Wóz na wielki mróz

Zima potrafi powstrzymać pochód najpotężniejszych armii i zniweczyć najambitniejsze plany. Co roku unieruchamia tysiące samochodów, do wściekłości doprowadzając ich właścicieli. Ale są pojazdy, które zimy się nie boją

Nie ma wątpliwości, że w niskich temperaturach, kiedy ziemię pokrywa śnieg, najlepiej sprawdzają się snowmobile (czyli skutery śnieżne). Napędzane są szeroką gąsienicą, ważą stosunkowo niewiele, a do tego jeżdżą naprawdę szybko – nawet 150 czy 200 kilometrów na godzinę. Udowodnił to ostatnio rekordowy skuter zespołu Lamtrac G-Force 1, który 23 września 2009 roku popędził aż 324 km/godz. Złośliwi powiedzą, że wyniku nie powinno się uznać, bo rekord bito na dnie słonego jeziora Bonneville daleko od śniegu, ale rezultat Lamtraca jest na tyle ważny, że daje pojęcie o możliwościach skuterów.

Skutery śnieżne nie pojadą po asfalcie (gąsienice tego nie wytrzymują), nie lubią też gładkiego, wyślizganego lodu. Co zrobić, kiedy trzeba przejechać wielkie zamarznięte jezioro? Do tego celu buduje się maszyny na płozach, z napędem w postaci wielkich śmigieł. Taki właśnie pojazd zostanie wykorzystany w liczącej 5 tysięcy kilometrów ekspedycji Moon Regan Trantarctic Expedition, która ma pokonać Arktykę: specjalnie do celów tej wyprawy powstał jednoosobowy Concept Ice Vehicle Lotusa. Maszyna ma trzy płozy, a odpowiednią siłę pędu zapewnia jej silnik motocyklowy BMW.

JAK ŚLIMAKI

Jeżeli chcemy jechać po lodzie na kołach, najlepiej, żeby pojazd mógł mocno „wgryźć się” w podłoże, na przykład za pomocą wbitych w oponę kolców. Takie rozwiązanie jest u nas zakazane prawnie, jednakże w Skandynawii na oponach tzw. kolcowanych zimą poruszają się dosłownie wszystkie samochody. Kolce mają różną długość. Te do zwykłych aut są krótkie i wyglądają jak małe stożki. Do lodowego speedwaya (zimowej odmiany żużla) stosuje się za to kolce ekstremalnie solidne, rozmiarem porównywalne z długimi gwoździami. Dzięki nim Rosjanie, którzy celują w tej widowiskowej dyscyplinie, mogą jeździć niezwykle agresywnie i na zakrętach niemal kłaść się na pokrytej lodem bieżni stadionu.

Już na początku XX wieku wymyślono śrubołaz – specjalny pojazd, który porusza się na dwóch śrubach Archimedesa. Jeśli dwie takie śruby ustawi się równolegle, a potem każdą z nich zakręci w przeciwną stronę (jedną zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a drugą przeciwnie do tego ruchu), to cały układ zacznie się przesuwać do przodu. Stąd blisko już do zbudowania odpowiedniego podwozia i maszyny zdolnej do poruszania się po miękkim gruncie. Nietypowy napęd był testowany w USA, Niemczech, w dawnym ZSRR (Ził-2906 – prototyp do podejmowania kosmonautów z trudnych i niedostępnych terenów ich lądowania) i w Holandii (DAF Amphiroll, napędzany dwoma silnikami dwusuwowymi połączonymi z dwiema przekładniami pasowymi, po jednym komplecie na każdy walec ślimak), ale nigdy nie wdrożono go do produkcji seryjnej. Dziś można się tylko domyślać, że powodem była paliwożerność oraz zbyt mała prędkość takich „świdrochodów”.

DLA WĘDKARZY

Załóżmy, że jesteśmy maniakami wędkowania i nie chcemy rezygnować z połowów nawet przy trzaskającym mrozie. Przy każdej wędkarskiej wycieczce czeka nas długi i niebezpieczny marsz po lodzie, a potem jeszcze godziny spędzone nad przeręblem. Powrót po przemarznięciu do szpiku kości na pewno nie będzie przyjemny. Tymczasem niewygód można uniknąć. Nasz lodowóz ani mrozu, ani tym bardziej lodu się nie boi – twierdzą właściciele firmy SnoBear z USA. SnoBear jest wykonywany z tworzywa, a w jego pudełkowatym nadwoziu z włókna szklanego może podróżować kilka osób. Pojazd porusza się na gąsienicach, które poprzez przekładnię CVT napędza 40-konny silnik Hyundaia, a do kierowania służy para nart (jak w przednim zawieszeniu skutera śnieżnego). W kabinie tego wehikułu przewidziano otwory, przez które – faktycznie bez wychodzenia na zewnątrz – da się łowić z przerębla. Wymyślono też specjalny system Accralift, pozwalający na opuszczenie karoserii tuż nad lód, mamy wspomaganie kierownicy, składane łóżka oraz, oczywiście, postojowe ogrzewanie.

NA RATUNEK

A co, jeżeli pod wehikułem lód się załamie? Istnieje pojazd, który na taką ewentualność jest przygotowany. To amerykański Wilcraft. Przypomina stalowo-aluminiową łódź z kołami i wystającym silnikiem, a przeznaczony jest dla myśliwych, wędkarzy oraz służb ratowniczych. Nie jest szybki (do 40 km/godz.), ale za to wytrzymuje ekstremalne warunki. Maszynę wyposażono w silnik o pojemności 300 cm3, dwustopniową skrzynię biegów (plus wsteczny) z blokadą dyferencjału, pojedynczy hamulec i drążek sterujący. Silnik uruchamia się elektrycznie, ale jeśli na zimnie padnie akumulator, można go też zapuścić ręcznie. Wilcraft waży tylko 250 kilogramów i jest na tyle wąski, że da się przewieźć na pace pikapa. Można zadać pytanie, czy ktoś, kto ma terenówkę, kupi jeszcze Wilcrafta za 10 tysięcy dolarów? Producent twierdzi, że takiej konkurencji się nie boi. Z prostego powodu: terenówki potrafią jeździć po lodzie, ale jeśli lód się załamie pod ich ciężarem, w wodzie już nie pływają…