Gdzie są perły Barbary?

Bezcenna biżuteria Barbary Radziwiłłówny przepadła. Albo przyozdobiła angielską królową, albo sfinansowała wojny, albo… pożarły ją szczury.

Zygmunt August kochał błyskotki. Papieski nuncjusz pisał do Rzymu, że król ma biżuterii „więcejjak za milion złotych” i nawet „ma zwyczaj wozić z sobą swe klejnoty, suknie i mnóstwo innych rzeczy”. Zaś w skarbcu cieszyły oczy władcy pudła z diamentami, czapka pełna rubinów i szmaragdów, medale, łańcuchy… Zygmuntowi Augustowi nie ustępowała w zamiłowaniu do przepychu jego ukochana żona Barbara Radziwiłłówna. W pamięć potomnym szczególnie zapadły jej perły. XX-wieczny tropiciel historycznych ciekawostek Stanisław Szenic pisał, że „urodziwa królowa polska przedkładała podobno perły nad inną biżuterię. Król Zygmunt August zlecił więc swoim agentom, skupującym klejnoty do skarbca królewskiego, aby nabywali co wspanialsze okazy pereł. Rynek na nie był wtedy w Holandii, dokąd przewoziły je statki przybywające z dalekich i tajemniczych Indii. Za wielką i nieskazitelną perłę płacono olbrzymie sumy, zebrane zaś w długim sznurze zyskiwały jeszcze na wartości”. Uwielbienie Barbary dla mody i pereł widać na licznych portretach. „Królowa ubrana jest w suknię haftowaną perłami i kamieniami, w perłowy czepiec z perłową opaską zachodzącą pod brodę. Na czepiec nałożony jest mały

aksamitny beret dekorowany naszytymi złotymi blaszkami, jakie popularne były w modzie Europy zwłaszcza w latach trzydziestych i czterdziestych XVI w. Tak zestawiony z czepcem beret jest niespotykanym gdzie indziej szczegółem mody” – opisała jeden z wizerunków, powstały za życia królowej i przechowywany obecnie w Muzeum Czartoryskich w Krakowie, dr Ewa Letkiewicz w książce „Klejnoty w Polsce. Czasy ostatnich Perły Radziwiłłówny musiały być warte fortunę. Dla porównania: z dokumentów z 1562 r. wymieniających wyprawę ślubną królewny Katarzyny Jagiellonki, siostry Zygmunta, wynika, że warta była ponad 100 tys. talarów. Z danych numizmatyków dowiadujemy się, że 1 talar równał się wtedy 30 groszom, a grosz wystarczał na przeciętne dzienne wyżywienie człowieka. Czyli ponad 100 tys. talarów wystarczyłoby teoretycznie, by wyżywić przez jeden dzień 3 mln mieszkańców Rzeczypospolitej albo przez rok 8-tysięczne miasto! Tymczasem Barbara Radziwiłłówna dysponowała zapewne perłowymi (i nie tylko) cackami większej wartości niż te Katarzyny! Pytanie,

co się z nimi stało po śmierci królowej w 1551 roku…

 

Jagiellońska zagadka

Może ulubione perły Barbary zostały pochowane razem z nią? 21 września 1931 r. w nieznanej krypcie bazyliki wileńskiej odkryto groby Barbary Radziwiłłówny, Aleksandra Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki. „Na zachowanym prawie w całości szkielecie odnaleziono srebrną złoconą koronę, takież berło i jabłko, szczerozłoty łańcuch, trzy kosztowne pierścienie oraz dwie srebrne tabliczki z tekstami łacińskimi. Badacze i artyści mogli przekonać się na własne oczy, jak hojnie Zygmunt August wyposażył swą małżonkę na ostatnią drogę” – pisała dr Hanna Widacka (w artykule „O malarskich i graficznych wizerunkach królowej Barbary Radziwiłłówny”, „Kronika Zamkowa”, nr 1/1996). Jak wskazuje dr Ewa Letkiewicz, insygnia pogrzebowe Barbary były wykonane bardzo starannie, ze srebra wysokiej próby, zaś srebrna tabliczka z wieka trumny została opatrzona herbami Radziwiłłów, Polski i Litwy. Owe klejnoty przepadły podczas II wojny światowej. Ale słynnych pereł Radziwiłłówny wśród nich nie było. Nie trafiły z królową do grobu. Może więc król je sprzedał? „Nie wierzę, żeby Zygmunt August pozbył się jakiejś pamiątki po Barbarze. on wszystko ze względów sentymentalnych przechowywał” – wskazuje dr Magdalena Piwocka z Zamku Królewskiego na Czyli coś stało się z precjozami dopiero po zgonie Zygmunta Augusta w 1572 r. „Król zastrzegł w swoim testamencie, że kosztowne szaty, perły, pierścienie, bransolety, łańcuchy, zapony itp., w skład których wchodziła także biżuteria po żonie Barbarze, miały być rozdzielone między trzema jego siostrami: Zofią, Anną i Katarzyną, oprócz kosztownych szat królowej Barbary, które w całości miały przypaść siostrze Annie Jagiellonce. W rzeczywistości nazajutrz po śmierci króla kosztowności opieczętowano i nie dotarły do wszystkich spadkobierczyń. Ostatecznie znalazły się w posiadaniu Anny. Bardzo się nimi szczyciła. Być może szczególnie piękne perły, będące przedmiotem podziwu Anny Habsburżanki, pierwszej żony Zygmunta III Wazy, znane z opisów na dworze habsburskim w Wiedniu, pochodziły ze spadku po Barbarze. Anna Jagiellonka nie otrzymała jednak drogocennych, haftowanych perłami i dekorowanych klejnotami sukien królowej Barbary. W jednym z listów do siostry Zofii pisała, że te najpiękniejsze, zamknięte w piwnicach Tykocina, zjadły szczury” – opowiada „Focusowi Historia” dr Ewa Letkiewicz. Zatem król nie pozbywał się pamiątek po żonie. Jednak ktoś mógł na nie czatować, nie tylko szczury…

 

Moskiewska caryca

 

„Szaty Radziwiłłówny były szyte z drogich materii i zdobione klejnotami. Co do osobno przechowywanych pereł, to zapewne ukradli je Mniszchowie w Knyszynie w pierwszych chwilach po zgonie króla, kiedy nikt nad niczym nie panował” – zwraca uwagę dr Widacka. Bracia Mniszchowie istotnie zostali oskarżeni o rozgrabienie królewskich królowi Giżanka, ponoć sobowtór Radziwiłłówny, patrz „Sekret królewskiego serca”, „FH” nr 10/2011 – przyp. red.]. Senat powołał nawet specjalną ówczesną „komisję śledczą” do zbadania afery. Jednak chaotyczne i krótkie rządy następcy ostatniego z Jagiellonów – Henryka Walezego – nie sprzyjały wyjaśnieniu skandalu. Dr Widacka sugeruje, że Mniszchowie nie tylko mogli „zaopiekować się” klejnotami, ale też zaoferować je zagranicznym nabywcom. Warto zauważyć, że Mniszchowie przez następne lata rośli w siłę, pomimo stawianych im zarzutów. „Po ucieczce Henryka Walezego sprawa nie miała jednak dalszego toku. Przeciwnie, Jerzy Mniszech otrzymywał coraz wyższe dygnitarstwa, wreszcie został wojewodą sandomierskim. Olbrzymie bogactwa umożliwiły mu  finansowanie wyprawy na Moskwę, gdy wydał swą córkę Marynę za cara Dymitra Samozwańca” – wskazywał Stanisław Szenic. Faktycznie, kapitał kilkuset tysięcy talarów ze skradzionych bogactw to już było coś, z czym Mniszchowie wraz z innymi możnymi rodami mogli „rozkręcić” dymitriadę na Wschodzie. Ale niewykluczone, że jakieś królewskie precjoza zostawili i swej Marynie, żonie cara. W takim wypadku byłyby bardzo pechowe. Obie władczynie skończyły źle: schorowana Barbara zmarła w wieku 31 lat, zaś Maryna sczezła uwięziona na Wschodzie w wieku 27 lat. Prawdopodobnie została zamordowana przez ludzi Romanowów, chcących raz na zawsze pozbyć się problemu z samozwańcami i ich bliskimi. Ale to tylko hipoteza, tak jak „perłowy” trop wiodący do Mniszchów. Ma on słabą stronę. Jak stwierdziła prof. Jolanta Choińska-Mika z Zakładu Historii Nowożytnej UW w audycji „Polka na rosyjskim tronie” (Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego, program 2 PR, 6 czerwca 2011 r.) Jerzy Mniszech przed dymitriadą wcale nie opływał w bogactwa, lecz był „zadłużony po uszy u wszystkich możliwych osób, łącznie z królem”…

 

Królowa angielska

Sprawa pereł Radziwiłłówny nie jest więc definitywnie zamknięta. Komplikują ją wspomnienia niejakiego Mariana Rosco Bogdanowicza. „Ten »wszędobylski« pamiętnikarz opisuje, jak to dzięki jego inicjatywie jeden z kustoszów British Museum w czasie pierwszej wojny światowej odkrył korespondencję królowej angielskiej Elżbiety I (1533–1603), w której polecała swoim agentom w Polsce nabycie dla niej pereł Barbary Radziwiłłówny – pisał Stanisław Szenic w zbiorze „Ongiś”. – Tak więc te wspaniałe perły znalazły się w królewskim skarbcu angielskim. W drodze działów spadkowych przypadły dworowi hanowerskiemu. Jak wspomina Bogdanowicz, były na początku naszego wieku własnością owdowiałej królowej Marii Hanowerskiej. Najstarsza jej córka Maria Luiza księżniczka Cumberland poślubiła księcia Maksa Badeńskiego, zapewne więc w sejfie książąt badeńskich należałoby szukać pereł Barbary Radziwiłłówny”. Powstaje pytanie, czy „wszędobylski” pamiętnikarz to osoba godna zaufania. Zdaniem dr Letkiewicz źródła wskazują, że był hochsztaplerem, wiodącym „kompromitujące życie aferzysty na dworze wiedeńskim, a potem w Paryżu, Brukseli i Londynie”. To podważa jego wiarygodność. Jednak dr Hanna Widacka, autorka książek i publikacji o historii sztuki, nie uważa rewelacji Bogdanowicza za wyssane z palca. „Każde pamiętniki mają znamiona pewnej konfabulacji, to nieuniknione, lecz w tym przypadku przedstawione zdarzenie wydaje się prawdopodobne. Dodam, że na relacji Rosco Bogdanowicza opierają się wszyscy kolejni badacze, z Szenicem włącznie. Bogdanowicz nie podaje, niestety, gdzie konkretnie miała znajdować się korespondencja królowej Elżbiety I z jej agentami w Polsce w sprawie zakupu pereł królowej Barbary. Można się tylko domyślać, że spoczywała w jednym z londyńskich archiwów i była tam jeszcze niedługo po 1914 r.” – mówi „Fokusowi Historia”. Skoro badacze nie są pewni jak traktować Bogdanowicza, sprawdziliśmy podany przez niego trop, rozwinięty przez Szenica. Śladu poszukiwanej korespondencji nie znaleźliśmy w dostępnych zbiorach listów Elżbiety I. Rzeczywiście była wielką wielbicielką pereł. Brytyjskie źródła potwierdzają, że chciała zgromadzić najwspanialszą ich kolekcję w całej Europie. Część odziedziczyła, część zabrała Szkotom, inne skupowała z Portugalii, Nawarry i Burgundii. Nie wiadomo, czy pod tym kątem wysłała też agentów do Polski. „Po śmierci króla w 1572 r. mogłoby dojść do sprzedaży pereł, Elżbieta I panowała do 1603 r. Pytanie, czy doszło do takiej transakcji, czy sprawa zaistniała tylko w sferze werbalnej?” – wskazuje dr Magdalena Piwocka z Zamku Królewskiego na Wawelu. Jak sprawdziliśmy w archiwach, o „perłach Barbary Radziwiłłówny” nie wspominała też nigdy brytyjska prasa (choć w 1900 r. pisała o rzekomej kradzieży cennych pereł „rosyjskiej księżnej” Radziwiłłówny, przebywającej właśnie w Londynie).

 

Książęta badeńscy

Stanisław Szenic nie tylko uwierzył Bogdanowiczowi, ale wskazał też, że perły były potem w posiadaniu dworu hanowerskiego, a następnie książąt badeńskich. Okazuje się, że o wyjątkowo cenne „perły hanowerskie” gorączkowo procesowała się ze swym wujem księciem Cumberlandu sama brytyjska królowa Wiktoria. Jednak chodziło nie o perły pierwotnie znajdujące się w skarbcu Rzeczypospolitej, ale Szkocji. Według branżowych opracowań („Gems & gemology” z 1985 r.) sąd orzekł wtedy, że mają pozostać przy władczyni i jej następcach. Szenic pomylił też nieco nazwiska i stopień pokrewieństwa wymienionych przez siebie koronowanych głów (Maria Luiza księżniczka Cumberland była nie córką, ale wnuczką, i nie bezdzietnej Marii Hanowerskiej, lecz Marii Sachsen-Altenburg). Niemniej aby sprawę wyjaśnić, postanowiliśmy skontaktować się z dworem książąt badeńskich. Może wiedzą coś o rzekomych perłach Barbary Radziwiłłówny w swoim skarbcu? Na nasze pytanie odpowiedziała Sandra Sebetic z sekretariatu księcia Michaela Badeńskiego na zamku Salem: „Niestety nie potrafimy pomóc w Państwa poszukiwaniach. Nie mamy na ten temat żadnych informacji”. Być może dwór badeński jest tak dyskretny, ale bardziej prawdopodobne, że to nie tam trafiły perły Barbary. Jeśli przejęli je Mniszchowie lub zjadły szczury, ślad po nich na dobre zaginął. Co innego, jeśli za najbardziej wiarygodną uznać wersję o odziedziczeniu klejnotów przez Annę, siostrę Zygmunta Augusta. „Po śmierci królowej Anny Jagiellonki klejnoty Jagiellonów przeszły na rzecz skarbu Rzeczypospolitej. W dużej części zostały rozproszone w latach 1611–1669. Prawdziwą ich zagładę przyniósł jednak rok 1673, kiedy podczas sejmu zapadła uchwała o otwarciu skarbca i wyjęciu z niego klejnotów na potrzeby Rzeczypospolitej. Dużą część cennych przedmiotów zastawiono w Gdańsku, skąd nigdy nie wróciły” – wyjaśnia dr Ewa Letkiewicz. Lista tych precjozów nie przetrwała. Ale całkiem możliwe, że były wśród nich perły Barbary i że sfinansowały wojny Rzeczypospolitej…