E-narkotyki. Czy to działa?

Nagrania dostępne w internecie, tzw. e-narkotyki mają ułatwiać zapamiętywanie informacji, pomóc w odchudzaniu, a nawet wywoływać stan przypominający odurzenie. Czy rzeczywiście działają?
E-narkotyki. Czy to działa?

Muzyka oddziałuje na nas podobnie jak seks, smaczne jedzenie czy używki – wykazali badacze z kanadyjskiego Uniwersytetu McGill. Gdy słuchamy ulubionych utworów, w naszych mózgach aktywowany jest tzw. układ nagrody, odpowiedzialny za przyjemne doznania. Oznacza to, że nasze neurony produkują substancje takie jak dopamina i endorfiny. Gdy uczeni podali ochotnikom naltrekson – lek stosowany w terapii uzależnień od heroiny i alkoholu – słuchanie muzyki przestało być tak przyjemne. Czy to oznacza, że dźwięki mogą wywoływać uzależnienie tak jak narkotyki?

 

DUDNIENIE W GŁOWIE

Kilka lat temu szkołami w USA wstrząsnęła straszna wiadomość: młodzież znalazła nowy sposób na odurzanie się. Wystarczy założyć słuchawki na głowę, wcisnąć „play” i przenieść się do innego świata, zarezerwowanego do tej pory tylko dla amatorów LSD. Pojawienie się e-narkotyków, bo tak ochrzczono ten specyficzny rodzaj dźwięków, doprowadziło nawet do wprowadzenia zakazu używania przenośnych odtwarzaczy w szkołach. Uzależniające dźwięki miały wywoływać zawroty głowy, uczucie odprężenia, ale też halucynacje, jasnowidztwo i telepatię.

Czym są e-narkotyki zwane też inaczej dosami? – To szumy wzbogacone o ton prosty, czyli dźwięk o jednej częstotliwości, który znamy np. z plansz testowych w telewizji. Cały trik polega na tym, że do jednego ucha trafia dźwięk o nieco wyższej częstotliwości niż do drugiego. Powoduje to powstanie zjawiska dudnienia – mówi Marcin Zastawnik, doktorant w Katedrze Mechaniki i Wibroakustyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie oraz specjalista akustyki wnętrz. W głowie słuchacza pojawia się pulsujący ton o narastającym i opadającym natężeniu. Samo zjawisko zostało odkryte już w 1839 r. przez niemieckiego fizyka i meteorologa Heinricha Wilhelma Dove’a.

Jednak dopiero kilka lat temu firma I-Doser Labs z Nowego Jorku wpadła na pomysł, by sprzedawać dudniące nagrania miłośnikom mocnych wrażeń. – Na początku do odtwarzania dosów potrzebny był darmowy program. Jego płatna wersja pozwalała konwertować muzykę do formatu MP3, co rozpoczęło obrót pirackimi wersjami. Takie nagrania można teraz bez problemu ściągnąć z internetu i odtwarzać na dowolnym urządzeniu albo znaleźć na YouTube – opowiada Piotr Kwiatkowski, adiunkt w Zakładzie Psychologii Wychowawczej i Psychologii Rodziny Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie. I-Doser reklamowała swe produkty jako bezpieczniejsze alternatywy dla zakazanych środków psychotropowych. Miały pomagać w rzuceniu palenia, schudnięciu, medytacji, uśmierzaniu bólu głowy, szybkim uczeniu się, a nawet symulowały różne stany psychiczne. Chcesz na chwilę poczuć się, jakbyś był w kimś zakochany? Wystarczy, że przez kilka minut posłuchasz szumów przez słuchawki.

 

DOWODÓW NA SKUTECZNOŚĆ BRAK

Naukowcy od początku byli sceptyczni. – Nie można rozstrzygnąć, czy jakiekolwiek dźwięki mogą imitować działanie substancji psychoaktywnych. Brak jest rzetelnych, naukowych badań na ten temat – mówi Piotr Kwiatkowski. W 2011 r. dwaj rumuńscy badacze obserwowali wpływ e-narkotyków na zachowanie
63 młodych ochotników. Obniżało to funkcje poznawcze i przyspieszało pracę serca. Błąd naukowców polegał na tym, że korzystający z e-narkotyków byli porównywani z osobami, które siedziały bezczynnie. Możliwe więc, że podobny efekt wywołałaby zwykła muzyka. – Dudnienie nie wpływa na pracę mózgu.
Może zmieniać fale mózgowe – tak jak każdy inny czynnik ze świata zewnętrznego. Równie dobrze mogę osiągnąć coś takiego, świecąc komuś w oczy stroboskopem. Wpłynie to na fale mózgowe, ale nie zmieni pracy mózgu, o ile oczywiście dana osoba nie ma epilepsji – pisał amerykański neurolog Steven Novella.

Inni naukowcy próbujący badać e-narkotyki stwierdzili, że w najlepszym razie działają one jak placebo – jedynie sugerują użytkownikom, że powinni odczuwać coś dziwnego. E-narkotyki mogą tez wpływać na nasz organizm negatywnie. – Nasz umysł działa tak, że dopasowuje otrzymywane bodźce do tego, co już zna i co przewiduje. Jeśli coś nie zgadza się ze schematem, może dojść do reakcji obronnej – wyjaśnia Marcin Zastawnik. Dlatego e-narkotyki u niektórych użytkowników wywołują objawy podobne do choroby morskiej. U innych – zwłaszcza tych często i długo słuchających takich nagrań – mogą wywołać uciążliwe szumy uszne i omdlenia.

Istnieje też obawa, że użytkownicy e-narkotyków po jakimś czasie znudzą się i będą szukali mocniejszych wrażeń. Wówczas mogą sięgnąć po chemiczne środki odurzające. Na forach internetowych można znaleźć porady, jak łączyć słuchanie szumów np. z paleniem marihuany. – Bycie znawcą problematyki e-narkotyków, intensywne ich testowanie i pisanie o tym w internecie może stanowić okazję do zaspokojenia potrzeby uznania, zwłaszcza u osób sfrustrowanych – ostrzega
Piotr Kwiatkowski.

 

Z PIŁECZKAMI NA OCZACH

W ostatnich latach popularność zyskuje także inna dźwiękowa „używka” – tzw. efekt ganzfeld. Już w starożytności zauważono, że ludzie odcięci od bodźców zewnętrznych, np. podczas pobytu w ciemnej jaskini, zaczynają doświadczać halucynacji. Mózg, do którego nie docierają dane, zaczyna sam je sobie fabrykować. W latach 30. XX wieku niemiecki psycholog Wolfgang Metzger potwierdził to eksperymentalnie. Najprostszy sposób na uzyskanie efektu ganzfeld to słuchanie przez słuchawki tzw. białego szumu – jednostajnego uspokajającego dźwięku.

 

Aby odciąć się od bodźców wzrokowych, potrzebujemy piłeczki pingpongowej. Przecinamy ją i osłaniamy oczy jej połówkami, mocując je taśmą klejącą do twarzy. Potem siadamy wygodnie w równomiernie oświetlonym pomieszczeniu i czekamy na efekty. Halucynacje, które pojawiają się w takiej sytuacji, potrafią być bardzo barwne. W internecie można znaleźć zarówno nagrania białego szumu, jak i aplikacje wykorzystujące efekt ganzfeld – niektóre z nich wymagają założenia okularów do rzeczywistości wirtualnej. Ma to odprężać, uspokajać i ułatwiać
zasypianie. Także i w tym przypadku brak badań, które potwierdzałyby skuteczność tego typu zabiegów. Natomiast u osób ze skłonnościami do epilepsji efekt ganzfeld może wywołać napad drgawek. To jeszcze jeden dowód na to, że nie warto eksperymentować z własnym mózgiem.

Karol Kopańko – podróznik, bloger serwisu Spidersweb.pl, redaktor programu „Sonda 2“ w TVP1