Ewolucja duszy. Czy podział na ciało i psychikę ma sens? [WYWIAD]

Jak gotowane jedzenie uczyniło z nas ludzi? Czy mózg nadal ewoluuje? – przypominamy wywiad z prof. Jerzym Vetulanim, zmarłym w kwietniu zeszłego roku, który przeprowadził Jerzy Ziemiacki. Profesor mówił o tym, czym według współczesnej neurobiologii jest ludzka świadomość.

Jerzy Ziemacki: Kartezjusz między niematerialną duszą i materialnym ciałem wytyczył nieprzekraczalną granicę. Dusza jest niezależna od ciała, a ciało niezależne od duszy. To właśnie dualizm kartezjański. Pan profesor w swoich książkach pisze o kartezjańskiej skazie. Jak jesteśmy skażeni Kartezjuszem?

Jerzy Vetulani: Kartezjanizm w XVII w. stał się oficjalną filozofią wykształconych warstw Europy. Fundamentalny podział człowieka na psychikę i ciało zdecydował o kształcie filozofii, nauki, medycyny. Kartezjusz wpłynął na to, że dziś mamy lekarzy od duszy (psyche) oraz lekarzy od ciała (soma). Nawet psychiatrzy podzielili się na dwie szkoły. Jedni – psychiatrzy analityczni – nadal są pod wpływem idei Kartezjusza, a ich mistrzem do niedawna był Zygmunt Freud. Uważają oni, że psychika to rodzaj niematerialnej cząstki człowieka, którą można leczyć tylko słowem i psychoanalizą. Drudzy – psychiatrzy biologiczni – to szkoła opierająca się na naukach przyrodniczych. Według tej szkoły życie psychiczne to aktywność mózgu.

A nie aktywność duszy czy tajemnej podświadomości?

– Nasze całe życie, psychiczne i fizyczne, zależy od pracy mózgu, a więc aktywności i współpracy około 86 miliardów komórek nerwowych (liczbę tę ustaliła niedawno młoda uczona brazylijska Suzana Herculano-Houzel). Działalność mózgu nie ustaje ani na chwilę. W tym kawałku materii powstaje to, co nazywamy życiem umysłowym, wewnętrznym, duchowym. Wszystkie zaburzenia psychiczne mają podłoże cielesne. Jako neurobiolog związany ze szkołą psychiatrii biologicznej uważam, że czas zerwać z Kartezjuszem! Aby leczyć życie psychiczne, warto używać leków i chirurgii. Leczmy ciało, a dusza będzie zdrowa. Oczywiście bodźce psychologiczne, takie jak rozmowa, aktywując układy neuronalne, również wpływają na mózg 

Jest pan profesorem nauk przyrodniczych, neurobiologiem, biochemikiem. Jednym z najwybitniejszych w swojej dziedzinie uczonych świata. Co tak różni Vetulaniego od Kartezjusza?

Kartezjusz to filozof ważny w dziejach badania ludzkiego umysłu. Badał świadomość i samoświadomość człowieka przez filozoficzny namysł nad samym sobą. Prowadził medytacje filozoficzne. Był mistrzem introspekcji, drugim po świętym Augustynie. Dla Kartezjusza istnienie duszy było pewniejsze niż istnienie ciała. Był bardziej pewny istnienia duszy niż ręki. To może wydać się nam, ludziom nowoczesnym, zaskakujące.

Neurobiologia, jedna z najważniejszych i najbardziej wszechstronnych nauk XXI w., rozstrzyga zagadki umysłu inaczej. My, neurobiolodzy, badamy umysł nie od wewnątrz, przez rozmyślania i medytację, lecz od zewnątrz, przez lasery i sprzęt do neuroobrazowania, dzięki któremu widać na ekranie monitora, które części mózgu są aktywne w trakcie wykonywania zadań. Możemy oglądać umysł z dystansu. Mamy już inny ogląd problemu. Gdyby Kartezjusz zobaczył zdjęcia mózgu w 2016 r., zmieniłby poglądy filozoficzne. Może nie różnilibyśmy się tak bardzo.

 

Kartezjusz uważał, że punktem komunikacji duszy z ciałem jest szyszynka. Jak ten problem rozwiązuje neurobiologia?

– Trzeba docenić Kartezjusza, który postawił problem relacji między duszą a ciałem, czyli mówiąc nowocześniejszym językiem, między myślą a mózgiem oraz ośrodkowym układem nerwowym. Ale źle ten problem rozwiązał. Nie on pierwszy poszukiwał „siedliska duszy”. Już około 1800 lat przed nim Herofilus z Chalcedonu wydedukował, że dusza łączy się z ciałem w tym miejscu, gdzie mózg łączy się z rdzeniem, czyli w czwartej komorze mózgu. Poglądy Kartezjusza w oryginalnej formie nie mogły się długo utrzymać. Pierwszą reakcją na nie był monizm Spinozy

Baruch Spinoza, wielki filozof XVII wieku, proponował, aby nie dzielić człowieka na dwa światy, ale traktować jako jedność. Dusza i ciało to jest to samo. To, co Kartezjusz rozdzielił, ten próbował łączyć. Czyli Spinoza miał rację?

– Według Spinozy dusza i ciało to tylko dwa aspekty jednego bytu. Tak jak orzeł i reszka to dwa aspekty jednej monety. W tym ujęciu dyskusja o duszy wygląda zupełnie inaczej. Zwolennikiem takiego poglądu na świat był Antoni Kępiński, polski psycholog, który powtarzał uparcie, że podział na ciało i psychikę to absurd! Ja również jestem bliski monistycznej wizji człowieka. Jest tylko jeden byt. Neurobiologia jest bliższa poglądom Spinozy niż Kartezjusza.

Jak brzmi neurobiologiczna definicja duszy? Dusza jest materialna czy niematerialna? Śmiertelna czy nieśmiertelna?

– Pojęcie duszy jest niemożliwe do naukowego zdefiniowania, a każda próba kończy się fiaskiem. Żadna definicja nie jest w nauce powszechnie akceptowana. Neurobiolodzy odeszli od skrajnie materialistycznych poglądów XIX-wiecznych uczonych, takich jak Buechner, twierdzących, że mózg produkuje myśli tak, jak nerki produkują mocz. Osobiście odpowiada mi koncepcja twórcy krakowskiej szkoły neurologii Jana Piltza, który pisał, że „Takie wyrażenia jak dusza, psychika, świadomość i aktywność neuronów mózgowych są synonimami”. Dla mnie, jako zwolennika poglądu Piltza, dusza to synonim tego, co nazywam świadomością czy aktywnością mózgu. Używam tych słów wymiennie.

 

Tylko aktywność neuronów i nic więcej?

– Problem duszy i ciała jest, niestety, problemem nie tylko naukowym, ale również ideologicznym i aż do dziś obciążonym średniowieczną scholastyką. W naszym kręgu kulturowym w jakimś stopniu problem duszy podporządkowany jest nauce kościołów chrześcijańskich. O duszy mówi dużo Biblia. Tymczasem dusza ludzka to świadomość typu ludzkiego, uważana przez ewolucjonistów, takich jak Edward Wilson, za istotną funkcję biologiczną, rozwijającą się wraz ze zwiększeniem stopnia komplikacji mózgu. Nie ma tu wielkiej metafizyki. Czysta biologia. Dzieje duszy to historia ewolucji od bakterii do świadomości.

To dzięki fizycznemu rozwojowi ludzkiego mózgu rozwijała się ludzka świadomość? Jak wyglądała – z perspektywy naukowej – ewolucja ludzkiego mózgu?

– Ewolucja mózgu kręgowców, od rekina do człowieka, trwała 400 milionów lat, a skok ewolucyjny nastąpił 3 miliony lat temu. Szczęśliwa mutacja w obrębie naczelnych spowodowała, że neurony mogły tworzyć znacznie więcej miejsc do wzajemnych połączeń – kolców synaptycznych. W ten sposób z rodzaju Australopithecus powstały gatunki Homo, czyli formy ludzkie. Rozwój mózgu gwałtownie przyspieszył. Homo habilis miał mózg objętości 630 ml, o połowę większy niż australopitek. Wynalazł narzędzia, przede wszystkim kamienne noże służące do obróbki mięsa. Jego następca Homo erectus miał mózg jeszcze większy – objętości 750 do 1250 ml. Nauczył się wykorzystywać ogień, co radykalnie zmieniło rozwój jego mózgu – ten bardzo energochłonny organ miał teraz do dyspozycji znacznie lepiej przyswajalne pożywienie obrobione termicznie, z którego czerpał energię.

Dusza nie ma naukowej definicji. Jaka jest definicja świadomości?

– Samo pojęcie świadomości może być różnie definiowane. Za polską Wikipedią możemy przyjąć, że istnieje kilka poziomów świadomości, od zdawania sobie sprawy z istnienia otoczenia, poprzez poczucie samego istnienia, a dalej świadomość istnienia swojego życia psychicznego, aż po świadomość świadomą samej siebie. Prymitywny poziom świadomości otoczenia osiągnęło wiele gatunków zwierząt. Ale świadomość zaawansowana, definiowana jako zdolność do rozpoznania samego siebie, jest zjawiskiem rzadkim w przyrodzie. Mają tę zdolność ludzie, ale także niektóre inne gatunki zwierząt. Człowiek nie jest jedynym zwierzęciem obdarzonym tak wysoką świadomością, ale na pewno wyróżnia się w całej przyrodzie – przede wszystkim mową i językiem syntaktycznym: z ograniczonej liczby słów tworzy nieograniczoną ilość zdań. To umożliwia człowiekowi myślenie abstrakcyjne.

 

Czy zwierzęta mają duszę? To znaczy, czy posiadają zaawansowaną świadomość?

– Istnienie świadomości zaawansowanej może być badane testem lustra. Test polega na tym, że zwierzęciu przyzwyczajonemu do widoku swego odbicia zmienia się wygląd i obserwuje, czy zwierzę na tę zmianę własnego wyglądu reaguje. Jeżeli tak, oznacza to, że zwierzę wie, że to ono odbija się w lustrze. Wie, jak wygląda. Zdaje sobie sprawę, że jest. Jeżeli nie, najprawdopodobniej zwierzę w ogóle
nie wie, że to ono jest w lustrze, nie jest świadome własnego istnienia.

Które zwierzęta przechodzą test lustra? Czy istnieją inne dowody istnienia zwierzęcej świadomości?

– Test lustra pomyślnie przeszły wielkie małpy (już nie gibbony), słonie i delfiny, a poza ssakami – ptaki
krukowate, takie jak sroki. Warto zauważyć, że samoświadomość tego typu mają zwierzęta żyjące w grupach o ustalonej hierarchii. Świadomość prawdopodobnie wykształciła się w odpowiedzi na konieczność ustalenia hierarchii, niezbędnej do sprawnego współdziałania w grupie. Na jeszcze wyższy
poziom świadomości może wskazywać stosunek niektórych gatunków zwierząt do zwłok współplemieńców. Opisano rytuały towarzyszące śmierci słoni, swoiste pogrzeby, a także medytowanie tych zwierząt nad napotkanymi na sawannie szkieletami, a zwłaszcza „kłami” słoni.

Najwyżej rozwiniętą świadomość ma człowiek. Wie nawet, że umrze. Po co w ogóle człowiekowi świadomość?

– Myśląca świadomość to cecha ułatwiająca osiągnięcie zasadniczego celu naszego indywidualnego istnienia – unieśmiertelnienia naszych genów poprzez przekazanie ich następnym pokoleniom. Wysoko rozwinięta świadomość znakomicie to ułatwia. Mając najlepiej wykształconą świadomość, zawładnęliśmy, przynajmniej na razie, naszą planetą Ziemią. Co więcej – ewolucja mózgu wcale nie zakończyła się w XXI wieku – zjawiska takie jak zaobserwowany w 1984 roku efekt Flynna (podnoszenia poziomu IQ w kolejnych dekadach), zmiany kształtu czaszki, a także wspomaganie technologiczne i chemiczne naszego mózgu, to wszystko świadczy o tym, że człowiek przyszłości będzie miał znacznie większe możliwości poznawcze. Ewoluujemy.

 

Wielkim pytaniem psychologicznym jest pytanie o osobowość człowieka. Dlaczego mamy różne osobowości? Czy mózg ma wpływ na nasz charakter?

– Posłużę się drastycznym przykładem losów Phineasa Gage’a, który był brygadzistą kolejowym zatrudnionym przy budowie kolei w Appalachach. Ten mężczyzna w wieku 25 lat uległ poważnemu wypadkowi przy pracy. Podczas eksplozji dynamitu metalowy stempel do przyciskania ładunku przeszedł
przez jego kość policzkową i przeleciał przez czaszkę na wylot. Brygadzista Gage przeżył ten moment.
Nie stracił nawet przytomności. Ale po wypadku był już innym człowiekiem. Do tej pory wesoły, uprzejmy,
stał się nagle typem ponurym, agresywnym i obscenicznym. Osoby, które dotknęło nieszczęście udaru mózgu kogoś w rodzinie, mogą poświadczyć, że u części chorych osobowość skrajnie się zmienia. Zwykle na gorsze.

Jest taki obraz Hieronima Boscha „Leczenie głupoty”. Wśród bujnego letniego krajobrazu widzimy chirurga zajętego wycinaniem jakiegoś przedmiotu z głowy przywiązanego do krzesła mężczyzny. Czy umysł można leczyć skalpelem?

– Na Światowym Kongresie Neurologicznym w Londynie w lecie 1935 roku amerykański badacz Carlyle Jacobsen opisał doświadczenie psychiatryczno-chirurgiczne, w którego wyniku zmienił osobowość Becky. Wyciął jej drastycznie płaty czołowe. Na szczęście nie była to jego żona, lecz ewidentnie nieprzystosowana do życia szympansica, która z małpy agresywnej i rozhisteryzowanej po operacji stała się pogodna i łagodna. Jak stwierdził badacz: „stała się zwierzęciem szczęśliwym”. Jeszcze w tym samym roku uczestniczący w kongresie Portugalczyk Egas Moniz przeprowadzili pionierską operację lobotomii czołowej na człowieku. Pacjentce z ciężkimi urojeniami operacja mózgu pomogła.

Nóż w mózgu to jednak rzecz niezmiernie ryzykowna! Można czuć do psychochirurgii odrazę, kojarzy się z Frankensteinem.

– Psychochirurgia przez dekady była przedstawiana w bardzo złym świetle, stosowana była bowiem nieumiejętnie i traktowała chorego w sposób całkowicie przedmiotowy. W drugiej połowie XX w. ta nowa chirurgia przeżywała swój rozkwit, niestety zbyt bujny. Amerykanie, przede wszystkim Walter Freeman, zaproponowali uproszczone metody operacyjne. Lobotomia zaczęła być modna i nadużywana. Byli tacy psychiatrzy, którzy dla zysku przeprowadzali operacje na mózgu w pokojach hotelowych. Efekty bywały tragiczne. Sam Freeman stracił prawo wykonywania zawodu po śmierci pacjenta. Do odwrotu od psychochirurgii przyczyniła się także powieść Kena Keseya „Lot nad kukułczym gniazdem” (1962), oparta na doświadczeniach autora z pracy w szpitalu, i adaptacja filmowa z rolą Jacka Nicholsona jako ofiary zabiegów psychochirurgicznych.

 

Psychochirurgia jest taka straszna, jak ją malują?

– W latach 70. w niektórych krajach psychochirurgia została zakazana. W innych, choćby w USA i Wielkiej Brytanii, była nadal stosowana, ale na mniejszą skalę. Przede wszystkim w leczeniu depresji i zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Usprawnienie metody w latach 80. i 90. doprowadziło do ponownego wprowadzania psychochirurgii do klinik psychiatrycznych i neurologicznych. Jednak psychochirurgia wciąż budzi kontrowersje etyczne, rodzi pytania, czy nie narusza tożsamości pacjenta i dróg rozwoju człowieka. Osoby odbiegające od normy dały wiele ludzkości. Choćby święty Franciszek, schizofrenik, który był prekursorem współczesnej ekologii.

Jak będzie wyglądała przyszłość badań nad umysłem? Czy zostaniemy społeczeństwem fantastycznych i szczęśliwych istot, czy neuropsychologicznie kierowanych androidów?

– Mózg będzie dalej badany, coraz wymyślniejszymi technikami. W ciągu mojej 60-letniej kariery naukowej pojawiły się nie tylko nowe i śmiałe koncepcje, ale i nowoczesne techniki badawcze: neurobiologia molekularna, optogenetyka, obrazowanie mózgu różnymi sposobami. Powstały nowe dziedziny badawcze: psychologia kognitywna i neurofilozofia. To pozwala nam zbliżyć się do pełniejszego rozumienia natury ludzkiej. Tworzyć coraz lepsze teorie naukowe. Ale jakie będą praktyczne, społeczne konsekwencje tego rozwoju, nie sposób przewidzieć. Przewidywania futurologiczne mają na celu jedynie rozśmieszenie Pana Boga. Nawet urojonego.