Echa legend arturiańskich na polskich ziemiach

Gotycka wieża na Dolnym Śląsku kryje średniowieczny skarb: unikatową opowieść o Lancelocie z Jeziora, najdzielniejszym z rycerzy Okrągłego Stołu. W Poznaniu tylko nieco ponad kilometr dzieli zamek od miejsca pochówku polskiego króla Artura. Mamy też swojego Excalibura i nasz własny Zamek Świętego Graala

Opowieści o królu Arturze (którego pierwowzorem był ponoć władca Brytów z V–VI w.) zaczęły zdobywać Europę od XII w., gdy modne stały się romanse rycerskie. Śpiewali o nich trubadurzy, pisali na ich temat poeci, a urzeczeni władcy zamawiali dzieła związane z legendami arturiańskimi. Dziś, gdy średniowiecze kojarzy się głównie z zabytkami sakralnymi, te przejawy kultury rycerskiej wydają się szczególnie cenne. 

LANCELOT Z SIEDLĘCINA

[Siedlęcin, woj. dolnośląskie, pow. jeleniogórski]

W malowniczym zakątku nad Bobrem jaworski książę Henryk I wzniósł Wieżę Rycerską. W 1345 r. postanowił przyozdobić główną salę audiencyjną cyklem fresków przedstawiających dzieje Lancelota z Jeziora, najdzielniejszego rycerza króla Artura. Historycy sądzili nawet, że to jedyne takie zachowane dzieło o Lancelocie na świecie! „Ostatnio jednak freski o nim znalezione zostały także we Włoszech: w wieży mieszkalnej w miejscowości Alessandria koło Turynu. Należałoby je datować na ok. 1390 r., są więc późniejsze o 40–50 lat od siedlęcińskich. Prezentują zupełnie inny styl, typowy dla malarstwa włoskiego. Ale nie są arcydziełem, brakuje też w nich niektórych scen. Poza tym zostały zdjęte ze ścian wieży i przeniesione do miejscowego muzeum. Freski z Siedlęcina stanowią absolutny unikat w naszej części Europy. Wieża w Siedlęcinie to najlepiej zachowane średniowieczne wnętrze mieszkalne w Polsce” – mówi dr Jacek Witkowski z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego, autor książki „Szlachetna a wielce żałosna opowieść o Panu Lancelocie z Jeziora” poświęconej zagadkom siedlęcińskich fresków. A zagadek tych było kilka. Zacznijmy od tego, że jeszcze do niedawna freski – przemalowane w latach 30. XX w. przez nieudolnego konserwatora – wydawały się opowieścią o mnichach z zakonu cystersów. Całe szczęście historykom udało się odkryć prawdę: to nie zakonnicy, tylko rycerze i damy z dworu króla Artura.

Zagadkę stanowiło też, który rycerz jest głównym bohaterem. Początkowo sądzono, że to Iwain. Dziś, po odsłonięciu całej partii malowideł i kolejnej konserwacji dzieła, możemy być już niemal pewni, że chodzi o Lancelota. W Siedlęcinie średniowieczny artysta utrwalił tego bohatera w dwóch opowieściach. Pierwsza pokazuje, jak podczas jego snu pozostali rycerze ponoszą klęskę z rąk złego Turquina. Dopiero przebudzony Lancelot pokonuje złoczyńcę i uwalnia uwięzionych towarzyszy, zaskarbiając sobie ich wdzięczność. W drugiej opowieści pojawia się żona Artura, królowa Ginewra, w której Lancelot był śmiertelnie zakochany. Podczas majówki została porwana przez nikczemnego Malaganta. Dopiero interwencja Lancelota doprowadziła do jej uwolnienia i połączyła oboje kochanków. Możliwe, że w siedlęcińskiej wieży znajdowało się więcej fresków o tej tematyce, a z pewnością były planowane. Świadczą o tym zachowane na ścianach szkice. 

Dr Witkowski podejrzewa, że na zlecenie księcia Henryka malowidła wykonał nieznany z imienia artysta z północno-wschodniej Szwajcarii. „Freski sprawiają wrażenie, jakby były oparte na wzorach malarskich wziętych z miniatur jakiegoś ilustrowanego romansu. To styl, który pojawił się w malarstwie dworskim Paryża już za panowania Ludwika Świętego, czyli w poł. XIII w., i rozprzestrzenił się na całą Europę” – dodaje badacz. 

Pod wieloma względami siedlęciński zabytek wciąż pozostaje owiany tajemnicami, a milczącym świadkiem dziejów wieży i jej arturiańskiego skarbu jest rosnąca przed nią lipa. Szacuje się, że może mieć nawet 600 lat. A to znaczy, że zasadzono ją zaledwie kilkadziesiąt lat po tym, jak ścięto drzewa, z których drewno do dziś podtrzymuje stropy gotyckiej wieży. 

PRUSKI GRAAL

[Bezławki, woj. warmińsko-mazurskie, pow. kętrzyński]

“Oczywiście najsłynniejszą relikwią wszech czasów jest Święty Graal, jednak nikomu nie radzę wyruszać w jego poszukiwania, ponieważ losy poprzedników nie wróżą przedsięwzięciu sukcesu. W każdym razie naukowo udowodniono, że dwa tysiące lat to za mało” – pisał znany powieściopisarz Umberto Eco. Ale przecież rycerzom Okrągłego Stołu się udało! Może jednak warto? Tym bardziej że jest i polski trop w tej sprawie. 

Zgodnie z niektórymi legendami arturiańskimi Józef z Arymatei zabrał po śmierci Jezusa święty kielich (używany podczas Ostatniej Wieczerzy lub napełniony krwią Chrystusa), a następnie przybył z nim na Wyspy Brytyjskie. Tam odnaleźli tę relikwię rycerze króla Artura. Jakim jednak cudem miałby znaleźć się w naszej części Europy? Przywiózł go z Anglii Godwin – syn króla Harolda II pokonanego przez normańskich najeźdźców pod wodzą Wilhelma Zdobywcy! 

 

To oczywiście legenda, ale samo pojawienie się niektórych angielskich królewiąt (Gythy, Godwina i Magnusa) na naszych terenach nie jest wykluczone, a już na pewno spekulowali o tym uczeni. Są zgodni, że Gytha z Wesseksu wyszła za władcę Rusi Kijowskiej Włodzimierza II Monomacha. Hipotezą pozostaje pobyt w Polsce Magnusa. A Godwin? Prof. Henryk Wisner w pracy „Litwa i Litwini” wzmiankował, iż w I poł. XX w. polski historyk Józef Puzyna dowodził, jakoby „po bitwie pod Hastings dwaj synowie i córka pokonanego króla Anglii, Harolda, znaleźli schronienie na ziemiach ruskich. Jeden z królewiczów, Godwin czy może syn Godwina Dowsprung, utworzył księstwo Alsen, późniejsze księstwo nalszczańskie”. Tym samym stałby się protoplastą rodu Mendoga, twórcy litewskiej potęgi. A swoim przodkom mógłby przekazać w spadku Świętego Graala! Dalej bieg legendy jest już prosty: w XV w. kielich trafił w ręce Świdrygiełły, brata Jagiełły. Mając własne ambicje i pomysły na Litwę, nawiązał on kontakt z Krzyżakami. Ci zaś osadzili go na zamku w Bezławkach, niedaleko Kętrzyna. Oczywiście – wedle legendy – Świdrygiełło nie mógł nie zabrać ze sobą największego rodowego skarbu. Tak Graal trafił do Bezławek. 

Tamtejszy zamek z czasem zamieniono na kościół, najpierw ewangelicki, a potem katolicki. Jakiś tajemniczy „bizantyjski” kielich widział tam jeszcze na początku XX w. przewodnik Mieczysław Orłowicz. Krążą też opowieści o tajemniczych podziemiach. Bryła świątyni w Bezławkach wciąż budzi podziw. Niestety, ostatnich kilkadziesiąt lat przyniosło totalną dewastację jej wnętrza: od ambony po posadzki. Co ciekawe, ktoś wybił też dziurę w południowej ścianie kościoła – w miejscu, gdzie mogła kiedyś się znajdować ściana komnaty Świdrygiełły. Czy właśnie tam znajdował się ukryty skarb?

KSIĄŻĘ BŁĘDNY RYCERZ

[Wiślica, woj. świętokrzyskie]

Rycerskie opowieści odcisnęły piętno na życiu Henryka Sandomierskiego, synu Bolesława Krzywoustego. Bitwy, turnieje, przygody, nawracanie świata mieczem – tylko to miał w głowie. Najpierw w 1154 r. wyruszył ze świtą na wyprawę krzyżową do Jerozolimy, a  w 1166 r. próbował nawracać mieczem pogańskich Prusów. Zwłoki księcia zostały pochowane w ufundowanym przez niego samego romańskim kościele w Wiślicy, na którego miejscu stoi dziś XIV-wieczna gotycka kolegiata. Obok jego grobowca umieszczono płytę przedstawiającą trzy modlące się osoby – młodzieńca, brodatego mężczyznę i kobietę – oraz łaciński napis: „Ci chcą być podeptani, aby mogli być wzniesieni ku gwiazdom”. Prawdopodobnie odnosi się on do błędnego rycerza i krzyżowca Henryka Sandomierskiego przedstawionego na płycie jako młodzieniec. Starszy mężczyzna to jego ojciec Bolesław Krzywousty, a kobieta to matka Sandomierczyka – Salomea z Bergu.

CAMELOT I AVALON W POZNANIU

[Poznań, woj. wielkopolskie]

Książę wielkopolski Przemysł I najwyraźniej znał legendy arturiańskie. Jak piszą badacze tematu (np. Jacek Wiesiołowski i Wojciech Górczyk), władca zaczął używać na swojej pieczęci tarczy z trzema ukośnymi pasami, czyli herbu Lancelota. A także wspinającego się lwa i trzech lilii, również mających arturiańskie konotacje. Poza tym przedwcześnie zmarły książę pozostawił po sobie syna pogrobowca Przemysła II z pewną wielką misją… Zacznijmy od tego, że w powstałej w tamtych czasach „Kronice wielkopolskiej” można wyczytać, że pierwszy król Polski Bolesław Chrobry – ponoć urodzony i pochowany w Poznaniu – otrzymał swój miecz od anioła niczym król Artur. W innym miejscu kroniki oblężenie Poznania, późniejszego miasta Przemysła I, przypomina legendarne oblężenie strażnicy Lancelota. Co z tego wynika? „Chrobry w tym kontekście występuje jako Artur, Przemysł I jako Lancelot, a Przemysl II jako Galahad [syn Lancelota, poszukiwacz Świętego Graala – przyp. red.]” – sugeruje Wojciech Górczyk w artykule „Ślady recepcji legend arturiańskich w heraldyce Piastów czerskich i kronikach polskich”. Prof. Tomasz Panfil, specjalista od heraldyki, konkluduje zaś: „Jeżeli Przemysł I »gra« Lancelota, to zadania Galahada otrzymuje do wypełnienia jego syn Przemysł II, polskim Graalem jest utracona na skutek grzechu przodków korona królewska”. Przemysłowi II udaje się odnowić Królestwo Polskie, ale na krótko, bo zaledwie na niecały rok… Niemniej zamek na poznańskiej Górze Przemysła, pobudowany przez Przemysła II w miejscu wybranym przez ojca, ma w sobie coś z arturiańskiego Camelotu albo chociaż ze strażnicy Lancelota! 

Oprócz tego mamy w Poznaniu i namiastkę Avalonu – wyspy będącej miejscem spoczynku króla Artura. W poznańskich warunkach jest to oblany wodami Warty Ostrów Tumski, na którym znajduje się Bazylika Archikatedralna. Dlaczego to nasz Avalon? Bo wewnątrz znajdujemy Złotą Kaplicę z sarkofagiem  Bolesława Chrobrego, naszego „Artura”. A także kaplicę św. Stanisława Biskupa i Męczennika ufundowaną przez wspomnianego Przemysła II. To tu pochowano nieszczęsnego króla, zabitego podczas feralnych zapustów w Rogoźnie w 1296 r. 

SMOK Z CZERSKA

[Czersk, woj. mazowieckie, pow. piaseczyński]

W 1966 r. archeolodzy odkryli na terenie czerskiego zamku tajemniczy średniowieczny grób  pochodzący z XI–XII w. Wyposażenie pochówku, a nawet pewne cechy antropologiczne szkieletu skłoniły niektórych badaczy do przypuszczeń, że chodzi o jakiegoś przybysza z Północy. Może ze Skandynawii, może z Wysp Brytyjskich… Mediewista prof. Tomasz Jurek zasugerował, że jest to grób komesa Magnusa, dwukrotnie pojawiającego się w „Kronice” Galla Anonima, zaś ów Magnus mógłby być synem króla Anglii Harolda II poległego pod Hastings! Po wymuszonej emigracji z Wysp Brytyjskich miałby on trafić na ziemie polskie i tu osiąść. 

U Galla Anonima Magnus walczył za panowania Bolesława Krzywoustego z Pomorzanami, w czym dobrze się sprawdził: „Pomorzanie zebrali się [znów] i wtargnęli na Mazowsze po łup. Lecz o ile chcieli uczynić sobie łup z Mazowszan, to właśnie sami zostali zmuszeni stać się łupem Mazowszan. Rozbiegłszy się mianowicie po Mazowszu, gromadząc zdobycz i jeńców i paląc budynki, już bezpieczni stali z łupami i nie obawiali się walki. Lecz oto komes imieniem Magnus, który wtedy rządził Mazowszem, z Mazowszanami, niewielu wprawdzie co do liczby, lecz dzielnością starczącymi za wielu, wystąpił do strasznej bitwy przeciw liczniejszym, wprost niezliczonym poganom, przy czym Bóg okazał swą wszechmoc. Albowiem pogan miało tam polec więcej niż sześciuset, a cały łup i jeńców odebrali im Mazowszanie, co do reszty zaś też nie ma wątpliwości, że zostali pojmani lub uciekli”. 

 

Czy jednak ten mazowiecki Magnus to syn Harolda II? „Wątpliwości nie ma co do związków dzieci Harolda z Rusią” – mówi prof. Dariusz Dąbrowski, historyk z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Związki Magnusa Haroldsona z Polską uznaje on za „bardzo prawdopodobne”, jednak w całej sprawie brak bezpośrednich dowodów. Jest za to ciekawostka łącząca Czersk z Wyspami Brytyjskimi i legendami arturiańskimi. Otóż herbem książąt czerskich za czasów Trojdena I (przełom XIII i XIV w.) był specyficzny smok z jedną parą nóg: wiwern. Tak się składa, że smoki pełniły ważną rolę raczej w heraldyce brytyjskiej i symbolice mitów arturiańskich niż na Słowiańszczyźnie. To król Artur walczył pod znakiem smoka, zaś jego ojciec Uter nosił pseudonim „Pan smoka” (Pendragon). Pod znakiem smoka bił się też pod Hastings król Harold II, ojciec Magnusa. Więcej – wiwern był herbem Wesseksu – najważniejszego regionu Anglii, z którego zresztą władca się wywodził.

POLSKI EXCALIBUR

[Kraków, woj. małopolskie]

Oprócz czerskiego wiwerna z legendami arturiańskimi można na siłę łączyć i smoka wawelskiego. W końcu pojawił się on w XII wieku w bajaniach kronikarza Wincentego Kadłubka – w czasach, gdy wśród kulturalnego rycerstwa na Zachodzie święciły triumf arturiańskie legendy. Brak jednak ku takim koneksjom głębszych podstaw. Za to łatwiej z mitem arturiańskim można połączyć inny skarb Wawelu: Szczerbiec, miecz koronacyjny polskich władców. 

Według legendy był bronią Bolesława Chrobrego (choć badania dowiodły, że pochodzi z czasów późniejszych), którą wyszczerbił na Złotej Bramie w Kijowie. „Kronika wielkopolska” przedstawiała Chrobrego jako swego rodzaju polskiego króla Artura, a zatem jego rzekomy miecz – na dodatek otrzymany od anioła – jest naszym odpowiednikiem Excalibura! 

Wedle legendy Excalibur jest wieczny. Szczerbiec też przetrwał w dobrej formie wiele dziejowych burz. Zrabowany podczas rozbiorów tułał się po świecie, a odzyskany po wywalczeniu przez Polskę niepodległości musiał podczas II wojny światowej zostać ewakuowany do Kanady. Dopiero w 1959 r. wreszcie wrócił na Wawel. Jak każdy magiczny miecz ma też tajemniczą inskrypcję, mającą chronić właściciela. Co ciekawe, po… hebrajsku.

NA DWORZE KRÓLA ARTURA

[Gdańsk, woj. pomorskie/Toruń, woj. kujawsko-pomorskie]

Idea Okrągłego Stołu, będącego jednocześnie symbolem elitarności i braterstwa, była na tyle pociągająca, że w średniowiecznych miastach budowano „Dwory Artusa”. Były miejscem zabaw, uczt i turniejów nawiązujących do arturiańskich legend. A etos rycerski z czasem zaczęli przejmować mieszczanie. W Polsce przetrwały takie „dwory” w Gdańsku i Toruniu.

Gdański dwór Artusa został wzniesiony w latach 1348–1350. Spotykało się w nim m.in. Bractwo św. Jerzego oraz zrzeszenia kupców i armatorów. Grupowały się one w Ławach, mających własne nazwy (np. szyprowie zajmowali Ławę św. Jakuba, a kupcy handlujący z Niderlandami – Ławę Holenderską). Choć początkowo karano bywalców za awantury, z biegiem lat „rycerski” etos był wypierany przez coraz bardziej przaśne zabawy i ordynarne pijatyki. Zakończono to w XVIII w., przekształcając kłopotliwą pijalnię w giełdę. Dziś turystów przyciąga piękno dworu: zabytkowa fasada i dzieła sztuki, w tym największy w Europie piec kaflowy mający prawie 11 m wysokości, wymurowany w XVI w. i złożony z 520 ozdobnych kafli. Z kolei obecny Dwór Artusa w Toruniu to gmach XIX-wieczny, postawiony w miejscu średniowiecznego, w którym w 1466 r. zawarto pokój kończący wojnę trzynastoletnią. Za okazałą neorenesansową fasadą kryje się dzisiaj centrum kultury, odbywają się też w nim uroczyste spotkania i konferencje.