POP coaching. “Robimy komiksy ze snów”

Przymus, nacisk, wymądrzanie się ze strony coacha lub mieszanie ról i stawanie się mentorem, instruktorem czy terapeutą to koniec coachingu – mówią Dorota Biały i Agata Gebhardt
POP coaching. “Robimy komiksy ze snów”

Krystyna Romanowska: Przychodzi klient do coacha pracującego metodami psychologii zorientowanej na proces, czyli POP, i co się dzieje? „Proszę opowiedzieć mi swoje sny” – pyta coach?

Agata Gebhardt: Tak, pytamy o sny, ale najpierw pytamy o cel. Na początku nie musi być dokładnie sprecyzowany, wystarczy określenie tego, czym klient chce się zająć: poszukuje wymarzonej pracy, chce więcej zarabiać, a może napisać książkę. Naszą metodę wyróżnia szczegółowy etap diagnozy celu. Sięgamy razem z klientem do przeszłości i teraźniejszości przy użyciu tradycyjnych narzędzi coachingowych, ale też narzędzi psychologii procesu.

Dorota Biały: Z powodów pragmatycznych i etycznych wybór celu ma w coachingu POP decydujące znaczenie. Pomaga w nim feedback oparty na informacji zwrotnej od innych osób i od siebie, a konkretnie od własnych figur sennych. Prosimy klienta, aby podał nam osiem znaczących dla niego osób, z którymi możemy porozmawiać na jego temat. Zadajemy pytania dotyczące jego mocnych i słabych stron oraz najbardziej nieoczekiwanych i zaskakujących zachowań. Otrzymane informacje w postaci zbiorczego feedbacku prezentujemy klientowi z zachowaniem poufności. Jest to cenne źródło informacji o tym, jacy jesteśmy, jak nas inni widzą, a tak naprawdę – kogo w nas widzą.

A.G.: Zdarza się, że ludzie mają obawy związane z feedbackiem. Warto się przy nich zatrzymać. Może czegoś nie chcę się o sobie dowiedzieć? Okazuje się, że osoby wskazane do wywiadu chętnie biorą w nim udział, czują się wyróżnione okazanym zaufaniem. To często wzmacnia i rozwija relacje. Jest to też pozytywny sygnał dla pracodawcy. Kiedy jednemu z szefów mojego coachowanego zadałam pytanie: „Co najbardziej zaskakującego dla pana zrobił X?”, usłyszałam: „To, że zdecydował się na coaching, bo to znaczy, że chce się rozwijać, a myślałem, że już mu nie zależy”.

Pytanie o to, co najbardziej zaskakującego zrobiła ta osoba, służy wydobyciu jej ukrytej części osobowości, alter ego?

D.B.: Tak. Zwykle jesteśmy dość spójni w naszym zachowaniu, sprzyja temu system wychowawczy, a czasem czymś siebie i innych zaskakujemy. Miałam kiedyś klientkę sprawiającą wrażenie chłodnej, biznesowo zorientowanej osoby. Jeden z jej pracowników podczas diagnozy powiedział mi: „Ale ona ciągle do pracy przynosi ciasto”. Moja klientka zdziwiona, ale też z wyraźnie radosną miną słuchała feedbacku, podczas którego dowiedziała się, że troszczy się o zespół. Nie tylko o jego wyniki biznesowe, ale także o atmosferę w pracy.

A.G.: Zebrane podczas wywiadów informacje przekazujemy klientowi, który dzieli je na: pozytywne świadome, pozytywne nieświadome, negatywne świadome i negatywne nieświadome. Wszystkie grupy są interesujące i ważne, ale w dalszym etapie zajmujemy się tylko dwiema: „pozytywne świadome” i „negatywne nieświadome”, które klient personifikuje. Powstałe w ten sposób pary postaci kierują się często sprzecznymi wartościami. I jak tu je pogodzić? Razem z klientem pracujemy z postaciami, oddajemy im głos, by również one (spersonifikowane systemy wartości) wypowiedziały się na temat formułowanego celu, tak aby uwzględnić wszystkie potrzeby, oprzeć się w pełni na swoich zasobach i mieć pewność, że nikt w nas nie będzie bojkotować naszego celu.

K.R.: Klient musi zauważyć, że nawet najbardziej negatywna postać ma mu coś pozytywnego do zaoferowania?

D.B.: W coachingu POP nic nie dzieje się bez zgody klienta, ale też klient niczego nie musi! Wszelki przymus, nacisk, wymądrzanie się ze strony coacha lub mieszanie ról i stawanie się mentorem, instruktorem, konsultantem, terapeutą lub trenerem to koniec coachingu. W ten sposób nigdzie razem nie dojdziemy. Gdy klient pozna swoje zasoby, sam wybierze te postaci, które uzna za najlepsze do realizacji swojego celu. A coach zadaje pytania i czasem proponuje jakieś zadania. Reakcje klienta na alter ego coach ma tylko zauważyć i wnieść do rozmowy. Jeżeli rozmawiamy z kimś, kto jest poukładany, aktywny, zorganizowany i nagle wychodzi, że jest w nim jakiś bałaganiarz, ktoś, kto działa impulsywnie, bez planu, to jest to bardzo cenna informacja.

W jaki sposób możemy użyć tego nieuświadomionego wzorca do realizacji celu? Zadaniem coacha jest przede wszystkim wydobycie tego z klienta. Arnold Mindell, twórca POP, podkreśla konieczność pracy w duchu głębokiej demokracji. Każdy spersonifikowany wzorzec w nas, każda postać ma głos: nawet te „chaotyczne”, intuicyjnie działające mniejszości w nas – logicznych, konkretnych, biznesowo zorientowanych mają prawo zaistnieć w wewnętrznej psychologii. Ba! Często to one właśnie, gdy nie są marginalizowane, stanowią nasz najcenniejszy zasób!

 

Czy zdarzało się, że ktoś przerwał coaching i powiedział: „Nie, to nie dla mnie”.

A.G.: To, czy ta metoda pracy odpowiada klientowi, czy nie, widać już podczas pierwszej konsultacji, kiedy klient dowiaduje się, jak będziemy pracować. Czasem pojawiają się trudne emocje, np. przy pracy z linią życia, która polega na świadomym patrzeniu w przeszłość, obserwacji swoich wzlotów i upadków. Ale zazwyczaj klienci, którzy przychodzą na coaching, są gotowi na konfrontację ze swoją przeszłością, z oceną ze strony innych, a wtedy te ćwiczenia są dla nich cennymi odkryciami. Jest też przy tym sporo dobrej zabawy!

D.B.: Przyglądamy się ważnym w życiu klienta wydarzeniom, które on sam wybiera, są to np. osiągnięcia lub porażki w sferze zawodowej. Szukamy w nich zbieżności, podobieństw. Znałam kiedyś kogoś, dla kogo przełomowym, wręcz traumatycznym wydarzeniem były narodziny jego brata. Wtedy on, wówczas 10-latek, poczuł, że traci uwagę rodziców. Po prześledzeniu linii życia okazało się, że wszystkie pozytywne i negatywne wydarzenia w jego życiu były budowane na opozycji: brak uwagi – skupienie uwagi.

A co ze snami, o których wspomniałam na początku? Podobno najważniejszy jest pierwszy zapamiętany sen z dzieciństwa.

A.G.: Ze snów robimy komiksy! A tak na serio: pierwszy sen lub pierwsze wspomnienie z dzieciństwa to ważna informacja. Klient rysuje poszczególne sekwencje snu czy wspomnienia, tak jak storyboard reklamy. I znowu jest sporo zabawy! A potem poddajemy ten komiks refleksji.

Zrobiłyśmy takie ćwiczenie z moim snem z dzieciństwa i muszę przyznać, że rezultat mnie mocno zaskoczył. Okazało się, że przez całe dorosłe życie nie lubię się otwierać, pokazywać swojego „miękkiego brzucha”.

D.B.: Ale nie musi się pani z tego powodu zamartwiać! Bo już pani to widzi – czarno na białym. Technika pracy ze snami w formie rysunku jasno i bezpośrednio daje wgląd w to, czego zwykle nie bierzemy pod uwagę. Ważne jest również, że dzięki tej formie analizy przestajemy się bać przeszłości – nawet jeśli sen jest makabryczny, a wspomnieniu towarzyszą niemiłe odczucia.

Kogoś analitycznego, kto nie myśli na co dzień o snach i podświadomości, trudno namówić na pracę w tym systemie.

A.G.: Paradoksalnie łatwiej. Im bardziej utożsamiamy się z konkretem, z czymś, co nazywamy uzgodnioną rzeczywistością, tym większą mamy potrzebę kontaktowania się z czymś nieracjonalnym, duchowym. Większość klientów mówi, że nie potrafi rysować, a potem trudno im odebrać kredki! Ale oczywiście prawdą jest, że wielu ludzi czuje opór np. wobec pracy z ciałem – warto o tym porozmawiać z klientem. Zapytać, co jest najtrudniejsze. Wykonać ćwiczenie razem z nim, a nawet czasem za niego. W końcu w tej podróży jesteśmy razem. Taka jest rola coacha. To ośmiela, otwiera na nowe doświadczenia. I znowu jest dobrą zabawą!

Kiedy w tej metodzie precyzuje się cel?

A.G.: Po diagnozie, która zajmuje 3, 4 sesje. Co prawda pracujemy ze snami, ale cel coachingowy musi być precyzyjny.

D.B.: Pytamy też klienta, w jakim miejscu jest teraz. Czy już na początku drogi, czy może trzeba coś jeszcze zakończyć, żeby pójść dalej.

A.G.: Malujemy w wyobraźni nasycony szczegółami obraz: starego świata – w którym nasz cel nie może być zrealizowany, oraz obraz nowego świata, w którym cel jest możliwy. Między nimi istnieje szczególny czas albo tzw. świat przerwy. Trzeba dookreślić każdy ze światów, by klient dokładnie poczuł, gdzie się znajduje.

 

Przerwa to czyściec?

D.B.: Nie. To moment, w którym nie myśli się za bardzo o celu, o działaniu, tylko się po prostu jest. To może potrwać dwa tygodnie albo miesiąc, czasem dłużej, w zależności od charakteru zmiany, która wiąże się z celem. To szczególny moment, w którym, jak mówią nasi nauczyciele, liczy się to, czy kawa ma dobry smak. I niewiele więcej. Jedna z klientek, pracująca nad tym, jak połączyć rolę bizneswoman i rolę matki, dosyć precyzyjnie dookreślała swoje trzy światy. Jej stary świat, w którym ciągle jeszcze mentalnie funkcjonowała, w którym nie można połączyć obu ról, był całkowicie patriarchalny.

Opisywała go plastycznie jako wioskę nad kołem podbiegunowym, w której mężczyźni przynoszą mięcho do domu i rzucają je na stół, a kobiety nie mają nic do powiedzenia. Liczą się mężczyźni, siła, przetrwanie, nie ma miejsca dla słabych. Świat przerwy określiła jako osadę w puszczy amazońskiej. Gorący klimat, bujna roślinność, jedzenie rosnące na drzewach. Nie trzeba się wysilać. Siebie widziała jako matkę leżącą na hamaku i karmiącą małe dziecko piersią. Mężczyźni przynoszą do wioski mięcho i porcjują je dla każdego. Jest cieplej, również w relacjach. Dzieci są ważne, towarzyszą rodzicom i uczą się.

Brzmi lepiej.

D.B.: Natomiast świat, w którym jej cel może być zrealizowany, w którym połączenie kariery zawodowej z rolą matki jest możliwe, a nawet oczywiste i naturalne, był półwyspem gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Funkcjonowały tam wszystkie nowoczesne technologie. Dzieci gdzieś się uczyły, ona z partnerem siedziała długo na plaży i patrzyli na morze, trzymali się za ręce. Nie było ani patriarchatu, ani matriarchatu, tylko połączone światy.

Ładna historia.

A.G.: Dookreślanie światów jest bardzo ważne. Czasem klient czuje opór przed wejściem do nowego świata, a czasem ma problem z wyjściem ze starego.

D.B.: Czasem okazuje się, że do osiągnięcia celu jeszcze dużo pracy przed nami. Moja klientka nie musiała nigdzie wyjeżdżać, a już na pewno nie za koło podbiegunowe, ale musiała się skoncentrować na tym, czego w starym świecie jeszcze nie zrobiła. A ponieważ ciągle walczyła o niezależność, nigdy nie poddała się nikomu, a zwłaszcza mężczyznom! Jednym z punktów planu wyjścia ze starego świata było codzienne włączenie komputera, otwieranie skrzynki mailowej i pytanie męża: „Kochanie, jest ważny mail, co proponujesz?”. Mąż wszedł w tę konwencję i udało się.

I co dalej?

A.G.: Wciąż jesteśmy w drodze! Na której, podobnie jak w baśniach o podróżach bohaterów, pojawiają się przeszkody. Zachęcamy do podjęcia zadań, które w symboliczny sposób pokażą to, co się w przyszłości ma realnie dokonać.

D.B.: Jedna z klientek przez dwa tygodnie codziennie robiła herbatę, ale nie tak zwyczajnie, tylko z ogromnym namaszczeniem, jakby parzyła ją dla mistrza zen. Siadała z tą herbatą na krześle i patrzyła w okno. Po co był jej ten rytuał? Normalnie o tej porze zawsze się spieszyła: poranna paranoja, szybkie śniadanie, dzieci do szkoły, pośpiech. Postanowiła to zmienić.

A.G.: Klient prowadzi też dzienniczek, w którym zapisuje, co zrobił, a czego nie.

D.B.: Wymyśla zadania, które przybliżają go z każdym dniem do prawdziwej zmiany, do wymarzonego celu.

A.G.: Rysuje znane z coachingu koło życia, analizując, w jakim obszarze dokonuje się wymagana zmiana, gdzie tak naprawdę angażuje swoją uwagę i energię, w jakim obszarze jego życia realizuje się już jego cel.

D.B.: Gdy zmniejsza się motywacja klienta, pomagamy mu ją odzyskać, wykonując z nim ciekawe ćwiczenia, takie jak Logo Projektu albo Mapa Wewnętrznego Zespołu.

A.G.: I w końcu docieramy do celu i razem z klientem stoimy na jego życiowym Mount Evereście!

D.B.: Ściskamy mu dłoń, mówiąc: „zawsze wiedziałam, że to zrobisz”..

Dane dotyczące klientów zostały zmienione.

Warto wiedzieć:

Psychologia procesu

Korzenie psychologii procesu sięgają wielu dziedzin, m.in. psychoanalizy, psychologii analitycznej Junga, teorii systemów, teorii komunikacji, taoizmu, fizyki kwantowej, a tak że wiedzy związanej z rdzennymi kulturami różnych części świata.

Ta metoda pracy została opracowana w latach 70. XX wieku przez Arnolda Mindella. Jego zdaniem, „relacje są sposobem, w jaki doświadczamy samych siebie”. Mindell rozwinął teorię Junga o pracę z ciałem i relacje.

Instytut Psychologii Procesu, w którym powstała metoda coachingu, o której rozmawiamy, współpracuje z Research Society for Process Oriented Psychology w Zurichu i Londynie oraz Process Work Institute w Portland OR. Nauczyciele tego kierunku psychoterapii w Polsce: Joanna Dulińska i Michał Duda kilka lat temu postanowili wykorzystać narzędzia psychologii procesu w coachingu. (DB)