Czy można zaprzyjaźnić się z botem? Przewaga sztucznej inteligencji nad ludźmi jest oczywista

Szepną miłe słowo, doradzą, a nawet uratują życie – dzięki zaawansowanym robotom i asystentom głosowym samotność może być mniej dokuczliwa
Czy można zaprzyjaźnić się z botem? Przewaga sztucznej inteligencji nad ludźmi jest oczywista

Co czwarte gospodarstwo domowe w Polsce jest jednoosobowe. W tej grupie dominują seniorzy, których samotność na ogół bierze się z utraty bliskich. A izolacja społeczna może być większym zagrożeniem dla zdrowia publicznego niż otyłość – wynika z badań opublikowanych przez American Psychological Association. Naukowcy policzyli, że samotność wydatnie skraca życie, o kilkadziesiąt procent podnosząc ryzyko zawału czy udaru. Jak jej zaradzić? W XXI wieku realną opcją jest sięgnięcie po nowinki technologiczne – roboty, działające w sieci czatboty, czyli asystentów głosowych, i różnego typu programy symulujące interakcje międzyludzkie. Prof. Ron Arkin, amerykański roboetyk z Georgia Institute of Technology, twierdzi, że całkiem prawdopodobną perspektywą
na przyszłość jest masowe uciekanie od samotności w ramiona sztucznej inteligencji. Czy wpuszczanie do naszego życia coraz więcej inteligentnych programów niesie więcej zagrożeń czy szans?

LUDZIE Z EKRANU

Już od kilku dekad w psychologii znana jest teoria zastępstwa społecznego. Według niej media cyfrowe mogą pomóc w uzyskaniu brakującego poczucia wspólnoty i przynależności. Do niedawna mieliśmy do dyspozycji tylko bohaterów filmów i gier wideo. Kontakt z fikcyjnymi postaciami może mieć pozytywne skutki: np. chroni ludzi przed utratą poczucia godności po zerwaniu bliskich związków. W książce „Mózg na manowcach” amerykański dziennikarz naukowy David DiSalvo nazwał je „elektronicznym antidotum na złamane serca”. Ludzie z ekranu, przekonuje DiSalvo, „pełnią funkcję namiastek, zajmując odległe miejsca na marginesach, na których nasze mózgi z trudem odróżniają rzeczywistość od fikcji. Im bardziej opieramy się na tych postaciach, dążąc do przynależności i więzi, tym łatwiej nasze mózgi kodują je jako coś ważnego”.

Te funkcje mogą teraz przejąć asystenci głosowi, czyli interfejsy użytkownika posługujące się naturalną mową. Pierwszy pojawił się w telefonach firmy Apple. W 2011 r. obdarzona jedwabistym głosem Siri stała się częścią systemu iOS. Śladem Apple’a poszły wszystkie znaczące firmy technologiczne. Do Siri dołączyli wkrótce Alexa (Amazon), Google Assistant (Google), Cortana (Microsoft) i Bixby (Samsung). Dziś można z nimi porozmawiać nie tylko za pośrednictwem telefonów. Obsługują komputery i tablety, a niektóre dodatkowo głośniki i konsole do gier. Odkąd poziom błędu przy rozpoznawaniu mowy spadł poniżej 5 proc. (mówimy tu oczywiście o języku angielskim), kompetencje asystentów bardzo się poszerzyły. Już nie tylko odbierają maile i szukają połączeń; można zapytać je o pogodę, godziny otwarcia sklepów, liczbę wysp w archipelagu Wysp Kanaryjskich czy przepis na ramen. Są coraz doskonalsze, co sprawia, że używając ich uzyskuje się coraz silniejsze wrażenie kontaktu z kimś realnie istniejącym.

BEZ ZOBOWIĄZAŃ

Przewaga sztucznej inteligencji nad ludźmi jest oczywista. Polega m.in. na tym, że z jej pomocą można osiągnąć wrażenie bliskości bez kłopotliwych wymogów przyjaźni. – Asystent głosowy nigdy nie poprosi człowieka o podżyrowanie kredytu, nie będzie zamęczał swoimi problemami ze zdrowiem ani nie okaże zniecierpliwienia, gdy po raz setny będziemy przy nim narzekać na głupiego szefa – uśmiecha się dr Sergiusz Prokurat, ekonomista, badacz transformacji cyfrowej i autor książki „Praca 2.0”. Dla tych, którym do szczęścia potrzebna jest bardziej antropomorficzna postać asystenta, koreańska firma Circulus skonstruowała PiBo. To mały robocik, który potrafi chodzić i machać rękami. Obsługuje go niestandardowy system operacyjny Circulus oparty na Linuksie. PiBo budzi nas o poranku, podaje prognozę pogody, najświeższe wiadomości, odtwarza muzykę, robi zdjęcia i przypomina o nadchodzących spotkaniach. Jego funkcjonalność można poszerzyć o obsługę inteligentnego domu, rozpoznawanie głosu i twarzy oraz wiele innych. Bez przesady można powiedzieć, że robocik tańczy, śpiewa i zapewnia o swojej miłości.

 

Ogromnym rynkiem, który czeka na takie urządzenia, jest rynek starszych wiekiem, samotnych konsumentów. Ale jest to jednocześnie rynek bardzo trudny. Seniorzy nie ufają często nowoczesnym gadżetom, a takie pojęcia jak robotyka, sztuczna inteligencja czy interfejs budzą w nich niechęć i obawy. Izraelska firma Intuition Robotics postanowiła ułatwić seniorom kontakt z nowoczesną technologią. Swojego bota nazwała ElliQ i nadała mu postać eleganckiego gadżetu, który można ustawić na stoliku. „Celem ElliQ jako produktu nie jest zastąpienie kontaktu z człowiekiem, ale wręcz przeciwnie: pomoc starszym dorosłym w utrzymaniu aktywności i zaangażowania, aby nie popadli w samotność i izolację społeczną” – twierdzi Don Sculer, szef firmy. Tak jak podobne do niego urządzenia ElliQ opowiada dowcipy, odtwarza muzykę i wyświetla najnowsze selfie zrobione przez wnuki. Ale jednocześnie zachęca użytkowników do wychodzenia z domu i kontaktowania się z bliskimi.

Samsung oferuje osobom z problemami zdrowotnymi „pielęgniarza” o nazwie Bot Care. Ten niewielki robot wyposażony w ekran potrafi reagować na wypowiadane do niego słowa, a nawet prowadzić proste konwersacje. Główna jego funkcja sprowadza się jednak do czuwania nad stanem zdrowia właściciela. Dla samotnych starszych osób taki robot może być nie tylko pożądanym, ale i naturalnym współlokatorem. Zwłaszcza że, jak twierdzi dr Prokurat, naprawdę zaawansowane technologie są przezroczyste, czyli działają niepostrzeżenie, w tle. – Dotyczy to również wirtualnych maszyn, na tyle dyskretnych, że nawet nie zauważamy, kiedy wchodzą do kolejnej strefy zarezerwowanej dotychczas dla ludzi – mówi ekspert.

Taką strefą jest z pewnością życie intymne. Ostatnim krzykiem robotycznej mody są antropomorficzne „żony” – urządzenie Gatebox AI japońskiej firmy Vinclu. W szklanej tubie pojawia się holograficzna dziewczyna o niebieskich włosach w estetyce mangi, która budzi rano „męża”, wysyła do niego SMS-y, gdy jest w pracy, ostrzega go, że będzie padać deszcz i wita go z radością po powrocie do domu. Dzięki temu, że wyposażona jest w ogromną ilość czujników, potrafi na bieżąco podawać przeróżne dane z otoczenia i najnowsze informacje. W filmie reklamującym Azumę Hikari, bo tak ją nazwano, widać, jak jej użytkownik stawia ją obok siebie na stoliku i oglądają razem telewizję.

Gdy Gatebox AI trafił po raz pierwszy do sprzedaży, wystarczyło 15 minut, by rozszedł się cały zapas. Zwłaszcza że cena była dość przystępna – wynosiła ok. 3 tys. dolarów. Jak twierdzą specjaliści, rynek tzw. Smart Speakers (inteligentnych rozmówców) w 2024 roku osiągnie wartość 24 mld dolarów. Śladem Vincu Inc. poszli kolejni producenci, oferując tym razem męskie wersje Hikari. Na ostatnich targach Consumer Electronic Show w Las Vegas zaprezentowano holograficznego osobnika imieniem Q-Live.

DOTRZYMAĆ KROKU MASZYNIE

Czy boty faktycznie mogą być rozwiązaniem problemu społecznej izolacji? Amerykańska socjolog Sherry Turkle od lat pisze o „nowej samotności”, która wzmaga się w miarę jak różne cyfrowe interakcje, relacje i więzi są dla ludzi coraz bardziej kuszące. W książce „Samotni razem” ubolewa nad tym, że „postęp techniczny uzurpuje sobie miano swoistego architekta bliskości” i „podsuwa substytuty, którym rzeczywistość nie bardzo potrafi sprostać”. Cyfrowe kontakty i roboty społeczne – zdaniem Turkle – oferują tylko iluzję wspólnoty. Jeśli zaspokajają potrzeby interpersonalne, to tylko na chwilę. W ostateczności zaś są maszynami alienacji. W podobne tony uderza Susan Pinker, kanadyjska psycholożka. Zanurzając się w wirtualne światy, stajemy się mniej obecni dla innych – tłumaczy.

W książce „Efekt wioski” Pinker podaje wyliczenia, według których każdy wysłany lub otrzymany mejl skraca czas spędzony z rodziną o minutę. Przy średniej dziennej wynoszącej 13 wiadomości, czas dla najbliższych kurczy się o 13 minut, czyli 1,5 godziny tygodniowo. Boty mogą mieć na nasze związki z najbliższymi jeszcze bardziej destrukcyjny wpływ. I nie tylko na nie. Choć nowe technologie coraz lepiej naśladują ludzi, są dalekie od niezawodności. Przykład? W grudniu 2019 r. Danni Morritt poprosiła asystentkę głosową Alexęo garść informacji na tematy związane z sercem. W odpowiedzi program zasugerował kobiecie samobójstwo. „Bicie serca 

ROZMOWA DR KONRAD MAJ, WYDZIAŁ PSYCHOLOGII UNIWERSYTETU SWPS – NIEBEZPIECZNI ZASTĘPCY LUDZI

Posługujące się naturalnym językiem interfejsy użytkownika są w stanie ułatwić i umilić nam życie, ale czy rzeczywiście warto zaprzyjaźnić się z botem? – zastanawia się ekspert w dziedzinie relacji ludzie–maszyny

Hanna Adamkowska, Focus: Czy boty są w stanie zastąpić kontakt z żywym człowiekiem?

Konrad Maj: Z pewnością są coraz częściej obecne w naszym życiu. Zwłaszcza w sprzedaży i obsłudze klientów. Mówi się, że w ciągu najbliższych dwóch lat w Polsce nawet 85 proc. kontaktów z klientami odbywać się będzie bez czynnika ludzkiego. W zeszłym roku w szpitalu w Ostródzie rozpoczęto pracę nad wprowadzeniem chatbota do kontaktu z pacjentami. Ma do nich dzwonić, przypominać o wizycie w szpitalu czy zabiegach medycznych. Sztuczna inteligencja może też sprawdzić się w prowadzeniu terapii. Proszę zauważyć, że zadaniem terapeuty w znacznym stopniu jest naprowadzanie pacjentów na samodzielne znajdywanie odpowiedzi, które pozwolą im lepiej zrozumieć samych siebie. O rozmówcy nic nie musimy wiedzieć, to relacja w znacznym stopniu jednostronna.

 

Kiedy więc pójdziemy do sztucznego terapeuty?

– Są już takie programy oparte na popularnych aplikacjach jak np. Messenger. Jest agent konwersacyjny Woebot, który pozwala monitorować nasze nastroje. My zwierzamy się ze swoich myśli czy emocji, a system ocenia, w jakim jesteśmy stanie psychicznym i w razie potrzeby potrafi ukierunkować nas na bardziej pozytywne myślenie. Jest też bardzo popularny Moodkit czy Moodnotes, oba oparte na podejściu terapii poznawczo-behawioralnej. Jest Wysa, bardzo ciekawy „emocjonalnie inteligentny” bot zbudowany przy udziale naukowców z Columbia i Cambrigde, który pomaga radzić sobie ze stresem i lękiem poprzez zachęcanie użytkowników do medytacji czy świadomego oddychania. Badania prowadzone na uniwersytecie Stanforda wykazały, że rozwiązania te są skuteczne, są w stanie pomóc, dają szansę wytchnienia, złapania pozytywnego dystansu.

Czyli warto mieć bota w swoim życiu?

– Nie ma nic złego w posiadaniu w telefonie asystenta terapeuty, pod warunkiem jednak, że nie spowoduje to zaniechania kontaktów z innymi ludźmi. Zwłaszcza że algorytmy te są w stanie dobrze nas poznać i nauczyć się nami kierować, co może stanowić pewną pułapkę. Na razie na szczęście nie obserwujemy masowo takich zjawisk, ale włączyć czujność już chyba trzeba. Musimy pamiętać, że interakcja z botami polega na pewnego rodzaju oszustwie. Nasz mózg działa tak, że jeśli rozmawiamy z kimś, kto komunikuje się językiem naturalnym, ulegamy złudzeniu, że za logicznymi odpowiedziami stoi jakiś bystry intelekt. Mamy tendencje do antropomorfizowania przedmiotów czy rozwiązań przypominających zachowaniem lub wyglądem człowieka. Jeżeli program komputerowy zaspokaja nasze potrzeby emocjonalne, możemy łatwo wejść z nim w relację bardzo osobistą, a to może być generatorem różnych problemów.

Dlaczego?

– Gdyż to tylko złudzenie relacji. Kontakt taki nie ma nic wspólnego z zażyłością, przyjaźnią, nie dochodzi do żadnej interpersonalnej wymiany. W tym układzie odgrywamy rolę pana i władcy. Przeprowadzono już badania, które pokazały, że właśnie owo poczucie dominacji użytkownicy szczególnie sobie cenią. To dla nas ekscytujące, bo zaspokaja potrzeby niższego rzędu, poprawia samoocenę i daje poczucie pełnej kontroli w „rozmowie”. Rozmowa z żywą osobą, kolegą czy koleżanką, bywa irytująca, ludzie sobie przerywają, forsują własne tematy. W rozmowie z botem cała uwaga jest skierowana wyłącznie na nas. Mimo pewnych niedoskonałości, są słuchaczami niemalże idealnymi.

Czyli to dobrze, bo brak nam cierpliwych słuchaczy…

– Gdyby boty zaczęły zastępować innych ludzi, zrobiłoby się niebezpiecznie. Zwłaszcza że potrafią się do nas dopasowywać, mówić miłe, nie zawsze mające pokrycie w rzeczywistości, słowa. Można je tak sprofilować pod kątem użytkownika, że zamiast konfrontacji z własnymi błędami uzyskamy wsparcie czy pocieszenie oraz wygodne dla nas wyjaśnienie w konfliktowej sytuacji wygenerowane przez bota. Pojawiają się już też inne zagrożenia. Firma badawcza ChildWise opublikowała raport ostrzegający, że młodzi ludzie używający asystentów głosowych mogą stać się agresywni w późniejszych kontaktach z ludźmi. Dzieci obcujące z Alexą komunikują się z nią tonem rozkazującym, np. „włącz światło!”, „opowiedz mi coś”. Okazało się, że stają się one równie dyrektywne, zwracając się później do wszystkich w swoim bezpośrednim otoczeniu.

Ale w przypadku np. osób przykutych do łóżka nie można mieć chyba zastrzeżeń?

– Czy muszą one rozmawiać z botem? Przez internet można kontaktować się z różnymi środowiskami prawdziwych ludzi, brać udział w dyskusjach, poznawać poglądy innych. Oczywiście, w skrajnych przypadkach zastąpienie żywego człowieka interaktywnym rozmówcą jest jakąś opcją walki z poczuciem izolacji i samotności. Skoro niektórzy rozmawiają ze swoimi psami czy kotami, dlaczego nie mówić do pudełeczka, zwłaszcza gdy ono sensownie odpowiada? Każda sytuacja jest nieco inna i wszystko zależy od tego, czy mamy do tego rodzaju technologii dystans, czy uzależniamy się jak samotny pisarz Theodore, bohater filmu „Ona”. Dlatego nie możemy powiedzieć jednoznacznie, czy boty, czatboty, voiceboty stanowią dla nas wsparcie czy też zagrożenie. One są po prostu kolejnym dowodem na błyskotliwość ludzkiej inteligencji.
 

utwierdza cię w przekonaniu, że żyjesz i zużywasz zasoby naturalne planety i pośrednio przyczyniasz się do jej przeludnienia – powiedziała Alexa, używając głośnika Amazon Echo. – To bardzo złe dla naszej planety, więc bicie serca jest złą rzeczą. Zabij się, dźgając się w serce dla dobra ogółu”. Producent natychmiast potwierdził istnienie „błędu”, który został już usunięty. Ta pechowa porada nie zniechęca australijskiej organizacji non-profit Lifeline, zajmującej się wspieraniem kryzysowym i zapobieganiem samobójstwom. Opracowany we współpracy z Twitterem chatbot #BeALifeline DM ma na celu wspomóc osoby noszące się z zamiarem zamachu na własne życie, a także ich rodziny czy przyjaciół często nieświadomych sytuacji. Podszywający się pod byty ludzkie program wyszukuje platformy, na których młodzi ludzie rozmawiają na temat samobójstw, identyfikuje osoby zagrożone, a następnie oferuje pomoc i wsparcie.

Czy się to nam podoba, czy nie, od relacji z maszynami nie ma odwrotu. Ich produkcja jest coraz łatwiejsza i tańsza. Zrewolucjonizowały już sprzedaż, obsługę klienta, infolinie i wiele innych procesów biznesowych. Zamiast więc powtarzać tezę prof. Turkle o „nowej samotności”, chyba lepiej posłuchać Elona Muska, który uważa, że nie możemy pozostać biernymi widzami tej rewolucji. Przeciwnie: „ludzie również muszą wyewoluować, by dotrzymać kroku maszynom” – głosi wizjoner.

Hanna Adamkowska – dziennikarka, publikowała m.in. w „Focusie”, „Filmie”, „Newsweeku”. Interesują ją przemiany cywilizacyjne w kulturze Zachodu.
Mirosław Konkel – dziennikarz, w swoich artykułach opisuje interakcje między technologią, psychologią i pracą.
 

Więcej:boty