Edith Piaf. Nie była romantyczną kochanką, nie była naiwną pieśniarką

Nie urodziła się na ulicy i nie umarła na scenie. Nie była ratującą Żydów bohaterką francuskiego ruchu oporu. Dopiero dziś wychodzi na światło dzienne prawda o Edith Piaf.

Edith Piaf nie zasłużyła się bo­hatersko w ruchu oporu, prze­ciwnie – jedynie dzięki łgar­stwu uniknęła zarzutu kolabo­racji z faszystami. Nie była romantyczną ko­chanką, lecz nimfomanką, która miała około pięćdziesięciu partnerów. Nie była naiwną pieśniarką z ulicy, którą prześladował los, jak przedstawiła się w swych dwóch autobiogra­fiach „Au bal de la chance” i „Ma vie”, czy jaką widzieliśmy w zrealizowanym z dużym rozmachem i niewielką fantazją filmie Oliviera Dahana „Niczego nie żałuję – Edith Piaf”, ale drapieżną, umiejącą dbać o swe interesy kobietą.

 

ALKOHOL PRZEZ SMOCZEK

Edith Giovanna Gassion, znana jako Edith Piaf, urodziła się 19 grudnia 1915 ro­ku na paryskiej ulicy, w najbardziej szarej części miasta, pod latarnią. Poród odebrało dwóch policjantów. Tak napisała w swej au­tobiografii. Bardziej smutnego obrazka nie mógłby wymyślić nawet Charles Dickens. W rzeczywistości (zachował się akt uro­dzenia) przyszła na świat w szpitalu Tenon, w rejonie Belleville, który był wówczas pe­ryferyjną pachnącą bzami okolicą, a dopiero później przekształcił się w ponurą proleta­riacką dzielnicę.

Jej rodzice – Louis Alphonse, mierzący 140 cm wzrostu cyrkowy akrobata, i starsza od niego o 16 lat uliczna śpiewaczka Annetta Giovanna Maillard, pobrali się szybko, ale rozdzieliła ich wojna. Gdy Louis dostał wezwanie na front, nadużywająca alkoholu i narkotyków Annetta podrzuciła kilkunastomiesięczną córkę swej matce.

Babka po kądzieli niespecjalnie dbała o wnuczkę. Piaf lubiła opowiadać w wywia­dach, że poiła ją czerwonym winem, które wlewała do butelki ze smoczkiem. Zdaniem Roberta Bellereta, autora najnowszej biogra­fii, demaskującej kłamstwa artystki, pieśniar­ka próbowała w ten sposób usprawiedliwić uzależnienie od alkoholu. Gdy w 1918 roku Louis wrócił z wojny, Edith była niedożywio­ną, słabowitą trzyletnią dziewczynką. Ojciec zabrał ją od teściowej i oddał na wychowanie swoim rodzicom.

Dziadkowie po mieczu mieszkali w normandzkim miasteczku Bernay, gdzie babka, znana jako mama Tine, prowadziła burdel. Ponieważ wnuczka miała słaby wzrok – Piaf napisała w swej biografii, że groziła jej ślepota – burdelmama odbyła z nią pielgrzymkę do grobu św. Teresy z Lisieux. Jej podopieczne zamknęły lokal na cały dzień, aby modlić się w intencji małej Edith. Wkrótce dziewczyna odzyskała wzrok. Uznano, że została cudownie uzdrowiona. Belleret odkrył, że Edith cierpiała w dzieciństwie na… zapalenie spojówek. Została wyleczona przez miejscowego lekarza, który regularnie bywał w prowadzonym przez jej babkę zamtuzie.

Piaf miała osiem lat, gdy ojciec uznał, że może zarabiać na siebie. Najpierw zbierała pieniądze po jego występach, później zaczęła sama występować na paryskich ulicach. Po kilku latach zostawiła go i zamieszkała w dzielnicy Pigalle z 14-letnią Simone Berteaut zwaną Mômone. Wielu z biografów utrzymuje, że współlokatorki były kochankami.

 

W wieku 17 lat Piaf urodziła córkę Marcelle. Ojcem dziecka był Louis Dupont, chłopak na posyłki. Nie zostali długo razem, bo śpiewając w żołnierskich koszarach, Edith odkryła u siebie słabość do munduru. Wdawszy się w romans, rzuciła Louisa. Jej styl życia nie różnił się od sposobu bycia prostytutek i musiała opłacać się miejscowym alfonsom za protekcję. Pewnej nocy, gdy śpiewała, Louis zabrał Mar­celle. Latem 1935 roku dziewczynka zmarła na zapalenie opon mózgowych. Mômone napisała później, że to był jeden z najgorszych momentów w ich życiu, który jednak – wyjaśniła – nie trwał długo: „Przestałyśmy o tym myśleć. Byłyśmy dziećmi. Edith miała 19 lat, ja 17″.

 

NARODZINY WRÓBELKA

Śpiewała w pobliżu Pół Elizejskich i dorabiała pod latarnią, gdzie regularnie posyłał ją kolejny kochanek, parający się stręczycielstwem Albert, gdy zauważył ją homoseksualista Louis Leplée, właściciel kabaretu Le Gerny. Spodobała mu się tak bardzo, że natychmiast ją zaangażował. To on po raz pierwszy nazwał ją Wróbelkiem i ubrał w czarną prostą sukienkę, co przylgnie do niej na zawsze. Pisała o nim, że to on stworzył Edith Piaf.

W klubie Le Gerny po raz pierwszy zobaczył ją słynny wpływowy aktor i piosenkarz Maurice Chevalier. Tam też poznała poetę Jacques’a Bourgeata, który wziął sobie za cel jej edukację – podrzucał jej dzieła Platona innych klasyków filozofii, do których nie miała głowy.

Powiedział później w jednym z wywiadów, że najbardziej lubiła słuchać. Czytali na głos, aby skorygować jej dykcję. To do niego pisała całe życie sekretne, upstrzone ortograficznymi i stylistycznymi błędami listy.

Niecałe dwa lata później, w 1937 roku, dzięki swemu nowemu opiekunowi i kochankowi: śpiewakowi lirycznemu Raymondowi Asso, zadebiutowała w ABC, najsłynniejszym lokalu Paryża. Piaf zawsze podkreślała, że Asso uratował jej życie, wyleczył ją z jej dzieciństwa, z Pigalle. Zajęło mu to trzy lata – trzy lata, żeby przekonać ją, że istnieje inny świat poza światem prostytutek i alfonsów. To on poznał ją z kompozytorką Marguerite Monnot, która napisze dla niej największe szlagiery. Zrobił z niej ikonę. Dzięki niemu poznała też eklektycznego homoseksualnego artystę Jeana Cocteau, który wprowadził ją do świata filmu i na deski sceniczne.

Raymond Asso miał tak duży wpływ na karierę Edith, że dziennikarze nadali mu przydomek Svengali. Imię to nosił diaboliczny pianista, tytułowy bohater wyprodukowanego w 1931 roku i cieszącego się ogromną popu­arnością filmu, który uczynił z biednej mleczarki Trilby słynną na cały świat śpiewaczkę. Asso w przeciwieństwie do swego imiennik z dużego ekranu, który był w stanie za po­mocą hipnozy kontrolować myśli i czyny swej podopiecznej, nie zdołał zatrzymać Edith przy sobie. Jego miejsce zajął aktor Paul Meurisse, a Piaf ze zwinnością typowej arywistki zmie­niła dzielnicę, zamieszkując z nim w pobliżu Łuku Triumfalnego.

Gdy wspięła się wystarczająco wysoko, by nie potrzebować protekcji, sama wylansowała wielu młodych artystów. Wszyscy (niektórzy biografowie twierdzą, że z wyjątkiem Charles’a Aznavoura) byli jej kochankami. W niekończącym się korowodzie są: żydowski kompozytor o polskich korzeniach Norbert Glanzberg; włoski emigrant Ivo Livi, pracujący w portowym doku w Marsylii, który zdobył światową sławę pod pseudonimem Yves Montand; aktor John Garfield; mistrz kolarski André Pousse, który później został znanym aktorem; piosenkarz Jacques Pills, którego na krótko poślubiła; zmarły kilka miesięcy temu Georges Moustaki, grecki ojciec francuskiej piosenki, autor ponad trzystu szlagierów; 20 lat młodszy od niej grecki fryzjer Théopha- nis Lamboukas, z którym stanęła na ślubnym kobiercu w momencie, gdy jej romantyzm wziął górę nad strachem przed śmiesznością.

 

BOKSER CZY KOLARZ?

Zawsze mówiła, że największą miłością jej życia był urodzony w Algierii francuski mistrz boksu wagi średniej Marcel Cerdan. Wielu znawców twierdzi, że Francja nie miała lepszego pięściarza. Wygrał 113 razy, w tym 66 walk przez nokaut, przegrał zaledwie 4 pojedynki. Tytuł mistrza świata zdobył 21 września 1948 roku w Jersey City, pokonując w dwunastej rundzie Tony’ego Zalego.

To był dla niego niezwykły rok. Dwa miesiące wcześniej w kabarecie na Montmartrze poznał Edith Piaf – zakochali się w sobie bez pamięci. Mimo że był żonaty i miał trójkę dzieci, prasa pisała o nich entuzjastycznie: utożsamiali mit o sile ducha – z nizin spo­łecznych wzbili się na szczyty. Cerdan zginął jesienią 1949 roku w wypadku samolotowym. Piaf napisała dla niego jedną ze swych naj­słynniejszych piosenek – „Hymn do miłości”.

Zaśpiewała ją w nowojorskim nocnym lokalu Wersal, 24 godziny po tym, jak jego samolot rozbił się na atlantyckiej wyspie Pico w archi­pelagu Azory. Leciał na jej wezwanie. Napisała, że go potrzebuje, że podróż statkiem jest zbyt długa, a ona czuje się zbyt samotnie. Bez namysłu zamienił kupione wcześniej bilety na transatlantyk na samolot, który pokonywał Atlantyk w ciągu 17 godzin. W ostatniej chwili udało mu się nawet przyspieszyć wyjazd o dwa dni, bo dwaj włoscy kolarze: Nando Teruzzi i Severino Rigoni zrezygnowali z lotu.

Biografowie wylali litry atramentu, pisząc o cierpieniu pieśniarki po jego śmierci, o bólu, który topiła w alkoholu, morfinie i w nic nie znaczących miłostkach, które nie dawały jej radości ani ukojenia. Obwieścili, że po jego śmierci zaczęła cierpieć na artretyzm i lekarze przepisali jej środki uśmierzające, od których się uzależniła. Prawda jest inna – nimfomanką uzależnioną od narkotyków była od dawna. Piła od zawsze. Często pojawiała się na scenie jeśli nie kompletnie pijana, to z trudem utrzymując równowagę.

Artystka nie mogła żyć bez mężczyzny u swego boku. Pod koniec 1951 roku zakocha­ła się w 39-letnim kolarzu Louisie Gerardinie atletycznym, wysportowanym mężczyźnie. Trzy lata młodsza od niego, niska (mierzyła zaledwie 145 cm), wątła, zniszczona alkoho­lem i narkotykami pieśniarka wyglądała na wiele starszą. Pisała do niego nawet trzy razy dziennie, zasypując go wyrazami uwielbienia, nazywała go swym mistrzem, opowiadała mu swoje fantazje erotyczne, chwaliła jego piękne uda i pośladki. Pisała, że była dziewicą, zanim ją posiadł, czołgała się u jego stóp, obiecała, że nie tknie alkoholu, jeśli z nią zamieszka. Błagała, żeby się rozwiódł – jak większość jej kochanków był żonaty. Gdy nie odpowiadał, wysłała telegramy do jego rodziców; jego matka nazwała ją małym upiorem. W ostatnim liście wysłanym 18 września z Nowego Jorku napisała, że gdy go otworzy, ona będzie już za­mężna. Rzeczywiście, 20 września 1952 roku stanęła na ślubnym kobiercu z Jacques’em Pillsem. Świadkiem panny młodej była słyn­na aktorka Marlena Dietrich. Starsza od Piaf o 14 lat, zdeklarowana lesbijka, była zawsze pod urokiem paryskiego „Wróbelka”. Czy były kochankami, nie wiadomo. Dietrich kupiła przyjaciółce ślubną sukienkę. Małżeństwo z Pillsem trwało cztery lata.

 

W 2009 roku w Grecji został sprzedany list Piaf do mało znanego aktora greckiego, w którym go błagała, żeby nie zabijał jej serca. „Za każdym razem, gdy spotykała nowego amanta, mówiła, że jest mężczyzną jej snów, ale kilka, najwyżej kilkanaście miesięcy póź­niej go rzucała. Często miała po dwóch lub trzech kochanków jednocześnie” – stwierdził Robert Belleret. W swych pamiętnikach Marlena Dietrich napisała, że Edith doprowadzała ją do zawrotu głowy z wszystkimi kochankami, których musiała zawozić do jej mieszkania albo z jednego gniazdka do drugiego.

Męża zostawiła dla młodziutkiego Feliksa Martina, którego zastąpił amerykański malarz Douglas Davies. Jej komentarzem do tych miłosnych manewrów był wielki przebój, w którym Piaf zapewniła, że niczego nie żałuje – „Non, je ne regrette rien”. Autor utworu Charles Daumont stał się kolejną miłością artystki.

„W 1959 roku wyjechała w tournée, które prasa nazwała samobójczym, obawiano się, że może nie przeżyć morderczego wysiłku, była schorowana i w szponach nałogu. Ta miłość ją ożywiła. Powstała jak Feniks z popiołów” – napisała biografka Carolyn Burke.

Piaf nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Pod koniec 1961 roku poznała młod­szego od siebie o 21 lat greckiego fryzjera Théophanisa Lamboukasa, zwanego Théo Sarapo, za którego rok później, 9 października 1962 roku, wyszła za mąż. W swej seksualnej bulimii była bardzo demokratyczna, jej amanci pochodzili z różnych klas społecznych. Nie stanowił dla niej problemu również ich wiek – jedni mogli być jej ojcami, drudzy synami. Pod tym względem okazała się prekursorką, młodsi kochankowie nie byli jeszcze tak popularni jak dziś. Pewnie dlatego, gdy w paryskiej Olimpii wyszła na scenę chwiejnym krokiem pod rękę z pięknym jak grecki bóg młodzieńcem, niepasującym do jej artretyzmu i siwiejących włosów (w wieku 46 lat wyglądała na 70) i wspólnie zaintonowali piosenkę o miłości „A quoi ca sert l’amour” (Jesteś ostatni i jesteś pierwszy, przed tobą nie miałam nikogo) nawet uwielbiająca ją paryska publiczność poczuła się zażenowana. Dziennikarze nazajutrz nazwali Sarapo uzurpatorem wygrzewającym się w glorii sławy wielkiej Edith.

Podczas swojej kariery Piaf wiele razy zemdlała na scenie, ale nie umarła na jej deskach. Jak napisał jej przyjaciel Jean Cocteau – spłonęła w blasku swej glorii 10 października 1963 roku w słynnym z produkcji perfum mieście Grasse, gdzie była na wakacjach z młodym mężem. Jej organizm – skrajnie wycieńczony, zniszczony alkoholem, narkotykami, lekami – poddał się. W ciągu ostatnich 12 lat życia miała cztery wypadki samochodowe, raz próbowała się zabić, cztery razy zapisała się na odwyk, trzy razy zapadła w śpiączkę wątrobową, dwa razy przeszła ataki delirium tremens, miała 7 operacji chirurgicznych.

W akcie zgonu jako przyczynę podano zapalenie płuc. Théo przewiózł jej ciało na tylnym siedzeniu samochodu do Paryża, gdzie została pochowana na cmentarzu Père Lachaise. Francja nie rozpaczała tak od śmierci bożyszcza kobiet aktora Gérarda Philipe’a.

 

W ŁÓŻKU Z WROGIEM

Cofnijmy się jednak do 1940 roku. W jednym z najelegantszych hoteli Paryża odbywa się wykwintne przyjęcie. Młody zamożny Amerykanin Stephen Metcalfe obserwuje bawiących się gości. Wśród nich są „zarabiająca 20 tysięcy franków za wieczór Edith Piaf, Maurice Chevalier i gwiazdy kina na służbie wytwórni Continental, działającej pod czujnym okiem Goebbelsa i produkującej wyłącznie filmy zatwierdzone przez nazistów oraz przemysłowcy francuscy i niemieccy, robiący interesy z faszystami i reżimem w Vichy”. To fragment z pośmiertnej książki amerykańskiego pisarza Roberta Ludluma „The Tristan Betrayal”, która spotkała się we Francji z zagorzałą krytyką. Kolaboracja podczas niemieckiej okupacji stanowi dla Francuzów prawdziwe tabu. Oskarżenie o zdradę Edith Piaf to szarganie narodowej świętości.

 

Pieśniarka wielokrotnie opowiadała w wywiadach, a autorzy niezliczonych biografii powtarzają jak mantrę, że podczas okupacji uratowała życie wielu francuskim żydowskim jeńcom wojennym, załatwiając im nowe paszporty. Robert Belleret odkrył, że to nieprawda. „Piaf zmieniała liczby. Na początku mówiła, że uratowała stu osiemnastu więźniów, później stu czterdziestu siedmiu, potem ponad dwustu. Nigdy nie potrafiła jednak wyjaśnić, jak te paszporty zdobyła, kto jej pomógł je sprokurować i jak je dostarczyła uwięzionym” – powiedział. Autor dodał, że nigdy żaden z ocalonych publicznie jej za to nie podziękował. Zdaniem Bellereta Piaf nie wspierała także ruchu oporu. Pieśniarka obawiała się zarzutu o kolaborację.

Zgodnie z powszechną opinią Piaf w czasie okupacji podnosiła morale Francuzów antywojennymi piosenkami, narażając się na kłopoty ze strony nazistów. Nic podobnego. Autor najnowszej biografii zgromadził dowody, że artystka doskonale się bawiła, śpiewając dla okupantów. Była stałym gościem na organizowanych przez nich przyjęciach, na których szampan lał się strumieniami. Często nad ranem, po nocy spędzonej na wędrówce z jednej suto zakrapianej imprezy na drugą, lądowała pijana w sztok w burdelu dla wyższych rangą niemieckich wojskowych i wpływowych francuskich kolaborantów.

Jej przyjacielskie stosunki z okupantami nie były niczym wyjątkowym. Gorące romanse 57-letniej Coco Chanel z młodszym o 13 lat niemieckim generałem – baronem Hansem Güntherem von Dincklagem, a późiej z wyższym funkcjonariuszem SS i szefem wywiadu Walterem Schellenbergiem to tylko jeden z przykładów. Jak bowiem udowodnił historyk Patrick Buisson, dyrektor telewizyjnego kanału Histoire, w książce „1940-1945: Erotyczne lata” naród doskonale zaadaptował się do okupacji, która stała się wręcz okazją do seksualnego wyzwolenia Francuzek. Buisson, któremu dziennik „Le Monde” zarzucił, że przedstawił życie podczas okupacji jako gigantyczną orgię, powołał się na dane statystyczne. Pomimo że 92 tysiące francuskich żołnierzy poległo, a dwa miliony zostało deportowanych do Niemiec, po czerwcu 1940 roku nastąpił prawdziwy demograficzny boom – ojcem co trzeciego dziecka był niemiecki żołnierz. Zgodnie z głośnym wówczas hasłem Francuzki – owszem – ofiarowywały swe serca zwyciężonym, ale swe ciała zwycięzcom. Buisson twierdzi również, że nieprawdą jest głoszona przez histo­ryków teza, że nawet prostytutki odmawiały okupantom. Przeciwnie, co trzeci zamtuz był zarezerwowany dla żołnierzy Hitlera. To były złote lata dla paryskich burdeli. Jak nigdy prosperowały też kina, które stały się miejscem erotycznych spotkań – były tańsze niż hotele.

Doskonale bawiła się również artystyczna elita Francji. Jean Paul Sartre powiedział nie bez kozery: „Nie byliśmy nigdy bardziej wolni niż podczas okupacji”. Jak pokazał w swej najnowszej książce Robert Belleret, Edith Piaf nie była pod tym względem heroicznym wyjątkiem. Pozostanie jedynie jej niepowtarzalny głos.