Działa (jak z) Nawarony

Pamiętacie armaty z powieści Alistaira MacLeana? Te monstrualne działa zostały wymyślone, ale podobne do nich, lecz dużo większe, Niemcy zainstalowali na Helu w 1940 r.

Podczas kampanii wrześniowej nieliczna, choć dobrze wyszkolona polska artyleria nadbrzeżna i przeciwlotnicza skutecznie paraliżowała ruchy Niemców do końca działań wojennych. A przecież cały wrzesień opierała się przeważającym siłom z pancernikami na czele. Walki pokazały, że kluczowe znaczenie dla panowania nad Zatoką Gdańską ma posiadanie Półwyspu Helskiego. W historii II wojny światowej zapisała się zwłaszcza jedyna nowoczesna bateria armat kalibru 152,4 mm im. Heliodora Laskowskiego. Nic dziwnego zatem, że jesienią 1940 r. Hitler rozkazał rozbudowę baz morskich, kładąc specjalny nacisk na system ich obrony. 19 października Naczelne Dowództwo Marynarki rozpoczęło budowę na Helu baterii trzech armat kalibru 406 mm. Baterię nazwano „Schleswig-Holstein”, tak samo jak okręt, który we wrześniu walczył w tym rejonie. Ten potworny kaliber dział to dziedzictwo planów Kriegsmarine, która jeszcze w połowie lat 30. XX w. rozpoczęła rozbudowę swojej floty wojennej. Niemcy zamierzali zbudować pancerniki uzbrojone w armaty kalibru 406 mm, ale ostatecznie plan porzucili. Wszystkie siły skoncentrowali na budowie okrętów podwodnych, które uznano za bardziej skuteczne w tej wojnie. Jednak w magazynach leżały gotowe już działa, zwane później Adolfkanone. Wszystkie one stały się działami fortecznymi obrony wybrzeża. Jedna trzydziałowa bateria trafiła do Polski (a stąd później do Francji), dwie pozostałe czterodziałowe – do Norwegii. Jedno z norweskich dział w baterii „Trondenes”, niedaleko Narwiku, można zwiedzać.

1200 robotników pracowało na Helu przy budowie baterii, która w czerwcu następnego roku była już w „pogotowiu wojennym”. Wybudowano stanowiska dla trzech dział 406 mm typu SK C/34 (Schiffskanone, czyli działo okrętowe – model z 1934 r.), dziewięciokondygnacyjną wieżę kierowania ogniem oraz dwa magazyny amunicji. Cały ten zespół powstał mniej więcej kilometr na północ od dworca kolejowego na Helu. Oprócz walorów komunikacyjnych teren ten był wystarczająco stabilny do budowy tak ciężkiego obiektu, łatwy do maskowania i oddalony od zabudowań. Stanowiska rozmieszczono na łuku, którego centrum stanowiła właśnie wieża kierowania ogniem.

Dzięki możliwości strzelania w kącie 360 stopni armaty mogły również dosięgać celów na lądzie. W praktyce pokrywały swoim zasięgiem obszar od Jeziora Żarnowieckiego przez Kartuzy, Tczew po ujście Nogatu, do Zalewu Wiślanego. Stanowiska ogniowe stanowiły żelbetowe schrony o wymiarach 64 na 31 lub 39 metrów. Ich łączna powierzchnia wynosiła 1,4 tys. m kw. Każde ze stanowisk było w pełni autonomiczne – oprócz działobitni (stanowisko baterii – przyp. red.) zbudowano komory amunicyjne, koszary, infrastrukturę i specjalną estakadę ułatwiającą montaż i demontaż. Komory amunicyjne ze względów bezpieczeństwa znajdowały się po przeciwnej stronie niż koszary. Amunicję dostarczano z zewnętrznych magazynów specjalną kolejką wąskotorową i przeładowywano do komór amunicyjnych. Żelbetowa wieża kierowania ogniem baterii miała dziewięć kondygnacji. Fundamenty tej ciężkiej konstrukcji zapewniały jej stabilność niezbędną do precyzyjnego działania urządzeń optycznych. Na samym jej szczycie znajdowała się opancerzona wieża z dalmierzem (przyrząd do mierzenia odległości – przyp. red.), która przy dobrej widoczności umożliwiała obserwację do 50 km. Po określeniu celu dalmierzysta przekazywał pomiary do stanowiska ogniowego, skąd wystrzeliwano pocisk.

Bateria helska nie wzięła udziału w żadnej bitwie, jej kariera skończyła się na próbnym strzelaniu. Po rozpoczęciu wojny z ZSRR, zablokowaniu Floty Bałtyckiej w Leningradzie i przesunięciu frontów w głąb Rosji wszystkie działa we wrześniu 1941 roku Niemcy przenieśli na wybrzeże Francji, gdzie budowali Wał Atlantycki (system umocnień o długości 3862 km wzniesiony w czasie II wojny światowej wzdłuż zachodnich wybrzeży Europy – przyp. red.). Działa z Helu zainstalowali w miejscowości Sangatte, niedaleko Calais. Tam zbudowali betonowe bunkry; baterię nazwano „Lindemann”. Jej zadaniem było blokowanie przesmyku kanału La Manche. W listopadzie 1942 roku hitlerowcy odpalili z dział baterii pierwsze pociski w kierunku brytyjskiego Dover, a przez kolejne dwa lata wystrzelili z nich jeszcze po 130 razy. Największy atak na baterię przeprowadzili amerykańscy lotnicy we wrześniu 1944 r. Zrzucili wtedy 5600 bomb, ważących po 250 i 500 kg, i choć trafili w każde ze stanowisk, to bomby nie przebiły stropów ani nie zniszczyły dział giganta.

Po dwóch latach służby bateria „Lindemann” została ostatecznie zdobyta we wrześniu 1944 roku przez Kanadyjczyków. Po walce teren i obiekty baterii dokładnie zinwentaryzowali brytyjscy saperzy. Następnie wysadzili wszystko w powietrze. Resztki stanowisk baterii „Lindemann” zniszczono ostatecznie i zasypano na początku lat 90. podczas prac przy budowie tunelu pod kanałem La Manche.

 

Sześciu wspaniałych

Pasjonaci zabytków militarnych, członkowie Stowarzyszenie „Przyjaciele Helu”: Romuald Nowak, Jan Tarczyński i Robert Pasecki doprowadzili do tego, że znajdujące się na Helu dewastowane przez złodziei militarne obiekty z czasów II wojny światowej – rozbrojona bateria „Schleswig-Holstein” oraz polska im. Heliodora Laskowskiego – zostały w 1999 r. wpisane do rejestru zabytków. Wsparci o nowe siły w osobach Ryszarda Kretkiewicza, Wojciecha Waśkowskiego i Władysława Szarskiego, sprawili, że po siedmiu latach starań na terenie baterii powstało Muzeum Obrony Wybrzeża. Upamiętnia ono obronę Helu i pokazuje uzbrojenie Polskiej Marynarki Wojennej. Trzonem muzeum są ekspozycje w zrekonstruowanych wnętrzach stanowiska ogniowego nr 2 (największego na świecie działa na stałym stanowisku lądowym 406 mm) i wieży kierowania ogniem. Na szczycie wieży zachowała się pancerna kopuła obserwacyjna, jedyna tego typu na terenie Polski. Otwarcie muzeum nie było łatwym zadaniem. Pasjonaci osobiście pilnowali terenu i sprzątali go. Brali udział w wycinaniu ogromnych drzew, które przez 60 lat wyrosły na miejscu zdemontowanej armaty. Dyrekcja muzeum planuje udostępnienie zwiedzającym pozostałych dwóch stanowisk i magazynów amunicyjnych.

Stanowiskiem ogniowym nr 3 i magazynami amunicyjnymi zarządza jeszcze Marynarka Wojenna. Dzięki temu, że były na terenie wojskowym, zachowały się w nich oryginalne elementy wyposażenia. Obiekty baterii „Schleswig- -Holstein” są wyjątkowe na tle wszystkich europejskich fortyfikacji. I choć w Norwegii również stały armaty 406 mm, to tamte stanowiska ogniowe są zupełnie inne niż helskie. Patronem Muzeum Obrony Wybrzeża jest kmdr Zbigniew Przybyszewski, który walczył w obronie Półwyspu. Przybyszewski po wojnie odbudowywał polską Marynarkę Wojenną, lecz w 1952 r. został niesłusznie oskarżony o działalność konspiracyjną na rzecz Zachodu w tzw. procesie siedmiu komandorów, a następnie skazany i stracony. Zrehabilitowano go po 4 latach. Muzeum Obrony Wybrzeża odnowiło cyplową baterię im. H. Laskowskiego, której dowódcą był kmdr Przybyszewski.

MT