Nauka a horoskop. Kiedy warto się urodzić?

Gdybyśmy mogli wybrać datę własnych narodzin, najlepiej byłoby przyjść na świat tak jak „Focus” – w październiku. Coraz więcej badań pokazuje, że jesienne dzieci są zdrowsze i żyją dłużej niż inne!
Nauka a horoskop. Kiedy warto się urodzić?

Zdarza mi się czytać horoskopy z gazet – żeby się pośmiać. Na przykład gdy przeczytałam, że „urodzeni w drugiej połowie marca mają nieprzeciętne zdolności artystyczne”. Teoretycznie dotyczy to właśnie mnie. Jednak gdyby nie kolega (dzięki, Artur!), w podstawówce miałabym dwóję z plastyki prawie na każde półrocze.

Coraz częściej jednak zdarza się, że po­dobne tezy stawiają uczeni – i to całkiem se­rio. Tyle że dla nich nie są ważne takie rzeczy jak dokładna data narodzin, ustawienie planet czy znak zodiaku. Coraz większa liczba prac naukowych potwierdza związek między porą roku, w której przyszliśmy na świat, a tym, jacy jesteśmy, na co chorujemy, a nawet ile sami mamy dzieci.

Te cechy oczywiście zależą w dużym stop­niu od naszych genów oraz od środowiska, w którym żyjemy, i naszego stylu życia. Jest jednak jeszcze jeden ważny czynnik: warunki, w jakich rozwijaliśmy się w łonie matki i tuż po narodzinach. Temperatura, długość dnia, nasłonecznienie, dieta, infekcje – to wszystko może odcisnąć na nas biologiczne piętno, które utrzymuje się przez całe życie. Dlatego właśnie z badań naukowych wyłania się coś, co przy­pomina medyczny horoskop.

Tęższy po zimie, wyższy na wiosnę

Zacznijmy od rzeczy tak powszechnej jak nadwaga. W przypadku panów skłonność do tycia może częściowo wyjaśnić data urodze­nia. Z brytyjskich statystyk wynika, że „nadprogramowe” kilogramy najczęściej pojawiają się u mężczyzn urodzonych w okresie od stycznia do marca, a najrzadziej u tych, którzy obchodzą urodziny między październikiem a grudniem. Zdaniem na­ukowców niskie temperatury, jakich doświad­cza dziecko w pierwszych miesiącach życia, predysponują do odkładania tkanki tłuszczowej. W dawnych czasach ułatwiało to przeżycie chłodnych miesięcy – wszak tłuszcz to zapas energii i naturalna ochrona przed utratą ciep­ła. Ciekawe jest to, że taka zależność nadal się utrzymuje, choć mamy dziś ciepłe ubrania i domy z centralnym ogrzewaniem.

 

A co ze wzrostem? Tu zdecydowanie lepszą porą jest wiosna. Taki wniosek płynie z badań prowadzonych przez Gerharda Webera, antro­pologa z uniwersytetu w Wiedniu. Przeanali­zował on dane ponad pół miliona tamtejszych poborowych i odkrył, że najwyżsi rekruci są z kwietnia (najniżsi – z października). Zdaniem uczonego efekt ten wynika ze zmian poziomu hormonów u matki, procentując wzrostem płodu w macicy.

Różnica wykryta przez Webera może się wydawać niewielka – wynosi statystycznie nie­co ponad pół centymetra. Ale zgodnie z innymi badaniami u mężczyzn każdy dodatkowy cen­tymetr wzrostu przekłada się na zarobki więk­sze o prawie 200 dolarów rocznie. Wiosenna data urodzenia może więc oznaczać konkretne korzyści (choć niedługo przekonamy się, że mi­nusów jest jednak więcej).

Podobną regułę dotyczącą wzrostu dziew­czynek znaleźli polscy badacze. Najwyższe, szczególnie przed okresem dojrzewania, oka­zały się te urodzone zimą. Tu jednak różnice stopniowo maleją wraz z upływem czasu – były zdecydowanie wyraźniejsze u urodzonych w la­tach 60. i 70. niż pod koniec XX wieku.

Nielogiczna astrologia

Dawniej astrologią pasjonowało się wielu wybitnych uczonych, w tym Isaac Newton i Galileusz. Jednak dziś wszystko wskazuje na to, że ra­cję miał Wolter, który nazwał astrologię „szaloną córką mądrej matki”, czyli astronomii. Nie ma żadnych dowodów na to, aby układ mniej czy bardziej odległych ciał niebieskich jakkolwiek wpływał na rodzące się dziecko.

Światło docierające do nas z innych planet jest tak słabe, że często widać je do­piero w teleskopie. Podobnie jest z grawitacją. Nawet położony blisko Ziemi Księżyc, który jest w stanie zmienić ruch wody morskiej, na nas nie działa prawie wcale. Naukowcy często używają takiego porównania: księżycowa grawitacja działa na człowieka z równą siłą jak ta wytwarzana przez siedzącego na jego ramieniu komara.

Poza tym astrologia jest coraz mniej zgodna z obecnym stanem wiedzy. We­dług niej wpływ na nasze losy wywiera malutki Pluton (uznawany dziś za planetę karłowatą), ale już większe od niego obiekty, takie jak Eris czy Ceres – nie. Nieaktualne są nawet okresy, w jakich Słońce przebywa w każdym z 12 zna­ków zodiaku. Gdy powstał 2 tys. lat temu, Słońce przesuwało się po niebie na tle gwiazdozbiorów w innych terminach niż obecnie. Dziś urodzonemu w znaku Barana Słońce przyświecało w dniu narodzin gdzieś między Wodnikiem a Rybami.

 

Spór o leworęczność

Nie wszystkie „horoskopowe” badania dają równie jednoznaczne wyniki. Tak jest w przy­padku leworęczności. Obszerna analiza opu­blikowana 20 lat temu wykazała, że częściej występuje ona wśród urodzonych między mar­cem a lipcem. W moim przypadku zgadza się to doskonale. Jednak niedawno pojawiła się nowa praca naukowa, która dowodzi, że lewą rękę preferują urodzeni zimą (listopad-styczeń), a nie wiosną.

Badacze podejrzewają, że wynika to z dzia­łania światła na organizm matki. Jeśli mniej więcej pół roku przed porodem jej skóra była wystawiona na słońce (a o to najłatwiej w okre­sie maj-lipiec), jej organizm produkował wię­cej testosteronu. Poziom tego hormonu rósł też u płodu i wpływał na rozwój jego mózgu. W jaki sposób? M.in. opóźniając dojrzewanie lewej pół­kuli – czyli tej, która steruje prawą ręką. W takiej sytuacji przewagę może zyskać prawa półkula i potem zimą przychodzi na świat leworęczne dziecko. Tyle że prawidłowość ta dotyczy tylko chłopców, a nie dziew­czynek. A dlaczego? Na­dal nie wiadomo.

Czas narodzin wpływa także na takie cechy jak tempe­rament czy skłonność do szukania nowych wrażeń. Szwedzcy psycholodzy wyka­zali, że urodzeni w zimnej połowie roku (październik-marzec) są za młodu bardziej ciekawi świata, gorzej znoszą rutynę i częściej jako hobby wybierają np. skoki ze spadochronem niż szachy. Co ciekawe, sytuacja odwraca się po 45. roku ży­cia. Wtedy bardziej rozrywkowi okazują się uro­dzeni w ciepłym półroczu. Zdaniem uczonych świadczy to o tym, że ci „zimowi” już się wyszaleli i przyszedł na nich czas, by się ustatkować.

Lars-Góran Nilsson, psycholog z Uniwer­sytetu Sztokholmskiego, uważa, że zjawiska te mogą mieć związek z poziomem serotoniny i dopaminy. Te neuroprzekaźniki biorą udział m.in. w kształtowaniu naszej osobowości. Z badań na zwierzętach wynika, że poziomy tych substancji zmieniają się w zależności od długości dnia. Być może podobnie jest u ludzi i zmiany w organizmie matki wpływają na póź­niejszy temperament dziecka.

Letnie sowy i zimowe skowronki

W zbliżony sposób można wyjaśnić „horo­skopowe” różnice w rytmie dobowym. Jeśli przy­szedłeś na świat latem, możesz mieć problemy z porannym wstawaniem. Ta pora roku sprzyja byciu „sową”, podczas gdy większość urodzo­nych zimą to „skowronki”. Do takich wniosków doszedł włoski uczony Vincenzo Natale. Jego zdaniem nasz wewnętrzny zegar zostaje nastawiony tuż po narodzinach. Jeśli dni są wówczas długie, organizm przyzwyczaja się do tego, że można kłaść się spać i wstawać później.

 

Co ważne, ten mechanizm nakłada się na nasze odziedziczone po rodzicach skłonności do budzenia się i udawania na spoczynek. „Jeśli ktoś jest genetyczną »sową« i urodzi się latem, będzie miał tendencję do chodzenia spać nad ra­nem. Jeśli przyjdzie na świat zimą, wpływ genów i urodzenia się wyrówna i pod względem rytmu dnia wyląduje gdzieś pomiędzy typem rannym a wieczornym” – twierdzi Vincenzo Natale.

Z innych badań wiadomo, że kobiety rza­dziej są „sowami” niż mężczyźni i że „skow­ronki” częściej rodzą się, gdy dzień trwa krócej niż 10 godzin, a „sowy” – gdy dłużej niż 12. Jak to pasuje do mnie? Niespecjalnie, bo jako urodzona na wiosnę kobieta jestem zdecydo­wanie »sową«. Tak to już z tymi medycznymi horoskopami bywa – opisują wszystko w kate­goriach prawdopodobieństwa, a nie pewności.

Wiosna niezbyt zdrowa

Warto o tym pamiętać, gdy przeglądamy wyniki badań dotyczących poważniejszych kwestii. Przykładem mogą być choroby psychicz­ne. Ryzyko zachorowania na schizofrenię dla urodzonych na początku marca jest o 11 proc. wyższe niż dla tych z czerwca czy grudnia. Naj­mniej tą chorobą są zagrożone dzieci sierpnio­we i wrześniowe. Z kolei depresja najczęściej występuje wśród urodzonych w maju, a naj­rzadziej u tych z listopada.

Dlaczego? Jedna z popularnych hipotez mówi, że winne są wirusy atakujące przyszłą matkę. Największe szkody mogą wywołać w początkowym okresie ciąży. Chodzi o takie choroby jak grypa, różyczka, krztusiec i polio. Warto przy tym zaznaczyć, że przed nimi mogą nas ochronić szczepionki, a więc możemy zmie­nić „horoskop” swoich dzieci, jeśli zawczasu o tym pomyślimy.

Podobnie jest w przypadku innych odkry­tych przez naukowców zależności. Wiosną przy­chodzi na świat więcej dzieci, które w później­szym życiu są zagrożone chorobami zapalnymi i autoimmunologicznymi. Przykład to stward­nienie rozsiane – u urodzonych w maju wystę­puje ono o 23 proc. częściej niż u tych z listopa­da. Prawdopodobnie jest to skutek niedoboru witaminy D w końcówce ciąży. Jak wiadomo, nasz organizm potrafi sam ją wytwarzać, jeśli wystawiamy skórę na działanie słońca. Ale to nie zdaje egzaminu zimą i wczesną wiosną, więc wtedy przyszłe mamy powinny zadbać o zażywanie witaminy D w formie suplementów.

Wiosna sprzyja również niektórym wadom wrodzonym, takim jak rozszczep podniebienia, spodziectwo i niepra­widłowa budowa stóp.

 

A zatem lepiej urodzić się latem? Niekoniecznie – dzieci urodzone w ciepłych miesiącach, szczególnie w sierpniu, częściej chorują na cukrzycę typu 1.

Kiedy jeszcze data urodzenia ma znaczenie? Niektóre zjawiska „horoskopowe” można wytłuma­czyć czynnikami społecznymi. 

Jesienni żyją dłużej

I w ten sposób doszliśmy do statystycznie najzdrowszej jesieni. Oczywiście ona też ma swoje wady. Wiele badań wykazało, że dzieci urodzone jesienią i zimą aż o 53 proc. częściej cierpią na alergie pokarmowe i inne rodzaje uczuleń niż te, które przyszły na świat latem. To jednak wyjątek od reguły. Z badań opublikowa­nych kilka lat temu wynika, że jeśli obchodzisz urodziny między wrześniem a listopadem, masz większe szanse doczekać późnej starości w dobrym zdrowiu niż ktoś z marca. Wśród jesiennych dzieci jest statystycznie najwięcej stulatków.

Reguła ta odnosi się także do menopauzy. Z włoskich badań wynika, że najlepiej radzą sobie z nią panie urodzone w listopadzie. Ob­jawy przekwitania pojawiają się u nich później i są mniej nasilone. Natomiast „czerwcowe” ko­biety częściej cierpią na pogorszenie nastroju związane z menopauzą, a fizyczne dolegliwości najbardziej dają się we znaki tym urodzonym – o ironio – w okolicy Dnia Kobiet.

Możliwe, że korzyści z przyjścia na świat je­sienią zmieniają nawet statystyki urodzin. W Europie najwięcej dzieci na razie rodzi się wiosną, ale od lat 70. XX wieku zaczę­ło się to zmieniać. Przybywa jesiennych dzieci i być może za jakiś czas będzie to u nas wyglądało tak jak w USA, gdzie szczyt urodzin przypada na sierpień i wrzesień.

Ostatnim elementem naszego medycznego „horoskopu” jest płodność. Tu też widać wyraź­ne prawidłowości. Największą liczbą potom­stwa mogą pochwalić się panowie urodzeni wiosną, najmniejszą – ci z jesieni. Wśród kobiet najmniej dzieci rodzą te, które same urodziły się latem, zaś urodzone wiosną (luty-kwiecień) mają najwięcej córek. Czemu? To kolejna zagadka czekająca na na­ukowe wyjaśnienie.

 

Ile prawdy w statystyce?

Przed setkami czy tysiącami lat wpływ pory narodzin na życie zapewne był znacznie większy niż dziś. Nic dziwnego, że ludzie zaczęli doszukiwać się w tym jakichś prawid­łowości. Tak powstały horoskopy. I choć często wnioski wyciągane przez ich autorów szły za daleko – albo były po prostu wyssane z palca – pojawia się tu ciekawe zjawisko.

* Otóż horoskopy powstające w odległych krajach często były diametralnie różne. I nie wynikało to z układu gwiazd, planet czy innych ciał niebieskich, ale z odmiennych warunków środowiska, w jakim żyła przyszła matka i jej nowo narodzone dziecko. Podobne zależno­ści widać i dziś. Wiele z opisanych powyżej prawidłowości dotyczy tylko terenów Europy i Ameryki Północnej. Na południowej półkuli, a więc np. w Australii, medyczny „horoskop” obowiązuje w lustrzanym odbiciu – tak samo jak pory roku.

Warto też pamiętać o podstawowej różnicy między astrologią a medycyną. Ta pierwsza nie daje człowiekowi zbyt wielkiej nadziei – skoro urodziłeś się pod mniej szczęśliwą gwiazdą, nic już tego nie zmieni. Tymczasem badania naukowe pokazują, że możemy wpływać na to, jak nas ukształtowały geny i wczesne wa­runki życia. Potrafimy zapobiegać chorobom lub wcześnie je wykrywać i leczyć. A dbanie o dietę i aktywność fizyczną pozwala dożyć zdrowej starości nawet takim marcowym dzie­ciom jak ja.

 


DLA GŁODNYCH WIEDZY:

» Nasze artykuły o witaminie D (www.bit.ly/witDfc) i horoskopach (www.bit.ly/horosk)

» Książka tłumacząca m.in. wpływ daty urodzenia na sukcesy sportowe i szkolne – „Poza schematem. Sekrety ludzi sukce­su”, Malcolm Gladwell

» Więcej o odkryciach medycz­nych zmieniających nasze życie – „Medycyna wokót nas”, praca zbiorowa (G+J Książki 2012)