Są doskonale przystosowani do ataku, niewybredne, radzą sobie w każdej sytuacji. 10 zwierzęcych terrorystów

I sami ich sprowadziliśmy na nasz teren! Oto dziesiątka wyjątkowo szkodliwych gatunków inwazyjnych.

Część z nich sprowadziliśmy celowo – jak króliki do Australii, na które chcieli polować angielscy osadnicy. Inne, jak szczury na statkach, trafiły w nowe miejsca przypadkiem. Zaczynamy je zauważać, gdy nam przeszkadzają – niszczą uprawy, zagrażają zdrowiu lub życiu roznosząc pasożyty i choroby, zaburzają równowagę ekologiczną, dziesiątkując rodzime gatunki. Nie zawsze dostrzegamy to dostatecznie wcześnie. Biologiczne inwazje przyczyniły się do zagłady 54 proc. wymarłych gatunków. Adaptacyjny triumf intruzów jest tragedią dla innych stworzeń.

Co można z tym zrobić? Najlepiej działać prewencyjnie. W wielu miastach organizuje się powszechną sterylizację kotów, masowo mordujących dzikie zwierzęta. Można prawnie zakazać sprowadzania gatunków egzotycznych (np. australijskie dzieci nie mogą trzymać w domu… chomików). Przenoszenie zadomowionych już najeźdźców z powrotem do ich naturalnego środowiska jest kosztowne, trudne, a często po prostu niemożliwe, ponieważ wraz z nimi trafiłyby tam nietypowe pasożyty i choroby nabyte w nowym miejscu zamieszkania. Często najłatwiejszym wyjściem jest niestety uśmiercenie intruza. Unia Europejska wydaje na walkę z gatunkami inwazyjnymi ok. 12 mld euro rocznie. Czy warto? Oceńcie sami.

 

Norka amerykańska (Neovison vison)

To futrzasty komandos, który odnajdzie się w każdych warunkach. Potrafi polować na lądzie jak lis, wspina się na drzewa jak kot, a pływa niemal tak dobrze jak wydra. Żywi się wszystkim, co wpadnie jej w zęby: ptakami, rybami, płazami, ssakami, nawet bezkręgowcami. Do Europy sprowadzono ją na początku XX w. jako zwierzę futerkowe. Część norek uciekła z hodowli, część została wypuszczona celowo przez obrońców praw zwierząt (ze względów humanitarnych) oraz przez władze ZSRR (do polowań). W ciągu kilkudziesięciu lat na dobre zadomowiła się na naszym kontynencie.

Ze względu na swoją żarłoczność norka stanowi ogromne zagrożenie dla rodzimej fauny, zwłaszcza dla ptaków morskich. Żyją one w koloniach, na ogół na wysepkach położonych o kilka kilometrów od brzegu. Norka – jak na komandosa przystało – potrafi dopłynąć na wyspę i zamordować nawet sto piskląt podczas jednej nocy. W ten sposób jeden osobnik może zdziesiątkować kolonię liczącą kilkanaście tysięcy ptaków. Norka amerykańska stanowi też konkurencję dla swej mniejszej i nie tak żarłocznej kuzynki – norki europejskiej, najbardziej zagrożonego ssaka Europy.

Redakcja Focus.pl wybierze dla Ciebie najlepsze artykuły tygodnia. Zapisz się na nasz newsletter

 

Kot domowy (Felis catus)

Niestety, nasze poczciwe Mruczki są w ścisłej czołówce najgroźniejszych gatunków inwazyjnych na świecie. W XIX w. zabierano je w podróże morskie, by tępiły okrętowe szczury. W ten sposób dotarły w miejsca pozbawione dotąd drapieżników. Zdziczałe koty dziesiątku-ją zwłaszcza żyjące na wyspach ptaki, które często nie musiały latać, a gniazda mogły zakładać wprost na ziemi. Nawet tam, gdzie drapieżniki są częścią ekosystemu, nasi domowi ulubieńcy zyskują prze-wagę. Rozmnażają się bardzo szybko i są niezwykle odporni. W Nowej Zelandii krąży historia o łaziku południowym – małym ptaszku przypominającym strzyżyka. Łaziki mieszkały na nowozelandzkiej wysepce Stephen’s Island. Ponoć wszystkie padły ofiarą jednego tylko kota imieniem Tibbles, należącego do latarnika. To nie do końca prawda, bo na wyspie było więcej tych drapieżników. Ale to one doprowadziły do wyginięcia łazików. A teraz zagrażają także nowozelandzkim kiwi, australijskim pingwinom małym, niewielkim ssakom, gadom i płazom. Koci problem dotyczy całego świata, od Australii po Polskę i USA. Jedyne, co nam pozostaje, to niewypuszczanie kota z domu – bo nawet te karmione najlepszymi frykasami nie tracą instynktu drapieżcy.

 

Wiewiórka szara (Sciurus carolinensis)

Znanej z polskich parków wiewiórki rudej nie zobaczymy ani na południu Wielkiej Brytanii, ani w północnych Włoszech. Wyparła ją stamtąd sprowadzona z Ameryki konkurentka. Wiewiórka szara może być nawet dwa razy cięższa od rudej. Spędza więcej czasu na ziemi niż na drzewach, co ułatwia jej zdobywanie pożywienia. A co najgorsze, jest nosicielką wirusa wiewiórczej ospy (SPPV), który najczęściej nie robi jej krzywdy. Morduje za to masowo jej rude kuzynki.

Do Wielkiej Brytanii wiewiórki szare przybyły pod koniec XIX w. i szybko uciekły z prywatnych hodowli. Gdy się rozpleniły, Anglicy dostrzegli wagę problemu i wypowiedzieli zwierzakom wojnę. Mówią o nich z obrzydzeniem „amerykańskie szczury drzewne”, a niektóre starsze panie strzelają do nich z wiatrówek. Tymczasem we Włoszech, gdzie szare wiewiórki sprowadzono w latach 40. XX w., takie działania zablokowała opinia publiczna. „Nie zabijajcie Chipa i Dale’a!” – pisano w gazetach. Włoskie wiewiórki szare mają się znakomicie i dokonują już inwazji na południową Francję.

Ostatnie badania pokazały, że sprzymierzeńcem w walce z tymi najeźdźcami mogą być kuny. Tak dzieje się w Irlandii. Kluczowa jest tu większa masa ciała wiewiórek szarych. Ciężkie zwierzęta nie mogą schronić się przed kunami na najcieńszych gałązkach drzew, a ich szczuplejsze, rude kuzynki robią to z łatwością.

 

Pałanka kuzu (Trichosurus vulpecula)

Australijskie zwierzęta sporo wycierpiały wskutek inwazji obcych gatunków. Same jednak też potrafią być niebezpieczne. Pałankę kuzu – szarożółte zwierzątko wielkości kota – znają mieszkańcy wschodniej i północnej Australii. Ten torbacz, przystosowany do wspinania się po drzewach, często hałasuje spacerując po dachach domów. Jada głównie rośliny, aczkolwiek nie pogardzi jajkiem, bezkręgowcem albo pisklęciem. W Australii objęty jest ochroną, ale już w Nowej Zelandii sezon polowań na pałanki trwa cały rok. Sprowadzono je w tam 1837 roku w celach hodowlanych – zwierzęta te mają miękkie gęste futerko.

Wydostały się na wolność i szybko rozmnożyły się w środowisku pozbawionym drapieżników. Pałankom smakują zwłaszcza młode listki, kwiaty i pączki – potrafią ogołocić całe drzewa. Wyjadają też jajka i młode nowozelandzkich ptaków, np. zagrożonej wyginięciem papugi kea. I na dodatek mogą przenosić prątki gruźlicy. Jednym ze sposobów na pozbycie się pałanek jest wykorzystanie ich do produkcji… skarpetek. Sierść torbaczy miesza się z wełną merynosów. Z tego materiału powstają idealnie ciepłe i miękkie, słynne na całym świecie nowozelandzkie skarpety. Pokaźne zyski z ich sprzedaży przeznaczane są na kontrolę gatunków inwazyjnych w tym kraju.

 

Aleksandretta obrożna (Psittacula krameri)

Ta średniej wielkości zielona papuga z Afryki i Azji jest stałym bywalcem parków w europejskich miastach. Uciekinierki z hodowli założyły kolonie w 24 krajach Europy, w USA, na Bliskim Wschodzie i w Australii. Belgijskie aleksandretty celowo wypuszczono z zoo w 1974 r., aby „ubarwić Brukselę”.

Barwne papugi są szkodnikami upraw rolnych i konkurują o siedliska z rodzimymi ptakami. Naraziły się brytyjskim producentom win, wyjadając im winogrona. „Papugi niszczą brytyjskie winnice” – to brzmi jak podwójna geograficzna pomyłka. Jednak ocieplenie klimatu sprawiło, że w Wielkiej Brytanii można już uprawiać całkiem niezłe winogrona. Niestety, zmiany klimatyczne sprzyjają także papugom.

 

Ropucha olbrzymia (Rhinella marina)

Współczesne środki ochrony roślin wynaleziono dopiero w latach 40. XX w. Przedtem z owadami radzono sobie przy pomocy broni biologicznej: ptaków, mangust czy ropuch. W XIX-wiecznej Francji istniały nawet specjalne ropusze rynki dla ogrodników. Pochodząca z Ameryki Środkowej i Południowej ropucha olbrzymia, czyli aga, świetnie sprawdzała się jako obrońca trzciny cukrowej. Płazy te przywieziono na Karaiby, Barbados i Jamajkę, a stamtąd do Portoryko, gdzie broniły plantacji przed szkodnikami. W latach 30. XX w. Australijczycy wypuścili na wolność ok. 62 tys. młodych ropuszek. I tu zaczęły się problemy. W Australii ropuchy, zamiast zjadać żywiące się trzciną cukrową chrząszcze, zabrały się za inne bezkręgowce, ptasie jaja i drobne kręgowce. Wypierają z naturalnych siedlisk rodzimą faunę. Najgorszy jest jednak ropuszy mechanizm obronny – bufotoksyna, trucizna wydzielana przez znajdujące się na plecach gruczoły. Australijskie drapieżniki nie są do niej przystosowane. Próba zjedzenia toksycznego płaza kończy się dla nich fatalnie. Tam gdzie występują agi, odnotowano znaczny spadek liczby drapieżnych torbaczy, waranów, a nawet krokodyli.

 

Walka z ropuchami w Australii trwa i prędko się nie skończy. Jedna samica składa ok. 30 tys. jajeczek, co przekłada się na mniej więcej setkę dorosłych potomków. A agi żyją nawet kilkanaście lat!

 

Koza domowa (capra hircus)

Kozy to niesamowite zwierzęta. Potrafią zjeść absolutnie wszystko – nawet drzwi ze sklejki! Mnożą się błyskawicznie, więc gdy trafią do nowego środowiska, potrafią je kompletnie zniszczyć. Szczególnie niebezpieczne są na wyspach, np. na Galapagos, gdzie stanowią zagrożenie dla unikatowych żółwi, ptaków i owadów. Kozy funkcjonują tam jak buldożery: wyjadają roślinność, a to, czego nie zjedzą, depczą kopytkami, pozostawiając po sobie jałową ziemię i uschnięte, oskubane z liści drzewa. Do szkodników próbowano strzelać z helikopterów, ale trudno jest namierzyć pojedyncze kozy. Psy tropiące nie sprawdziły się, bo kaleczyły sobie łapy o ostre skały, których jest mnóstwo na wulkanicznych wyspach. Skuteczna okazała się dopiero zdrada. Wysterylizowanym kozom-judaszom nałożono radionadajniki i wypuszczono na wolność. Towarzyskie zwierzaki wyruszały na poszukiwanie nowych znajomych, zdradzając ich położenie myśliwym. W ten sposób pozbyto się kóz na galapagoskich wyspach Santiago i Pinta.

 

Pyton birmański (Python bivittatus)

Wyobraźcie sobie, że podczas spaceru spotykacie czterometrowego węża dusiciela. Dla mieszkańców Florydy to codzienność. Szacuje się, że w tym stanie USA, a zwłaszcza w Parku Narodowym Everglades, mieszka od 30 do 300 tys. dzikich pytonów birmańskich. Węże te pochodzą z południowo-wschodniej Azji, a na Florydzie w stanie dzikim zaczęły rozmnażać się w latach 80. XX w. Po-chodzą z domowych hodowli, z których uciekły albo zostały celowo wypuszczone. Jedna z hipotez mówi, że przyczynił się do tego silny huragan Andrew. W 1992 r. miał zniszczyć dużą hodowlę pytonów, umożliwiając im wydostanie się na wolność.

Gady te rozmnażają się bardzo szybko, w dodatku są długowieczne. Nie mają na Florydzie wrogów poza człowiekiem; stawiają czoło nawet aligatorom! Same natomiast stanowią zagrożenie dla rodzimych ssaków i ptaków. Nie pogardzą rysiem, szopem ani oposem. Liczebność tych ssaków zmalała nawet o ponad 90 proc. tam, gdzie występują dusiciele. Mogą być niebezpieczne nawet dla człowieka. Jednak w swojej azjatyckiej ojczyźnie pytony są uznawane za gatunek zagrożony. Powodem jest przede wszystkim nielegalny handel ich skórami i mięsem w Chinach.

 

Rak sygnałowy (Pacifastacus leniusculus)

Na powierzchni polskich rzek woda płynie spokojnie, ale po dnie spaceruje amerykańska armia. Przesada? Wcale nie. Na jednym metrze kwadratowym dna można spotkać nawet 20 raków sygnałowych. Jako pierwsi sprowadzili je do Europy Szwedzi w latach 60. XX w. Powody były dwa: raki sygnałowe mają smaczne mięso, a europejskich raków szlachetnych zaczęło brakować w rzekach. Skorupiaki zdziesiątkowała choroba, zwana raczą dżumą. Niestety, Szwedzi nie mieli wówczas po-jęcia, że raki sygnałowe też ją przenoszą, ale rzadko na nią chorują. Inwazja przybyszów z Ameryki była gwoździem do trumny dla ich europejskich kuzynów.

 

Jelonek błotny (Hydropotes inermis)

Ten daleki kuzyn jeleni i saren jest jednym z najprymitywniejszych gatunków rodziny jeleniowatych. Świadczy o tym brak poroża – zamiast niego samce jelonków mają… kły. Lekko zakrzywione, wystające, długości ok. 6 cm, służą samcom do walk w okresie godowym. Kiedy nie są w użytku, zwierzę „wciąga” je do środka, żeby nie przeszkadzały w zdobywaniu pożywienia. Jelonki błotne są małe, wielkości średniego psa. Pochodzą z Korei i Chin. Pod koniec XIX w. przywieziono je do Europy, głównie Wielkiej Brytanii i Francji, gdzie stanowiły dekorację parków. Brytyjskie jelonki uciekły z prywatnych kolekcji i osiedliły się w dogodnych, podmokłych środowiskach, jak choćby na łąkach hrabstwa Cambridgeshire. Obecnie jedna dziesiąta globalnej populacji żyje na brytyjskiej „emigracji”. A w Azji gatunek ten zagrożony jest wyginięciem.