyniszcza stawy) i twardym piachu porośniętym ostrą trawą. Wystarczy fałszywy krok, żeby na kępie wielbłądziej trawy skręcić kostkę lub pokaleczyć skórę. Biegacze muszą przy tym szukać drogi, nieść żywność i ekwipunek. Łatwo zrozumieć, dlaczego pozycja na mecie w „Marathon des Sables” nie ma znaczenia – w pustynnym wyścigu wygrywają wszyscy, którym uda się dotrzeć do celu. Mimo piekielnie trudnych warunków organizatorzy pustynnego maratonu nie narzekają na brak chętnych – co roku do wyścigu zgłasza się kilkuset; od 1985 roku ogółem wzięło w nim udział 8500 uczestników.

Fanatycy biegania w upale mogą wybierać. Jeśli nie odpowiada im Afryka, mogą udać się do USA na „Badwater Ultramarathon”. Trasa tej imprezy, o długości 215 km, wiedzie przez osławioną Dolinę Śmierci w Kalifornii. Średnia temperatura wynosi tam około 54 stopni Celsjusza. Trasa prowadzi pod górę. Maraton straceńców zaczyna się w Badwater (dno wyschniętego jeziora – 85 metrów poniżej poziomu morza), a kończy na szczycie Mount Whitney (2,5 km n.p.m.).

Równie dobrze można ścigać się w chłodzie. Na Antarktydzie odbywają się dwa słynne maratony lodowe „100 km Ultra Race” i „The last desert”. Żeby w nich wystartować, trzeba mieć żelazną kondycję (organizatorzy „The last desert” dopuszczają do zabawy tylko tych biegaczy, którzy wcześniej przebiegli pustynie Atakama, Gobi i Saharę!). Pierwszy z lodowych wyścigów ma długość 100, a drugi 250 kilometrów. Taki dystans to już nie przelewki – biegacze na Antarktydzie używają specjalnej bielizny, kombinezonów zatrzymujących wiatr oraz masek osłaniających twarz przed dwudziestostopniowym mrozem.

Upał i mróz to dla was za mało? W Kamerunie odbywa się maraton na… wulkanie. Impreza „Race for hope” (w wolnym tłumaczeniu: Wyścig nadziei) jest tak widowiskowa, że do odległych i odludnych afrykańskich ostępów przyciąga co roku 50 tysięcy widzów. Dystans: 40 kilometrów. Biegnie się cały czas pod górę, na szczyt Góry Kamerun, najwyższego wzniesienia zachodniej Afryki! Najlepszy czas na tej trasie, 5 godzin i 38 minut, uzyskała kobieta, Sarah Liengu Etonge, kobieta nazywana „królową góry ”. Pięciokrotnie wygrała „Race for hope”. W rodzinnym Kamerunie otrzymała za to honorowy doktorat, wystawiono jej też pomnik w Buea, mieście, w którym wcześniej stał tylko jeden monument: kanclerza Bismarcka.

 

WALKA Z ZAKWASZENIEM

 

Co dzieje się w ludzkim organizmie podczas biegu na długim dystansie? Mózg stara się utrzymać w ryzach rosnące wraz z wysiłkiem zakwaszenie i postępującą utratę glikogenu – paliwa dla muskułów. Tego glikogenu, magazynowanego w mięśniach i wątrobie, starcza biegaczowi tylko na 60–70 minut, a maraton trwa dłużej. Gdyby nie spalanie wolnych kwasów tłuszczowych, z biegaczami byłoby krucho. Kłopot w tym, że kwasy poddają się spalaniu tylko w pewnych warunkach, przy niskim zakwaszeniu. A gwałtowny wysiłek zakwaszenie zwiększa, dlatego długodystansowy bieg trzeba rozpoczynać powoli.

Organizmowi można pomóc też dzięki właściwym cyklom treningowym. – Generalnie chodzi o to, żeby organizm „uczył się” coraz większego wysiłku – mówi Piotr Rutkowski, biegacz, który przygotowuje się do przyszłorocznego „Marathon des Sables”. – „Nikt nie przebiegnie od razu całego maratonu. To wymaga wielu tygodni lub wręcz miesięcy przygotowań. Osobiście trenuję, nie tylko wydłużając codzienną porcję biegania, ale dodatkowo stosując obciążniki. Różnica jest kolosalna. Stawy, ścięgna i mięśnie rozwijają się w ten sposób harmonijnie”.

Trening przynosi wyniki tylko przy codziennym obciążaniu organizmu. Konieczna jest wysokoenergetyczna dieta. Biegacze dziennie mogą pochłaniać nawet 7 tysięcy kalorii. Ważne są proporcje poszczególnych substancji – węglowodanów nie może być więcej niż 60 procent (wliczając warzywa i owoce). Podczas biegu trzeba dbać o to, by poziom płynów nie był za niski ani za wysoki. Nadmiar wody grozi hiponatremią, czyli obniżeniem poziomu sodu w osoczu. Maratończyk opity wodą może nabawić się obrzęku mózgu i nawet umrzeć.

 

GURU BIEGU

 

Sri Chinmoy to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci związanych z bieganiem. Nieżyjący już hinduski guru zalecał życie w celibacie, rezygnację z używek oraz samodoskonalenie przez sport. Jego działalność i poglądy były (i są) często krytykowane, a jego organizację określa się mianem sekty. Sam Chinmoy twierdził, że dzięki odpowiedniemu trybowi życia i bieganiu można osiągnąć wyżyny życiowej perfekcji. O Hindusie opowiada się, że aż do późnej starości zachował niesamowitą kondycję.

W 1985 r. na nowojorskich Flushing Meadows zorganizował maraton na dystansie 1000 mil (1600 km). Z czasem impreza zaczęła się wydłużać. Dziś „Self-Transcendence 3, 100 Mile Race” ma długość aż 3100 mil (prawie 5 tys. km). Do pokonania jest 5649 okrążeń, z których każde ma 883 metrów. Biegnie się od godz. 6 rano do północy codziennie przez 52 dni. Daje to niesamowitą średnią: każdego dnia ekstremalni biegacze pokonują niemal 100 km! Według oficjalnych danych ubiegłoroczny „Self- -Transcendence 3, 100 Mile Race” ukończyło 12 zawodników. Nie byli nadludźmi, byli ludźmi: istotami stworzonymi do biegania.