Wojna z latawcami

Co roku na przełomie stycznia i lutego pakistańskie i indyjskie szpitale przygotowują się na przyjęcie większej niż zwykle liczby pacjentów, a lokalne organizacje pozarządowe organizują pomoc dla masy rannych ptaków. W tym samym czasie do starożytnego miasta Lahore przyjeżdża kilkaset tysięcy ludzi. Wchodzą na drzewa, słupy wysokiego napięcia, na dachy domów i sklepów. Wszystko po to, żeby lepiej widzieć usłane latawcami niebo.

Raz do roku władze Pakistanu znoszą zakaz puszczania latawców. Niewinna zabawa szybko przeradza się w bitwę

POJEDYNEK Z NIEZNAJOMYM

Dwa latawce stykają się ze sobą w powietrzu – to sygnał, że rozpoczął się pojedynek. Cel jest jeden – odciąć latawiec przeciwnika. Czasem zwycięzca znany jest po kilku sekundach, czasem po 30 minutach. Podczas gdy w Europie latawiec kojarzy się przede wszystkim z zabawką dla dzieci, w Azji to narzędzie walki. Najsłynniejsze latawcowe bitwy organizowane są w Afganistanie i północnych Indiach, ale przede wszystkim podczas święta Basant w pakistańskim Lahore. „W tych krajach najpopularniejsze są »latawce-wojowniki« – mówi Andrzej Muzaj, członek międzynarodowego stowarzyszenia wielbicieli latawców „One Sky One World”. „Ich rozpiętość sięga najwyżej metra i najczęściej są obsługiwane przez dwie osoby – jedna kontroluje ruchy latawca w powietrzu, druga zwija i rozwija linkę”. Ze względu na ciasną zabudowę miasta walka od początku do końca pozostaje anonimowa.

Przez trzy dni w roku nad Lahore kłębią się tysiące kolorowych latawców, a samo miasto oblężone jest przez turystów z całego świata. Za wynajęcie dachu z dobrym widokiem wielu z nich skłonnych jest zapłacić nawet kilka tysięcy dolarów. W końcu to jedyne dni w roku, kiedy w Lahore można puszczać latawce bez obawy o wejście w konflikt z prawem.

Fakt, że latawce zostały wynalezione około 2500 lat temu w Chinach, nie jest przypadkiem. Wszystkie potrzebne materiały – jedwab na żagiel i bambus do wykonania szkieletu latawca – były na wyciągnięcie ręki. Z Chin, wraz z kupcami i marynarzami, latawce zawędrowały do Korei i Japonii, później przez Indie do krajów arabskich. W Europie po raz pierwszy pojawiły się około XIV wieku. Przez wieki służyły do mierzenia odległości, sprawdzania siły wiatru, komunikacji, badań atmosfery, ratownictwa morskiego, łowienia ryb. Dziś wspomagają napęd statków morskich (oszczędzając paliwo), służą też oczywiście do zabawy.

ŻYCZENIA DO NIEBA

Doleciały na wszystkie kontynenty, ale podbiły zwłaszcza serca Azjatów. W dawnej Tajlandii były odpowiednikami europejskich flag. Książęta, nad których posiadłościami unosiły się najwspanialsze egzemplarze, cieszyli się największym prestiżem. W dzisiejszej Japonii piątego dnia piątego miesiąca całe rodziny wypuszczają dziesiątki latawców, wierząc, że w ten sposób dodadzą swoim męskim potomkom waleczności. W Wietnamie przyczepia się do latawców grające fleciki. Puszczanie ich w Korei oznacza dobrą wróżbę, podobnie jak w Chinach, gdzie w czasie obchodów Nowego Roku przyczepia się do nich kartki z życzeniami i wysyła w niebo.

ŚWIĘTO JEST ŻÓŁTE

Dla Pakistańczyków i Hindusów czas puszczania latawców zaczyna się, gdy na rozległych polach gorczycy rozkwitają żółte kwiaty. Podczas wypadającego na przełomie stycznia i lutego festiwalu Basant Pakistańczycy celebrują nadejście wiosny, a Hindusi modlą się do patronki nauki i wiedzy – bogini Saraswati. W tym czasie cała północna część indyjskiego subkontynentu mieni się odcieniami żółci. Kobiety zakładają żółte sukienki i przystrajają posągi bogów żółtymi girlandami. W domach przyrządza się przyprawiany szafranem i kurkumą ryż. Zarówno Pakistańczycy, jak i Hindusi obdarowują się symbolizującymi dobrobyt żółtymi owocami, a niebo nad ich głowami usłane jest tysiącem kolorowych latawców. Wbrew pozorom to wcale nie sielanka. Masowe aresztowania, setki rannych i ofiary śmiertelne – to drugie oblicze największego w Lahore festiwalu.

KRWAWE ŻNIWA

Amatorzy walk latawców giną, spadając z dachów i drzew, ale największe żniwa, szczególnie wśród gapiów i motocyklistów, zbierają linki latawców. Wplątują się w druty wysokiego napięcia, powodując ryzyko porażenia prądem, mogą też posłużyć jako przewodniki dla piorunów w czasie burzy. Potrafią głęboko skaleczyć, czasem śmiertelnie. Jednocześnie są podstawowym elementem sprzętu prawdziwego „kite-fightera”. „Linki nasącza się pyłem szklanym, a właściwie specjalnie na ten cel przygotowaną miksturą tłuczonego szkła, kleju i zmielonego ryżu” – opowiada Andrzej Muzaj, pasjonujący się latawcami od 15 lat. „W efekcie linki są sztywne i ostre, łatwo za ich pomocą odciąć latawiec przeciwnika”.

Nylonowe żyłki coraz częściej zastępuje się sprowadzanym specjalnie z Chin, ostrym jak żyletka drutem, co tylko zaostrza problem.

Częste są również rany postrzałowe. W zeszłym roku jedna z kul wystrzelonych na wiwat zwycięzcy turnieju śmiertelnie raniła sześcioletniego chłopca. W Lahore zatrzymano wówczas 282 sztuki nielegalnej broni i aresztowano 700 osób. Dziesięcioro ludzi zginęło. To argument dla przeciwników festiwalu – ich zdaniem to święto hinduskie i żaden szanujący się muzułmanin nie powinien w nim uczestniczyć. Kiedy w 2004 roku zginęły cztery osoby – opozycji, mimo masowych protestów, udało się wymóc wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu puszczania latawców. Władze prowincji znoszą go tylko raz w roku i wyłącznie na kilkadziesiąt godzin festiwalu.

LATAWCE PRZECIWKO PODZIAŁOM

 

Czy ze względów bezpieczeństwa powinno się zakazać puszczania latawców podczas festiwalu Basant? „Absolutnie nie!” – uważa Andrzej Muzaj. „Podczas karnawału w Rio też giną ludzie, a jakoś nikomu nie spieszy się, żeby go zakazać. W każdym z nas drzemie instynkt walki. Dzięki latawcom, które są przecież symbolem pokoju, można go rozładować bez agresji”.

W tym roku przypadające na 11 lutego święto nie odbyło się. Ze względu na napięte nastroje polityczne po śmierci Benazir Bhutto i wybory parlamentarne, które odbyły się w Pakistanie 18 lutego, festiwal został odwołany i przeniesiony na połowę marca.

Mimo obowiązującego zakazu i zmiany daty festiwalu już 10 lutego, czyli w przeddzień pierwotnie wyznaczonej daty, nad Lahore szybowały latawce. Co więcej, puszczali je wszyscy – młodzi i starzy, muzułmanie i hindusi. Dla pochodzącego z Indii organizatora walk latawców Ajaya Prakasha nie ma w tym nic dziwnego: „Kasty, religie, kolor skóry, pochodzenie i język – wszystko przestaje istnieć, gdy patrzysz w niebo, trzymając w ręku latawiec”.

Zuzanna Kisielewska

Dziennikarka, z wykształcenia jest kulturoznawcą, w wolnych chwilach podróżuje po świecie.