Zen na co dzień: śmiej się, oddychaj i zwolnij tempo

Zen uczy, jak w dzisiejszych czasach praktykować życie pełne buddyjskiej mądrości – bez gonitwy, napięcia i ciągłej walki.
Zen na co dzień: śmiej się, oddychaj i zwolnij tempo

Wariactwo?

Wiele lat temu podczas warsztatów dobrego życia w Londynie poznałam Alice. Pro wadziła jeden z wykładów. Burza rudych loków, szeroki uśmiech i przepiękne lniane wdzianko. Zapamiętałam też, że zdziwiła mnie jej wizytówka, na której było napisane: „transition coach”.

„Pomagam ludziom doświadczać zmiany w życiu” – wytłumaczyła. Podczas jej wykładu słuchałam zdumiona, jak mówi o sztuce zatrzymania się, poddania intuicji, trudnemu wyzwaniu, żeby czasem nic nie zrobić,  kiedy czujemy, że to nie jest dobry moment. „Miałam przygotować dla was wykład, ale kiedy usiadłam przed czystą kartką, zrozumiałam, że nic nie napiszę i stanę przed wami tak jak teraz, bez przygotowania. Wolałam pomedytować”. „Wariactwo i brak profesjonalizmu” – pomyślałam wtedy. Dzisiaj wiem, że Alice praktykowała życie pełne buddyjskiej mądrości – bez gonitwy, napięcia i ciągłej walki. Taki sposób życia nazywa się zen.


W nurcie rzeki

Jak spojrzeć na świat oczami wyznawcy zen? Praktykujący buddyści przytaczają często pewną przypowieść.

Trzech mężczyzn – buddysta, wyznawca zen i taoista – wpada do rzeki, kiedy pod ich wozem załamuje się most. Buddysta płynie chwilę z prądem, aż w końcu decyduje się na ogromny wysiłek i – walcząc z nurtem, ignorując zimno i ból mięśni – dobija w końcu do brzegu. Odczuwa zadowolenie, że udało mu się wyjść cało z opresji. Wyznawca zen płynie zaś dalej, rozmyślając. Uznaje, że to jest jego obecne doświadczenie. Myśli też, że jeśli poczeka, w którymś momencie nurt sam wyrzuci go na brzeg. Próbuje się przyzwyczaić do zimna oraz zignorować strach przed rozbiciem się o kamienie. Kiedy w końcu rzeka doprowadza go bliżej brzegu, spokojnie wydostaje się na suchy ląd. A co dzieje się z taoistą? Podobnie jak wyznawca zen akceptuje swoje położenie. Uznaje też, że skoro załamał się most, naturalne jest to, że teraz znajduje się w wodzie. Postanawia dać się ponieść nurtowi rzeki i zobaczyć, co zdarzy się dalej. Wszystko bowiem jest naturalną konsekwencją drogi tao.
Tu i teraz.

Ta historyjka jest tylko metaforą. Pozwala jednak zrozumieć, jak buddyzm podchodzi do tego, co przydarza nam się w życiu. Zen jest jedną z odmian chińskiej myśli buddyjskiej.

To dźwięczne słowo po japońsku oznacza „medytację” (chiński odpowiednik zen to „chan”, a indyjski – „dhyana”). Czym jest? Łatwiej chyba opisać, czym nie jest. Alan Watts, nieżyjący już brytyjski filozof i jeden z pionierów filozofii buddyjskiej w zachodnim świecie, tłumaczył to tak: „Zen nie jest religią
ani filozofią, nie jest też myślą psychologiczną czy nauką w rozumieniu świata Zachodu. Zamiast tego, podobnie jak tao czy joga, jest drogą do wyzwolenia się człowieka”.

 

Zasada zen

Skoro zen nie jest religią ani nawet filozofią, trudno przypisać jej konkretną formę i strukturę. Na szczęście istnieje kilka zasad, na których można się oprzeć. Po pierwsze to bardziej podejście do życia niż zestaw wierzeń. Jego podstawą jest spokój, który płynie z bycia częścią czegoś więcej niż pojedyncze „ja”. Opiera się na przekonaniu, że cały świat jest jednością. Zen oznacza przede wszystkim życie „tu i teraz” i pełne doświadczanie rzeczywistości, z czym oczywiście wiąże się dystans do pędu współczesnego życia i do materialnego świata.

„Dlaczego życie zdaje nam się tak frustrujące? Wcale nie z powodu bliskości śmierci czy bólu, lęku czy głodu, ale przez ciągłe kręcenie się, szum i szalone próby oderwania się od doświadczania »ja«, od bycia obecnym w czasie teraźniejszym.

Żeby zrozumieć muzykę, musisz jej słuchać. Ale tak długo, jak myślisz: »Teraz słucham muzyki«, tak naprawdę wcale jej nie słuchasz. W sensie materialnym nie ma, nigdy nie było i nie będzie niczego innego jak teraźniejszość” – tak o uważności, która jest częścią praktyki zen, Watts pisał w książce
„The Wisdom of Insecurity” („Mądrość niepewności”).

„Zen jest jednocześnie pełnią i pustką, wszystkim i niczym” – mówi jedno z chińskich przysłów. To paradoks, ale tylko częściowy. Chodzi w nim tylko o to, żeby otworzyć się na to, co znajduje się poza etykietami, stereotypami i rozproszeniem, które funduje nam cywilizacja, a zwłaszcza technologia.

Pies Joko nie cierpi

W głośnej książce „Zen na co dzień, miłość i praca” Charlotte Joko Beck, ekscentryczna amerykańska buddystka, podkreślała, jak ważne w odnalezieniu sensu życia jest cierpienie.

Praktyka zen ma główne zadanie: ułatwienie człowiekowi życia. Ale nie uniknięcie bólu! „Ból jest częścią istnienia” – pisze Joko i przypomina, że przecież już Budda mówił, że „wszyscy tak samo cierpimy”. „Tylko mój pies nie martwi się o sens istnienia!” – dodaje Joko pocieszająco.

I rzeczywiście, większość z nas rozumie, że w życie wpisane są trudności, ale że wypełnia je też przecież dużo więcej: miłość, radość, zmiana. Według myślenia zen, żeby znaleźć spokój wewnętrzny, należy rozwijać w sobie świadomość istnienia i doświadczać obu stron życia – tej słonecznej, ale
i mrocznej. „Ból głowy, choroba czy nieszczęście naprawdę nie muszą wpływać na jakość naszego życia” – pisała Amerykanka.

Jak żyją współcześni uczniowie zen? Wielu z nas wydaje się, że trzeba wstawać o świcie i po ascetycznym śniadaniu medytować godzinami na twardej podłodze. Ale Joko mówi tak: „Żeby żyć zgodnie z zen, nie musisz być mnichem. Możesz pracować, mieć rodzinę i bogate życie towarzyskie. Zen jest w głowie”. Chodzi więc o stworzenie mentalnych nawyków, które prowadzą do spokojnego, pełnego świadomości przeżywania świata.

Być może pamiętacie słynną książkę „Jedz, módl się i kochaj”. Istota zen zawiera się w podobnej, może nawet jeszcze prostszej formule: „Śmiej się, oddychaj i przede wszystkim zwolnij tempo”. Zasadę tę sformułował najbardziej znany – obok Dalajlamy – buddyjski mnich, 86-letni Wietnamczyk Thich Nhat Hanh. Chodzi mu o to, że dobre życie jest dużo prostsze, niż może nam się wydawać.

Jeden z mistrzów zen, XVII-wieczny chiński malarz Wu Li, podawał taką prostą receptę na szczęście: „Zanim osiągniesz oświecenie, zajmij się noszeniem wody i rąbaniem drewna. A gdy już dostąpisz nirwany, dalej noś wodę i rąb drewno”. Proste? Proste. Zen nie jest drogą do ekscytacji, ale koncentracją na codziennej rutynie.