Czy “czarna maść” leczy raka?

Szukając informacji w sieci na temat “czarnej maści” dowiecie sie z pewnością, że cudownie i skutecznie leczy nowotwory skóry, a lekarze celowo nie mówią o niej pacjentom.
Czy “czarna maść” leczy raka?

Główny składnik maści to występujący w Ameryce Północnej krwiowiec kanadyjski (Sanguinaria canadensis), który bywa stosowany w medycynie. Korzystali z niego także rdzenni mieszkańcy tej części świata, przez co krąży do dziś wiele legend o jego cudownych właściwościach. 

Wyciąg z tej rośliny zawiera sangwinarynę, która ma w sobie dużo chlorku cynku. Jakie jest zastosowanie tego chemicznego związku? Między innymi w oczyszczaniu powierzchni lutowanych w elektronice czy nawozach. Wszystko z powodu właściwości żrących i antybakteryjnych. 

Rdzenni mieszkańcy Ameryki oraz pierwsi koloniści używali maści z sangwinaryną do pozbywania  pieprzyków, kaszaków i innych zmian skórnych. 

W reklamach zagranicznych producentów “czarnej maści” można przeczytać jak to zmiany skórne są wypalane przez żrącą substancję, pozostawiając zdrową skórę bez żadnych uszkodzeń. Z precyzją snajpera maść ma usuwać tylko niebezpieczną tkankę naszego ciała. 

Profesor Cliff Rosendahl z australijskiego Uniwersytetu Queensland zwraca jednak uwagę, że nie ma żadnych dowodów naukowych na to, że maść cudownie leczy bez konsekwencji. Za to nie brakuje przypadków zapaleń i strupów. Naukowiec porównuje skutek sangwinaryny do działania żrącego kwasu na skórę. 

W latach trzydziestych dwudziestego wieku Fred Mohs przeprowadził udany eksperyment z małą ilością wyciągu z krwiowca kanadyjskiego. Udało mu się ustabilizować guz nowotworowy do badań mikroskopowych. Od tego czasu przypisuje się tej substancji właściwości antyrakowe, choć sam naukowiec ich nie potwierdził. 

W latach trzydziestych i pięćdziesiątych Harry Hoxley, samozwańczy onkolog, sprzedawał maść tłumacząc, że leczy ona wiele nowotworów wewnętrznych i zewnętrznych. Jednak w latach pięćdziesiątych amerykański urząd do spraw żywności i lekarstw – FDA – zabronił jej sprzedaży. 

Dlaczego trzeba uważać? Sekret tkwi w ilości i skoncentrowaniu substancji czynnej. By uzyskać efekt leczniczy bez ryzyka dla pacjenta potrzeba ilości, które dopiero są badane w laboratoriach. W maściach dostępnych choćby na amerykańskim rynku jest tego znacznie więcej. Zbyt duża dawka sangwinaryny po prostu wypali nam skórę. 

W 2012 roku sprzedaż maści została zabroniona na terenie Australii przez lokalną administrację. Przyczyną był brak dowodów na korzystne działanie w połączeniu ze znanymi przypadkami pogorszenia stanu pacjentów. 

 

“W przyszłości laboratoria mogą odkryć korzystną rolę produktów na bazie krwiowca. Jednak obecnie używanie czarnej maści nie ma żadnego uzasadnienia w praktyce medycznej” – podsumowuje profesor Rosendhall.

“Zmiany skórne, które budzą nasz niepokój powinien zawsze ocenić lekarz – dermatolog lub onkolog. Stosowanie żrących substancji na takie miejsca jest nie tylko nieskuteczne, ale wręcz groźne dla zdrowia, bo może doprowadzić do zaostrzenia przebiegu choroby, np. przerzutów czerniaka złośliwego.”

Jan Stradowski, redaktor prowadzący “Focus” oraz “Focus Medycyna” 

Źródło: The Conversation