Teraz każdy chce trenować sztuki walki. Co dają boks, judo czy MMA (oprócz oczywistej umiejętności)?

Trenowanie sportów walki przynosi same korzyści: będziesz umiał się obronić na ulicy, poprawisz swoją kondycję i zrozumiesz, że w niektórych sytuacjach pokora popłaca.
Teraz każdy chce trenować sztuki walki. Co dają boks, judo czy MMA (oprócz oczywistej umiejętności)?

Sporty walki są w Polsce coraz popularniejsze! Rośnie liczba klubów, w których można trenować boks, judo czy MMA, a wciąż pojawiają się dyscypliny, o których dotychczas w ogóle nie było u nas słychać. Trenują ci, którzy marzą o sportowej karierze, oraz ci, dla których walka jest jedynie sposobem na aktywny relaks. Nawet pracownicy wielkich korporacji, łącznie z managementem wysokiego szczebla, nie chcą już być wymuskanymi manekinami, ale wojownikami z sińcami na twarzy. Oczywiście, w granicach rozsądku.

Kiedyś chodziło się na boks, judo, zapasy czy karate. I raczej nie po to, aby „zresetować” umysł po trudnym dniu w korporacji czy poprawić niedostatki ciała i kondycji, ale po prostu po to, aby nauczyć się bić. I stać się albo sportowcem, królem ulicy, ewentualnie gwiazdą podziemia kryminalnego.

W każdym razie sporty walki – oczywiście niesłusznie – jednoznacznie kojarzyły się z facetami, których lepiej omijać z daleka, bo nie po to spędzają godziny na sali treningowej, aby stać się naszymi przyjaciółmi i przewodnikami po szemranych rejonach miasta. Tych, którzy osiągnęli sukces, znaliśmy ze sportowych stron gazet codziennych. Ci, którym nie powiodła się kariera zawodnicza, realizowali się w ulicznych „solówkach”.

 

TRENING  Z KOMANDOSAMI

Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej – kluby, w których trenowane są sztuki walki, goszczą zupełnie inną klientelę, a oferta stylów przyprawia o zawrót głowy. Jeszcze kilkanaście lat temu przeciętnemu Kowalskiemu nic nie mówiły takie pojęcia, jak: capoeira, wushu, muay thai, brazylijskie jiujitsu, valetudo czy krav maga. Dziś można w Polsce szkolić się w niemal każdej, choćby najbardziej egzotycznej, sztuce walki, przyswajając przy okazji obyczajowość kraju, z którego się wywodzi, i system filozoficzny, któremu hołduje. Nawet nad Wisłą powstają systemy walki wręcz opierające się na doświadczeniach polskich komandosów, udających się na międzynarodowe misje: choćby GROM Combat czy BAS-3, stworzony przez instruktora służb specjalnych Andrzeja Bryla. Oczywiście Kowalski też ma prawo (i możliwość) poznania owych systemów – byli żołnierze jednostek specjalnych oferują odpowiednie szkolenia na zasadach czysto komercyjnych. Ta oferta cieszy się dużą popularnością, bo trenowanie razem z komandosami to dość osobliwe przeżycie i możliwość posłuchania opowieści, jakich nie przeczyta się w gazetach. Poza tym byli uczestnicy misji wojskowych, oprócz zasadniczych treningów, organizują także wypady na nurkowanie czy naukę jazdy terenowej.

 

Na wzrost zainteresowania sportami walki wśród kobiet wpłynęła bez wątpienia działalność wybitnej polskiej zawodniczki karate Anny Lewandowskiej. Jako że karate nie jest dyscypliną szczególnie popularną nad Wisłą (choć od dawna odnosimy w niej sukcesy), o medalach Lewandowskiej mówiło się jedynie w kręgach osób zainteresowanych. Jednak jej aktywność na polu fitnessu, zdrowego żywienia czy szerzej – stylu życia, uczyniła z niej prawdziwą celebrytkę, a w klubach sportowych pojawiło się wiele pań, które chciałyby wyglądać jak pani Anna.

PUDZIAN, NAJMAN I  INNI CELEBRYCI

Sale treningowe przeżywają oblężenie także dzięki modzie na mieszane sztuki walki. Coś, co początkowo, czyli w połowie lat 90. traktowane było z pogardą, jako zezwierzęcenie i krwawa jatka (panie, oni biorą te klatki z ZOO i tam się zagryzają! – można było usłyszeć na ulicy), w ciągu kolejnych lat zyskało status normalnej, niezwykle wszechstronnej dyscypliny sportowej, nawiązującej zresztą do starożytnych tradycji Dalekiego Wschodu. Dopóki MMA (Mixed Martial Arts) znaliśmy jedynie z zagranicznych przekazów telewizyjnych, a nazwiska jej gwiazd mówiły nam niewiele albo nic, trend ten wydawał się równie egzotyczny, jak gra w polo czy curling. Kiedy jednak ruszyła polska wersja MMA, czyli Konfrontacja Sztuk Walki (KSW), a pierwsza gala odbyła się w warszawskim hotelu Marriot , stało się jasne, że sport ten zyska popularność także nad Wisłą. Chyba jednak organizatorzy KSW nie przypuszczali, że Polacy oszaleją na punkcie walk w klatkach, a najlepsi zawodnicy staną się herosami masowej wyobraźni. Mamed Chalidow, Michał Materla, Mariusz Pudzianowski czy nawet nieustannie przegrywający Marcin Najman to już nie tylko sportowcy, ale autentycznymi celebryci.

Wprawdzie przedstawiciele tradycyjnych sztuk walki nie zawsze podzielają zachwyty nad KSW, jednak przyznają, że moda ta korzystnie wpływa na całą branżę, związaną ze szkoleniem w zakresie sztuk walki. Uważa tak między innymi Jacek Dymowski, twórca Żoliborskiej Szkoły Boksu, który nie tylko szkoli zawodników występujących na amatorskich ringach, ale także prowadzi zajęcia rekreacyjne dla osób traktujących przygodę z boksem jako jedynie rozrywkę. To oni, tak naprawdę, finansują czysto sportową działalność szkół walki.  

– Popularność MMA powoduje, że ludzie coraz chętniej przychodzą do klubów, w których trenuje się sztuki walki. Jednak nie wszyscy chcą się mierzyć w mieszanych stylach, tym bardziej że kojarzone są z krwią i brutalnością, a wystarczy im opanowanie jakiejś jednej sztuki. Na przykład boksu, który ja, jako trener tej dyscypliny, uważam za najbardziej wszechstronnie rozwijającą dyscyplinę. Boks kształtuje sylwetkę, podnosi wytrzymałość, poprawia szybkość, a przede wszystkim uczy precyzji. W boksie, w przeciwieństwie do MMA, liczba możliwości ataku, a także obrony, jest ograniczona. Trzeba błyskawicznie podjąć najbardziej właściwą decyzję, bo w przeciwnym razie można się nadziać na bolesną kontrę.

 

Osoby, które przychodzą do Żoliborskiej Szkoły Boksu dla rekreacji – a jest ich zdecydowana większość – nie muszą się jednak obawiać przesadnego bólu. Nie walczą bowiem, tak jak zawodnicy, w twardych rękawicach „dziesiątkach”, ale w miękkich „szesnastkach” i w kaskach. Poza tym ci, którzy nie chcą brać udziału w sparingach, mogą jedynie ograniczyć się do walki z cieniem czy „tarczowania” z trenerem. Albo po prostu zapisać się na zajęcia cross-boxu, czyli czegoś w rodzaju aerobiku, w czasie którego naśladuje się ruchy bokserskie.

 

PODZIEMNY KRĄG BIAŁYCH KOŁNIERZYKÓW

Na pytanie, kto uprawia boks dla rekreacji, Dymowski odpowiada: – To jest właściwie przekrój całego społeczeństwa. Mam na przykład kursantów zza granicy, którzy za dnia pracują na budowie, a po południu przychodzą trenować pięściarstwo. Mam też, co dla wielu jest zaskakujące, wielu przedstawicieli świata artystycznego. To, że aktorzy chcą umieć się bić, nie dziwi. Przydaje im się to na planie filmowym. Ale trenują u nas także malarze i muzycy – być może chcą w ten sposób odreagować stres związany z procesem twórczym.

Odreagowanie to słowo, które często pojawia się w czasie rozmów z osobami, zapisującymi się do szkół sztuk walki. W Żoliborskiej Szkole Boksu można spotkać menedżerów wysokiego szczebla z wielkich międzynarodowych korporacji, którzy chcą choćby na chwilę oderwać się od problemów zawodowych. Ba – także uodpornić się na nie, bo boks jest dobrym antidotum na stres.– Tu uczysz się pokory – mówi Dymowski. – Stajesz na ringu naprzeciwko osoby, która w sensie zawodowym stoi o wiele niżej od ciebie, a teraz jesteście sobie równi. Zdarza się, że prezes zostaje pokonany przez pracownika, który w korporacji z szacunkiem mu się kłania. Nie wszyscy menedżerowie potrafi ą znieść takie „upokorzenie” i rezygnują z treningów, ale to jest margines. W absolutnej większości doskonale się bawią, przełamując strach przed stanięciem oko w oko z przeciwnikiem.

Wkrótce z inicjatywy Dymowskiego i jego partnerów biznesowych rusza liga białych kołnierzyków. Idea tej rywalizacji narodziła się w Anglii i polega na konfrontowaniu menedżerów wysokiego szczebla.

Oczywiście, ringowych przeciwników dobiera się pod kątem umiejętności sportowych, wagi oraz wieku. Warunek jest jeden: biały kołnierzyk nie może mieć za sobą zawodniczej kariery bokserskiej. To musi być uczciwe starcie prawdziwych amatorów. Na pytanie, czy rekiny biznesu będą rywalizowały w hotelu luksusowej sieci, odpowiada: – Ależ skąd! Chcemy, aby takie zawody odbywały się w mrocznej atmosferze jakiegoś postindustrialnego obiektu. Tak jak w filmie „Podziemny krąg”.

 

NIE KAŻDY BĘDZIE NASTULĄ, ALE…

To, że Polacy garną się do sportów walki potwierdza także nasz mistrz judo Paweł Nastula. Do niedawna gwiazda mat i ringów, zdobywca złotego medalu olimpijskiego z Atlanty, dzisiaj prowadzi dwa kluby, których specjalnością są sporty walki. Przede wszystkim rzecz jasna judo, ale nie tylko – jest oferta także dla chętnych do sprawdzenia swoich sił w MMA. Ostatecznie Nastula ostatnie lata swojej zawodniczej kariery spędził w „klatkach”, czyli na arenach mieszanych sztuk walki (czytaj wywiad  s. 80). Ci, którzy chcą się pewniej czuć w ciemnych ulicach, mogą pobierać lekcje krav magi – izraelskiego systemu walki wręcz, przydającego się w sytuacjach konfliktowych poza arenami sportowymi.

Również w klubach Nastuli (jeden na warszawskich Bielanach, a drugi w Łomiankach) istnieje podział na dwie zasadnicze kategorie: sportowcy i zwolennicy rekreacji. Ci, którzy chcą stanąć do sportowej rywalizacji, choćby na poziomie amatorskim, muszą pogodzić się z tym, że dwa treningi w tygodniu to stanowczo za mało i trzeba odwiedzać klub znacznie częściej. – To dla nich jest Otwarty Puchar Polski Masters – mówi Nastula. – Moi zawodnicy odnoszą w nim znaczące sukcesy. Tym, którzy judo czy MMA traktują jako odskocznię od pracy w korporacji, wystarczy jeden, dwa treningi w tygodniu. Największa grupa nie przekracza dwudziestu osób – mistrz przyznaje jednak, że dla trenujących to akurat dobrze, bo trener może każdemu poświęcić wystarczająco dużo czasu. – Mój jedyny problem z klientami jest następujący: wszyscy myślą, że w moim klubie trenują jedynie zawodowcy i to z najwyższej półki, i jeśli pojawi się między nimi amator, dostanie potworny łomot – śmieje się Nastula i zapewnia, że nie ma się czego bać. Ci, którzy przychodzą do niego w celach rekreacyjnych, nie będą zmuszeni do konfrontacji z gwiazdorem MMA. Czeka ich doskonała zabawa, a nie rozlew krwi.

 

NIE BÓJ SIĘ DOSTAĆ PO BUZI

Trudno oszacować, w ilu klubach w Polsce prowadzone są zajęcia w zakresie sztuk walki, tym bardziej że do swe-go programu włączają je także regularne kluby fitnessowe. Tak więc obok zajęć ze stretchingu czy treningu na zgrabne pośladki, można zapisać się na aerobox (w wersji light) czy kick-boxing (a właściwie jego namiastkę, bo sparingi nie wchodzą raczej w grę). Nie od dziś wiadomo, że sporty walki są doskonałą odmianą fitnessu, rozwijającą niemal wszystkie partie ciała, i jeśli podchodzimy do nich rekreacyjnie, wiążą się wyłącznie z samymi korzyściami. W klubach, gdzie uprawia się rekreacyjną wersję sportów walki, największą wagę przykłada się do podniesienia kondycji ćwiczących, koordynacji ruchowej i szybkości podejmowania decyzji. Kontakt z drugą osobą ogranicza się do „tarczowania”, a więc pracy nad poprawnością wyprowadzania ciosu i jego siłą, przy czym celem jest tzw. bokserska tarcza, a nie twarz.

 

Ci zaś, którzy chcą spróbować swych sił w konfrontacji z przeciwnikiem (cały czas mowa o wersji rekreacyjnej), muszą być przygotowani na drobne urazy. Ale, po pierwsze, zdarzają się naprawdę rzadko, a po drugie – lekko podbite oko nie oznacza końca świata, lecz dodaje jego właścicielowi pewnej atrakcyjności. Ostatecznie kobiety kochają niegrzecznych chłopców. I bądźmy szczerzy – panów też pociągają ostre babki.

W CZYM ĆWICZYĆ?

To prawda – uprawianie sportów walki wiąże się z pewnymi kosztami. Czasem sporymi. Jednak w tym wypadku nie radzimy oszczędzać – od jakości ochraniaczy czy rękawic zależy nasze bezpieczeństwo. Tani sprzęt może oznaczać kosztowne leczenie!

Kask

70–400 zł

Ma on odpowiadać za ochronę głowy, łuków brwiowych oraz pośrednio szczęki i zębów. Bardzo dobrze amortyzuje ciosy rywala, dzięki czemu chroni przed poważnymi uszkodzeniami. Podobnie jak rękawice kaski dzielimy na skórzane i syntetyczne wypełnione gąbką. Decydując się na zakup kasku przez internet, należy pamiętać, że rozmiary pomiędzy formami mogą się różnić, dlatego doradzamy zmierzenie kasku osobiście.

Rękawice

40–600 zł

Z powodu różnych zasad obowiązujących w poszczególnych sztukach walki, różni się też sprzęt, w których się je uprawia. Najlepszym przykładem są rękawice, które w zależności od tego, do jakiego sportu zostały przeznaczone i na jakim poziomie zaawansowania, występują w kilku rodzajach. Pierwszy podział to rozróżnienie na rękawice do boksu i te do MMA.  Rękawice bokserskie przeznaczone są do walki i sparingów, które oparte są na wyprowadzanych uderzeniach pięścią. Właśnie dlatego rękawica taka ma tylko „jeden palec” ułatwiający zaciskanie pięści. Ponadto rękawice te wyposażone są w zapięcie sznurowane lub na rzepy wokół nadgarstka. Drugi rodzaj to rękawice przeznaczone do MMA, czyli kombinacji sztuk walki. W sporcie tym nie zawsze uderza się pięścią, dlatego te rękawice mają pięć palców. Ponadto istnieje rozróżnienie na rękawice syntetyczne zrobione ze skóry ekologicznej lub PCV oraz na rękawice skórzane, które są zdecydowanie bardziej trwałe, ale też droższe.

 

Ochraniacze

60–200 zł

Podbrzusza tzw. suspensory to nakładki na mosznę chroniące przed poważnymi uszkodzeniami. Radzimy od razu zakup tego sprzętu, ponieważ bardzo często jest on wymagany przez firmy prowadzące zajęcia ze sztuk walki. Kupując suspensor, należy pamiętać o tym, że oprócz odpowiedniego dopasowania, bardzo ważna jest wentylacja. Zębów i warg – najczęściej wykonane z gumy kauczukowej lub innego miękkiego tworzywa. Zapewniają ochronę zębów i warg, ale też żuchwy i stawu skroniowo-żuchowego, przy silnych ciosach w twarz. Łydek i kostek – stosowane w kick-boxingui innych sztukach walki wykorzystujących kopnięcia. Najczęściej wykonane są z twardej gumowej pianki, która chroni piszczele przy ciosach wyprowadzanych nogami. Ochraniacze mogą być jednoczęściowe (łydka i kostka razem) lub dwuczęściowe.

Owijki

17–30 zł

Rękawic do sztuk walki nie zakładamy na gołą dłoń – najpierw owijamy ją specjalnymi bandażami ochronnymi. Tutaj też występuje kilka rodzajów – od klasycznych owijek bandażowych przez zakładane jak rękawice (glove wraps) aż po cenione bandaże żelowe.