Hitler kontra Hitler: Utrapienie wujka Adolfa

Ci, którzy z nazwiskiem Hitler kojarzą wyłącznie wodza III Rzeszy, będą zaskoczeni. Hitler, tyle że William, był żołnierzem amerykańskiej armii. Status bohatera osiągnął wyjątkowo pokrętną drogą: od kochanego bratanka Führera do… renegata

Witamy w armii, panie Hitler, nazywam się Hess – oficer amerykańskiej służby rekrutacyjnej podał rękę wstępującemu do marynarki wojennej 33-letniemu mężczyźnie. Czy takie spotkanie miało miejsce? Z pewnością było bardzo atrakcyjnym faktem medialnym – większość amerykańskich dzienników wybiła na pierwszych stronach rewelację: Hitler i Hess jednoczą się w walce przeciwko… Hitlerowi i Hessowi.

Nowym nabytkiem nie był oczywiście Adolf, ale William Patrick Hitler, niesforny bratanek wodza III Rzeszy, który szukając swego miejsca w życiu, stał się w końcu jankesem. O przyjęcie do amerykańskiej armii wystąpił w 1942 roku do samego prezydenta Franklina Delano Roosevelta, który po długim wahaniu postanowił machnąć ręką na „trefne” nazwisko kandydata i wyrazić zgodę. FBI zlustrowało kandydata – jego życiorys był czysty.

Ostatecznie, z propagandowego punktu widzenia, był to strzał nie tyle w dziesiątkę, ile w samo serce Adolfa Hitlera. A także ojca Williama – Aloisa Hitlera juniora. Jego młodszy syn Heinz zmarł w cierpieniach w sowieckim łagrze jak prawdziwy faszystowski bohater (trafił tam podczas operacji Barbarossa), tymczasem William okazał się renegatem.

William w liście wyznał Rooseveltowi, że początkowo starał się o przyjęcie w szeregi armii brytyjskiej. Jednak, jak dodał: „choć Brytyjczycy to ludzie uprzejmi, odniosłem wrażenie – słuszne bądź niesłuszne – że na dłuższą metę nie będą w stanie okazać ani serdeczności, ani sympatii osobie, która nosi moje nazwisko”. Zapewnił, że niczego tak nie pragnie jak akceptacji ze strony towarzyszy broni, z którymi będzie walczył przeciwko nazistom. Jak do tego doszło? Krętymi drogami…

WSTYDLIWE KORZENIE

 

Sensacja obiegła świat we wrześniu 2002 roku. Dwaj belgijscy dziennikarze – Marc Vermeeren i Jean-Paul Mulders ogłosili na łamach dziennika „Het Laatste Nieuws”, że udało im się zidentyfikować 39 żyjących krewnych Adolfa Hitlera. Śledczy deptali po piętach wytypowanym osobom, starając się zdobyć jakiś przedmiot, na którym „figuranci” pozostawili swoje DNA. Gromadzili więc niedopałki papierosów, pozostałości jedzenia, ba – nawet papierowe serwetki, którymi domniemani przedstawiciele rodziny Führera III Rzeszy wycierali sobie usta. Najwięcej, bo aż 36 osób, mających z nim powiązania rodzinne, żyje po dziś dzień w austriackim regionie Waldviertel, gdzie tyran przyszedł na świat.

Jednak największe poruszenie wywołała informacja o amerykańskim sukcesie śledztwa Belgów – otóż trzech mieszkańców Long Island (najbliższa okolica Nowego Jorku) to synowie bratanka Adolfa Hitlera, Williama Patricka Stuart- Houstona! Niby Ameryki (nomen omen) dziennikarze nie odkryli, bo wokół trzech panów rozmaici badacze krążyli od dawna, ale tym razem ustalono ich DNA. A wszystko dzięki temu, że kuchnia Kentucky Fried Chicken należy raczej do tłustych, i po posiłku należy dobrze otrzeć usta serwetką…

Alex Adolf, Brian oraz Lewis (Howard zginął w 1989 r., o czym później), czyli synowie Williama Patricka, prowadzą spokojne życie nad brzegiem oceanu w East Patchogue, unikają prasy jak ognia i nie wypowiadają się na temat owianego ponurą sławą wujka. Co ciekawe, żaden z nich nie ma dzieci – ponoć postanowili nie przekazywać kolejnym pokoleniom genu Hitlera. Prawda to czy mit? Nawet jeśli powody bezdzietności synów Williama są inne, media chętnie kupują tę teorię.

A przecież Hitler to nie tylko zbrodniarz wojenny, lecz także… bohater II wojny światowej, który przelał krew w walce przeciwko III Rzeszy. Ale po kolei…

W swym dziele życia, książce „Mein Kampf”, Adolf Hitler niezwykle oszczędnie wypowiada się na temat swej rodziny. Opowieść o przodkach ogranicza do ojca – Aloisa Hitlera oraz matki Klary, z domu Pölzl. O ojcu, urzędniku celnym, który – jak wiadomo – wychowywał małego Adolfa niezwykle ciężką ręką, wypowiada się bardzo ciepło. Z dumą pisze o sukcesie, jaki Alois odniósł w urzędniczej hierarchii, choć jednocześnie zaznacza, że jego samego zupełnie nie interesowała biurokratyczna kariera. Tymczasem Alois nie wyobrażał sobie, aby Adolf podążył inną drogą niż urzędnicza. Dla wielu badaczy wciąż pozostaje zagadką, kto był prawdziwym ojcem Aloisa. Co jakiś czas powraca teoria, jakoby babka Führera Maria Anna Schicklgruber podczas pobytu w Wiedniu wdała się w romans z przedstawicielem rodziny, której posługiwała. Rodziny nie byle jakiej – Rothschildów. Owocem nieostrożności barona Natana Rothschilda i sprzątaczki miałby być Alois. Czy rzeczywiście ciężarna Maria Anna musiała opuścić wiedeński dom i wracać do miejscowości Spital, by związać się z kimkolwiek, kto zechce zostać ojcem jej dziecka? Wiemy, że znalazł się chętny w osobie pomocnika młynarza Johanna Georga Hiedlera…

Mimo protestu historyków przez pewien czas teoria o żydowskich korzeniach Hitlera była niezwykle popularna – jak twierdzi Walter Langer w książce „The mind of Adolf Hitler” (Umysł Adolfa Hitlera) śledztwo w tej sprawie, po 1933 roku, prowadziła austriacka policja na polecenie samego kanclerza Engelberta Dollfussa. Czego szef rządu w Wiedniu szukał w kwitach Hitlera? Czy to przez swoją dociekliwość zginął w 1934 roku z rąk hitlerowskich bojówkarzy? Tego się raczej nie dowiemy.

Rewelacje na temat związków Hitlera i Rothschildów pojawiły się na łamach niechętnej szefowi niemieckich narodowych socjalistów wiedeńskiej prasy. Tymczasem kanclerzowi III Rzeszy bardzo zależało, aby temat pochodzenia jego rodziny zostawić w spokoju. Ostatecznie, na stronicach „Mein Kampf” napisał wyraźnie: „Jeżeli Żyd z pomocą swego marksistowskiego credo podbije narody świata, jego panowanie będzie końcem ludzkości”.

SYN NIEWIERNEGO ALOISA

Adolf Hitler miał przyrodniego brata – Aloisa. Nie był on bowiem owocem związku Aloisa seniora i Klary Pölzl (tak jak Adolf czy jego siostra Paula). Urzędnik celny Alois Hitler spłodził go z kochanką Franciszką Matzelsberger.

Urodzony w 1882 roku w Wiedniu Alois Matzelsberger (dopiero po jakimś czasie zmieni nazwisko na Hitler) od młodości wykazywał smykałkę do gastronomii – najpierw pracował jako kelner, a potem postanowił wybrać się na Wyspy Brytyjskie, by tam zgłębiać tajniki hotelarstwa. W Dublinie poznał wychowaną w rolniczej rodzinie Irlandkę Bridget Elizabeth Dowling. Zakochali się w sobie bez pamięci, ale ojciec dziewczyny był przeciwny jej związkowi z Aloisem. Mimo to wyjechała z narzeczonym do Londynu. Ojciec nawet chciał zgłosić policji porwanie córki, ale w końcu zrozumiał, że na tę miłość nic nie poradzi.

Para przeniosła się do Liverpoolu, gdzie w 1911 roku – pod adresem 102 Upper Stanhope Street – przyszedł na świat William Patrick Hitler.

Przełom 1912 i 1913 roku to dla historyków badających życie Adolfa Hitlera czarna dziura – nie wiadomo, co się działo z jego angielską rodziną, i czy miał miejsce fakt, opisany przez szwagierkę tyrana. Otóż Bridget Hitler, już w podeszłym wieku, napisała książkę pod znamiennym tytułem „My brother-in-law, Adolf” (Mój szwagier Adolf). W dziele tym znajdujemy informację, jakoby na dwa lata przed wybuchem I wojny światowej do Liverpoolu zawitał… Adolf, który – po porażce na polu sztuki – szukał sobie miejsca w życiu. Za namową Bridget miał się zainteresować astrologią. Jak pisze historyk Philippe Valode w książce „Hitler i tajne stowarzyszenia”, pomysł puczu monachijskiego w 1923 roku podsunęła Adolfowi słynna astrolożka Elisabeth Ebertin. Przywódca niemieckich faszystów zawsze interesował się naukami tajemnymi, magią i często nad głos rozsądku przedkładał komunikaty płynące z gwiazd. Historycy osądzili, że wspomnienia Bridget mają niewielką wartość faktograficzną, a rozdział poświęcony wizycie Adolfa w Liverpoolu jest wyssany z palca i miał podnieść handlową atrakcyjność tekstu.

Inna sprawa, że stał się osnową dla rozważań całych zastępów pseudobadaczy, którzy chętnie podchwycili tę opowieść, dopisując do niej kolejne sensacje. Sporym wydarzeniem okazała się książka nowozelandzkiego autora Grega Halleta pt. „Hitler was a British agent” (Hitler był brytyjskim agentem). Hallet w swych domysłach poszedł na całość – jego zdaniem podczas pobytu w Wielkiej Brytanii Hitler nie tylko został zwerbowany przez służby wywiadowcze Jego Królewskiej Mości, ale także stał się sympatykiem (członkiem?) zakonu iluminatów. Zapytany przez „Focusa Historia” Hallet zapewnia: „Rządy mają swoich historyków, którzy udowadniają to, co mają udowodnić. Hitler naprawdę był w Anglii w latach 1912–1913, a źródło, jakim jest jego szwagierka, wydaje się bardzo wiarygodne. Hitler pracował dla brytyjskiego wywiadu podczas I wojny światowej. Podczas II wojny przywódcy III Rzeszy i Wielkiej Brytanii kontaktowali się ze sobą bardzo często, a nawet spotykali. Czy tak zachowują się wrogowie?”.

Media szeroko pisały o książce Halleta, traktując ją jak interesującą pozycję z gatunku historii alternatywnej. Wróćmy jednak do dziejów, które znamy.

 

Interesy Aloisa nie szły najlepiej – jego knajpka na Dale Street oraz hotelik nie przynosiły oczekiwanych zysków. Restaurator zaczął rozważać powrót do Niemiec. W 1914 roku porzucił rodzinę (nie rozwodząc się bynajmniej z Bridget) i przeniósł się do Berlina, gdzie otworzył kolejny lokal, bardzo chętnie odwiedzany przez bojówkarzy w brunatnych mundurach SA. Założył też nową rodzinę – w 1916 roku poślubił Hedwig Haidemann, stając się bigamistą.

Pod koniec lat 20. William postanowił złożyć wizytę w Republice Weimarskiej i odnowić kontakty z niewiernym ojcem. Ten przyjął go z otwartymi ramionami, choć wcześniej Bridget musiała wyrazić zgodę na tę podróż.

Wprawdzie William po kilkumiesięcznym pobycie wrócił do Anglii, ale Niemcy spodobały mu się na tyle, że postanowił związać swą przyszłość z krajem nad Szprewą. Tym bardziej że jego wujek Adolf stawał się coraz ważniejszą figurą w Berlinie. W 1933 roku, gdy Adolf Hitler został kanclerzem III Rzeszy, William spakował walizki i ruszył do Niemiec. Zresztą, jak wspominał, źle się czuł w Anglii, a nawet zaczął mówić z niemieckim akcentem. William – typ niebieskiego ptaka – nie zamierzał ciężko pracować, ale znaleźć zajęcie lekkie, przyjemne i przynoszące duże zyski. Nie zadowoliła go zatem posada drobnego urzędnika w Reichskreditbanku – on mierzył wyżej i wuj miał mu w tym pomóc. Wkrótce dostał etat w fabryce Opla, a gdy i to nie odpowiadało aspiracjom Williama – został sprzedawcą w salonie samochodowym. Ale i to nie okazało się szczytem marzeń młodego człowieka.

Owszem, pozycja wuja stanowiła dla jego bratanka przepustkę do lepszego towarzystwa: nie było tygodnia bez zaproszeń na party z udziałem znakomitych gości. Upojony szampanem i uwodzicielskimi spojrzeniami kobiet coraz bardziej wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę. Dziennikarzowi dziennika „Daily Express” wyznał: „Jestem jedynym prawowitym potomkiem Hitlerów”. Po czym, naśladując swego wuja, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i dodał: „Ten gest wszedł mi chyba w krew”.

Ale William dość szybko zrozumiał, że samo nazwisko nie wystarczy, aby dostać się do berlińskiej elity, tym bardziej że Führer – przynajmniej z pozoru – nie był skłonny do nepotyzmu. Mówiąc krótko – nie zamierzał honorować kogokolwiek tylko z racji wspólnoty krwi. Miał powiedzieć: „Nikt z rodziny nie będzie się wspinał na szczyt po moich plecach”.

Już w 1930 roku bratanek wysłał list do przyszłego kanclerza, w którym wyraził zainteresowanie „przedziwnymi okolicznościami, towarzyszącymi historii naszej rodziny”.

Widząc, że wuj nie zamierza szukać mu prestiżowej pracy, zaczął coraz częściej słać do niego listy z jasną sugestią: milczenie za posadę.

A było o czym… milczeć: zdrady, rozwody, bigamia, żydowskie pochodzenie – kiepska przeszłość jak na rodzinę ojca nowych Niemiec.

Oczywiście Patrick nie przyznał się do szantażowania swego wpływowego wuja – w książce „My uncle Adolf” (Mój wuj Adolf), wydanej w USA w styczniu 1939 r., przedstawia się jako człowiek, który odchodzi od Adolfa Hitlera ze względów ideowych. Podobną tezę zawierał artykuł pt. „Dlaczego nienawidzę swojego wuja”, opublikowany w miesięczniku „Look”.

Przez chwilę wydawało się, że szantaże Williama zaczynają odnosić skutek – wuj Adolf zaproponował krewniakowi ugodę: dostanie wysokie stanowisko w nieokreślonej organizacji, w zamian za… zrzeczenie się brytyjskiego obywatelstwa oraz – rzecz jasna – zachowanie rodzinnych tajemnic dla siebie.

Ale ta nagła wolta była dla podejrzliwego Williama sygnałem, że Führer może mieć złe zamiary. Pozbawiony zabezpieczenia w postaci obywatelstwa, stałby się łatwym celem jakiejś prowokacji. Albo zamachu. Wyjechał więc w pośpiechu do Wielkiej Brytanii i namówił matkę na podróż do USA. Zapraszał ich tam magnat prasowy William Randolph Hearst (pierwowzór „Obywatela Cane’a” O. Wellesa), pragnący zorganizować młodemu Hitlerowi szereg spotkań z amerykańską publicznością. I rzeczywiście: wykłady przyciągały tłumy.

William Patrick rozpoczął starania o przyjęcie do amerykańskiej armii, co – jak już wiemy – udało się. Służył w Korpusie Medycznym Marynarki Wojennej – nie obsługiwał dział, lecz pracował przy rozdziale leków. O wyczynach wojennych Williama Patricka wiadomo niewiele – był nawet ranny, ale brak informacji na temat okoliczności, w jakich Hitler przelał krew w wojnie z Hitlerem. Za swą ofiarność otrzymał od prezydenta medal Purple Heart.

W ogóle po 1947 roku, gdy opuścił szeregi armii, bratanek Hitlera zniknął z przestrzeni publicznej – wykorzystując doświadczenie medyczne, zdobyte w marynarce wojennej, założył własną firmę: laboratorium badające krew na potrzeby szpitali. Media przestały się nim interesować, a jego taka sytuacja najwyraźniej satysfakcjonowała. Dowodem na to była decyzja o zmianie nazwiska – jeszcze w latach 40. „narodził się” nowy obywatel USA: William Patrick Stuart-Houston. Dlaczego przybrał takie nazwisko? Historycy nie mają wątliwości: to był ukłon w stronę znanego angielskiego filozofa Houstona Stewarta Chamberlaina. Ten faszyzujący myśliciel wsławił się takimi maksymami, jak: „Im mniej teutońskiej ziemi, tym mniej cywilizacji” oraz „To Żydzi są nauczycielami nietolerancji”.

HOWARD BOHATER

W 1947 roku William ożenił się z wielką miłością swego życia – Phyllis Jean-Jacques, którą poznał jeszcze w przedwojennych Niemczech. Kochankowie słali do siebie listy przez ponad dziesięć lat, by w końcu stanąć na ślubnym kobiercu. Najstarszy z ich synów (ma dziś 61 lat i jest pracownikiem socjalnym) otrzymał na chrzcie dwa imiona: Alexander i Adolf – bez wątpienia dla uczczenia najsłynniejszego z rodziny Hitlerów. Z czterech potomków Williama i Phyllis nie żyje jedynie urodzony w 1957 r. Howard – zginął w wypadku samochodowym w wieku 32 lat. Poszukiwaczom historycznych sensacji może przyda się informacja, że był agentem specjalnym Departamentu Skarbu, zatrudnionym w sekcji kryminalnej, odpowiedzialnej za kontrolę przychodów i ściąganie podatków. Prowadził dochodzenie w sprawie prania brudnych pieniędzy w Nowym Jorku.

Pozostali synowie Williama mieszkają na Long Island. On sam zmarł w 1987 roku i został pochowany na lokalnym cmentarzu w Patchogue obok swojej matki Bridget. W 2004 roku spoczęła obok nich Phyllis.

Niby na tym kończy się historia bratanka Adolfa Hitlera, ale być może jego życie wciąż skrywa niewyjaśnione okoliczności. Niedawno „Focus Historia” wystąpił do BtSU, niemieckiego archiwum państwowego, przechowującego dokumenty Stasi, o możliwość wglądu do kwitów, jakie gromadzili funkcjonariusze NRD-owskiej bezpieki na temat rodziny Hitlera.

Otrzymaliśmy odpowiedź odmowną – sprawa potomków Führera jeszcze nie dojrzała do tego, aby ją w pełni przedstawić. Śledztwo trwa…

Więcej:Adolf Hitler