Paul Bragiel: Goniąc marzenia

Paul Bragiel, przedsiębiorca z Doliny Krzemowej, uznał, że nadszedł czas, by spełnić marzenie z dzieciństwa: zostać olimpijczykiem.

Jeszcze rok temu po kilkanaście godzin dziennie pracował przy komputerze. Zakładał firmy, zatrudniał ludzi, tworzył fundusze inwestycyjne. W Dolinie Krzemowej każdy o nim słyszał: wykładał na największych konferencjach start-upowców na świecie, miał wśród nich status półboga. Miał też – jak na stereotypowego komputerowca przystało – brzuszek, chodził nieogolony, jadł, co popadło. Ale porzucił to życie i podjął nowe wyzwanie: postanowił wystartować w igrzyskach olimpijskich w Soczi w biegu narciarskim. Nie zważając na to, że ma już 36 lat i że po raz pierwszy przypiął biegówki rok temu.

Tam, gdzie się rodzą marzenia

1988 rok. 11-letni Paul Bragiel, mieszkający w Chicago syn polskich emigrantów, siedzi przed telewizorem. Na ekranie ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Seulu. „Pamiętam, że pomyślałem wtedy: »Cholera, muszę kiedyś coś takiego przeżyć«” – wspomina Paul. „Wkrótce jednak porzuciłem marzenie i zostałem komputerowym nerdem”.

Wspomnienie z dzieciństwa powróciło rok temu. „Pomogłem przyjacielowi spełnić jego wielkie marzenie” – wspomina Paul. „Kilka tygodniu później wygłaszałem wykład na konferencji startupowców. Mówiłem o podążaniu za swoimi marzeniami. Wieczorem, po kilku drinkach, pomyślałem, że udało mi się spełnić większość moich biznesowych marzeń. A jakich się nie udało?”.

Następnego ranka Paul już znał odpowiedź. Wysłał e-maila do braci i kilku znajomych. Temat: „Cel życiowy” i dalej: „Zastanawiam się, czy spędzić następnych 6-12 miesięcy, próbując go osiągnąć. Chcę wejść na stadion podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich”. Poprosił ich też, żeby mu powiedzieli, jeśli zauważą, że w drodze do celu nie stara się wystarczająco. A potem zaczął analizować, czego trzeba, żeby komputerowiec, który od kilku lat nie uprawiał sportu, został olimpijczykiem. Tydzień później powiedział w firmie, że bierze roczny urlop, i poleciał do domu rodziców, żeby kontynuować analizy.

Był styczeń 2013. Do najbliższych igrzysk – tych w Soczi – został rok. Następne odbędą się w 2016 roku. Bragiel uznał, że mając wówczas niemal czterdziestkę, będzie za stary, by startować. A zatem Soczi. Mało czasu. „Soczi to wielkie wyzwanie, ale musiałem je podjąć” – powiedział. „W przeciwnym razie do końca życia miałbym żal do siebie, że nie zrobiłem wszystkiego, co w mojej mocy, by zrealizować marzenie z dzieciństwa”.

Górki i dołki

Następnym krokiem Paula był wybór dyscypliny sportowej. Wnikliwie przeanalizował dane z igrzysk zimowych od 1998 roku i próbował znaleźć taką, w której ma największe szanse na zakwalifikowanie się. „Ostatecznie w grę wchodziły bobsleje, saneczkarstwo, narciarstwo alpejskie i biegowe” – opowiada Paul.

Bobseje odpadły, bo trudno byłoby mu znaleźć partnera, saneczkarstwo odrzucił po obejrzeniu filmu o Nodarze Kumaritaszwilim, który zginął w przededniu olimpiady w 2010 roku, z narciarstwa alpejskiego zrezygnował, bo nigdy go nie lubił. „Zdecydowałem się na narciarstwo klasyczne, choć wcześniej nie miałem nawet na nogach biegówek” – śmieje się Paul.

Miał nie być pierwszym sportowcem amatorem startującym w igrzyskach. Postanowił więc odnaleźć swoich poprzedników i skorzystać z ich rad. Zadzwonił m.in. do Prawata Nagvajary, wykładowcy na Drexel University, który startował w biegu klasycznym w igrzyskach 2002 roku. On zachęcił Paula do startu, mówiąc: „Dobiec do mety to coś więcej niż tylko osiągnąć cel”.

 

Bragiel wiedział, że nie będzie to łatwe. Od szkoły średniej nie uprawiał regularnie sportu, choć lubi sprawdzać granice swoich możliwości. Kiedyś przejechał ponad 5 tys. km na rowerze, a dziewięć lat temu przepłynął (z braćmi i przyjacielem) Missisipi. Wiosłując przez 61 dni, pokonał 3778 kilometrów od źródeł do ujścia rzeki. Chociaż wcześniej nie pływał canoe. Tak więc umiłowanie wyzwań Paul z pewnością ma. Potrzebował jeszcze trenera. Tu z pomocą przyszedł mu znajomy, kontaktując go z Heikkim Haapamakim – jednym z najlepszych fińskich trenerów, współautorem sukcesów trzykrotnego medalisty mistrzostw świata Matti Heikkinena. Haapamaki zgodził się przygotować go do startu i zrezygnował ze swojej gaży. Potem Paul kupił bilet do Finlandii. W jedną stronę.

Trenerowi powiedział, że jest początkującym biegaczem dopiero, kiedy się spotkali. Haapamaki był zaskoczony, ale nie wycofał się i zaproponował, żeby od razu zabrali się do opracowana planu treningowego. Większość olimpijczyków przygotowuje się do startu przez kilka lat, plan Paula trzeba było skondensować w kilkunastu miesiącach. I to tak, żeby nie nadwerężyć jego nieprzyzwyczajonego do wysiłku fizycznego organizmu. „Zaczęliśmy od techniki” – wspomina Bragiel. „Szybko jednak przeszliśmy do regularnych treningów, bo w Laponii śnieg miał leżeć jeszcze tylko przez miesiąc. Potem goniłem za nim po świecie. Przez miesiąc trenowałem na lodowcu w Austrii, później w Nowej Zelandii i Australii. W międzyczasie dużo biegałem na przełaj i trenowałem na nartach na rolkach”.

Treningi Paul upamiętniał na filmach wideo i wrzucał na swój kanał „Paul” na YouTube i profil „Team Paul” na Facebooku. Ponieważ ma poczucie humoru, można go też oglądać ledwo żywego po treningu, padającego plackiem w błoto podczas biegu przełajowego, tańczącego półnago wokół ogniska czy leżącego z gorączką w łóżku w pościeli z Hello Kitty. Dobry humor nie gwarantuje jednak, że nie przyjdą chwile zwątpienia. We wrześniu, podczas serii nieudanych treningów w Nowej Zelandii, Paul osłabł psychicznie. Poleciał do rodziców naładować baterie i tam zdecydował, że będzie kontynuował to, co zaczął. Dopiero wtedy wrócił do Finlandii trenować.

Kolejny kryzys przyszedł sto dni przed igrzyskami. Paul nagrał wtedy film, na którym mówi, że start staje się coraz bardziej realny, a on zaczyna się coraz bardziej denerwować. Mówi też, że traci energię. Może dlatego, że miał grypę, że dni stają się coraz krótsze, że nie ma wiele słońca. Ale zaraz dodaje: „Jak już parę razy się w tym roku zdarzyło, że kiedy dochodzę do ściany, pojawia się coś, nie wiadomo skąd, co mnie podnosi na duchu”. Tym razem był to Jesse, były członek reprezentacji Finlandii, który dowiedział się o pomyśle Paula i postanowił mu pomóc. Spędził z nim tydzień, jeżdżąc na nartach, dzielił się sekretami dyscypliny, dawał wskazówki techniczne, motywował.

Mapa marzeń

Mapa marzeń porządkuje i konkretyzuje nasz cel, uruchamia wizualizację marzenia.

„Jest zaproszeniem do wejścia w głąb siebie”

– wyjaśnia Iwona Kubiak, certyfikowany coach ACC, psycholog, partner w Centrum Life Coaching Polska (centrumcoachingu.com).

Jak zrobić taką mapę? Weź kartkę. Pośrodku wklej/narysuj symbol obrazujący wynik twojego marzenia. Wokół powklejaj wycinki z czasopism, dorysuj lub dopisz wszystko, co szczegółowo obrazuje to, do czego dążysz. Pozwól intuicji kierować twoją pracą.

Dzięki takiej technice zmuszasz obie półkule do pracy.

Do lewej, odpowiedzialnej za myślenie logiczne, linearność, analizę, słowa i liczby, najlepiej docierają słowa i hasła. Kiedy zaś używasz obrazów i kolorów, uaktywnia się też prawa półkula, która kontroluje myślenie twórcze. Odpowiada za formy, kolory i rytm, metafory, symbole, analogie, postrzeganie przestrzenne i obraz całości.

Paszport z tropików

Pomiędzy treningami Paul musiał się uporać z problemem, bez którego nie byłoby możliwe spełnienie marzeń. Wiedział, że dostanie się do reprezentacji USA graniczyłoby z cudem – konkurencja była zbyt duża, a poziom zawodników – wysoki. Wymyślił więc (może pod wpływem filmu o bobsleistach z Jamajki), żeby wystąpić w barwach kraju, który nie ma reprezentacji w sportach zimowych. Wysłał listy do ok. 130 państw. „Tutaj list do ambasady, a tam e-maila do ministra spraw zagranicznych czy do komitetu olimpijskiego” – wspomina. „W końcu w grze zostało pięć krajów. Z Ugandę, Kambodżę i Wyspami Zielonego Przylądka się nie powiodło. Prezydent Tanzanii zgodził się pod warunkiem, że zrzeknę się amerykańskiego obywatelstwa. Została zatem Kolumbia”.

 

Dzięki wsparciu znajomej Paul miał możliwość osobiście przedstawić swoją prośbę prezydentowi Juanowi Manuelowi Santosowi: „Panie prezydencie, postępując zgodnie z przekonaniem, że trzeba mieć wielkie plany i podążać za swoimi marzeniami, spełniam swoje marzenie z dzieciństwa. Czy uczyniłby mi pan ten zaszczyt i pozwolił, bym reprezentował Kolumbię na igrzyskach olimpijskich?”. „Facet był zachwycony – wspomina Paul. – Od razu się tym zajął. Wydał specjalny dekret, który miał przyspieszyć przyznanie mi obywatelstwa”.

„Miło mi ogłosić, że od dziś jestem członkiem jednoosobowej reprezentacji Kolumbii w narciarstwie biegowym – komunikował Paul w sierpniu 2013. – Najbardziej wzruszające jest to, że oni tutaj naprawdę we mnie wierzą i wspierają moje marzenie”. Nie tylko oni. Zapytany o to, na czyje jeszcze wsparcie może liczyć, Paul bez wahania odpowiada: „Rodziców. Oni rozumieją, że jestem najszczęśliwszy, kiedy mogę gonić za swoimi marzeniami”. Nieoceniona jest pomoc braci i przyjaciół. Wsparli go także partnerzy z firmy, choć jego nieobecność groziła spowolnieniem rozwoju firmy.

Bragiel może też liczyć na wsparcie ludzi, którzy pomagają mu bezinteresownie, dowiadując się, ile poświęcił, by spełnić marzenie z dzieciństwa: pan Vaclav, który wywoskował mu narty przed wyścigiem w Czechach, byli olimpijczycy, trener, nie wspominając już tysięcy fanów, którzy na YouTube i Face- booku śledzą drogę Paula. Dziękują mu za inspirację, a kiedy ma słabsze dni – zmaga się z bólem, gorączką czy słabo mu poszło podczas biegu eliminacyjnego – wspierają go i motywują.

Czas? Dystans? Akcja!

Gdy do Laponii wróciła zima, wrócił i Paul. Trenował cztery godziny dziennie, pięć-sześć razy w tygodniu. Na początku ukończenie biegu na dystansie 10 km w stylu klasycznym zajmowało mu trzy godziny. Teraz potrzebuje nieco ponad 40 minut – to chyba spory postęp. „To dobrze, bo żebym zakwalifikował się do igrzysk, mój średni wynik z pięciu najlepszych biegów kwalifikacyjnych musi wynosić co najmniej 300 punktów FIS. Oznacza to, że muszę zejść poniżej 36 minut w biegu na 10 km albo poniżej 55 minut na 15 km. Zawody są rozgrywane na obu tych dystansach” – tłumaczy.

Żeby zwiększyć swoje szanse na dobrą średnią, Paul postanowił wziąć udział w dziesięciu biegach kwalifikacyjnych. Pierwszy odbył się 16 listopada. Emocje sięgały zenitu. Przed startem zmierzył tętno: 140 razy na minutę zamiast 80. Przy drugim okrążeniu przewrócił się, a potem pomylił trasę i musiał sporo nadrobić. Na mecie sędzia ogłosił: 41 minut i 46 sekund, miejsce: 217. „217!” – krzyczał triumfalnie Paul. Co z tego, że był ostatni? Liczyło się, że kolejny raz pokonał swój rekord na tym dystansie, i to o cztery minuty. Jeden z zawodników pogratulował mu dobrej techniki, ale sędziowie zdyskwalifikowali go za pomylenie trasy. Paul napisał wtedy na Facebooku: „Z tym czasem nie zakwalifikowałbym się na igrzyska, ale… i tak jest lepiej, niż można się było spodziewać”. Mimo że trener dał mu 1 proc. szans, Paul ocenił je na 60-70 proc.

Pewności siebie Bragielowi nie brakuje. Ale trudno się dziwić. Od początku kariery odnosił sukcesy. Swoją pierwszą firmę – produkującą gry konsolowe i przenośne Paragon Five – założył w 1999 roku, tuż po ukończeniu studiów na Wydziale Inżynierii Oprogramowania Uniwersytetu Illinois. W 2004 roku stworzył Meetro, sieć społecznościową, a w 2008 roku – Lefora, innowacyjne fora dyskusyjne, które dwa lata później sprzedał Crowdgather. Obecnie jest współtwórcą i współwłaścicielem inkubatora technologicznego I/O Ventures w San Francisco (w jego prace zaangażowani są współtwórcy YouTube, MySpace, Paypal, WordPress i TechCrunch) oraz inwestorem w ponad 30 firmach z branży Hi-Tech IT. W ubiegłym roku założył dwa fundusze, których celem jest tworzenie technologii w krajach Trzeciego Świata.

Brat start-up i siostra olimpiada

Zapytany o podobieństwa między zakładaniem start- -upów a przygotowaniami do igrzysk, Paul twierdzi, że są ogromne. „Aby osiągać dobre wyniki, zarówno sportowiec, jak i założyciel start-upów muszą zbudować wokół siebie świetny team. Poza tym i tu, i tu jest emocjonalny roller coaster. Jednego dnia myślisz, że jesteś super, następnego słabo ci pójdzie na treningu i masz ochotę to wszystko rzucić. Prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu jest przy obu przedsięwzięciach podobne. Poza tym i tu, i tu trzeba być mocno zdeterminowanym i umieć sobie radzić z tym, że wielu ludzi mówi, że nie ma mowy, żeby udało ci się osiągnąć to, co zamierzyłeś”.

 

Dostrzeżenie tych podobieństw sprawiło, że Paul zaczął bardziej doceniać zawodowych sportowców. Poza tym ci, których spotkał na swojej drodze, niezwykle zaimponowali mu skupieniem i determinacją. Ale przyszła również inna refleksja. „Jestem jednym z niewielu szczęśliwców, którzy mieli fundusze potrzebne, żeby osiągnąć swój cel” – mówi. „Dla wielu olimpijczyków start w igrzyskach to nie tylko ogromny wysiłek fizyczny, ale i finansowy – zaciągają długi wysokości 50-100 tys. dolarów. Tracą równocześnie szansę na dobre wykształcenie. Dlatego pracuję teraz nad kilkoma inicjatywami, których celem jest pomoc w znalezieniu im pracy, gdy zakończą karierę. Staram się też zebrać pieniądze na działania organizacji przygotowujących olimpijczyków do startów”.

Z myślą o nich znajomi Paula z białorusko-litewskiego studia gier On5 stworzyli pro bono grę komputerową Team Paul Skiing na iOS oraz Androida. Gra ma trzy poziomy, a akcja rozgrywa się w Finlandii, Kolumbii i Rosji. Aby projekt mógł zostać zrealizowany, potrzeba 10 tysięcy dolarów. Paul zdecydował, że gdy uda się je zebrać, połowa kwoty zostanie przeznaczona na rozwój gry, druga połowa – na fundacje sportowe w Finlandii i Kolumbii. Chce spłacić swój dług wobec krajów, które najbardziej mu pomogły. „Za każdym razem, kiedy spełniamy jakieś marzenie, możemy być pewni, że stoi za tym jakaś wartość lub cały ich system” – mówi coach Małgorzata Marczewska, inicjatorka Design Thinking w Polsce. „Jeśli nasze działania integrują kilka ważnych dla nas wartości, wtedy jesteśmy szczęśliwi. Paul Bragiel na pewno realizuje coś, co jest dla niego wartościowe. To daje mu energię do spełnienia marzenia”.

Historia Paula jest już znana na całym świecie. Był na okładce „Wall Street Journal”, w biznesowym serwisie Bloomberg TV, udzielał wywiadów w wielu krajach. Jego profil na FB polubiło niemal 30 tysięcy osób.

Niestety, ostatecznie nie zakwalifikował się do startu, ale jego wysiłki zostały docenione: szefowie Fińskiego Komitetu Olimpijskiego zaprosili go, by dołączył do ich delegacji na igrzyska w Soczi. „Mam nadzieję, że będę inspirował innych ludzi do spełniania ich marzeń” – mówi Paul.


DLA GŁODNYCH WIEDZY:

  • dontbreakthechain.com tzw. łańcuch Seinfelda – motywuje nas to, że nie przerywamy codziennych aktywności
  • habitforge.com przypominacz pomagający realizować codzienne cele. Oba narzędzia poleca Rafał Szewczak, coach i psycholog z Pracowni Trenerskiej One 4 Business.