Pionierzy kosmicznego seksu

Penis w stanie nieważkości może być – z powodu niższego niż na ziemi ciśnienia w dolnych partiach ciała – mniej pokaźny

Wnętrze stacji kosmicznej Mir. Rosyjscy kosmonauci przy rutynowych czynnościach. Nagle pojawia się ktoś jeszcze. Uśmiechnięta szczupła dziewczyna. Szybuje wśród mężczyzn ubrana w zwiewną różową koszulkę nocną. Czyżby zmaterializowały się fantazje erotyczne wyczerpanych samotnością kosmonautów?

Nie, to nie opis zbiorowej halucynacji. Scena wydarzyła się naprawdę w roku 1991. Dziewczyna w różowej koszulce nazywała się Helen Sharman i była pierwszą brytyjską astronautką. Spędziła tydzień na stacji Mir w towarzystwie czterech Rosjan. Po powrocie powiedziała dziennikarzom, że świetnie się z kosmonautami bawiła i że dzięki wyprawie spotkało ją „fantastyczne doświadczenie”.

Fantazje Francuza

To wyznanie w połączeniu ze wspomnianą sceną, zarejestrowaną na amatorskim filmie przez Sergieja Krikalewa, dało początek niekończącym się domysłom. O jakim doświadczeniu mówiła Helen Sharman? Czy była nie tylko pierwszą Brytyjką w kosmosie, ale także pierwszą kobietą, która zaznała seksu na orbicie?

Burza, która rozpętała się w związku z „fantastycznym doświadczeniem” Brytyjki, była niczym w porównaniu z medialną nawałnicą, wywołaną w roku 2000 przez książkę francuskiego dziennikarza Pierre’a Kohlera „Ostatnia misja” o życiu na stacji kosmicznej. Jeden z rozdziałów autor poświęcił analizie ważkiej kwestii seksu w stanie nieważkości. Informacje zawarte w książce brzmią sensacyjnie.

Kohler powoływał się na dokument NASA o numerze 12-57-3570, wedle którego w roku 1996, w ramach misji STS-75 wahadłowca Columbia, astronauci płci obojga przetestowali 10 pozycji miłosnych, aby sprawdzić, które są w kosmosie najwygodniejsze. Książka Kohlera była szeroko cytowana przez media. Ale szybko okazało się, że Francuzowi nie należy w kwestiach kosmicznej miłości ufać. Głos zabrała NASA: przedstawiciel agencji stwierdził, że dokument 12-57-3570 nigdy nie istniał.

Poza tym wystarczy przejrzeć ogólnodostępne dane, by zorientować się, że w misji STS-75 brali udział wyłącznie mężczyźni, żadne doświadczenia nad heteroseksualnymi stosunkami płciowymi nie mogły więc zostać wtedy przeprowadzone. NASA nie kryła oburzenia: ani francuski dziennikarz, ani cytujący go koledzy po fachu nie zadzwonili do agencji, by uzyskać komentarz na temat rewelacji, które zamierzali opublikować.

Kohler, jak wyszło na jaw, swoje informacje zaczerpnął z Internetu, gdzie ktoś je umieścił prawdopodobnie jako żart. W NASA żart ten był doskonale znany, nikt jednak w agencji nie przypuszczał, że ktoś potraktuje go poważnie.

To dementi miało ukrócić plotki, ale wywarło efekt przeciwny: gdy dziennikarze zażądali od NASA ostatecznego wyjaśnienia sprawy – seks w kosmosie miał miejsce czy nie – rzecznik NASA nie chciał dać jednoznacznej odpowiedzi. Stwierdził, że agencja nie wtrąca się w życie prywatne swoich pracowników.

Taka odpowiedź dla dziennikarzy mogła oznaczać tylko jedno: ludzie uprawiali już seks w kosmosie, tylko NASA nie chce zdradzić kto i z kim! Plotki i domysły na nowo rozpaliły dziennikarskie umysły.

Spis kosmicznych kochanków

Więc kto? Kiedy? Z kim? Wedle publikacji brytyjskiej gazety „Daily Star” pierwszą kosmiczną kochanicą była obywatelka radziecka: Swietłana Sawickaja. W roku 1982 dzielna kobieta spędziła tydzień na stacji Salut-7 w towarzystwie mężczyzn. Była to pierwsza koedukacyjna misja kosmiczna. Ale czy od razu zaowocowała pierwszym kosmicznym stosunkiem? Należy wątpić. Kiedy Swietłana przybyła na stację, męska załoga wręczyła jej na powitanie fartuszek w kwiatki – Swietłana odrzuciła podarek. W sposób stanowczy zadbała o to, by koledzy traktowali ją jak zwykłego członka ekipy i zapomnieli, że jest kobietą.

A wspomniana Brytyjka Helen Sharman? W przeciwieństwie do Swietłany Sawickiej nie była profesjonalną kosmonautką, lecz pracownicą fabryki cukierków, która przypadkowo załapała się na pobyt w kosmosie. Film nakręcony na stacji Mir pokazuje, że od radzieckiej poprzedniczki odróżniała się też brakiem awersji do kobiecego stroju. Więc może ona? Żadne źródło nie potwierdza tego domysłu. Sama Sharman, podobnie jak Sawickaja, zdecydowanie plotkom zaprzecza.

Na językach znaleźli się też Elena Kondakowa i Walerij Poljakow, którzy przebywali wspólnie na Mirze w roku 1995. Gdyby plotka na ich temat była prawdziwa, mielibyśmy do czynienia z kosmiczną zdradą: na Kondakową czekał na Ziemi mąż! Jednak inny członek załogi stacji, Amerykanin Norm Thagard, twierdzi, że nic między dwojgiem Rosjan nie zaszło. Sami zainteresowani również uważają plotkę na ich temat za czczy wymysł, nie wiedzieć czemu rozpowszechniony przez jedną z greckich gazet.

Pozostają jeszcze najpoważniejsi kandydaci na pionierów orbitalnego seksu. Kosmiczne małżeństwo: Mark Lee i Jan Davis. Pobrali się tuż przed wspólnym lotem promem Endeavour w 1992 roku. Nie wiadomo, czy podczas dziewięciodniowej misji znaleźli czas na małżeńskie obowiązki. Po powrocie na Ziemię oboje odmówili komentarzy na ten temat. Czy dlatego, że nie chcieli, by ktoś wtrącał się w ich prywatne sprawy? A może pragnęli jak najszybciej zapomnieć o doznaniach, które – jak twierdzą eksperci – wcale nie muszą być miłe?

W mgławicy wydzielin

 

Seks na orbicie to czynność niełatwa. Po pierwsze kwestia miejsca. Większość ludzi preferuje miłość w warunkach intymnych. A o odosobnienie na stacji czy promie kosmicznym nie jest łatwo, nie mówiąc już o wygodnym, przestronnym odosobnieniu. Po drugie sprawa wydzielin. W stanie nieważkości ludzie pocą się bardziej niż na Ziemi. Podczas stosunku perspiracja jest jeszcze intensywniejsza. Prócz tego pot, ślina i inne płyny fizjologiczne nie spływają po skórze, lecz krążą w powietrzu wokół kosmicznych kochanków.

Kolejny kłopot to nieważkość ciał: bez grawitacji trudno jest choćby pocałować partnera, trzeba nieustannie starać się, by nie odfrunął.

Eksperci twierdzą także, że penis w stanie nieważkości z powodu obniżonego ciśnienia krwi będzie mniejszy niż na Ziemi. Pamiętać wreszcie trzeba, że na orbicie występuje coś w rodzaju kosmicznej odmiany choroby morskiej. Wielu astronautów cierpi z jej powodu nieznośne mdłości. Kochankowie orbitalni muszą więc być powściągliwi w akrobacjach, by do otaczających ich płynów fizjologicznych nie dołączyły obłoki wymiocin.

Te niedogodności na razie są rozważane tylko teoretycznie, ale z całą pewnością wkrótce naukowcy wezmą się za walkę z nimi.

Już niedługo seks w kosmosie przestanie być tylko przedmiotem plotek i domysłów. Głównie za sprawą turystyki kosmicznej. Pokoje hotelowe, jak wiadomo, służą ludziom nie tylko do spania i nie ma powodu, aby z kosmicznymi hotelami miało być inaczej. Dla pary chcącej spędzić noc na orbicie projektanci przygotują zapewne odpowiedni rynsztunek: np. pasy, którymi będzie można się związać lub przymocować do ściany. Niektórzy znawcy tematu (np. pisarka Vanna Bonta) przewidują powstanie specjalnych kabin dla celów kosmicznej miłości, wypełnionych kropelkami chłodnej wody lub aromatycznego olejku.

Zazdrość i przemoc

Seks w kosmosie staje się tematem coraz bardziej aktualnym także ze względu na przewidywaną misję na Marsa. NASA myśli o niej poważnie. Czy na Czerwoną Planetę poleci załoga mieszana, damsko-męska? Zadaliśmy to pytanie Michaelowi Braukusowi z NASA: odpowiedział, że agencja jeszcze nie podjęła decyzji.

Lot na Marsa trwałby półtora roku (w jedną stronę). Gdyby załoga była mieszana, to podczas kilkuletniej misji mężczyźni i kobiety najprawdopodobniej połączyliby się w pary, jak to się dzieje podczas długich misji polarnych. Mogłoby też dojść do skłócenia załogi (wskutek zazdrości) lub aktów przemocy seksualnej. Taki incydent wydarzył się podczas eksperymentu przeprowadzonego w roku 2000 przez moskiewski Instytut Problemów Biomedycznych. Doświadczenie miało symulować długi pobyt międzynarodowej załogi na stacji kosmicznej. Ochotników z Rosji, Japonii, Niemiec, Francji i Kanady zamknięto w jednym pomieszczeniu. Kanadyjka skarżyła się potem, że jeden z Rosjan, rozochocony wódką, którą świętowano sylwestra, próbował ją całować (z języczkiem!). Musiała użyć wszystkich sił, by odepchnąć napastnika.

A jeżeli podczas lotu na Marsa nastąpiłoby zapłodnienie? Jak zdradził nam Michael Braukus z NASA, już dziś do dyspozycji załogi stacji kosmicznej są testy ciążowe, więc taką ewentualność bierze się pod uwagę. Eksperymenty na zwierzętach wykazały, że embrion nie rozwija się dobrze w stanie nieważkości.

Zresztą ciąża to dopiero początek kłopotów. Trzeba by odebrać poród. I oto nagle, niczym siódmy pasażer Nostromo, pojawia się dodatkowy członek załogi, którego trzeba nieustannie przewijać, a zapas pieluch w ładowni topnieje w zastraszającym tempie… Oczywiście żadna agencja kosmiczna do takiej sytuacji nie dopuści. Zamiast wypełnić ładownię pieluchami raczej wypełni apteczkę środkami antykoncepcyjnymi. Lub zdecyduje się na wysłanie na Marsa załogi złożonej tylko z mężczyzn, którzy przemierzając kosmiczną pustkę, jedynie marzyć będą o dziewczynie w zwiewnej różowej koszulce…

W Kosmosie obumierają jaja

Dotychczasowe badania prowadzone na więźniach, a także moje obserwacje polarników na Antarktydzie wskazują, że choć długotrwały celibat jest dyskomfortem, to ludzie jakoś sobie z tym radzą. Nie miejsce tutaj, by opowiadać jak: inaczej to wygląda w jednorodnych grupach męskich, a inaczej w mieszanych. W tym drugim przypadku mogą wystąpić problemy prowadzące do napięć i zazdrości w grupie. Może to zagrażać spójności zespołu i co za tym idzie – bezpieczeństwu lotu kosmicznego. Nie da się jednak na podstawie jednorazowych badań psychologicznych prognozować odporności na długotrwałą abstynencję seksualną. I z tego, co wiem, nie sprawdza się dziś temperamentu ani orientacji seksualnej u kandydatów na zdobywców kosmosu. Co nie oznacza, że w dalekiej przyszłości, w związku z długotrwałymi lotami międzyplanetarnymi czy międzygalaktycznymi, problem ten nie nabierze nowego znaczenia. Takie wyprawy będą mogły trwać kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset lat. Podczas takiej misji stery statku kosmicznego przekazać trzeba będzie kolejnemu pokoleniu – zrodzonemu w kosmosie. Będzie więc trzeba dobrać najzdrowszych mężczyzn i kobiety do celów prokreacyjnych, zupełnie jak w Arce Noego. Największy problem z kosmiczną prokreacją nie leży jednak w doborze rodziców, lecz w braku grawitacji, która wyznacza orientację kierunkową zakodowaną w genach. Zapłodnione na Ziemi i wysłane w kosmos kurze jaja obumierały właśnie z tego powodu. W stanie nieważkości brak jest kierunków: ku górze, ku dołowi, w lewo, w prawo, co zaburza mechanizm agregacji komórek. U wyższych zwierząt, a zwłaszcza u ludzi, grawitacja odpowiedzialna jest za wytworzenie się tzw. smugi pierwotnej, czyli osi, wokół której gromadzą się wyspecjalizowane komórki, by utworzyć odpowiednie części ciała i narządy. Brak takiej informacji prowadzi do „anarchii”, a co za tym idzie – do obumierania komórek. Tak więc prokreacja w kosmosie wymagać będzie skonstruowania na przyszłych statkach międzyplanetarnych czy międzygwiezdnych „sztucznej grawitacji” (ogromnej wirówki), co jest wielkim wyzwaniem dla ergonomii kosmicznej.

Prof. Jan Terelak z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, twórca polskiej psychologii kosmicznej

Łukasz Kaniewski