Uwaga! Daniel!

Na własne oczy: w dawnej stolicy Japonii żyje liczące tysiąc osobników stado danieli. Zwierzęta cieszą się powszechnym szacunkiem i nachalnie żebrzą o pokarm u turystów.

Mknący niczym strzała z prędkością 300km na godzinę pociąg shinkansen wiezie turystę z Kyoto do Nary. To stare japońskie miasto założone w 710 r. zwane było wówczas Hijo-kyo – Warownią Pokoju. Wkrótce stało się jednym z najważniejszych ośrodków buddyzmu w całej Azji i najbardziej wysuniętym na wschód punktem Szlaku Jedwabnego.
W tej pierwszej stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni mieszka liczące ponad tysiąc osobników stado danieli. Oswojone zwierzęta zaczepiają turystów dosłownie wszędzie, dają im się karmić, głaskać i nic sobie nie robią z wielkomiejskiej cywilizacji. Po japońsku daniel to shika, czyli „posłaniec bogów”, nic więc dziwnego, że stado cieszy się powszechnym szacunkiem. W parku można kupić shika-sembei (krakersy dla saren, które kosztują 150 jenów – około 3zł) i karmić nimi zwierzęta, które wiecznie głodne, próbują paść się dosłownie wszędzie – na wąskim paśmie trawy między śmigającymi szosą samochodami czy też na polu golfowym.
Uciekając przed spragnionymi smakołyków danielami docieramy do Daibutsu, Wielkiego Buddy. Ta ogromna, licząca 16 m statua ze świątynii Tōdai-ji pochodzi z 1709 r. i stanowi zaledwie dwie trzecie wysokości zniszczonego oryginału z 746 r. Odlana została z 437 ton brązu i 130 kg złota na rozkaz cesarza Shōmu, aby zażegnać szalejącą epidemię ospy. W głębi światynii za plecami posągu stoi drewniana kolumna z otworem u podstawy, który podobno ma wielkość jednej z dziurek w nosie Wielkiego Buddy. Zgodnie z legendą ten, kto się przez niego przeciśnie, dozna oświecenia. Ową „ścieżkę mądrości” najczęściej bez trudu pokonują dzieci, dorośli mogą jedynie żałować, że nie dostąpili zapowiadanego w legendzie oświecenia.

Barbara Szlachta