Ciężkie życie na orbicie

Dwa rosyjskie przedsiębiorstwa: Orbital Technologies i Rocket and Space Corporation Energia chcą uruchomić do 2016 roku Komercyjną Stację Kosmiczną (CSS). Będzie mogła służyć jako stacja ratunkowa na wypadek awarii Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdyż ma zostać umieszczona w odległości zaledwie 100 km od niej. Jednak CSS wykorzystają przede wszystkim turyści i naukowcy, którzy są zainteresowani przeprowadzaniem badań medycznych i eksperymentów. Podobno już zgłaszają się pierwsi klienci. Co ich czeka na orbicie?

Rosjanie planują budowę Komercyjnej Stacji Kosmicznej. Na co muszą się przygotować wszyscy, którzy zechcą spędzić tam wakacje lub polecieć w celach naukowych?

Złe samopoczucie

„Choroba kosmiczna cię nie zabije, choć będziesz chciał, aby tak się stało” – mówi psycholog amerykańskiej agencji kosmicznej Patricia S. Cowings z zespołu zajmującego się ułatwianiem astronautom adaptacji do życia w kosmosie. Pierwsze spotkanie z mikrograwitacją to dla wielu prawdziwy horror. Utrzymujące się przez kilka dni objawy przypominają chorobę lokomocyjną, ale radzić sobie z nimi jest o wiele trudniej. Uczestnicy pierwszych misji nie skarżyli się na chorobę kosmiczną – być może dlatego, że podróżowali w ciasnych kapsułach, niewykluczone jednak, że po prostu nie przyznawali się do tej wstydliwej słabości, niegodnej podbijających kosmos bohaterów. O problemach żołądkowych załóg misji Apollo dowiedział się już cały świat. Efekty biegunki i wymiotów dowódcy misji Apollo 8 Franka Bormana załoga goniła z papierowymi ręcznikami po całym statku, podczas kolejnej misji okrutnie wymiotował pilot modułu księżycowego Russell Schweickart. Choć od lotu Gagarina niedługo minie pół wieku, astronauci nie doczekali się skutecznego remedium na tę nieprzyjemną przypadłość.

Problemy z poruszaniem

Po powrocie na Ziemię astronauci opowiadają, że z całej podróży najbardziej podobał im się stan nieważkości, a unoszenie się w powietrzu śni im się nocami jeszcze wiele lat po ostatniej misji. Jednak pierwsze dni w kosmosie bywają trudne nawet dla tych, którzy są w stanie utrzymać zawartość żołądka na miejscu, ze względu na konieczność przestawienia się na zupełnie nowy sposób poruszania się. Zanim się przyzwyczają, obijają się boleśnie o sprzęty i o kolegów, raz po raz muszą łowić wypuszczone z rąk przedmioty i niedoniesione do ust jedzenie. Nawet gdy po zbyt mocnym odbiciu się od fotela zdołają w locie złapać się za coś rękami, ich nogi z impetem lecą dalej. „Wydaje mi się, że przez pierwsze dwa dni nie mówiłam nic innego, jak tylko »Przepraszam, nie chciałam kopnąć cię w głowę!«” – wspominała swoją pierwszą podróż wahadłowcem Heidemarie Stefanyshyn-Piper, która podczas kolejnej misji wpisała się w historię astronautyki zgubieniem torby z narzędziami.

Monotonna dieta

Współcześni astronauci jedzą znacznie lepiej niż ich poprzednicy. Mają do wyboru około setki produktów i potraw, które po dodaniu wody wyglądają prawie tak jak na Ziemi. Niestety nie smakują równie dobrze. Jedzenie wydaje im się mdłe i niedoprawione, m.in. dlatego, że nie czują jego zapachu (każdy zakatarzony zna to uczucie, a nosy astronautów w stanie nieważkości są wiecznie zatkane). Nie jedzą gorących obiadów, lecz lekko ciepłe, by uniknąć poparzeń w razie ucieczki dania z plastikowego pojemnika. Mogą tylko pomarzyć o chlebie i innych kruszących się produktach, ponieważ w kosmicznym prowiancie znajdują się jedynie gumowate tortille. W warunkach mikrograwitacji okruszki stanowią śmiertelne zagrożenie, bo mogą zatkać przewód oddechowy astronauty lub wpaść do aparatury. Wokół stołu na stacji kosmicznej często toczą się rozmowy o tym, co kto by chętnie zjadł, zupełnie jak podczas wakacji w głuszy. Na razie misje kosmiczne nie są tak długie, by monotonne i mdłe jedzenie stanowiło duży problem, jednak wysłanie ludzi na Marsa to wyzwanie także kulinarne, ponieważ przetrzymywane długo w kosmosie jedzenie traci nie tylko resztki smaku, ale i wartości odżywcze.

Mycie bez wody

Woda w kosmosie to spory problem – jest ciężka i co za tym idzie kosztowna w transporcie, więc należy ją oszczędzać. Poza tym jeśli się rozchlapie, trzeba starannie wyłapać dryfujące w powietrzu krople. Dlatego astronauci z reguły myją się myjką ze środkiem czyszczącym, a potem wycierają się wilgotną szmatką. Załogi stacji Skylab i Mir brały prysznic w przypominających puszkę kapsułach, które należało potem starannie osuszyć. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po wielogodzinnej pracy można najwyżej przetrzeć się ściereczką, co gorsza zimną, na co narzekali w tym roku Rosjanie. Niektóre astronautki nie dają się namówić na mycie na sucho i – choć wymaga to ekwilibrystyki – myją długie włosy w bąblu wody.

Siusianie do pieluchy

 

Wizyty w toalecie to nie tylko najbardziej interesujący dziennikarzy aspekt pobytu w kosmosie ale też jego najmniej przyjemna strona dla astronautów. Na nieuniknione pytanie o to, jak korzystają tam z toalety, najlepsza odpowiedź to „uważnie”. Reszta odbywa się podobnie jak na Ziemi, z tą różnicą, że najpierw trzeba włożyć stopy w zaczep i przypiąć się pasami do sedesu albo dopasować w właściwe miejsce osobistą nakładkę zapobiegając ucieczce odchodów, jeżeli nie ma się ochoty siadać. O resztę zatroszczy się strumień powietrza jak z odkurzacza. Podczas startu i lądowania oraz wielogodzinnej pracy poza statkiem kosmicznym astronauci muszą nosić chłonne pieluchy (NASA oczywiście nazywa je Maximum Absorption Garment). Żeby pozbyć się zażenowania, wystarczy przypomnieć sobie mało heroiczny epizod wielkiego wydarzenia, jakim było wysłanie pierwszego Amerykanina w kosmos. Start rakiety tak się opóźnił, że po kilku godzinach czekania w kapsule Ala Shepard musiał poprosić kontrolerów lotu o zezwolenie na zrobienie siku do skafandra.

Brudne ubranie

Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej nie ma pralki, bo zużywałaby za dużo wody, a że wyniesienie każdej sztuki odzieży na orbitę słono kosztuje, astronauci przebierają się co kilka dni. Niektórzy mają na to swoje sposoby, np. Ken Bowersox prał spodenki w plastikowym worku, innym nie przeszkadza noszenie jednej rzeczy miesiącami. Nawet jeśli nie jest się czyściochem, nie można zachowywać się samolubnie, by nie pogarszać sytuacji w i tak dość śmierdzącej stacji kosmicznej. Rewolucją być może okaże się japońska bielizna, którą testował Koichi Wakata. Produkt wygląda na udany, bo Japończyk  nosił jedne majtki cały miesiąc i nikt z załogi nie narzekał. Majtki Wakaty wróciły na Ziemię, lecz większość brudnej bielizny odbywa swą ostatnią podróż ze śmieciami w rosyjskim bezzałogowym statku Progress i płonie w atmosferze.

Odpadające paznokcie

Choć rękawice, które astronauci zakładają, wychodząc w przestrzeń kosmiczną, to najstaranniej dobierana część skafandra, praca w nich jest niewygodna i bolesna. Wystarczy nosić je przez parę godzin, by ocieranie się opuszek palców o twarde wnętrze i czasowe blokowanie krążenia przez ciasne rękawice skończyło się utratą paznokci. Przydarza się to ok. 10 proc. astronautów, zwłaszcza mężczyznom o dużych, szerokich dłoniach. Dlatego niektórzy, by uniknąć bolesnej przygody, przed wylotem w kosmos udają się do lekarza, by… zdjąć paznokcie. Ulepszenie kosmicznych rękawic to dziś jedno z największych wyzwań astronautyki, wcale niełatwe, bo swobodę ruchów trzeba pogodzić ze skuteczną ochroną.

Żmudne ćwiczenia

Choć człowiek szybko przyzwyczaja się do stanu nieważkości, jego niszczący wpływ na organizm nie mija. Słabną nieużywane mięśnie, zwłaszcza nóg, i kości, które tracą wapń. Aby utrzymać się w formie i nie dopuścić do zmian, które mogłyby uczynić z astronauty kalekę, trzeba ćwiczyć co najmniej dwie godziny dziennie. Choć i przed lotem w kosmos astronauci ćwiczą na siłowni i uprawiają sport, wielu nie przepada za ćwiczeniami na orbicie. Nie dość, że są nudne, to ze względu na nieważkość trzeba je wykonywać w niewygodnych pasach – na bieżni ma się wrażenie, jakby się biegło z plecakiem. „Kiedy unosisz się w kosmosie, czujesz się jak ptak, jesteś zupełnie rozluźniony. Przypięcie się do przyrządów wymaga ogromnego wysiłku” – tłumaczył Walery Poliakow, który przesiedział rekordowe 437 dni na stacji Mir. „Jednak myśl, że bez tego szybko stałbyś się wrakiem, jest na tyle sugestywna, że robisz to, by zachować zdrowie”.

Inni astronauci

Sama sytuacja przebywania na orbicie jest stresująca, na co składają się tęsknota za domem, brak poczucia bezpieczeństwa, rygor pracy. Choć człowiek tłoczy się z kolegami na małej przestrzeni, odczuwa samotność. O prywatności, której każdy czasem potrzebuje, na stacji kosmicznej trzeba zapomnieć. Heidemarie Stefanyshyn-Piper wspominała, że podczas pracy poza statkiem peszyło ją, że mnóstwo ludzi cały czas na nią patrzy – także ci na Ziemi. Mimo że przy doborze kandydatów na astronautów zwraca się uwagę na ich cechy charakteru i stan zdrowia psychicznego, by uniknąć załamań nerwowych i  konfliktów na orbicie, te jednak się zdarzają. Jeden z rosyjskich kosmonautów stwierdził, że zamknięcie dwóch facetów na dwa miesiące w kabinie mierzącej 5 na 6 metrów wystarczy, by doszło do morderstwa.

Trudny powrót

Tak jak do stanu nieważkości trzeba się przyzwyczaić, po powrocie na Ziemię trzeba się od niego odzwyczaić. Mało kto ma w sobie tyle samozaparcia, by utrzymać się w tak dobrej kondycji jak Walery Poliakow, który po ponad 14 miesiącach na Mirze przeszedł samodzielnie z kapsuły w kierunku krzesła, po drodze zabierając koledze papierosa. Większość astronautów ledwie stoi na pokracznie rozstawionych nogach, by utrzymać równowagę. Kolejne dni są trudne, ciało wydaje się potwornie ciężkie, plączą się nogi, mylą kierunki. Potem wszystko wraca do normy, choć kosmonauci, którzy brali udział w długich misjach, wspominają, że nawet kilka miesięcy po powrocie na Ziemię zdarzało im się upuścić na podłogę szklankę – zapominają, że nie unosi się w powietrzu.