Jak nie być niewolnikiem swojego wizerunku?

Kiedy jesteś pewny siebie, łatwiej akceptujesz swoje ciało, czy może kiedy akceptujesz swoje ciało, łatwiej jest ci budować pewność siebie? Która kolejność jest prawdziwa?
Jak nie być niewolnikiem swojego wizerunku?

To, jak czujemy się we własnym ciele, ma znaczenie. Ma znaczenie dla naszego zdrowia, psychiki, a nawet relacji, które budujemy. Kiedy czujemy się w naszym ciele dobrze, to jesteśmy lepsi dla siebie i innych. Kiedy czujemy się w nim źle, odbija się to na naszym świecie zewnętrznym. Trudno wrócić spokojnym do domu z zakupów, na których przymierzyliśmy dziesięć par dżinsów i żadne na nas nie pasowały, więc wyżywamy się albo na sobie albo na naszych bliskich. Albo kiedy nasze ciała chorują, niedomagają, nie są takie, jakie chcielibyśmy mieć, to rodzą się z tego frustracja, gorycz a czasem złość, które gdzieś muszą znaleźć ujście i wtedy albo jemy jeszcze więcej albo znowu, wyżywamy się na innych.

CIEKAWOŚĆ WŁASNEGO CIAŁA

Rodzimy się z naturalną akceptacją tego, jak wyglądamy. Małe dzieci z fascynacją oglądają swoje ciała i cieszą się nimi, bawią, dotykają. Aspekt socjalizacji sprawia, że z czasem umyka nam to poczucie jedności i ciekawości naszych ciał, a zastępuje je cała lista wytycznych i wymagań wobec tego, jakie powinny być, a jakie nie. Skoro w toku rozwoju społecznego zatraciliśmy tę umiejętność, to trzeba nam nauczyć się jej od nowa. Budowanie relacji z naszymi ciałami jest jak budowanie relacji z drugim człowiekiem. Wymaga świadomości siebie i świadomości ciała. Potrzeba na nie czasu i zaangażowania, potrzeba codziennych kontaktów, rozmów, uważności, troski itp.

Tylko od kogo się tego uczyć? Najłatwiej od rodziców, bo to jak oni postrzegają własne ciała, ma wpływ na to, jak będą je postrzegać ich dzieci. Szczególnie wrażliwy na ten aspekt jest czas wchodzenia w adolescencję, bo czas dorastania to czas dekonstrukcji i rekonstrukcji własnej tożsamości. To trudny moment w rozwoju człowieka, bo zmienia się wszystko a najbardziej ciało. Jak pomóc dzieciom przejść przez ten okres z jak najmniejszym uszczerbkiem? Tu nie ma żadnej wielkiej tajemnicy. Zasada jest prosta: Jeśli nie damy dzieciom dobrych wzorów relacji z własnymi ciałami, to nie możemy liczyć na to, że „samo się dobrze zbuduje”. Dlatego też wielokrotnie odpowiadam zatroskanym rodzicom nastolatków: Co robić, żeby moja córka/syn lubili swoje ciało? Akceptuj swoje i pokaż im, jak to się robi.

WARTOŚĆ MIERZONA CENTYMETREM

Jest ogromna różnica między tym, że odchudzamy się, bo czujemy się lepiej w jakimś konkretnym rozmiarze, a tym, że myślimy o sobie, iż nie jesteśmy nic warci, dopóki nie schudniemy. Pierwsze jest chęcią zmiany, która płynie z życzliwości i troski o siebie, a drugie czerpie z lęku, że jesteśmy nieatrakcyjni i niewiele znaczący. Takich zależności najczęściej uczymy się, dorastając. Nasze dzieciństwo to czas, w którym chłoniemy obrazy świata, które opisują i pokazują nam dorośli. Więc to od rodziców, nauczycieli, duchownych uczymy się, czym jest świat i jak działa. To również od nich uczymy się tego, jak patrzy się na własne ciało. A te opisy bywają bardzo różne. Są takie, które mówią, że nie wolno ufać ciału, bo ono ciągle czegoś chce niedobrego dla nas, np. seksu, albo że ciało jest tylko narzędziem i nie ma co za dużej uwagi mu poświęcać, bo to ono
ma nam służyć a nie my jemu.

Dodatkowo uczymy się pewnych skrótów myślowych np. gruby to leniwy, niewysportowany to niechlujny, niezadbana to niezorganizowana, itp. Te przekonania mają pewien wspólny mianownik: wygląd ma największe znaczenie i stanowi o naszej wartości. Jeśli w to uwierzymy, wpadamy w pułapkę „jednej kategorii” czyniącej nas wartościowymi lub nie, a poczucie własnej wartości to złożony z wielu elementów obszar.

 

Chcemy się innym tak bardzo podobać, żeby uniknąć negatywnych ocen, bo zwyczajnie boimy się bycia w tej drugiej grupie: leniwych, niezorganizowanych i niechlujnych. Wracamy więc do swego rodzaju podstawy wielu zniekształceń percepcji, czyli lęku przed oceną. A to kolejna pułapka. Szukanie w czymś zewnętrznym cegiełki do naszego poczucia własnej wartości skazuje nas na ciągłe poszukiwanie Świętego Graala. Możemy więc wyruszać po nowe stanowisko, zwycięstwo w maratonie czy schudnięcie do wakacji, ale nie ma pewności, że zyskamy tym samym akceptację z zewnątrz.

NIE DAJ SOBIE ODEBRAĆ RADOŚCI ŻYCIA

Nie mamy wpływu na to, jak odbiorą nas inni. Choć często wydaje się nam, że ubraniem, wagą, makijażem, samochodem czy medalem na szyi zaskarbimy sobie czyjś szacunek i podziw. Nic bardziej mylnego. Ludzie będą odbierać nas poprzez takie filtry, jakie sami noszą, a my nie mamy na nie wpływu. Mamy za to wpływ na swoje własne filtry i na to, jak patrzymy na siebie. Kiedy jednak zdecydujemy się na ścieżkę odchudzania przed wakacjami, to często bywa tak, że wraz z traconymi kilogramami tracimy również siebie. Tracimy albo odkładamy „na później” swoje upodobania, radości czy formy spędzania wolnego czasu. W pogoni za jakimś określonym celem płacimy walutą autentyczności, spokoju i po prostu radości z życia. Siedzimy więc potem przy stole na imieninach, weselu czy po prostu na randce i prosimy kelnera o zamianę oliwy na cytrynę, chleb na ten bezglutenowy, a wino na wodę.

Odbieramy sobie tym samym radość doświadczania świata zmysłami i przestajemy czerpać przyjemność z relacji, towarzystwa i biesiadowania. A bardzo często również i inni przestają czerpać przyjemność ze spędzania czasu z nami. Nie jest moją intencją powiedzieć, że nie warto zdrowo się odżywiać i prowadzić sportowy styl życia. Warto, nawet bardzo. Ale jeszcze bardziej warto polubić siebie i dopiero na tym fundamencie budować zdrowy styl życia. Wielokrotnie na wyjazdach warsztatowych, kiedy przebywam z grupą dłużej niż dzień, obserwuję pewne powtarzające się zachowania wobec jedzenia i wyglądu. Są tacy, którzy skrupulatnie pilnują swojej diety i pytają po tysiąckroć, czy w tym cieście nie ma glutenu itd. Są tacy, którzy puszczają wolno swoje rygorystyczne wymagania i właśnie podczas wyjazdu pozwalają sobie na wiele. Są wreszcie tacy, którzy głośno komentują własne talerze albo talerze innych.

Puenta jest taka, że w rozmowach codziennych tematyka dotycząca jedzenia, wyglądu i poczucia własnej wartości nie znika. Wręcz przeciwnie, jest wszechobecna i może stać się obsesją, co znacząco zacznie utrudniać nam codzienne funkcjonowanie. Jak pisze dziennikarka Mika Brzeziński w książce „Obsessed”, „Myślenie o tym, co i jak jadłam, odchudzałam się czy wyglądałam, wiązało mi pętlę na szyi przez całe moje życie i wiem, że nie jestem w tym osamotniona”. Ten temat nikogo nie oszczędza. Każdy z nas
przynajmniej raz w życiu krytycznie patrzył na siebie i swoje ciało. A niektórzy tych myśli mają tyle, że jedna przypada przynajmniej raz na godzinę. Najintensywniej temat ten wraca jednak w okresie przedwakacyjnym.
 

POLSKIE NASTOLATKI NIE LUBIĄ SWOICH CIAŁ

The Health Behaviour in School-aged Children wraz ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) przeprowadzili badanie na grupie ponad 220 tys. nastolatków z aż 42 krajów.

Wyniki wyraźnie pokazują, że polskie dziewczęta są najbardziej niezadowolone ze swojego wyglądu. To one oceniają się krytyczniej niż ich rówieśniczki w innych krajach. A na dodatek mają zaburzony obraz postrzegania własnej osoby, gdyż 61 proc. polskich 15-latek uważa, że waży zbyt dużo, mimo iż większość z nich nie ma faktycznej nadwagi.

W późniejszych latach niestety niewiele się zmienia, co oznacza, że nie faktyczna liczba kilogramów czy centymetrów ma wpływ na poczucie własnej atrakcyjności, a w konsekwencji też na poczucie własnej wartości, ale to jak my sami postrzegamy własne ciała.
 

 

WYSOKA TEMPERATURA, WYSOKIE OCZEKIWANIA

Okres wakacji to szczególny czas dla osób, które mają trudność z akceptacją swojego ciała, bo kiedy pogoda sprzyja odsłanianiu go przed światem zewnętrznym, oni chcieliby się schować. Dla wielu osób to najgorsza pora roku, bo nie da się ukryć tego, co z powodzeniem robiła duża puchowa kurtka. Okres letni to czas, w którym z dużym powodzeniem sprzedają się szybkie sposoby dotarcia do wymarzonego celu kilogramowego: diety, programy treningowe, a siłownie obserwują natężenie ćwiczących. Powodów takiego koncentrowania się na ciele w tym okresie jest co najmniej kilka. Po pierwsze motorem działań jest najczęściej krytyk wewnętrzny, który staje się katem stojącym nad nami, kiedy z potem na czole pokonujemy na bieżni kolejne kilometry, a przechodząc obok cukierni opuszczamy wzrok, żeby nie widzieć tych kuszących pączków z różą.

Po drugie krytyka wewnętrznego karmi z kolei presja społeczna, która w postaci kolorowych magazynów, portali społecznościowych a także branży medialnej promuje dość wyśrubowany wizerunek ludzkiego ciała. Po trzecie taka mieszanka uderza w coś najbardziej pierwotnego, czyli potrzebę przynależności. Potrzebę bycia akceptowanym, bycia częścią grupy – coś, co jest w nas niemalże zakodowane, jak mówi badaczka dr Brené Brown. Oczywiście istotne od strony psychologicznej jest poczucie bycia akceptowanym, niemniej kolejność jest inna. Najpierw trzeba nam zaakceptować samych siebie a dopiero później poszukiwać tej akceptacji na zewnątrz.

To jednak jest dość kręta i wyboista droga, bo próbujemy dojść do akceptacji, obiecując sobie, że po spełnieniu kilku warunków wstępnych pokochamy siebie. Znane mi są z doświadczenia pracy psychologicznej takie oto zawierane z samym sobą pakty: „Kiedy będę ważył 70 kilogramów, to zaakceptuję siebie, kiedy schudnę 5 kilogramów, to siebie polubię, kiedy…” A akceptacja oznacza zaakceptowanie tego, kim jesteśmy, tacy jacy jesteśmy dokładnie teraz. Nie za trzy kilogramy, za dwa miesiące czy pięć awansów.

AKCEPTACJI SZUKAJ W SOBIE

Ta relacja z naszym ciałem przypomina relację z drugim człowiekiem. To, co karmi relacje, to wzajemna akceptacja tego, kim jesteśmy. Nie mówimy przyjaciółce: „Ej, jak schudniesz 10 kilogramów, to cię polubię”. Lubimy kogoś takim, jaki jest, i jeśli zechce schudnąć, to świetnie, będziemy kibicować, a jeśli nie zechce, to też świetnie. Jesteśmy obok. Czy tak samo robimy w relacji z naszym ciałem? Rzadko.A warto byłoby posiłkować się tą analogią. Zaskakujące dla wielu osób, z którymi pracuję, jest to, co zdarza się dość często w mojej pracy psychologicznej. Osoby, które dzięki pracy wewnętrznej powoli zbliżają się do poczucia lubienia siebie, „samoistnie” gubią zbędne kilogramy. Aż chciałoby się powiedzieć: Chcesz zgubić zbędne kilogramy? Zaakceptuj siebie, wtedy same znikną.

JOANNA CHMURA Psycholog, trener i coach PCC ICF. Specjalizuje się w tematyce wstydu, odwagi oraz radzenia sobie z porażkami.