Odrzucają szczepionki, ewolucję i GMO. Jak bardzo nam szkodzą? Podsumowaliśmy to

Kwestionowanie wyników badań naukowych stało się ostatnio modne. Im więcej ludzi wierzy w bzdury, tym większe zagrożenie dla naszej cywilizacji – i dla każdego z nas.
Odrzucają szczepionki, ewolucję i GMO. Jak bardzo nam szkodzą? Podsumowaliśmy to

„Nie zawracajcie mi głowy faktami” – to hasło zdominowało dyskusje podczas ostatniej kampanii wyborczej w USA. I choć jest ono w użytku co najmniej od połowy XX wieku, stało się wyjątkowo aktualne. To esencja tzw. postprawdy, czyli – zgodnie z definicją ze „Słownika Oksfordzkiego” – sytuacji, w której fakty są mniej ważne dla kształtowania opinii publicznej niż odwoływanie się do emocji i osobistych przekonań. Dziś można zaprzeczyć w zasadzie dowolnej tezie, nie mając ku temu żadnych racjonalnych podstaw.

Krytyczne podejście do rzeczywistości jest podstawą nauki, ale w erze postprawdy obraca się przeciw niej. Ugruntowane odkrycia można zakwestionować za pomocą jednego memu – obrazka z chwytliwym tekstem, powielanego w nieskończoność w internecie. Nawet kompletnie fałszywa informacja może zyskać dziś większy rozgłos niż teoria ewolucji, która przechodzi rygorystyczne testy naukowe od ponad stulecia. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że osoby negujące osiągnięcia nauki robią to za pośrednictwem technologii, które nie powstałyby bez badań naukowych. Niebezpieczeństwo zaś kryje się w tym, że jeśli nie będziemy ufać nauce, nasza cywilizacja nie tylko przestanie się rozwijać, ale też może
stanąć w obliczu katastrofy.

„Kiedyś sądziłem, że główne problemy ze środowiskiem naturalnym to utrata bioróżnorodności, załamanie się ekosystemów i zmiany klimatyczne. Uważałem, że wystarczy 30 lat dobrych badań naukowych, by poradzić sobie z tymi problemami. Ale byłem w błędzie. Główne problemy ze środowiskiem to chciwość, egoizm i apatia… Aby sobie z nimi poradzić, potrzebujemy zmiany kulturowej i duchowej. A na tym my, naukowcy, się nie znamy” – stwierdził Gus Speth, amerykański prawnik i specjalista od ochrony środowiska.
Pozostaje nam mieć nadzieję, że uczeni się tego szybko nauczą. Żadne memy nie uchronią nas bowiem przed katastrofami związanymi z globalnym ociepleniem, a homeopatia nie zastąpi szczepionek przeciw wirusom grypy, mogącym wywołać epidemię na globalną skalę.

 

1. Antyszczepionkowcy

Początki: pierwsza połowa XIX wieku. 

Gdy pod koniec XVIII w. Edward Jenner stworzył pierwszą szczepionkę na ospę prawdziwą, wykorzystał wirusa tzw. krowiej ospy, czyli krowianki, która czasem przenosi się na ludzi. Choć jego pomysł szybko zyskał uznanie lekarzy, wiele osób obawiało się kontaktu z krowim mikrobem. Satyryk James Gillray narysował nawet karykaturę, na której zaszczepionym przez Jennera osobom z różnych części ciała zaczynają wyrastać krowy.

Opory budził też przymusowy charakter szczepień. Dopiero ich skuteczność przekonała ludzi do tego, że taki sposób walki z chorobami ma sens. Niestety, nie trwało to zbyt długo. W latach 90. ubiegłego stulecia brytyjski lekarz Andrew Wakefield zaczął głosić, że szczepienia mają związek z autyzmem – zaburzeniem rozwojowym, które jest coraz częściej rozpoznawane u dzieci. Udało mu się nawet opublikować badania na ten temat w prestiżowym czasopiśmie medycznym „The Lancet”. Później okazało się, że wyniki były celowo sfałszowane. Publikacja została oficjalnie wycofana przez „The Lancet”, Wakefield utracił prawo wykonywania zawodu w Wielkiej Brytanii, ale dla osób obawiających się szczepień były to jedynie dowody na szeroko zakrojony spisek przeciw lekarzowi, który ośmielił się ujawnić „prawdę”.

Dziś ruchy antyszczepionkowe mają rosnący wpływna rodziców małych dzieci. Efekt? „Od kilku lat znacznie rośnie w Polsce liczba niewykonanych szczepień. O ile w 2012 r. było ich 5314, o tyle rok później – 7248, w 2014 – 12361, a od stycznia do czerwca 2015 roku – 14500” – pisze Izabela Filc-Redlińska w książce „Szczepionki – nie daj się zwariować”. I choć na razie nie wywołało to jeszcze znaczących skutków zdrowotnych, to jeśli liczba niezaszczepionych będzie rosnąć w takim tempie, za kilka lat może osiągnąć groźny poziom.

Szkodliwość: DUŻA

Rodzice, którzy nie chcą szczepić swoich dzieci, narażają je na groźne choroby, takie jak odra, krztusiec czy gruźlica. Ale zagrożeni są też inni. Np. osoba niezaszczepiona przeciw różyczce może zainfekować nią kobietę w ciąży, a to stwarza duże ryzyko pojawienia się wad rozwojowych u płodu. Podobnie może być w przypadku osób o osłabionej odporności, np. przewlekle chorych czy starszych – dla nich „dziecięce” choroby mogą się okazać śmiertelnie groźne. Odmowa szczepień w przypadku pojawienia się nowej odmiany wirusa (np. grypy) przyczyniłaby się do szybkiego rozwoju pandemii – epidemii na globalną skalę.

Ziarno prawdy: 

Szczepionki, tak jak każda terapia znana medycynie, mają skutki uboczne. Te poważne występują bardzo rzadko i powinny być szczegółowo badane. Lekarze przyznają, że monitoring skutków ubocznych szczepień w Polsce wymaga usprawnienia. Nie oznacza to jednak, że szczepionki są niebezpieczne dla dzieci.

 

2. Homeopaci

Początki: koniec XVIII wieku

Metoda opracowana pod koniec XVIII w. przez Samuela Hahnemanna zakładała, że można leczyć podobne podobnym. Przykładowo, jeśli chory gorączkuje, trzeba mu podać nie lek przeciwgorączkowy, lecz niewielką dawkę substancji wywołującej gorączkę. Tę metodę Hahnemann nazwał homeopatią. Jej istotą jest jednak znaczenie sformułowania „niewielka dawka”. Homeopaci twierdzą, że substancja lecznicza może pozostawić po sobie ślad w wodzie, do której zostanie dodana. Im większe rozcieńczenie, tym działanie preparatu ma być silniejsze. „Substancja dodana do wody miałaby zmieniać jej strukturę na zasadzie mechanizmu zwanego epitaksją. Sprzyjać mają temu kolejne rozcieńczenia i wstrząsanie roztworu, stosowane przez homeopatów” – pisze Michael Brooks w książce „13 rzeczy, które nie mają sensu”.

I faktycznie, z punktu widzenia nauki nie ma to żadnego sensu. Wielokrotne rozcieńczanie sprawia, że w roztworze nie zostaje ani jedna cząsteczka substancji leczniczej. Nie ma dowodów na to, że H2O przenosi jakąś „leczniczą informację”, która korzystnie wpływa na pacjenta. Badania naukowe pokazały natomiast, że homeopatia działa jak placebo, czyli pozorowane leczenie – sam fakt zażycia kupionego w aptece preparatu sprawia, że czujemy się lepiej.

Mimo to zwolennicy i producenci homeopatii nie rezygnują. Ci pierwsi mówią o spisku firm farmaceutycznych, które jedynie „trują” pacjentów. Ci drudzy bronią się przed wycofaniem swych produktów z aptek i odebraniem im statusu leku. Coraz mniej skutecznie – w USA mają już obowiązek informowania pacjentów, że ich sprzedawane bez recepty preparaty homeopatyczne z naukowego punktu widzenia nie są skuteczne. Podobne działania proponuje też polska Naczelna Izba Lekarska.

Szkodliwość: UMIARKOWANA

Pacjenci „leczący się” wyłącznie homeopatią ryzykują zdrowiem i życiem, gdy ich choroba jest poważna. Jeśli ktoś stosuje preparaty homeopatyczne w połączeniu z terapiami bazującymi na dowodach naukowych, zagrożenie jest mniejsze. Z mniej poważnymi schorzeniami organizm sam się upora. Jednak od tej reguły są wyjątki. Amerykańska agencja FDA twierdzi, że homeopatyczne żele łagodzące objawy ząbkowania u niemowląt są niebezpieczne i mogły doprowadzić nawet do śmierci 10 dzieci. Wchodząca w ich skład toksyczna substancja nie została odpowiednio rozcieńczona.

Ziarno prawdy:

Niewielka ilość szkodliwej substancji może poprawić działanie układu odpornościowego – to zjawisko nazywamy hormezą. Tak działają na nas m.in. niektóre związki chemiczne obecne w owocach i warzywach albo małe dawki promieniowania radioaktywnego. Nie są to jednak dawki tak absurdalnie małe jak w homeopatii.

 

3. Sceptycy klimatyczni

Początki: lata 90. XX wieku

Trudno nie wierzyć w to, co pokazują urządzenia pomiarowe. Nawet najwięksi sceptycy zaczynają niechętnie przyznawać, że globalne ocieplenie jest faktem. Nadal jednak utrzymują, że to nie człowiek jest temu winny. Winą próbują obarczać wulkany (choć produkują one sto razy mniej CO2 niż ludzkość) lub Słońce (choć aktywność naszej gwiazdy spada mniej więcej od połowy XX wieku).

Skąd taki opór? Jeśli przyjmiemy, że to nasz przemysł i rolnictwo są odpowiedzialne za zmiany klimatyczne, recepta na przeciwdziałanie im jest tyleż prosta, co bolesna: mniej konsumować. Dotyczy to zarówno paliw kopalnych, jak i np. mięsa, którego produkcja jest wyjątkowo nieekologiczna. Mniejsza konsumpcja oznacza mniejsze zyski dla lwiej części firm, a dla obywateli – wyrzeczenia i obniżenie poziomu życia. Walka z globalnym ociepleniem nie opłaca się prawie nikomu, jeśli spojrzymy na to z perspektywy najbliższych lat.

Oczywiście politycy nie powinni być tak krótkowzroczni. Jednak i oni poddają się coraz częściej pseudonaukowej propagandzie, np. oskarżając ekologów o zarabianie na walce z globalnym ociepleniem. Skoro to nie człowiek odpowiada za zmiany klimatu, możemy budować kolejne kopalnie, elektrownie węglowe i samochody z silnikami spalinowymi, przy okazji wycinając lasy. Wyborcy będą zadowoleni, a z klimatem przecież jakoś to będzie.

Szkodliwość: DUŻA

Spalając węgiel i produkty ropy naftowej zatruwamy powietrze, co przekłada się już dziś na więcej zachorowań i przedwczesnych zgonów. Natomiast w perspektywie dziesięcioleci rosnące temperatury m.in. zagrażają rolnictwu (zwłaszcza w krajach rozwijających się), zwiększają ryzyko zalania terenów przybrzeżnych, wystąpienia ekstremalnych zjawisk pogodowych (takich jak susze czy powodzie) oraz zasięg chorób tropikalnych.

Ziarno prawdy:

W dziejach Ziemi zdarzały się wielokrotnie zmiany klimatyczne z przyczyn naturalnych – także ocieplenia o katastrofalnych skutkach. Dane naukowe wskazują jednak, że tym razem mamy do czynienia z innym zjawiskiem, bezpośrednio związanym z rozwojem naszej cywilizacji.


Czym się różni negacjonista od sceptyka?

Sceptycyzm jest jednym z fundamentów nauki. Badacze zawsze muszą mieć świadomość, że nasza wiedza o świecie jest ograniczona, a obowiązujące teorie można podważać i krytykować, jeśli są po temu powody. Jednak dla naukowca takim powodem są nowe dane wynikające z badań i podlegające weryfikacji. Negacjoniście wystarczy osobiste przekonanie lub własne obserwacje. Największa różnica dotyczy gotowości do zmiany zdania. Naukowiec powinien zaakceptować nową teorię, jeśli lepiej tłumaczy wyniki badań niż stara. Negacjonista kurczowo trzyma się swojego stanowiska. Oto kilka cech charakterystycznych takiej osoby.

 

4. Kreacjoniści

Początki: połowa XIX wieku

Gdy Karol Darwin opublikował książkę „O powstawaniu gatunków”, wywołał trzęsienie ziemi nie tylko w świecie nauki. Teoria ewolucji odrzucała dogmaty religijne, zgodnie z którymi życie, a w szczególności człowiek, miało powstać dzięki działaniu istoty wyższej. Co więcej, strąciła człowieka z piedestału – nie był już „koroną stworzenia”, lecz tylko jednym z wielu gatunków podlegających takim samym prawom biologicznym jak robak czy chwast. Ewolucjonizm, w którym tak wielką rolę odgrywają przypadkowe mutacje DNA, dla wielu osób był świętokradztwem i obelgą. Nie zmieniło się to do dziś.

Najbardziej ekstremalni kreacjoniści uważają, że wszelkie życie stworzył Bóg w ciągu sześciu dni – dokładnie tak jak w Biblii. Ewolucja nigdy nie miała miejsca, a świat powstał 6 tys. lat temu. Zwolennicy tzw. teorii inteligentnego projektu uważają, że życie na Ziemi faktycznie powstało dawno temu, ale kierowała tym jakaś siła sprawcza, która zaprojektowała organizmy. Zdarzają się i tacy, którzy twierdzą, że ewolucja może dotyczyć wszystkich stworzeń z wyjątkiem człowieka – istoty tak wyjątkowej, że nie mogła mieć wspólnych przodków z szympansami czy orangutanami.

Już w 1973 r. wybitny amerykański genetyk Theodosius Dobzhansky stwierdził, że w biologii nic nie ma sensu, jeśli nie patrzymy na nią przez pryzmat ewolucji. Osoby odrzucające ewolucjonizm siłą rzeczy negują także fundamentalne odkrycia biologiczne – poczynając od znalezisk paleontologicznych pokazujących, jak zmieniały się gatunki, po mechanizmy genetyczne. Ewolucję widać na poziomie DNA zarówno u ludzi, jak i u najprostszych wirusów. Bez tej teorii ucierpiałyby więc także medycyna, biotechnologia czy ekologia.

Szkodliwość: UMIARKOWANA

Lekceważenie teorii ewolucji na co dzień wydaje się niegroźne. Osoby, które to robią, i tak czerpią z osiągnięć biologii wykorzystującej ewolucjonizm na wielu płaszczyznach. Potencjalnie groźne jest natomiast usuwanie teorii ewolucji z programów nauczania w szkołach lub pomniejszanie jej znaczenia. Istnieje też ryzyko, że takie postawy zaczną wpływać również na podział funduszy na badania naukowe.

Ziarno prawdy:

Teoria opracowana przez Darwina nie była idealna ani kompletna. Dzięki pracy kolejnych pokoleń naukowców została zweryfikowana i rozbudowana. Współczesny ewolucjonizm wciąż się rozwija – wciąż trwają dyskusje np. nad mechanizmami takimi jak dobór grupowy (preferowanie przez ewolucję cech, które są korzystne dla grupy, ale nie dla pojedynczego osobnika).

 

5. Przeciwnicy GMO

Początki: lata 90. XX wieku

Sami naukowcy z początku podchodzili ostrożnie do możliwości, jakie daje bezpośrednie ingerowanie w geny organizmów żywych. Szybko jednak doszli do wniosku, że wyniknie z tego więcej korzyści niż zagrożeń. Dziś ogromna część biologii i biotechnologii opiera się na organizmach, których DNA zostało celowo zmienione – to je nazywamy zbiorczo GMO (ang. genetically modified organism).

Takie modyfikacje budzą lęk z wielu powodów. Dla części ludzi samo słowo „gen” jest złowrogie. Takie osoby są przekonane, że „normalne” jedzenie nie zawiera żadnych genów ani DNA. Do dziś naukowego potwierdzenia nie znalazły zarzuty, jakoby produkty żywnościowe z organizmów modyfikowanych były szkodliwe dla zdrowia, wywołując raka, alergie itd., albo żeby sprzyjały niszczeniu środowiska.

Przeciwników GMO nie przekonuje też fakt, że takie produkty są badane dokładniej niż np. te pochodzące z upraw ekologicznych. Są przekonani, że za tym wszystkim stoi spisek – w najlepszym razie producentów nasion roślin modyfikowanych genetycznie, czerpiących rzekomo ogromne zyski z ich sprzedaży.

Co ciekawe, przeciwnicy GMO raczej nie krytykują np. leków uzyskiwanych dzięki genetycznie zmodyfikowanym mikrobom. A do tej grupy należą m.in. insulina i inne hormony stosowane w endokrynologii, interferony (białka zwalczające infekcje wirusowe) czy czynniki krzepnięcia krwi (których brak chorym na hemofilię).

Szkodliwość: MAŁA

Na razie stosowanie bądź unikanie GMO nie powoduje widocznych efektów np. w rolnictwie. Natomiast w przyszłości dzięki modyfikacjom genetycznym rośliny mogą np. uzyskać odporność na choroby, które zagrażają uprawom zbóż czy ziemniaków na całym świecie. GMO może też pomóc w eliminacji alergenów z żywności.

Ziarno prawdy:

Do GMO zaliczane są rośliny uprawne odporne na środki zwalczające chwasty, zwłaszcza glifosat (znany jako Roundup). Rolnicy, którzy sadzili takie rośliny, nadużywali glifosatu. Przeżyły to tylko superchwasty, których teraz bardzo trudno jest pozbyć się z pól.

 

6. Towarzystwo Płaskiej Ziemi

Początki: połowa XIX wieku

Hasło „nie można ufać naukowcom” może doprowadzić także do powrotu idei, które – wydawałoby się – należą już do odległej przeszłości. Nasi przodkowie sądzili, że żyją na powierzchni płaskiego dysku, a ciała niebieskie takie jak Słońce czy Księżyc to równie płaskie koła przesuwające się nad naszymi głowami. Późniejsze obserwacje i prace teoretyków położyły temu kres, a rozstrzygającym – zdawałoby się – argumentem były zdjęcia i filmy wykonane podczas lotów kosmicznych.

A jednak do dziś istnieje grupka osób twierdzących, że to jedna wielka mistyfikacja. Nie umieją przy tym składnie wytłumaczyć, czemu miałby służyć ten spisek (jedną z głównych ról ma w nim odgrywać NASA), jaki kształt naprawdę ma Ziemia ani skąd bierze się np. jej grawitacja.

Szkodliwość: MAŁA

Głoszenie, że Ziemia jest płaska, wydaje się nieszkodliwym dziwactwem. Jednak fakt, że pogląd ten wraca ostatnio do łask w internetowych dyskusjach, pokazuje, że pseudonauka rośnie w siłę.

Ziarno prawdy:

Jeśli stoimy na powierzchni Ziemi, faktycznie może nam się ona wydawać mniej więcej płaska. Tak samo jak bardzo powiększony fragment okręgu wydaje się linią prostą.

 

7. Co jeszcze można zanegować? 

Oto kilka mniej dziś znanych przykładów stosowania pseudonauki lub zaprzeczania dobrze udokumentowanym badaniom naukowym:

  1. związek między HIV a AIDS – część zainfekowanych utrzymywała, że wirus HIV nie istnieje albo że nie ma związku z chorobą. Sprzyjało to jej rozprzestrzenianiu i opóźniało rozpoczęcie leczenia
     
  2. zdolność zwierząt do odczuwania cierpienia – negując ją lub pomniejszając można usprawiedliwiać fatalne warunki podczas ich transportu, hodowli i uboju
     
  3. lądowanie ludzi na Księżycu – wciąż popularna hipoteza spiskowa głosi, że amerykański program Apollo z przełomu lat 60. i 70. XX w. był sfingowany. Amerykanie mieli nigdy nie wylądować na Księżycu, a dowody takie jak zdjęcia, filmy czy próbki księżycowych skał zostały sfałszowane
  4. zagrożenie ze strony wirusa grypy – naukowcy byli oskarżani o sianie paniki, a firmy farmaceutyczne – o wykorzystywanie jej do sprzedawania niepotrzebnych leków i szczepionek. Gdyby pojawiła się naprawdę groźna odmiana wirusa, takie postawy sprzyjałyby rozwojowi pandemii
     
  5. związek między paleniem tytoniu a chorobami – w latach 70. XX wieku firmy tytoniowe zaczęły finansować ośrodki badawcze i ruchy obywatelskie, by przekonać swych klientów, że dym papierosowy nie jest taki groźny. Zmniejszyło to skuteczność akcji namawiających do rzucenia palenia.