Werbalny onanizm: Dlaczego tak lubimy mówić o sobie w internecie?

Mówienie o sobie w sieci wywołuje takie emocje jak te, które pojawiają się podczas seksu.

„Myślę o swoim byłym o wiele częściej niż o obecnym facecie” (Marianna 24), „Kiedyś ułamał mi się ząb, a mogłam iść do dentysty dopiero następnego dnia, więc przykleiłam na Super Glue i tak chodziłam” (Aua), „W pracy spędzam wiele godzin w garniturze, w gorące dni nie noszę majtek, natomiast zimą zakładam rajstopy pod spodnie”(Garniturski), „Gdy parzę szefowi kawę, wkładam palec do pupy, a później mu do kawy” (Esmeralda100) – to tylko niektóre z wypowiedzi na forum Kafeteria.pl zatytułowanym „Do czego byście się nikomu nigdy nie przyznali”. Forum obecnie liczy… 382 strony. Uważny czytelnik znajdzie również wyznanie niejakiej Toratora: „Zawsze jak jestem u kogoś w łazience, to kradnę wkładki higieniczne” i Asiy_be: „Z moim chłopakiem pisze pewna dziewczyna, są dla siebie przyjaciółmi, ona mu się zwierza, a on jej mówi o swoich wątpliwościach, pyta o rady, itp. Tylko że mój chłopak nie wie, że tą dziewczyną jestem ja… Dzięki temu wiem wszystko, co o mnie sądzi, wredne, ale cóż…”. Przypomina ci to coś? A może na tym forum wypowiedziała się twoja druga połówka?

2/3 internautów, którzy są użytkownikami portali społecznościowych, ma profile w więcej niż jednej społeczności online

Diana Tamir oraz Jason Mitchell, psycholodzy z Uniwersytetu Harvarda, przeprowadzili eksperyment, który pomógł zrozumieć, dlaczego zarówno w internecie, jak i kontakcie osobistym tak bardzo lubimy mówić o sobie. Badani mogli zdecydować, czy chcą odpowiadać na pytania na swój temat i na temat tego, co lubią, czy na pytania o innych ludzi (np. Baracka Obamę) lub o fakty (np. kto namalował Monę Lisę). Gdy wypowiadali się o rzeczach obojętnych, byli nagradzani pieniędzmi. Mimo to 66 proc. uczestników eksperymentu wybierało pytania, które umożliwiały mówienie o sobie, a co za tym idzie, rezygnowało z zysku (średnio 0,54 dol.). Skanowanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym, który monitoruje przepływ krwi w poszczególnych częściach mózgu, pokazało, że mówienie o sobie prowadzi do pobudzenia szlaku mezolimbicznego odpowiedzialnego za transport dopaminy. Innymi słowy – chwalenie się, zwierzanie, publikowanie osobistych postów na Facebooku prowadzi do pobudzenia dokładnie tego samego układu w mózgu, który uaktywnia się podczas seksu.

 

Uciec z matriksa

Znakomita większość polskich internautów korzysta z portali społecznościowych. Dwóch na z nich poszukuje w sieci informacji o znajomych i innych osobach. Najbardziej popularne, najczęściej komentowane są te posty, które zawierają najbardziej aktualne informacje o naszych przeżyciach. „Nieustającą radość sprawia mi wywlekanie cudzych brudów, typu lincz komentarzami na kolesiu, który jednocześnie spotykał się z dwoma dziewczynami” – mówi Berenika, blogerka z Wrocławia. „Łatwiej w necie spotkać kogoś, kto ma problem z tym samym co ja, znaleźć rozwiązanie, zrozumienie. Zwierzanie z najbardziej osobistych spraw nie wymaga niczego więcej jak tylko chwili aktywności i nie powoduje żadnych zobowiązań”. W ten sposób mówienie o sobie nie tylko gwarantuje naszemu mózgowi kąpiel w dopaminie, ale pełni  też ważną funkcję terapeutyczną – przynosi ulgę i zmniejsza poczucie winy.

Wyrzucenie z siebie męczącej tajemnicy, opowiedzenie o błędzie przypomina wizytę w konfesjonale. Przez sam fakt wypowiedzenia czy napisania o trudnej, intymnej sprawie „udzielamy sami sobie rozgrzeszenia, czujemy się psychicznie czyści, uwolnieni” – wyjaśnia Aleksandra Jodko, psycholożka i wykładowczyni Uniwersytetu SWPS i Akademii Medycznej.

Większość użytkowników portali uważa, że wpływ serwisów na ich relacje z najbliższymi osobami jest pozytywny

Psychologowie nie są zgodni, czy komunikacja internetowa, a także wirtualny seks pogarszają czy poprawiają tak zwane codzienne relacje. Coraz częściej wizyta na Facebooku lub Google zastępuje randkę, kontakt seksualny, podróż, wizytę lekarską, spotkanie, a zatem faktyczną, realną aktywność. Jeśli dzięki temu zyskujemy czas i możliwość rozwoju, wzbogaca to nas. Jeśli natomiast internet zastępuje bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, dotyk, rozmowę twarzą w twarz, może ograniczyć lub nawet całkowicie pozbawić doświadczenia bliskości, wsparcia, zainteresowania. „Czasami pytam swoich pacjentów, którzy skarżą się na to, że są samotni, albo przeżywają silne lęki, gdzie spotykają się z innymi ludźmi” – opowiada Aleksandra Jodko. „Okazuje się, że choć mają kilkuset znajomych na portalach społecznościowych, wielu z nich nigdy nie widzieli na własne oczy. Wydaje im się, że nie brakuje im ludzi, jednak relacje, które tworzą, są powierzchowne i emocjonalnie jałowe”. Badanie przeprowadzone w grupie internautów pokazało, że prawie 60 proc. z nich uważa, iż znajomi „wyciągają z dołka” i „pomagają oderwać się od zmartwień” w kontakcie osobistym. Co drugi, że może się to wydarzyć w również w serwisie społecznościowym.

 

Doktor Google

Zastąpienie relacji intymnej relacją wirtualną jest i tak mniej niebezpieczne od ślepego ufania różnego rodzaju poradom, którymi wypełniony jest internet. Część osób, które doradzają (w co się ubrać, jak się leczyć, co jeść a czego nie, generalnie – jak żyć), jest przekonana, że to, co było dobre dla nich, będzie również dobre dla innych. Ludzie tacy, dzieląc się swoimi mądrościami w sieci, zaspokajają lub kompensują potrzebę uznania i bycia potrzebnym. „Druga grupa doradzających to ci, których w życiu realnym nikt nie chce słuchać albo którzy nie są w stanie przebić się z powodu nieśmiałości i kompleksów” – wyjaśnia Aleksandra Jodko. „Najbardziej szokują mnie porady medyczne, często prowadzące do tego, że ich odbiorcy przestają chodzić do lekarza, bo właśnie dowiedzieli się, że napary z pokrzywy pomogą na poważne dolegliwości”.

Za największą korzyść z istnienia serwisów uważa się możliwość zdobywania codziennych informacji o świecie i dzielenie się pomysłami i informacjami z innymi

 

Z analizy przeprowadzonej przez Polskie Badania Internetu wynika, że blisko 90 proc. Polaków szuka informacji na temat zdrowia, choroby i leczenia właśnie w sieci. Lekarze i przedstawiciele służby zdrowia przegrali z internetem – jako źródło informacji medycznych wskazało ich 73 proc. badanych! To zatrważająca tendencja, mogąca skutkować tym, że w sprawie swojego zdrowia i życia zamiast lekarzowi zaufamy anonimowemu obcemu.

 

Prawdziwe relacje

Internet to jednak nie tylko zło, które zaburza nasze relacje z otoczeniem. Raport „Diagnoza społeczna 2011” pod redakcją Janusza Czapińskiego i Tomasza Panka informuje, że „osoby korzystające z internetu prowadzą aktywniejsze życie społeczne i kulturalne niż niekorzystający”. Poza tym internauci, w szczególności ci, którzy używają portali społecznościowych, mają „więcej relacji społecznych i z większą liczbą osób utrzymują regularne kontakty poza internetem”. Dzieje się tak dlatego że kontakty w internecie często są po prostu odzwierciedleniem tych ze świata realnego.

Co więcej, mimo że sieć wydaje się przepełniona bezwartościowymi informacjami i niekiedy fałszywymi poradami, to jednak umożliwia przeżycie prawdziwych emocji, podtrzymanie lub zawiązanie nowych relacji, zdobycie kontaktów zawodowych. I chociaż w tym ogromnym wirtualnym wszechświecie można znaleźć zawstydzające, szokujące lub absurdalne treści, niekiedy buszowanie po sieci związane jest z przeżyciem głębokiego wzruszenia. Tak jak wtedy, gdy miliony ludzi zbiera się, by zorganizować pomoc materialną dla chorego na białaczkę dziecka, pobitego psa lub twórcy, który zainspirował swoim pomysłem na tyle, by nieznane osoby pomogły mu wydać debiutancką płytę. Czasami można też trafić na proste słowa, po przeczytaniu których uśmiech pojawiający się na naszej twarzy jest tak samo autentyczny jak ten wywołany widokiem ukochanej osoby. Takie jak ten status umieszczony na Facebooku: „A może byśmy tak skomplikowali wszystko i zakochali się w sobie?” (Aureliusz).

Zdaniem eksperta

Aleksandra Jodko, psycholożka i wykładowczyni Uniwersytetu SWPS i Akademii Medycznej

Kiedy lubimy mówić o sobie?

„Gdy możemy opowiadać na swój temat w takich obszarach, w których czujemy się ekspertami, sprawia nam to ekshibicjonistyczną przyjemność. To łechta naszą narcystyczną część, tę, która lubi być podziwiana, adorowana. Poza tym uwielbiamy być słuchani. Jeśli mamy wrażenie, że ktoś jest odbiorcą naszych przemyśleń, odnosimy wrażenie, że korzysta z naszego doświadczenia, wiedzy, mądrości.”