Wolność odmawiania

Mam prawo prosić, dopóki uznaję, że druga strona ma prawo odmówić. Wszystko, co wykracza poza tę sytuację, jest manipulacją albo agresją.

ROBERT RIENT: Można odmówić wszystkiego, ale naprawdę wszystkiego, wyobrażasz sobie? Możesz odmówić wierzenia w coś, kochania kogoś, opiekowania się kimś, podążania za swoim guru, możesz odmówić swojego szczęścia. To odświeżające, poczuć to i powyobrażać sobie te odmowy, chociażby po to, żeby potem nie odmówić. Kiedy jest ci najtrudniej mówić „nie”?

NATALIA DE BARBARO: Kiedy wczuwam się w tego, który prosi, wyobrażam sobie jego straty czy przykrości. Kiedy mnie druga strona bardzo obchodzi, a to mi się zdarza dość często. Kiedy puszczam sobie w głowie film o tym, jak ona potem samotnie brnie przez śniegi w obliczu tej mojej odmowy. A tobie?

ROBERT: Kiedy ktoś jest smutny i gdy kogoś kocham. Kiedy czuję się zobowiązany.

NATALIA: Mówimy o wolności odmawiania – czego dokładnie szukamy? Co jest wolnością? Bo przecież nie odmawianie zawsze i na oślep.

ROBERT: Wolność oznacza odmówienie wtedy, kiedy chcę odmówić, po prostu. Zakładając oczywiście, że mogę zacząć chcieć czegoś innego, na przykład pod wpływem twojej prośby. Wolność jest dla mnie też wtedy, kiedy po odmowie nie mam poczucia winy, nie muszę uciekać, bronić się ani oskarżać. Wolność to również zmiana zdania po tym, gdy odmówiłem, bo zmieniła się sytuacja, moje myślenie o niej, o sobie, zmieniły się moje uczucia. Gdy mam taki sam dostęp do zgody i niezgody, w każdej sytuacji i z każdą osobą taki sam dostęp – ten stan oznacza dla mnie wolność idealną, czyli taką, której jednak rzadko doświadczam.

NATALIA: Żebym mogła odmówić, potrzebuję odnaleźć tę przestrzeń, w której mogę sobie uświadomić swoje „chcę”. Bo często odbieramy sobie wolność poprzez wyobrażoną presję – co się stanie strasznego, jeśli odmówię. Ale równocześnie jeśli daję sobie prawo do odmowy, do nieulegania presji, to powinnam dać takie samo prawo drugiej stronie – prawo do tego, żeby nie ulegała mojej presji. Ale doświadczanie odmo-wy, zwłaszcza od bliskich, bywa bolesne…

ROBERT: Jedno z praw psychologa Herberta Fensterheima mówi o tym, że mam prawo prosić, dopóki uznaję, że druga strona ma prawo odmówić. Wszystko, co wykracza poza tę sytuację, jest manipulacją albo agresją. Można przecież prosić, dopóki się nie dostanie, można karać smutkiem, złością lub obrażeniem za odmowę, można żądać, rościć sobie prawo z racji wieku, bycia w związku, bycia mamą, bycia dzieckiem, można wymuszać ciszą i cichymi dniami albo groźbą odmowy zbliżenia. Lista jest długa, a proste i najodważniejsze sytuacje, w których mówię „proszę” i czekam na reakcję, są bardzo rzadkie. Podoba mi się pogląd analizy transakcyjnej na szczęście człowieka, czyli autonomię – to stan, w którym między proszeniem, odmawianiem, braniem i dawaniem istnieje równowaga.

NATALIA: Miałeś kiedyś taką sytuację, która była dla ciebie przyspieszonym kursem wolności odmawiania?

ROBERT: Tak. Właśnie rozpadł się mój związek, przeprowadziłem się do kawalerki. Moja najbliższa przyjaciółka była ze mną na łączach od dłuższego czasu, ale kiedy zostałem sam w nowym domu i zadzwoniłem do niej, nie odebrała telefonu. I potem jeszcze raz. Było mi okrutnie przykro, bo przecież wiedziała, w jakim jestem stanie. Za-sypiając, myślałem, że może coś ważnego dzieje się u niej i dla-tego nie odbiera. Następnego dnia pytam jej, dlaczego nie ode-brała. Ona mówi, że spędzała czas ze swoją rodziną. Drążę i pytam, czy coś się stało. A ona mówi, że nic. Wtedy się obraziłem – bo jak ona mogła wybrać zacisze domu zamiast rozmowy ze mną. Potem długo o tym rozmawialiśmy, dotarło do mnie, że tego uczę przecież na treningach: moje „nie chcę” nie jest mniej ważne od twojego „chcę”. Mój smutek nie jest ważniejszy od twojej radości. Rościmy sobie prawo do innych ludzi, szczególnie bliskich.

NATALIA: Dla mnie to jednak nie jest tak proste jak „chcę” i „nie chcę”. Wierzę w jakiś rodzaj zobowiązania w stosunku do bliskich. Może jednak jestem im coś winna?

 

ROBERT: Winna nie, ale może odpowiedzialna?

NATALIA: Za kogoś?

ROBERT: Za to, żeby wyjaśnić, dlaczego od-mawiasz. Wtedy, kiedy wiesz, że odmowa zaboli i powód odmowy może trochę ten ból złagodzić. Ale i tu jest pułapka, bo można przegadać odmowę, zasypać ją miłymi słowami po to, byśmy sami poczuli się lepiej. To dopiero paskudne. Nie dość, że odmawiam, to jeszcze żądam od ciebie dobrego nastroju w wyniku tej odmowy. W dorosłej relacji jest miejsce na to, żeby druga strona prze-żyła to wszystko, co ma przeżyć w związku z odmową.

NATALIA: Często powstrzymujemy się przed odmową, ponieważ w swojej głowie odgrywa-my całą rozmowę, w takim jej prze-biegu, w którym odmowa staje się niemożliwa. Na przy-kład wyobrażam sobie, że mówię „nie, Robert, nie zrobię tego”. A ty mi na to: „Natalia, chyba żartujesz, chyba się przesłyszałem! Jak ty mi możesz coś takiego zrobić? I ty się nazywasz moją przyjaciółką? Pamiętasz, jak w maju mieliśmy taką samą sytuację, ty mnie wtedy prosiłaś i ja ci jakoś wtedy nie odmówiłem!”. W mojej głowie ta rozmowa jest tak żywa, że właściwie odbyłam ją za nas dwoje. I nie odmawiam, chociaż chciałabym. Zagryzam wargi, odkłada się we mnie złość na ciebie, chociaż „na jawie” nie dałam ci przecież żadnych szans.

ROBERT: I nie chodzi nawet o to, że nie masz racji z tym wyobrażeniem, bo może masz rację, ale zamrażasz rozwój relacji, a przede wszystkim swobodę bycia. Zamiast rozmawiać z kimś, rozmawiasz z obrazem tej osoby, który tworzysz w głowie, czyli z projekcją. A ta często jest podsycana strachami i marzeniami, chociaż częściej tymi pierwszymi. To utrudnia autentyczne usłyszenie i zrozumienie. 

NATALIA: Zamrażam, schładzam i odbieram jej życie, nieprzewidywalność.

ROBERT: Tego nie chcemy. A jednak kiedy już odmawiamy, często robi-my to nieumiejętnie.

NATALIA: Na przykład negocjujemy, czyli odmawiamy prosząco, z nadzieją, że ten, któremu odmawiamy, zgodzi się na naszą odmowę, „wybaczy” nam. I wtedy mówimy na przykład: „wiesz, pożyczyłabym ci te pieniądze, gdybym tylko mogła, przysięgam, ale naprawdę, mam tyle wydatków, zrozum mnie, pralka mi się popsuła, z ZUS-em zalegam, wiesz przecież, jak to jest, zrozum!”. Czyli naprawdę mówimy: „błagam cię, pozwól mi odmówić, nie przestań mnie lubić, bo tego bym nie zniosła!”. No i oczywiście przynosi to tylko nasilenie presji z drugiej strony, bo jak ktoś powiedział, „jęk jagnięcia podnieca lwa”. Jeśli nie dam sobie prawa do odmowy, druga strona to wyczuje i tak mną zakręci, że skończę, zgadzając się na coś, czego nie chcę. Negocjowanie odmowy to jeden z najczęstszych błędów.

ROBERT: Bo gdy mówimy „nie mogę”, prawie zawsze kłamiemy. Jeszcze innym błędem jest odmawianie na złość, z pozycji zbuntowanego dziecka. To nie jest żadna wolność, tylko przymus mówienia „nie” za każdym razem, kiedy ten, przeciwko któremu się buntuję, da mi do tego okazję. Bo chociaż bunt opiera się na słowie „nie”, przestaje być wyrazem wolności, gdy staje się nawykiem. Nadużywanie jest pułapką. 

NATALIA: To zbuntowane, kompulsywne „nie” utrudnia nam kontakt z dojrzałym sobą. A wolność, którą tu postulujemy, to jednak wolność do-rosłego człowieka, który świadomie podejmuje decyzje, świadomie ustawia proporcje między „nie” i „tak”. I ten dorosły człowiek, dla samego wyrównania proporcji na rzecz „tak”, może czasami po prostu odpuścić, zgodzić się na coś, co mu nie jest na rękę.

ROBERT: Kiedy na przykład?

NATALIA: Chyba chodzi o wagę spraw. Jeśli coś jest dla ciebie ważne, a dla mnie mniej, to można odpuścić, nie siejąc spustoszenia w relacji ani w sobie.

 

ROBERT: Mam wątpliwości, bo nie znam sposobów na zmierzenie tego, co ważne i ważniejsze. Poza tym pójście na jakiś kompromis uważam za jedno z gorszych rozwiązań. Daj przykład.

NATALIA: No to weźmy klasyk – deskę klozetową. Ja już w swoim domu, w którym poza mną mieszkają mój mąż i syn, poddałam się w walce o opuszczanie deski klozetowej.

ROBERT: Chwała ci za to! To jakiś obłęd z tą deską. Podsumowując, dajemy sobie prawo do odmowy nie z pozycji buntu i bez negocjowania tam, gdzie nie chcemy negocjować. Na treningach asertywności zauważyłem również, że większość uczących się odmawiania robi to na początku z uśmiechem. A to zachęca proszącego lub żądającego. Taka osoba w tym samym czasie wysyła werbalny komunikat „nie”, podczas gdy jej ciało, mimika jest zaproszeniem. Dobrze jest się przyjrzeć sobie w trakcie odmawiania, zadać pytanie o to, po co się uśmiechamy i dla kogo to robimy. Jak w takim razie odmawiać?

NATALIA: Najskuteczniejsze odpowiedzi na to pytanie powstały właśnie w nurcie asertywności; asertywna odmowa to królowa asertywnych technik.

ROBERT: Zaczynamy od słowa „nie”.

NATALIA: Zaczynamy od słowa „nie”– i to już okazuje się dla wielu niełatwe. Ludziom jest trudno wypowiedzieć to słowo z kropką na końcu, czyli bez pełnego niepewności i podszytego uległością wielokropka, ale też bez agresywnego wykrzyknika.

ROBERT: Bo to są te dwie skrajności, w które łatwo popaść, kiedy odmawiamy nieasertywnie: uległość i agresja.

NATALIA: Często to obserwuję, na przykład na szkoleniach, kiedy ludzie ćwiczą asertywność: ktoś w pierwszej odsłonie jest uległy, a w drugiej już postanowił, że taki nie będzie, i wahadło przechyla się w drugą stronę – wcześniej kwilił, teraz zaczyna krzyczeć. Trudno jest znaleźć tę pozycję pomiędzy.

ROBERT: Mówimy „nie” z kropką – i co dalej?

NATALIA: Potem mówimy, czego nie zrobimy. Nie czego nie możemy zrobić, czego się nie da – tylko czego nie zrobimy. „Nie. Nie pożyczę ci pieniędzy”. W ten sposób pokazujemy swoją decyzję. Potem dodajemy krótkie uzasadnienie – i rzeczywiście jest ważne, żeby ono było krótkie, nie przegadane, nie dające pola do podważania i negocjowania. „Nie. Nie pożyczę ci pieniędzy. Mam taką zasadę, że nie pożyczam”. Na końcu mówi się, że można dodać tak zwane zmiękczenie – na przykład „przykro mi”.

ROBERT: Masz rację, ale to takie po-prawne psychologicznie. Świetne na początek, ale nadużywane staje się mechaniczne, sztuczne i chłodne. Gdy chcę się wytłumaczyć ukochanej osobie z odmowy, robię to. Namolnej osobie na ulicy, która za mną idzie, mówię „nie, dziękuję” i powtarzam tę samą frazę – zgodnie z założeniem techniki zdartej płyty – dopóki nie zadziała. Te same słowa, ten sam tembr głosu. Mówię, że mi przykro, gdy mi przykro, a gdy jestem zły, wtedy mówię o złości. Bo autentyczność jest tu ważna i szybko wyczuwana przez proszącego. Od wyuczonych formułek ważniejsze jest wewnętrzne przekonanie o tym, że mam pra-wo odmówić, i chęć odmówienia. Ale wciąż bardzo sobie cenię niezwykle praktyczną książkę Marii Król-Fijewskiej „Stanowczo, łagodnie, bez lęku”.

 

NATALIA: Tak, to jest bardzo dobra książka – i ona też pokazuje, że można to ćwiczyć. Bo z jednej strony mówimy o tym, że powinniśmy zacząć od dania sobie prawa do odmowy, że to powinno iść ze środka. A jednak szkolenia asertywności opierają się na założeniu, że można to też zagrać. W takim sensie, że można rozpocząć zmianę od zachowania, doświadczenia siebie samego, który mówi „nie”. I wtedy ta siła wewnętrzna, ten lew trzymany na smyczy w piwnicy przez lata, może się obudzić. I jeśli usłyszy własny ryk, to ożyje. Bo przecież to nie jest tak, że nie chcemy umieć zaryczeć, tylko czasami po prostu nie umie-my dopuścić do głosu drzemiącej w nas mocy; wydajemy z siebie jakieś miauki, przez lata. Ale kiedy z powrotem wejdziemy w kontakt z mocą, wolnością, z sobą samym, to to jest poruszające i prawdziwe spotkanie. I zmienia nasze postrzeganie siebie. Daryl Bem, psycholog społeczny, zbadał i opisał to zjawisko – kiedy doświadczę jakiegoś swojego zachowania, zmieniam myślenie na swój temat. Odmówiłam, czyli jestem asertywna! 

ROBERT: Znam tę drogę, ale wolę inną. Od zawsze powoli wchodzę do wody, sporadycznie wbiegam z krzykiem na ustach albo skaczę. Wolę uszanować niechęć mojego ciała do zimna. Psychologia behawioralna jest skuteczna, nie neguję tego, po prostu wolę dojrzeć do własnej decyzji, zrozumieć, co chcę zrobić i dlaczego, odszukać w sobie lęk i nie gwałcić go. To ważne, by szanować własne tempo. Jeśli faktycznie jest we mnie lew, z pewnością znajdzie drogę i czas, by zaryczeć. Inaczej jest trochę tak jak z psem Pawłowa, można zacząć się ślinić również wtedy, gdy nie dostaniemy miski z jedzeniem. Wiele razy zachęcałem ludzi na szkoleniach, by odważyli się i spróbowali nowego, teraz wolę ich obserwować, wyposażać w narzędzia i pozwolić samodzielnie zdecydować.

NATALIA: Słyszałam ostatnio taką fajną metaforę, że nie powinno się trzymać swoich uczuć w bagażniku, ale też nie warto ich sadzać za kierownicą. Może tak właśnie powinniśmy traktować emocje, których doświadczamy w kontekście odmawiania?

ROBERT: Być może, chociaż czasami lubię trzymać za kierownicę.

NATALIA: Komu ostatnio odmówiłeś?

ROBERT: Ludziom, którzy chcą spędzać ze mną czas, ale nie wiem, po co to chcą robić, tym bardziej gdy oni sami też tego nie wiedzą. Dotarło do mnie, że w wielu sytuacjach nie odmawiałem, bo nie wiedziałem, że mogę.

NATALIA: Co mówisz w takich sytuacjach? Ona na przykład pyta: „pójdzie-my na kawę?”, a ty co na to? Bo wątpię, żebyś mówił: „nie pójdę, bo nie wiem, po co chcesz iść”.

ROBERT: Czasami mówię wprost, że nie mam ochoty, a czasami się wykręcam, aż ktoś odpuści.

NATALIA: Wychodzi na to, że asertywnej odmowie też mamy prawo mówić „nie”.

ROBERT: Za każdym razem, kiedy tego chcemy.