Mukbang. Pochłaniają 20 000 kcal i relacjonują to na You Tube

Nazwa, “mukbang”, pochodzi z języka koreańskiego. To połączenie słów meokneun (jeść) oraz bangsong (transmisja). Gatunek video z początku popularny był tylko na Dalekim Wschodzie, ma dziś autorów i smakoszy (sic!) także w Europie i Ameryce.

Włączam filmik popularnej youtuberki, która specjalizuje się w mukbangu: Stephanie Soo. Śliczna dziewczyna o orientalnych rysach siedzi dokładnie na przeciwko kamery, ale między nią a nami jest jedzenie… duuużo jedzenia. Każda z potraw to jeden z koreańskich przysmaków, dziś dzień z kuchnią tego regionu.

Youtuberka zanim przełknie kęs potrawki z lejącym się roztopionym żółtym serem i mięsem z warzywami koniecznie musi pokazać go do kamery, jak najbardziej zbliżyć do obiektywu. Przyznaję, w trzeciej minucie filmu zaczynam narzekać na nadprodukcję śliny w jamie ustnej i mrowienie w żołądku. Nie czuję zapachu, słyszę mlaskanie, ciamkanie i oglądam kolorowe potrawy – to wystarczy, żeby poczuć głód. 

Zadaję jednak sobie pytanie: dobrze, wszystko fajnie, ale to po prostu ludzie jedzący jedzenie, co poza tym? 

Jedzeniu naprawdę dużych porcji towarzyszą opowieści Stephanie i rozmowy z partnerem na niezobowiązujące tematy. Trochę jakbym był u znajomych, ale nie jestem. To oni jedzą, to oni rozmawiają, ja mogę co najwyżej napisać w komentarzu, choć jeśli piszę to dwa, trzy dni po dodaniu na YouTube raczej nie mam co liczyć na żywą komunikację w czasie rzeczywistym. Żegnam uroczą Stephanie i ruszam na kolejną ucztę, podczas której nic nie zjem.

Tym razem odwiedzam Nikocado Avocado. Młody mężczyzna podczas jedzenia monstrualnych porcji opowiada o swoim życiu, problemach, związku, prawach osób LGBT. Nierzadko w jego filmach występuje wraz z partnerem. Avocado wyjątkowo często płacze, zatem pożeraniu kolejnej horrendalnie ciężkiej pizzy dostajemy równie ciężki ładunek emocjonalny. Odcinki trwają średnio około 30-40 minut. YouTuber lubi podejmować wyzwania, przykładem jest filmik gdzie zjada z partnerem górę paluszków serowych, których wartość energetyczną obliczył na 20 000 kalorii. Cóż… jestem ciekaw jakby sobie poradził podczas tradycyjnych polskich świąt. 

Zaglądam na jedną z wielu kompilacji chińskiej wersji mukbangu. Tu filmiki są bardzo krótkie, często kręcone telefonem w pionowym kadrze. Wybrane i skompilowane przez użytkowników YouTube’a pokazują potrawy, które dla nas mogą wydawać się egzotyczne: świńskie ryje, owoce morza, smażony na ognisku homar. To, co ciekawe, to fakt, że większość z nich kręcona jest telefonem, to popularne nie tylko wśród nadawców. 

Wśród koreańskich przedstawicieli i przedstawicielek gatunku (bo właściwie czemu tego tak nie nazwać?) wyróżnia się Park Seo-yeon, która pod pseudonimem TV Diva gromadziła przed swoimi produkcjami najwięcej fanów tego gatunku i zarabiała na tyle dużo by zainteresował się nią amerykański CNN. 

Są także polskie mukbangi, gdzie obejrzymy jak ktoś zje za nas pierogi, przetestuje sushi z dyskontu Biedronka, albo podejmie wyzwanie zjedzenie naprawdę ogromnej porcji. 

Podróż pod szyldem mukbang poprowadziła mnie od Korei przez Chiny, USA z powrotem do Polski. Na pytanie “po co?” odpowiedzi nie uzyskałem. Może chodzi o towarzystwo? Poczucie zakumplowania i bliskości jakie daje wspólny posiłek? Możliwe, u mnie pozostał… niesmak.