Jak coś tak malutkiego może zagrozić całej armii ludzi? Zbrodnie robali

Są małe, paskudne, wejdą wszędzie i potrafią nam naprawdę napsuć krew. Prezentujemy fragment fascynującej książki o… robalach.

Niemiecki lekarz Friedrich Küchenmeister opublikował w 1857 roku książkę na temat pasożytów człowieka, w której opisał, jak wielkim strapieniem dla człowieka jest świadomość, że tasiemiec właśnie ma zamiar opuścić jego ciało.

„Możliwość wydalania segmentów pasożyta w sposób inny niż z odchodami jest stałym zmartwieniem pacjentów – pisał. – Proglotydy [segmenty tasiemca] przyczepione do nagiej skóry pod spodniami lub pod spódnicą, wywołując nieprzyjemne doznanie chłodnej wilgoci, bardzo niepokoją pacjentów; szczególnie kobiety żywią obawy, by proglotyd nie spadł niezauważony na ziemię, gdy spacerują lub stoją w miejscu publicznym”.

Niepokojenie kobiet noszących spódnice nie jest jednak największą szkodą, jaką pasożytnicze robaki wyrządzają człowiekowi. Często korzystają z pomocy innych stworzeń, których rola polega przede wszystkim na umożliwieniu robakom przedostawania się do naszych ciał. 

 

Tasiemiec Uzbrojony (Taenia solium)

Jesienią 2008 roku trzydziestosiedmioletnia mieszkanka Arizony przeżyła najbardziej przerażający dzień w swoim życiu. Właśnie została przewieziona na salę operacyjną w celu usunięcia tkwiącego głęboko w jej mózgu guza. Zapowiadała się ryzykowna operacja, ale kobieta nie miała wyboru: straciła władzę w lewej ręce, poczucie równowagi było zupełnie zaburzone i pojawiły się problemy z przełykaniem. Guz należało czym prędzej usunąć. Gdy podczas operacji, stojąc nad otwartą czaszką pacjentki i jej odsłoniętym mózgiem, chirurg nagle zaczął się śmiać, wywołał swoim zachowaniem niemały szok u reszty zgromadzonego na sali operacyjnej personelu.

Tymczasem atak śmiechu był spowodowany ulgą, jaką lekarz odczuł, widząc zagnieżdżonego w mózgu pacjentki tasiemca zamiast nieuleczalnego guza. Usunięcie robaka było prostym zabiegiem, a obudzona z narkozy kobieta usłyszała radosną nowinę, że nigdy nie miała guza mózgu.

Zakażenie tasiemcem uzbrojonym ma zwykle miejsce po zjedzeniu surowego lub niedogotowanego mięsa wieprzowego z larwami tasiemca. W ciele świni larwy wytwarzają wypełnione płynem cysty, które nie przekształcą się w okazy dorosłe, dopóki nie zostaną strawione przez człowieka. Gdy człowiek zje wieprzowinę zarażoną tymi cystami, larwy sadowią się w ścianie jelita, gdzie dojrzewają i osiągają kilka metrów długości. Dorosłe tasiemce mogą żyć w jelicie przez dwadzieścia lat, składając tysiące jaj, które wydalane są na zewnątrz razem z kałem. Taki osobnik albo sam opuszcza ciało nosiciela, albo zostaje zabity lekarstwami.

Tamta kobieta z Arizony najprawdopodobniej nie zaraziła się przez spożycie niedogotowanego mięsa wieprzowego, ale przez kontakt z ekskrementami, w których znajdowały się jaja tasiemca. Dzieje się tak, gdy przygotowująca posiłki zarażona przez robaka osoba nie umyje rąk po wyjściu z ubikacji, pozwalając jajom przeniesionym z kału pozostać na dłoniach podczas kontaktu z żywością.

Jeśli człowiek spożyje jaja zamiast larw, pojawia się inna forma zakażenia. Z połkniętych jaj wykłuwają się larwy, które początkowo są dość ruchliwe – wolą zwiedzać ludzkie ciało od wewnątrz, zamiast osiedlić się w jelicie. Wędrują do płuc, wątroby lub mózgu.

Chociaż nosicielami tasiemców bywają świnie, gdyż w ich organizmach rozwijają się larwy, żywicielem docelowym jest wyłącznie człowiek. To oznacza, że larwy mogą osiągnąć dojrzałość tylko w ludzkim organizmie. Ku zdziwieniu środowiska lekarskiego prowadząca telewizyjny talk-show Tyra Banks poświęciła niedawno jeden z odcinków programu tak zwanej diecie tasiemcowej, polegającej na tym, że stosujące ją osoby dobrowolnie zjadają jaja tasiemca, by stracić na wadze. W rzeczywistości tasiemiec może wywołać poważne problemy trawienne, anemię, uszkodzenie organów wewnętrznych, a nawet sprawić, że ludzie zamiast schudnąć, przytyją – to wszystko czyni tę dietę wysoce ryzykowną.

Szacuje się, że w skali całego globu tasiemcem uzbrojonym zaraża się jedna osoba na dziesięć, przy czym współczynnik ten jest o wiele wyższy w krajach ubogich. Obecność tasiemca w mózgu jest w dzisiejszych czasach najczęstszą na całym świecie przyczyną epilepsji – tragedii, której z łatwością można by zapobiec, przestrzegając zasad higieny. 

 

Filarioza (Wuchereria bancrofti oraz Brugia malayi)

To zakażenie pasożytniczymi robakami, znane też jako słoniowacizna, powoduje u człowieka pogrubienie i pomarszczenie skóry oraz groteskowe obrzęki rąk, nóg, piersi i genitaliów. Nosicielami pasożyta jest ponad sto dwadzieścia milionów ludzi na całym świecie; najcięższe objawy występują u czterdziestu milionów.

Pasożyt do wypełnienia cyklu życiowego potrzebuje zarówno człowieka, jak i komara: nowo narodzone robaki (zwane mikrofilariami) mogą przeobrazić się w larwy jedynie w ciele komara, larwy z kolei osiągają postać dorosłą tylko w organizmie człowieka. Potomstwo dojrzałego osobnika – czyli następne pokolenie mikrofilarii – musi znaleźć drogę powrotną od ludzkiego żywiciela do komara, by móc kontynuować wzrost i powtórzyć cały proces.

Pojedyncze ukąszenie przez insekta prawdopodobnie nie spowoduje przeniesienia choroby. Potrzeba setek ugryzień, by odpowiednio dużo męskich i żeńskich larw dostało się do organizmu człowieka, wytropiło się nawzajem i wydało na świat potomstwo. Jednak gdy tak się stanie, dorosłe robaki sadowią się w układzie limfatycznym i budują podobne do gniazd struktury, blokujące przepływ limfy, co prowadzi do powstawania charakterystycznych obrzęków. Dorosłe okazy żyją od pięciu do siedmiu lat. Łączą się w pary i wydają na świat miliony potomstwa, które krąży we krwi w nadziei na wydostanie się na zewnątrz podczas posiłku jakiegoś komara. Choroba ta występuje w najbiedniejszych częściach świata, między innymi w Afryce, Ameryce Południowej, niektórych regionach południowej Azji, na Pacyfiku i na Karaibach.

Chociaż testy potrafią wykryć obecność mikrofilarii we krwi, ich nietypowe zachowanie sprawia, że nie jest to metoda niezawodna: te maleńkie stworzenia krążą jedynie nocą, bo wtedy właśnie komary są aktywne. Badanie krwi przeprowadzone w ciągu dnia może ich wcale nie wykazać. Leczenie jest jeszcze trudniejsze; nie ma sposobu, by usunąć dorosłe robaki, ale rokroczne zażycie pigułki przeciw robakom o nazwie mectizan zabija potomstwo i zapobiega rozprzestrzenianiu się choroby. Jednakowoż dostarczanie leku rok w rok do odległych obszarów albo do krajów rozdartych przez wojny wcale nie jest łatwe.

Obecnie służby medyczne próbują innej strategii: dodają środek przeciw robakom do soli kuchennej – koszt tak wzbogaconej soli to zaledwie dwadzieścia sześć centów za torebkę. W Chinach, gdzie rząd nakazał obywatelom używanie tego specyfiku, całkowicie wyeliminowano chorobę. Rozprowadzanie zaprawionej lekiem soli wśród najbiedniejszej ludności świata, choć sam pomysł mógł wydawać się dziwny i wzbudzać wątpliwości, przynosi w istocie wiele korzyści. Środki odrobaczające zabijają kilka innych irytujących pasożytów, łącznie z obleńcami, wszami i świerzbowcami. Jeden z pracowników centrów zwalczania chorób, zajmujący się wykorzenianiem filariozy, nazwał lek viagrą dla ubogich, ponieważ uwolnieni od ciągłego rozdrażnienia przez pasożyty pacjenci i czują się, i wyglądają lepiej, odzyskują więc ochotę na uprawianie miłości, co skutkuje przyrostem naturalnym w objętych leczeniem społecznościach. „Słyszałem o nadawaniu dzieciom imienia Mectizan”, powiedział dziennikarzowi. 

 

Schistosomatoza (Schistosoma – różne gatunki)

Za przenoszenie pasożytniczej przywry z rodzaju Schistosoma należy obwiniać słodkowodne ślimaki. Jaja robaka wydalane są przez zarażonych ludzi w kale lub moczu. Jeśli te odchody spłyną do rzeki lub jeziora, z jaj wykluwają się larwy, które muszą następnie dostać się do ciała słodkowodnego ślimaka, gdzie wydają na świat następne pokolenie. Jego przedstawiciele opuszczą następnie organizm mięczaka i poczekają, aż jakiś człowiek będzie brodził w wodzie, by wgryźć się pod jego skórę i kontynuować cykl życiowy.

Ta choroba, zwana schistosomatozą lub bilharcjozą, dotyka dwustu milionów ludzi na całym świecie, zwłaszcza w Afryce, ale także na Bliskim Wschodzie, we wschodniej Azji, w Ameryce Południowej i na Karaibach. U chorych pojawia się wysypka, symptomy podobne do tych przy grypie, krew w moczu oraz uszkodzenia jelit, pęcherza moczowego, wątroby i płuc.

Pigułka o nazwie praziquantel, podawana raz w roku, leczy chorobę i zapobiega dalszym zakażeniom. Lek kosztuje tylko jedenaście centów, więc jeśli jego rozpowszechnieniu towarzyszyć będzie poprawa warunków sanitarnych, być może pewnego dnia choroba zostanie całkowicie wyeliminowana. 

Glista ludzka (Ascaris lumbricoides) Ascaris lumbricoides nie potrzebuje pomocy komarów ani ślimaków, by trafić do przewodu pokarmowego człowieka. Przy ponad trzydziestu centymetrach długości i średnicy mniej więcej ołówka sama potrafi o siebie zadbać. Glisty osiedlają się w jelicie cienkim, gdzie dożywają wieku dwóch lat. Samica jest w stanie znieść do dwustu tysięcy jaj dziennie. Jaja wydostają się na zewnątrz wraz ze stolcem. Gdy znajdą się na ziemi, zamieniają się w maleńkie larwy, które nie mają problemu ze znalezieniem drogi do ciała człowieka. Zdarza się to najczęściej na obszarze o kiepskich warunkach sanitarnych, gdzie dzieci bawią się na ziemi w pobliżu latryn, albo w społecznościach, w których w niewłaściwy sposób używa się ludzkich odchodów jako nawozu przy uprawie roślin, zjadanych później bez należytego umycia.

Gdy z powrotem znajdą się w ciele człowieka, robaki spędzają około dwóch tygodni w płucach, następnie przenoszą się do gardła, gdzie zostają połknięte. W ten sposób dostają się do jelita cienkiego i tam osiągają postać dorosłą. W najcięższych przypadkach człowiek może zgromadzić w swoich jelitach nawet kilkaset dojrzałych osobników. Ciekawa rzecz, że robaki te źle znoszą środki używane do znieczulenia ogólnego i zdarzało się, że na stole operacyjnym uciekały z ciała pacjenta przez nos i usta. Na terenach, gdzie powszechne jest zarobaczenie glistą, chirurdzy wiedzą, że należy przed operacją podać środek odrobaczający, by zapobiec zatykaniu rurek intubacyjnych przez uciekające z ciała chorego przestraszone robaki.

Chociaż u niektórych ludzi pojawiają się tylko łagodne symptomy żołądkowe, poważne przypadki zarobaczenia glistą (zwane askariozą lub glistnicą) mogą prowadzić do problemów z oddychaniem, niedoboru składników pokarmowych, uszkodzenia organów wewnętrznych i poważnych reakcji alergicznych. Szacuje się, że zarażonych glistą ludzką jest około półtora miliarda osób – niemal jedna czwarta ludzkości. W większości są to dzieci. Glisty zabijają w przybliżeniu sześćdziesiąt tysięcy osób rocznie, głównie przez blokadę jelit.

Glistnica występuje w tropikach i na obszarach podzwrotnikowych całego świata, ale zdarza się też w południowych częściach Stanów Zjednoczonych. Robaków można się pozbyć za pomocą leków, a występująca w ziemi bakteria BT (Bacillus thuringiensis), używana do zwalczania żyjących w glebie nicieni, rokuje duże nadzieje także w leczeniu ludzi, aczkolwiek jedynym pewnym sposobem na wyeliminowanie tej choroby jest poprawa warunków sanitarnych. 

 

Drakunkuloza (Dracunculus medinensis)

Prezydent Jimmy Carter na własne oczy widział skutki zarażenia nitkowcem podskórnym (Dracunculus medinensis) w 1988 roku, gdy odwiedził pewną wioskę w Ghanie w ramach działań humanitarnych fundacji Centrum Cartera. Ponad połowa mieszkańców wioski była opanowana przez te pasożyty. Prezydent powiedział wówczas dziennikarzom: „Najżywiej zapadł mi w pamięć widok młodej, pięknej, około dziewiętnastoletniej kobiety z robakiem wyłażącym z jej piersi. Później dowiedzieliśmy się, że w ciągu tamtego sezonu wyszło z niej jeszcze jedenaście okazów”. Drakunkuloza jest starożytnym schorzeniem, którego ślady stwierdzono w mumiach egipskich.

Chorobę roznosi drobny słodkowodny skorupiak, zwany oczlikiem, którego często połykają osoby pijące wodę ze stawów lub innych nieoczyszczonych źródeł. Oczlik ginie, gdy zostanie połknięty, a żyjący w jego organizmie nitkowiec podskórny przenosi się do jelita cienkiego, gdzie dorasta i łączy się w pary. Samiec umiera, ale samica w końcu osiąga od sześćdziesięciu do dziewięćdziesięciu centymetrów długości, przypominając długą nitkę spaghetti. Wgryza się w tkankę łączną wokół stawów oraz wzdłuż kości rąk i nóg.

Człowiek może zdać sobie sprawę, że został zarażony, dopiero po upływie roku. Wówczas bowiem samica gotowa jest wyjść do świata, przemieszcza się więc pod skórę żywiciela i tworzy na jej powierzchni pęcherz, który pęka po kilku dniach. Pewną ulgę od piekącego bólu przynosi zwilżanie rany chłodną wodą – a na to właśnie liczy robak. Gdy tylko ofiara zanurzy rękę lub nogę w wodzie, samica nitkowca delikatnie wysuwa się spod skóry i uwalnia miliony larw, przedłużając w ten sposób istnienie gatunku.

Najgorsze jednak jest to, że sama nie spieszy się z opuszczaniem ludzkiego ciała, a wszelkie próby złapania jej lub pocięcia na kawałki kończą się tym, że chowa się na powrót pod skórą, by później wyłonić się w innym miejscu. Niełatwo jest leczyć osoby zarażone, ponieważ nie ma lekarstw działających na tego robaka. Ludzie zmuszeni są więc czekać, aż nitkowiec sam się pokaże, następnie ostrożnie owijają kawałkiem gazy albo okręcają wokół patyka jego wystającą ze skóry część, aby nie mógł schować się z powrotem. Codziennie kawałek po kawałku nawija się robaka na patyk, aż wreszcie po mniej więcej miesiącu cały wydostaje się na zewnątrz.

Walka z Dracunculus medinensis jest znaczącym wydarzeniem, ponieważ okazała się niezwykle skuteczna. Dwadzieścia lat temu odnotowano trzy i pół miliona przypadków zachorowań w dwudziestu krajach Afryki i Azji, z czego obecnie pozostało trzy i pół tysiąca, głównie w Ghanie, Sudanie i Etiopii.

By powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby, ludzie nauczyli się filtrować wodę pitną przez płótno lub słomki, które zawsze noszą przy sobie. Jeśli obecne wysiłki w zwalczaniu nitkowca podskórnego nadal będą przynosić równie dobre rezultaty, drakunkuloza będzie pierwszą wyeliminowaną chorobą pasożytniczą i pierwszą ludzką chorobą pokonaną bez pomocy szczepionek czy lekarstw. 

Więcej w książce „Zbrodnie robali” wydanej przez Wydawnictwo W.A.B. pod patronatem „Focusa”.