Wulkan z Alaski nie śpi

Dwie małe erupcje zwiastują być może kolejny potężny wybuch wulkanu Redoubt na Alasce.

Wulkan Redoubt, położony na Alasce około 160 kilometrów na południowy zachód od Anchorage, obudził się z długiego snu. W niedzielę 22 marca doszło do erupcji. Następne miały miejsce w poniedziałek rano. Wulkan wyrzucił na wysokość kilku tysięcy metrów potężną chmurę pyłu. Na dodatek gorąco wydzielone podczas erupcji gazów i pyłu roztopiło lód i śnieg, które wymieszały się z tzw. materiałem piroklastycznym i jako tzw. lahar, czyli spływ popiołu ruszyły w dół. Na niewielkim odcinku została zalana droga i lokalny heliport w dolinie Drift River, które wulkaniczne błoto pokryło półmetrową warstwą. Na szczęście potok błota nie szkodził dwóch zbiorników z paliwem. W czwartek wulkan miał kolejne dwie silne erupcje. Tym razem chmura popiołu wznosiła się na 20 kilometrów. Opadający popiół pokrył śnieg w miastach Kenai, Soldotna i Cooper Landing. Wcześniej sejsmolodzy zaobserwowali gwałtowne zmiany temperatury wysokiej na 3109 m n.p.m. góry i odpowiednio wcześniej ostrzegli mieszkańców o konieczności zamknięcia okien w celu ochronienia się przed popiołem. Nawoływali także aby zachować ostrożność. Regularne obserwacje wulkanu Redoubt prowadzi Alaska Volcano Observatory. Podczas poprzedniej gwałtownej erupcji w 1989 roku prosto w chmurę popiołów wpadł samolot Boeing 767 linii KLM, który miał na pokładzie załogę i 231 pasażerów. Natychmiast zablokowały się silniki samolotu. Na szczęście pilotom udało się uruchomić je ponownie i uniknąć katastrofy. Dlatego tym razem ostrzeżeni odpowiednio wcześniej przewoźnicy skasowali niektóre loty. h.k.