Zagrać homoseksualistę. To teraz obowiązkowa pozycja w portfolio dobrego aktora

Kiedyś filmów o gejach nie było, potem trudno było znaleźć kogoś do tak „kontrowersyjnej” roli. Dziś heteroseksualni aktorzy biją się o homoseksualne role, bo są dla nich przepustką do sławy.

Wielu znanych aktorów debiutujących w roli gejów (Sean Penn, Tom Hanks, Leonardo DiCaprio) twierdzi, że to wyzwanie aktorskie jak każde inne. Ale historia kinematografii temu przeczy. Aż do głośnego filmu Jonathana Demme’a z 1993 roku „Filadelfia”, w którym Tom Hanks zagrał umierającego na AIDS prawnika, aktorzy hetero nie podejmowali się grania homoseksualistów, a wątek homoseksualnych bohaterów rzadko był głównym tematem filmów, chyba że komedii. „Dopiero od czasów »Filadelfii« role homoseksualistów stały się obowiązkową pozycją w portfolio dobrego aktora. Hanks, świeżo po sukcesie komedii romantycznej »Bezsenność w Seattle«, zaryzykował pozycję amanta i wygrał. Nie tylko statuetkę Oscara, ale i reputację wszechstronnego aktora” – mówi Joseph Erbentraut, redaktor niezależnego magazynu LGTB „Edge”.

 

Zakochani kowboje

Ponad 10 lat później film „Tajemnica Brokeback Mountain” w reżyserii Anga Lee obalił stereotypy, zdobył wiele nagród i zarobił 80 mln dolarów. Znany do tej pory z ról kochanków, rycerzy i zabijaków australijski aktor Heath Ledger jako Ennis Del Mar i czarnowłosy amant Jake Gyllenhaal w roli Jacka Twista stworzyli piękną wielowymiarową parę. Chropowata i nieoczywista miłość kowbojów, którzy spotykają się podczas wypasu owiec na farmie w Wyoming,przekracza normatywne granice płci i czasu. Każdy z aktorów zagrał ją w odrębny, ale przekonujący sposób.

Znany krytyk magazynu „Rolling Stones” Peter Travers tak komentował grę Heatha Ledgera: „Nawet nie chodzi o to, że genialnie zagrał mężczyznę kochającego innego mężczyznę. On każdą komórką swojego ciała stał się tym prostym zakochanym kowbojem. Scena, w której wdycha zapach koszuli Jacka, jest jak uniwersalny obraz bólu po stracie kochanej osoby”.W tym samym roku, co „Tajemnica Brokeback Mountain”, Ledger zagrał Giacomo Casanovę w filmie Lasse Hallströma. Czyżby miała być przeciwwagą dla roli w gejowskim dramacie? „To bzdura!” – dementował Ledger w jednym z wywiadów. „Pierwszy pomysł nakręcenia »Tajemnicy Brokeback Mountain« pojawił się w 1998 r. Przez wiele lat znani aktorzy przymierzali się do roli Ennisa, ale ich agenci i wytwórnie przekonywali, że nie warto, bo granie pary gejowskich kochanków może zrujnować karierę. Ja i Jake Gyllenhaal nie myśleliśmy w tych kategoriach. Dla nas to było wyzwanie, z którym chcieliśmy się zmierzyć”. Być może zagrałby jeszcze więcej tak ciekawych ról, gdyby nie przedawkował leków w 2008 r.

 

Sekrety pocałunków

Bardziej niż psychologiczna głębia i wiarygodność media interesują tak zwane momenty. Na konferencjach prasowych zawsze pada pytanie: „Jak to jest całować się z facetem: przyjemnie, trudno?”. „Jak tylko usłyszysz »cięcie« – spluwasz. Potem masz ochotę iść na striptiz lub poobmacywać makijażystki. Chcesz znów być macho” – ironizował w rozmowie z telewizją MSNBC Chris Potter, który grał geja w serialu „Queer as Folk”. „Polecam peeling” – żartował Jake Gyllenhaal po „Tajemnicy Brokeback Mountain”.

A potem przyznał, że to trochę tak, jak kręcić gorącą scenę erotyczną z aktorką, która ci się nie podoba. „Zresztą dlatego zatrudnia się dublerów” – przekomarzał się z dziennikarzami. Heath Ledger zdradził, że trudniejsze były sceny z „Casanovy”, bo na planie kręciło się wiele osób, a on musiał udawać, że jakaś panna robi mu fellatio na stole. „Tylko że kobiety na planie nie było – kolega siedział pod stołem i ciągnął mnie za kostkę. W porównaniu z tym pocałunek w namiocie z Jake’iem Gyllenhaalem to nic takiego!” – zapewniał aktor. Tomasz Karolak przyznaje, że nie starał się nawet zagrać homoseksualisty. „Udawałem po prostu miłość do Miśka, jakby był kobietą (Michał Koterski jako jego partner Kubuś)” – mówi Karolak, który w filmie Juliusza Machulskiego „Projekt dziecko, czyli ojciec potrzebny od zaraz” wcielił się w rolę przyjaciela pary poszukującej dawcy spermy. Dlaczego znani aktorzy hetero decydują się na granie gejów?

 

Teoria Akademii Oscarowej

„Dla ludzi z Hollywood zagranie homoseksualisty to swoisty rytuał przejścia, dowód artystycznej dojrzałości” – twierdzi David Hauslaib, redaktor portalu dla gejów i lesbijek Queerty.com. Tiffany Little Canfield, dyrektor agencji castingowej, dodaje: „W ciągu ostatnich kilku lat aktorzy nie tylko przestali się bać grania kontrowersyjnych seksualnie postaci, gejów, lesbijek czy transseksualistów, ale o nie proszą!”.

Czyżby to był sposób zwrócenia na siebie uwagi kapituły Akademii Filmowej? Wiadomo, że krytycy i widzowie najbardziej cenią te role, które ich zaskakują, zapominając przy tym o prawdziwej orientacji aktora. Philip Seymour Hoffman – rudy, zarośnięty i z lekką nadwagą – w filmie Benetta Millera wcielił się w Trumana Capote’a: smukłego, wyrafinowanego pisarza.

Autor „Śniadania u Tiffany’ego” zaprzyjaźnia się z mordercami (jednego z nich skrycie pożąda), aby zebrać materiał do książki „Z zimną krwią”. „Nikt nie wie, jak on to zrobił, ale ta rola to jedna z najlepszych fizycznych mistyfikacji, jakie widziałem w filmie. Hoffman znakomicie oddał też skomplikowaną psychikę pisarza. To Capote do potęgi” – pisał Simon Garfield z dziennika „Observer”. „Capote” stał się ukoronowaniem kariery Hoffmana, który miał już na koncie 38 filmów, ale dopiero po roli pisarza zgarnął najważniejsze trofea z Oscarem za główną rolę męską włącznie.

 

 

Pierwszy pocałunek faceta

Przepis „na Oscara” sprawdził się również w przypadku Seana Penna, który grywał już przestępców, amantów i psychicznie niezrównoważonych, ale dopiero w filmie „Obywatel Milk” (2008) Gusa van Santa wziął się za bary z historią. Przedstawił postać Harveya Milka, jednego z najbardziej znanych działaczy amerykańskiego ruchu gejowskiego, który jako pierwszy zdeklarowany homoseksualista został radnym w San Francisco i za swoje przekonania został zamordowany. Sean Penn musiał zmierzyć się nie tylko z historią, ale też zagrać człowieka, któremu seksualność przeszkadzała zarówno w karierze politycznej, jak i w normalnym życiu. W latach 70. w Stanach Zjednoczonych gejów uważano za psychicznie chorych, których należy leczyć. „Czy dwóch mężczyzn może spłodzić dziecko?”– pyta w filmie zagorzały przeciwnik Milka, katolik. „Nie, ale tylko Bóg jeden wie, jak bardzo się staramy” – odpowiada Milk.

Niechętny do rozmów z prasą zbywał dziennikarzy ogólnikami. „Całowanie się z facetami to niełatwe zadanie. Ale najtrudniejsze było zagranie charyzmy, lekkości i czaru Harveya Milka, który jest postacią historyczną. Nie mogłem go więc sobie wymyślić”– tłumaczył. Więcej szczegółów zdradził jego filmowy partner James Franco. Śmiał się, że ich pierwszy pocałunek był dla Penna tak ekscytujący, że napisał złośliwego SMS-a do swojej eksżony Madonny (ponoć kiepskiej w łóżku): „Właśnie złożyłem dziewiczy pocałunek na ustach faceta. I nie wiedzieć czemu, pomyślałem o tobie…”. Paradoksalnie, ten porywczy macho świetnie sprawdził się w roli gejowskiego działacza. Penn jest zdeklarowanym liberałem, krytykiem polityki George’a Busha juniora i działaczem na rzecz praw człowieka, m.in. na Kubie. „Wy, kochające pedałów komuchy” – zażartował, odbierając Oscara za rolę Milka. A potem zmieszał z błotem przeciwników małżeństw gejowskich. Cały Sean Penn. A może cały Harvey Milk? Granice tak się zatarły, że środowiska gejowskie przyjęły rozwód Penna, który odbył się kilka miesięcy później, jako deklarację jego homoseksualizmu.

 

Majtki od Calvina Kleina

Na polskiej scenie teatralnej i filmowej podobnych eksperymentów artystycznych nie było wiele. Paweł Małaszyński gra geja w sztuce „Berek, czyli upiór w moherze”. Po rolach amanta i gangstera nie był to oczywisty wybór. „Nie było pomysłu na jakiegoś »idealnego geja«. Na pewno chciałem uniknąć przerysowania, bo orientacja seksualna głównego bohatera Pawła staje się widoczna dopiero, gdy dowiadujemy się, że jest zarażony wirusem HIV. Zaczyna bać się śmierci. Wtedy wychodzi z niego delikatność, a dopiero dużo później, kiedy zaprzyjaźnia się z Anną, rys broadwayowski” – tłumaczy aktor. Małaszyńskiemu było o tyle łatwiej, że autor książki, na której podstawie powstał spektakl, to Marcin Szczygielski, partner Tomasza Raczka i jeden z pierwszych polskich gejów celebrytów. To on pomagał aktorowi „wcielić się” w rolę.

„Dużo o tym rozmawialiśmy, bo każdy z nas miał jakieś wyobrażenie tej roli. Ja obawiałem się tylko, żeby nie było śmiesznie, ale autentycznie. Paweł z »Berka« to zwyczajny facet, który kocha facetów” – mówi Szczygielski. „W rolę wchodziłem trzy miesiące. Marcin dużo tu pomógł. Razem chodziliśmy np. na zakupy. Okazało się, że niektóre firmy odzieżowe są typowe dla środowisk gejowskich. Np. majtki od Calvina Kleina to dla miejskiego homoseksualisty absolutny wymóg. Szczegół, ale ważny. I takimi niuansami budowaliśmy rolę” – wspomina Paweł Małaszyński.

Nie obyło się bez wyzwań, zwłaszcza w materii miłosno-fizycznej. Na poziomie umysłowym wszystko było OK. Ale fizycznie czułość i namiętność dwóch mężczyzn wciąż nie mieściła się aktorom w głowach. „W jednej ze scen miałem podejść do mojego kolegi, też prywatnie heteryka, i zacząć całować go po szyi. I wtedy do głowy wchodziło przerażenie. Krępowaliśmy się. Razem, na scenie, nago… To nie było łatwe. Tak długo męczyliśmy się z tą sceną, aż poprosiliśmy Marcina, żeby nam pomógł. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. »Jestem facetem. I ja ci się podobam. Chcę cię pocałować, ale ty nie chcesz« – pytałem i próbowałem zrozumieć, jak to zagrać. Aż Marcin zrobił jeden ruch. Odwrócił głowę. Poczułem, jakbym naprawdę dostał kosza. To było to! Ten ruch został i świetnie pasuje”.

 

Gay-for-pay

„Oczy szeroko otwarte” Haima Tabakmana to opowieść o dwóch ortodoksyjnych Żydach z Jerozolimy, których łączy namiętny i zakazany romans. Jeden z nich to szanowany rzeźnik Aaron, który dostarcza mieszkańcom gminy koszerne mięso, zagrany świetnie przez Zohara Straussa. Drugi – tajemniczy młodzieniec, który chroni się w jego sklepie przed deszczem. W tej roli absolutne odkrycie: idol izraelskich nastolatek wokalista Ran Danker. W ciągu kilku chwil w życie spokojnego sklepikarza, ojca czwórki dzieci i męża skromnej Żydówki, wdziera się autodestrukcyjna namiętność.

Magnetyzm seksualny czuje się od pierwszego spojrzenia mężczyzn. Na mocne, intymne sceny nie trzeba długo czekać. Tym bardziej zdumiewa kunszt odtwórców głównych ról (obaj to heteroseksualiści), że duża część scen miłosnych była improwizowana.Na festiwalu w Cannes reżyser tłumaczył, dlaczego do zagrania ról kochanków wybrał heteroseksualistów (w żargonie filmowym określa się to mianem „gay-for-pay”). „W aktorach często szukam pewnej erotycznej chemii. Zohar i Ran ją mieli. Poza tym to nie jest film gejowski, tylko opowieść o miłości, która zdarzyła się między dwoma mężczyznami w bardzo niesprzyjającym polityczno- kulturowym klimacie” – tłumaczył Tabakman.

 

 

Zostawić rolę za sobą

Ciekawe, czy dla współczesnych mężczyzn granie geja to nie igranie z tożsamością seksualną, tak płynną w dobie metroseksualności? Problem może pojawić się wtedy, gdy aktor hetero zaczyna geja szukać w sobie – twierdzi psycholog Piotr Mosak. „Niestety wiele szkół aktorskich praktykuje taką metodę wcieleniową. Znajdź w sobie mordercę, geja, chorego. A to tak nie działa. Bo prawdopodobnie takiej cechy w sobie nie znajdę, a nawet jeśli, to trudno będzie mi to zagrać. Albo znajdę, i co wtedy?” – pyta. „Dla zdrowia psychicznego i wiarygodności roli aktor powinien ją poczuć. Tak jak w teorii białej karty, którą często stosują psycholodzy: ma stać się homoseksualistą na czas grania spektaklu czy kręcenia filmu, wykorzystując własną fizyczność i sposób myślenia. Zrozumieć bohatera. A potem zostawić rolę za sobą”.

Jeden z aktorów broadwayowskich, prywatnie gej, wygłupiał się niedawno w amerykańskim talk-show. „Zagrałem w życiu tyle gejowskich ról, że ludzie zaczynają myśleć, że jestem hetero!”. Jego słowa to nie tylko autoironia, ale też potwierdzenie obiegowej opinii środowiska aktorskiego, że tylko heterycy mogą dobrze zagrać gejów. „Gej w życiu to niekoniecznie dobry gej na scenie. Aktor heteroseksualny buduje pewien dystans, tworzy rolę i ten proces jest zrozumiały dla publiczności. Dla obu stron takie przedstawienie jest bezpieczne” – potwierdza David Gerstner, profesor nowojorskiego City University. Z kolei John M. Clum w książce „Still acting gay: male homosexuality in modern drama” pisze, że tak jak dawniej o homoseksualizmie pisali tylko heteroseksualiści, tak teraz gejów w filmach i sztukach grają aktorzy hetero. Dlaczego kiedy geja gra aktor hetero, wierzymy mu bardziej, niż kiedy homoseksualista wciela się w rolę heteryka?

Prof. Matt Bell z amerykańskiego uniwersytetu Bridgewater State College tłumaczy to „teorią kolonizatorów”. „Według standardowej postkolonialnej fantazji tylko biali mężczyźni Zachodu, oczywiście o orientacji heteroseksualnej, mają prawo posiąść na własność umysł i tożsamość innych. Bo w założeniu tylko biały umysł hetero jest w stanie zrozumieć i przełożyć »inność« na »naszość«. W taki sam sposób, jak kolonizatorzy wyjaśniali swoim społeczeństwom, kim są tubylcy, aktorzy hetero przedstawiają widzom wciąż egzotyczny świat gejów i lesbijek”.

 

Gej nie zagra geja?

Dobrze zagrać geja to dla aktora hetero w miarę prosta droga na szczyt sławy. Co ciekawe, w drugą stronę tak to nie działa. Colin Firth, prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec, za rolę homoseksualnego profesora w debiutanckim filmie Toma Forda dostał nominację do Oscara. Mimo to w wywiadach przyznawał szczerze: „Polityka filmowa wciąż mnie zadziwia. Jeśli wszyscy wiedzą, że jesteś hetero, a zagrasz geja, dostajesz
nagrody. Ale jeżeli jesteś gejem i chcesz zagrać heteroseksualistę, nie dostaniesz roli. Nie dostanie też dzisiaj roli gej, który chce zagrać  geja. Te niewidzialne bariery strasznie mnie smucą”.

Przykładem może być inny Brytyjczyk Rupert Everett, który dopóki nie ujawnił swojej homoseksualnej orientacji, często grywał amantów. Teraz zostają mu role drugoplanowe. „Sukces roli, którą grasz, tylko w połowie jest w twoich rękach. Tak naprawdę lejce trzyma publiczność. Jeśli uwierzy, kim jesteś, wspaniale. Jeśli nie, masz problem” – tłumaczy kłopot z zatrudnianiem aktorów gejów amerykański profesor Sean Griffin, wykładający teorię kina i telewizji na Southern Metodist University. Po części winą za to można obarczyć kulturę celebrycką, która odziera aktorów z prywatności. To dlatego homoseksualny aktor serialu „Will and Grace” Sean Hayes nie ma szans na zagranie heteroseksualnego macho, nawet jeśli technicznie się do tego nadaje.
 

Więcej:seks