Jak odnaleźć (terapeutyczne) nieszczęście w życiu? Na początek otwórz rachunek… krzywd

Naprawdę dużo się mówi o poszukiwaniu szczęścia, a powiedzmy sobie szczerze, rzadko komu udało się w tej sprawie osiągnąć trwały sukces. Żeby więc nie toczyć bojów jałowych, chcę zaproponować proces odwrotny. Znalezienie nieszczęścia może okazać się bowiem dużo łatwiejsze, szybsze, trwalsze i bardziej intuicyjne niż znalezienie szczęścia.
Jak odnaleźć (terapeutyczne) nieszczęście w życiu? Na początek otwórz rachunek… krzywd

1. Odwołaj się do sojuszników

Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że w wysiłku bycia nieszczęśliwym mamy po swojej stronie poważnego i chętnego do pomocy sojusznika. Jest nim nasz umysł. Pomyśl o tym – twój umysł jest z tobą zawsze. Choćbyś go chciała wyłączyć i tak nie zdołasz – warto więc wykorzystać jego naturalne talenty. Ma on bowiem, jak się pewnie zorientowałaś, tę cudowną cechę, że zajmuje się wszystkim, tylko nie chwilą obecną, bo gdyby się nią zajął, unicestwiłby sam siebie, pozwoliwszy się wchłonąć tak zwanemu tu i teraz.

Tymczasem umysł jest niesłychanie obrotnym przedsiębiorcą, który zawsze znajdzie sobie robotę. Ma dwie ulubione specjalizacje – przeszłość i przyszłość. I jak pisał klasyk gatunku Ekhart Tolle w „Potędze teraźniejszości” oraz wszystkich innych książkach, nie on pierwszy zresztą, to właśnie skupienie na przeszłości i przyszłości radykalnie pomaga w dziele bycia nieszczęśliwym. Kiedy myślimy o przeszłości, mamy realną możliwość poczuć żal lub co najmniej sentyment do tego, co minęło i nie wróci, a może nawet uda się nam, przy odrobinie ćwiczeń, pójść jeszcze dalej i zacząć rozpamiętywać wszelkie niesprawiedliwości, które nas spotkały, a także reżyserować filmy z sobą samym w roli głównej, w których mścimy się na naszych winowajcach albo dogrywamy nowe zakończenia do tych odcinków naszego życia, które nie zakończyły się dla nas pomyślnie.

 

2. Użyj wyobraźni

Kiedy z kolei myślimy o przyszłości, mamy szansę sprzymierzyć się z niepokojem – opierając się na niezaprzeczalnym fakcie, że przyszłość jest nieznana, możemy wyobrażać sobie, co nas czeka, podlewając nasze przypuszczenia niepewnością (wersja ekonomiczna), lękiem (wersja biznes) lub nawet przerażeniem (wersja de luxe).

W psychologii funkcjonuje termin „katastrofizacja” – tworzenie z pomocą wyobraźni właśnie najgorszych możliwych scenariuszy. Jeśli chcesz zostać profesjonalnym katastrofistą, zacznij od prostych ćwiczeń – wyobrażaj sobie, jakie to okropności mogą się przydarzyć w sytuacjach, w których istnieje choć cień realnego zagrożenia. Wypadek samochodowy, kiedy wybierasz się w długą trasę i widzisz, że zapowiadają silne wiatry i ulewy? Malowniczy dramat obyczajowy o straszliwej chorobie podczas samotnej podróży do Burkina Faso? Z czasem, kiedy już nabierzesz wprawy, możesz się wziąć za trudniejsze kejsy -katastrofizować w sytuacjach pozornie, zwodniczo wręcz bezpiecznych – mąż pojechał po zakupy, ale ileż można robić zakupy? Wsiadasz do pociągu, rzekomo, jak twierdzą naiwni, bezpiecznego środka komunikacji. Ale, ale! Nie zapominajmy o tym, co stało się w Portugalii w 1985 roku! Skąd pewność, że tym razem podróż skończy się szczęśliwie?

 

3. Miej marzenia

Na pewno są rzeczy, które zawsze chciałaś mieć, ale nie udało ci się ich zdobyć. Warto taką listę mieć i rozszerzać. Kraje, do których zawsze chcieliśmy pojechać, ale nie było nas stać; pieniądze, które musielibyśmy zarabiać, żeby nas  jednak było stać, a, w przeciwieństwie do Staszka, gołym okiem widać, że nie mądrzejszego od nas, wcale ich nie zarabiamy; faceci czy kobiety, co to nas nie chcieli, mimo tylu naszych starań i morza wylanych łez. Patrz na to, na tym wzrok skupiaj – na braku. Co z tego, że masz robotę, dom, rodzinę, skoro zawsze chciałaś mieć ogród, a masz tylko balkon. Co z tego, że masz ogród, o którym zawsze marzyłaś, skoro nie masz widoku. Co z tego, że masz A, skoro nie masz B, co z tego, że masz B, skoro nie masz C – w alfabecie liter jest wiele.

Myśl o tym, jak byłoby pięknie, gdybyś miała to, czego nie masz, gdybyś była tam, gdzie cię nie ma, albo z kimś, kto jest i pozostanie daleko. Nie bój się marzyć! I wcale nie muszą to być marzenia niedosiężne. Mogą być całkiem osiągalne, bylebyś spędzała czas na czekaniu na moment, kiedy się spełnią. Nawet bowiem jeśli tak się stanie (co rusz któryś z twoich facebookowych znajomych umieszcza w końcu posta ze swoją uśmiechniętą twarzą na tle wymarzonej plaży, z dyplomem w rękach, na szczycie góry), nie zmniejszy to twoich szans w grze o ustawicznie nieszczęście. Jeszcze nie zdążysz nasycić się swoim spełnionym marzeniem, a już zza winkla wypełznie inne, nowe, i pozwoli ci na kolejne miesiące, a może i lata życia w przekonaniu, że tak naprawdę nie masz tego, czego potrzebujesz.

 

4. Dbaj o siebie

Może ci się wydawać, że właśnie siedzisz sobie wygodnie i czytasz tekst, że doświadczasz właśnie wyczekanej, jak to mówią, chwili dla siebie. Czy aby na pewno? Czy aby na pewno wygodnie? Pieczołowita dbałość o własny komfort to kolejne zalecenie na naszej łatwej w użyciu pięciopunktowej liście. I w tej sprawie praktyka czyni mistrza i warto zacząć już teraz – czy więc na pewno jest ci wygodnie? Ejże. Nic nie gniecie, nic nie boli, temperatura w pokoju (biurze, przedziale) w sam raz? A głód, pragnienie, albo – na to prawie zawsze można liczyć – jakiś stres, którym można się posilić? Jeśli dobrze poszukasz, prawie na pewno znajdziesz w każdej chwili jakiś brak, jakąś dziurę.

I tutaj przychodzą nam z pomocą naturalne procesy psychologiczne, w które zostaliśmy wyposażeni: istnieje bowiem, jak to mnie kiedyś nauczyli moi elokwentni studenci, zasada hedonistycznej asymetrii, która każe nam zwracać uwagę na to, co niepożądane i dyskomfortowe, z dużo większą łatwością niż na to, co komfortowe i pożądane – tak jakby naturalnym stanem rzeczy było, że z długiej listy rzeczy, których nam potrzeba, mamy wszystko.

 

Na przykład siedzisz przy plaży, na wyczekanych wakacjach (tak, udało ci się spędzić wiele miesięcy na odliczaniu do tego dnia, w poczuciu, że dopiero kiedy tam wylądujesz, masz szansę na to, żeby było ci dobrze!), kiedy więc siedzisz i morska bryza owiewa twoje umęczone relacjami z klientem oblicze, słońce świeci na ciebie (nie to co w Polsce, ostatnia jesieniozima i zapadający o czwartej zmrok po prostu cię wykończyły), kiedy więc siedzisz na tej plaży i z tą bryzą i sączysz drinka z parasolką, zza której przeziera, jak pisali w broszurach reklamowych biura podróży (skądinąd pełno tam było przekłamań), bezkres turkusowego morza, tak więc w tych okolicznościach, które z taką starannością dla siebie uciułałeś, siedzisz sobie spokojnie, a tu nagle – mucha. Mucha! Na twoim ramieniu, najwyraźniej zaciekawiona zapachem kremu z filtrem (strasznie drogi) przysiadła i siedzi. I to jest twoja szansa, żeby w sytuacji, wydawałoby się trudnej, nie poddać się i odnaleźć upragniony stan nieszczęścia. Mucha pomoże ci, bzycząc, przeskakując na drugie ramię czy nos.

Ta mucha niech ci przesłoni słońce, turkus morza i smak ginu z tonikiem. Ta mucha niech będzie z tobą zawsze, ta mucha albo jej odpowiednik – nie pozwól jej odlecieć.

 

5. Poszukuj sprawiedliwości

Są tacy, co będą cię mamić przypowiastkami o wdzięczności, wklejać facebookowe posty z zachodami i wschodami słońca okraszonymi sentencjami o Bogu, miłości i pokoju w sercu – ale ty się nie daj. Rozejrzyj się wokół – czy aby na pewno świat potraktował cię sprawiedliwie? Ciebie, który tyle pracy włożyłeś w to, żeby być tu, gdzie jesteś. Ciebie, która tyle poświęciłaś – to szczególnie owocny trop – dla innych, a oni właściwie dla ciebie co?

Zacznij więc szukać sprawiedliwości i szczegółowo liczyć, czy aby na pewno dostajesz tyle, ile dajesz. Posłuż się prostym narzędziem – otwórz Rachunek Krzywd (RK). Im ktoś jest ci bliższy, z tym większą starannością go prowadź, zapisuj winien i ma i przede wszystkim ogłaszaj wyniki swoich obliczeń, najlepiej każdorazowo. To zapewni nieustający przepływ energii w twoich bliskich związkach. „Wyrzucisz w końcu te śmieci? Ja gotuję kolację, od dwóch godzin stoję przy garach, mógłbyś przynajmniej te śmieci wyrzucić! Zapłaciłaś za prąd? Znowu zapomniałaś? Prąd nam odłączą! Jak to jest, że ja zawsze na czas płacę, a ty ciągle zapominasz!”.

Nie bój się, że rachunek wyjdzie na twoją (nie)korzyść. I tutaj możesz liczyć na swoją psychologię – istnieje bowiem mechanizm, nazywany podstawowym błędem atrybucji, który sprawia, że kiedy sami popełnimy błąd, przypisujemy go zewnętrznym okolicznościom, a kiedy popełni go ktoś inny, przypisujemy go tej osobie. Innymi słowy, jeśli ty zaparkujesz na ścieżce rowerowej, to dlatego, że była słabo oznaczona, a jeśli zrobi to inny kierowca, to dlatego, że nie umie parkować. Ten mechanizm koryguje wszystkie obliczenia w pożądaną dla nas stronę, pod warunkiem że potraktujemy sprawę poważnie i nastawimy się na wyszukiwanie niesprawiedliwości.

 

Ważne jest, żeby nie tracić czujności, nie zapominać o prowadzeniu rachunków w momentach, które tę czujność mogą osłabić – takich jak rodzinne spotkania przy świątecznym stole (wziął trzy kawałki karpia, a tobie został tylko jeden!) czy życzliwe (pozornie!) zachowania bliskich.

I na koniec – zaufaj sobie! Jesteśmy, i ty, i ja, dobrze wyposażeni na drogę, mamy też, jak sobie wyobrażam, wiele osiągnięć na swoim koncie. A nawet gdybyśmy nie mieli osiągnieć, to przecież przed nami jeszcze dobrych parę lat i możemy nadrobić zaległości, jeśli zaczniemy już dzisiaj. Nie ustawajmy w wysiłkach, nie marnujmy czasu.