Jak rozwodzą się zwierzęta? Nie tak jak ludzie

Rozwód w świecie zwierząt?! To wcale nie rzadkość. Tyle że one nie angażują adwokatów, nie awanturują się o majątek i nie wciągają w kłótnie dzieci. Rozstają się dla ich dobra.

Skoro nie mówimy o małżeństwach wśród zwierząt, to czy możemy mówić o rozwodach? Możemy. Jeśli para zwierzaków o monogamicznej naturze zgodnie wychowuje potomstwo w jednym sezonie albo nawet przez kilka z rzędu, ale w kolejnym samica czy samiec z tego związku lądują u boku innego partnera, choć poprzedni żyje, to jak to inaczej nazwać? W języku naukowym określenie „rozwód” ułatwia też odróżnienie takiego rozstania od zmiany partnera w wyniku owdowienia.

Do badania strategii małżeńskich najlepiej nadają się ptaki. Ponad 90 proc. ich gatunków łączy się w pary, które wspólnie wychowują potomstwo. Ornitolodzy od lat przyglądają się skrzydlatym związkom i liczą, ile par się rozwiodło. Ramy statystyki są szerokie – od zera u albatrosów, kowalików, nektarników szkarłatnobocznych czy australijskich kruków do stu procent w przypadku jaskółek oknówek i flamingów. Wśród ssaków tylko ok. 5 proc. gatunków trwa w monogamii. Tu wyników badań mamy mniej, ale wiemy np., że drobne wiewióreczniki, zwane inaczej tupajami, żyją w przykładnych stadłach wśród drzew dalekowschodniej Azji i nie rozwodzą się wcale (choć zdrady są na porządku dziennym). U bobrów kanadyjskich odsetek rozstań wynosi 4 proc. (głównie w niestabilnych warunkach środowiska), u świstaków – 21 proc. wśród par mieszkających na alpejskich łąkach.

No i Homo sapiens – tu wskaźnik ten wynosi ponad 50 proc. u Amerykanów i wielu Europejczyków (np. w Austrii, Hiszpanii, Rosji, Szwajcarii). Polska stanowi na tym tle chlubny wyjątek. W 2008 r. w naszym kraju odsetek rozwodów wyniósł 25 proc.

 

WYMIENIĘ CIEBIE NA LEPSZY MODEL

Wśród ludzi najpoważniejszymi powodami rozstania są: niezgodność charakterów, zdrada, nadużywanie alkoholu, naganny stosunek do członków rodziny czy problemy finansowe. Przyczyn rozwodu wśród zwierząt doszukiwano się, stawiając różne hipotezy. Najwięcej danych wskazuje na trzy z nich.

Niedopasowanie partnerów nie jest odpowiednikiem naszej „niezgodności charakterów”. Chodzi o to, jak powinien wyglądać czy zachowywać się partner, żeby można było z jego pomocą wychować jak najwięcej dzieci. Gęsi bernikle białolice muszą odpowiadać sobie rozmiarami. Biolodzy badali ich kolonie na wyspie Svalbard przez 18 lat i przekonali się, że duże samce i potężne samice mają więcej dzieci niż drobne pary, ale najmniej piskląt dochowują się te mieszane – on duży, ona tycia i odwrotnie. Zwykle jednak dobierają się jak trzeba, więc odsetek rozwodów jest niewielki – od 6 do 8 proc. w różnych populacjach.

Opcja lepszej partii wymaga porzucenia poprzedniego partnera dla innego, atrakcyjniejszego. Dla mew trójpalczastych (19–26 proc. rozwodów) taką lepszą partią będzie nowa żona starsza od poprzedniej, z kolei dla krogulców (11 proc.) znaczenie będzie miał wiek męża – im starszy, tym lepszy, bo lepiej karmi. Bardzo ważne też jest, jakiej jakości terytorium będzie umiał obronić. Jeśli lepszej, warto się do niego wprowadzić, bo bogactwo pożywienia znacznie ułatwia wychowanie gromadki piskląt. Na tej właśnie zasadzie u zasobniejszego sąsiada lądują rozwódki pardw, pingwinów, ostrygojadów czy kosów (11–31 proc. rozwodów).

Małżeńskim perypetiom tych ostatnich przyglądali się Andre Desrochers i Robert Magrath w Cambridge University Botanic Garden, gdzie kosy – jak zresztą wszędzie – bronią terytoriów bogatych w dżdżownice. Na 183 małżeństwa, które dożyły następnej wiosny, rozwiodło się co trzecie. Inicjatorkami były głównie samice, które następnie wychowały statystycznie o pół pisklęcia więcej. Co znaczy, że jednym się udało, drugim nie, ale szansa na sukces jest duża. A to ważne, biorąc po uwagę, że kosy – zanim zginą – mają na przekazanie swoich genów zaledwie dwa–trzy sezony.

 

GDY MĄŻ W DELEGACJI…

Wymuszone rozstanie następuje, gdy dochodzi do uzurpacji, czyli zaanektowania żony sąsiada lub męża sąsiadki – i to na ich własnym terytorium! Na mieszkające w pobliżu samice zasadzają się krzywonosy (11 proc. rozwodów). Kaczki te mieszkają na Nowej Zelandii, broniąc „swoich” odcinków strumienia długości 0,5–1,5 km. Samce regularnie patrolują granice posesji, na której większość spędza całe życie – czyli nawet do ośmiu lat – z jedną partnerką. Kiedy jednak ukochana zginie, kaczor nie zastanawia się długo i rusza na miłosny podbój. Czasem sąsiedzi opierają się najeźdźcy, ale często mąż – zwłaszcza kiedy jest młodszy od rywala – musi się poddać. 11 z 14 przypadków opisanych rozwodów u krzywonosów miało taki właśnie przebieg.

Do niebezpiecznych sąsiadek należą z kolei samice wydrzyka wielkiego. Przypominają one duże brązowe mewy o rozpiętości skrzydeł sięgającej niemal półtora metra. Żeby zdobyć męża i terytorium, wydrzykowa femme fatale potrafi nawet zabić, choć zwykle wystarczy walka na pazury. Co na to samiec? Udaje, że nie widzi, i czeka, która wygra.

Okazją do zmiany partnera jest też krótsza lub dłuższa rozłąka. Dotyczy ona ptaków odbywających sezonowe wędrówki. Pingwiny skocze (9 proc. rozwodów) po wychowaniu piskląt wymieniają pióra na nowe i wskakują do oceanu, żeby się najeść. Większość samic pierzy się tuż obok stałego partnera, ale część jakoś tak bliżej innego. W następnym sezonie jedna czwarta z nich założy gniazdo właśnie z tym nowym. Z kolei małżonkowie wśród alek rozdzielają się tuż po odchowaniu piskląt. Mężowie eskortują maluchy do morza, żony zaś zostają jeszcze chwilę – niby po to, żeby dalej bronić cennego miejsca gniazdowego na skalnej półce. Ojców wprawdzie nie ma, ale zostają kawalerzy. Wiele alek pozwala tym samcom zalecać się do siebie, a nawet zdradzają mężów. O tej porze roku zbliżenie nie skutkuje zapłodnieniem. Ma tylko emocjonalnie zbliżyć do siebie ptaki. Wiosną część z nich założy wspólnie gniazdo, zostawiając „byłego” na lodzie.

Często zresztą to samce wykorzystują okazję. Pierwsze wracają z wędrówki, zajmują terytorium i czekają na powrót żon. A właściwie każdej samicy, która się nawinie. I nie chodzi wcale o to, że nowa jest ładniejsza i seksowniejsza. Panowie po prostu czują, że czas ucieka, a sezon, w czasie którego trzeba uwinąć się ze składaniem jaj, wychowaniem piskląt i zmianą piór, jest krótki.

20 na 30 rozbitych małżeństw pardw (14–20 proc. rozwodów) badanych przez Susan Hannon i Kathy Martin w tundrze północnej Kanady miało właśnie taką historię. Samce mają trochę racji, nie czekając zbyt długo. Śmiertelność wśród pardw jest bardzo duża: następnej wiosny nie dożywa ponad połowa samic i niewiele mniej samców. Co więcej – samcom, które nie zdecydują się na czas, grozi samotność. W niektórych latach nawet jedna czwarta z nich nie może znaleźć partnerki.

 

SKOK W TŁUM, SKOK W BOK

Co ciekawe, jeden gatunek w różnych warunkach jest mniej lub bardziej skłonny do rozwodu. Andre Dhondt i jego zespół badał sikory bogatki w dziewięciu różnych miejscach w Belgii. Okazało się, że w niewielkich zadrzewieniach, ogrodach, gdzie wystawiane były suto zaopatrzone karmniki, ptaki nie myślały wcale o rozstaniu. Duże lasy natomiast sprzyjały rozwodom – 51 proc. par wiosną wychowywało pisklęta z innym partnerem.

Dlaczego? W lasach sikory gromadzą się w duże stada zimą i często wędrują w poszukiwaniu jedzenia. Partnerzy gubią się w tłumie, trafiają do innych części lasu, coraz rzadziej się spotykają, ich cykl rozrodczy ulega rozsynchronizowaniu i w efekcie wiosną lądują w innych dziuplach. W parkach i ogrodach, gdzie jedzenia jest pod dostatkiem na niewielkim terenie, partnerzy stale mają się na oku i kiedy na przedwiośniu samiec zaczyna zalotnie śpiewać, jego żona od razu zajmuje znany „lokal”.

To, że rozwód zależy od liczby dostępnych partnerów, stwierdzono także u innego zwierzęcia żyjącego w parach – przywry. Schistosoma mansoni jest pasożytniczym robakiem i mieszka w naczyniach krwionośnych np. myszy. Samce otulają szczuplejsze, choć dłuższe wybranki fałdami skórnymi tworzącymi rynienkę i razem przemieszczają się z miejsca na miejsce. Francuscy naukowcy badali, jak nadmiar dostępnych samców lub samic wpłynie na decyzje rozwodowe przywr. Okazało się, że samce są zadowolone z żon – na zmianę zdecydowało się zaledwie 7 na 54 poddanych pokusie (13 proc. rozwodów). Samice, w sytuacji gdy wokół roiło się od przystojniaków, porzucały partnerów znacznie chętniej – na 89 par rozpadły się 33 (37 proc. rozwodów).

Naukowcy tłumaczą to różnicą w zmienności genetycznej obu płci. Samce są bardziej różnorodne niż samice. A to znaczy, że nie ma sensu szukać „lepszej” żony, natomiast szanse na znalezienie atrakcyjniejszego męża są znacznie większe. A jego siła i wytrwałość liczą się ogromnie. W końcu to on przenosi rodzinę z miejsca na miejsce, on pomaga samicy pompować krew żywiciela do jej jelit.

 

GŁODZIĆ SIĘ CZY STROIĆ?

Jak w każdym nieprzyjemnym wydarzeniu, rozstanie jest pretekstem do manipulacji. Sieweczka morska należy do tych ptaków, które mogą wspólnie wychowywać potomstwo, ale nie muszą. Równie dobrze poradzi sobie samotny ojciec, jak i samotna matka, a partner, który odszedł, zdąży jeszcze w tym samym sezonie lęgowym założyć nową rodzinę. Dlatego nie załapują się do grupy ptaków żyjących w monogamii, ale dla naukowców stały się ciekawym obiektem do poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co decyduje o rozstaniu. Oczywiście każdy chciałby być tym, który odchodzi i dalej inwestuje w potomstwo. Czy można więc zmusić kogoś do zostania?

Można – szantażem. Na podstawie danych z obserwacji terenowych zespół badaczy siewek pod kierunkiem Zoltana Barta z University of Bristol opracował model teoretyczny, który wyjaśnił zachowanie samic. Ta, która porządnie zaopiekuje się dziećmi, sama musi być dobrze odżywiona. Jak wygląda matka, która sobie nie poradzi? Jest chuda i zabiedzona. I takiego właśnie szantażu powinna użyć sieweczka. Głodzić się musi! Daje też w ten sposób mężowi poczucie bezpieczeństwa: chudzina nie zostawi go przecież na lodzie, bo gdzież ona z takimi słabymi zasobami mogłaby w ogóle myśleć o składaniu jajek.

Jednak większość ptaków nie reaguje mazgajeniem się, chudnięciem czy wymuszeniem wierności, ale inwestycją w wygląd! W końcu jeśli „obecny” zostanie „byłym”, trzeba będzie znaleźć nowego adoratora. Ken Kraaijeveld z australijskiego University of Melbourne zgromadził dane dla 119 gatunków ptaków i badał zależność między odsetkiem rozwodów a urodą upierzenia obu płci. Jeśli oboje małżonkowie byli szarobrązowi, jak np. kuzyni trzciniaków, namorzynki seszelskie (0,6 proc. rozwodów), nie rozglądali się za innymi. Skoki w bok trafiają się częściej wtedy, gdy atrakcyjne są obie płcie – tak jak u flamingów (100 proc. rozwodów), pingwinów cesarskich (85 proc.) i królewskich (71 proc.) oraz jaskółek dymówek (73 proc.) i oknówek (100 proc.).

Co więc w ogóle trzyma ptaki razem? To, że się dobrze znają i wiedzą, że mogą na siebie liczyć. Kiedy Jeffrey Black wraz z zespołem przygotowującym książkę o partnerstwie wśród ptaków przejrzał ich statystyki rozwodowe, zależność okazała się prosta – im dłużej partnerzy są razem, tym mniejsza szansa, że się rozstaną. Bo tylko tak się zdaje, że gdzieś tam czeka tłum chętnych na żonę czy męża z odzysku. Przekonuje się o tym boleśnie wielu „byłych” nie tylko wśród ptaków, ale także wśród ludzi. My jednak mamy przed sobą dziesiątki lat, możemy poczekać. One muszą się spieszyć – zwłaszcza że sens ich życia przelicza się na pozostawione po sobie potomstwo. A bez partnera liczba ta wynosi zero.