Jak walczyć z terrorystami? Nowe metody nie są skuteczne

Katalogi milionów zdjęć twarzy, wykrywacze przestępczych intencji i kamery z mikrofonami w miejscach publicznych. Większość nowych metod walki z terrorystami jest mało skuteczna.

To największa taka impreza na świecie. W kwietniu 2016 r. na Security and Counter Terror Expo do hal wystawowych Olimpii w Londynie zjadą przedstawiciele 300 firm z całego świata. Zaprezentują gadżety, oprogramowanie i kamery. Ich jednym oficjalnym celem jest wykrycie terrorystów, zanim zdążą dokonać krwawych ataków – w Nowym Jorku, Paryżu czy Islamabadzie. To jednak tylko część prawdy.

Bezpieczeństwo na lotniskach i w centrach handlowych świata to gigantyczny biznes – jego wartość w skali światowej przekracza 30 mld dolarów i ciągle rośnie. By zarobić, sektor bezpieczeństwa gotów jest wdrażać najbardziej naukowo karkołomne projekty. Nawet wtedy, gdy nie mają one naukowego sensu, a ich skuteczność pozostawia wiele do życzenia. Kelly Gates, autorka książki „Our Biometric Future” (nasza biometryczna przyszłość) obawia się, że większość tych technologii nie ma na celu faktycznego zwiększenia naszego bezpieczeństwa, lecz tylko stwarzanie jego pozorów.

W ciągu kilku najbliższych lat przekonamy się, czy przyjdzie nam żyć w świecie rodem z „Roku 1984” Orwella. Kilka z najnowszych technologii wykorzystywanych przez służby specjalne zmierza w tym właśnie kierunku. Bohater „Roku 1984” obawiał się, że może go „zdradzić jeden grymas twarzy”. To już nie fikcja.

Łapanka na lotnisku

Od wielu lat na dużych lotniskach całego świata zachowanie podróżnych analizują setki ekspertów przyczajonych za weneckimi lustra-mi. Widziałem coś takiego już w latach 90. na zapleczu londyńskiego Heathrow. Dziś pełną parą działa program o nazwie SPOT (Screening Passengers by Observation Techniques, czyli monitoring pasażerów z wykorzystaniem technik obserwacyjnych). Tylko w USA pracuje w jego ramach 3 tys. agentów na ponad 160 lotniskach. Są przeszkoleni w wykrywaniu „nienormalnego” zachowania. Na liście są takie objawy jak przeciąganie się, pogwizdywanie, pocące się dłonie, arogancja, zimne spojrzenie czy sztywna postawa ciała.

Ich określona kombinacja ma świadczyć o złych zamiarach pasażera. „Jestem przekonany, że także w polskich portach lotniczych podejrzani pasażerowie poddani są starannej inwigilacji” – mówi Bartosz Głowacki, ekspert i dziennikarz „Skrzydlatej Polski”. Niektórzy naukowcy mówią jednak wprost, że trafność decyzji lotniskowych ekspertów przypomina próby odgadnięcia wyniku rzutu monetą. Spece od kłamstw mają jednak w ręku realną władzę.

Przekonał się o tym Nicholas George, 22-letni student z Pamona College w amerykańskim mieście Claremont. W sierpniu 2009 r. agenci SPOT zatrzymali go na lotnisku w Filadelfii, bo nie podobało im się jego zachowanie. W bagażu znaleźli pomoce do nauki arabskiego i opracowanie – ich zdaniem – krytyczne wobec polityki zagranicznej USA. Młody mężczyzna odpowiadał na setki pytań i spędził cztery godziny zakuty w kajdanki. Decyzję o jego zwolnieniu podjęli dopiero agenci FBI. Student wytoczył potem służbom federalnym proces.

„Twarz człowieka z pewnością wyraża emocje, ale zakładanie, że można z niej odczytać przestępcze zamiary, nie ma naukowego uzasadnienia” – podkreśla prof. Maria Hartwig, psycholog z City University of New York. Także inni naukowcy są przekonani, że nie ma żadnego wzoru zachowania terrorysty i przestępcy. Część ekspertów uważa jednak, że takie technologie w pewnych okolicznościach się sprawdzają. „Programy rozpoznawania twarzy i inwigilacja typu SPOT to tylko część systemu. Ma sens, jeśli służby dostają dobre informacje od agentów. Nowoczesna technika świetnie zawęża grupę podejrzanych z setek do powiedzmy pięćdziesięciu. Przyglądając się im z bliska można zarządzić rewizję osobistą kilku osób” – komentuje Bartosz Głowacki.

 

Amerykański Departament of Home Security (DHS) nie przejmuje się ani krytyką, ani własnymi danymi, które świadczą o tym, że przez pierwsze kilka lat działania program SPOT doprowadził do aresztowania 1700 osób, czyli  1 proc. kontrolowanych. Ani jeden z zatrzymanych nie okazał się terrorystą. Wpadli natomiast ukrywający się przed prawem kryminaliści. SPOT miał więc skuteczność zwykłej łapanki na chybił trafił – mało praktycznej w warunkach ruchliwego portu lotniczego.

Nerwowi do kontroli

DHS ma także swój drugi ukochany i jeszcze bardziej kontrowersyjny projekt, który jeszcze nie tak dawno pochłaniał 10 mln dolarów rocznie. To testowany, na razie na małą skalę, tak zwany system FAST (Future Attribute Screening Technology, czyli przyszłościowa technologia monitorowania cech). Ma on wkrótce wykrywać na lotniskach i wielkich imprezach ludzi robiących wrażenie przestępców.

Podejrzanych – których należy potem przesłuchać w celu weryfikacji – wyławiać mają z tłumu czujniki mierzące na odległość tętno, szerokość źrenic, temperaturę ciała i tempo oddychania oraz rejestrujące mimikę. Te dane świadczące o stanie emocjonalnym człowieka trafiają potem do komputera, który stosuje za-awansowane algorytmy do ich analizy, szukając kogoś, kto pasuje do bliżej nieznanego „wzorca terrorysty”. Na razie system działa tylko na niewielką odległość, np. w przypadku pasażerów przechodzących przez rękaw łączący samolot z terminalem. Wkrótce jednak będzie można namierzać podejrzanych z większego dystansu.

Homeland Security przyznaje, że skuteczność FAST nie jest większa niż 70, a w najlepszych warunkach 81 proc. Oznacza to, że nawet co trzeci zatrzymany na lotnisku byłby nie tylko niewinny, ale nawet niespecjalnie wzburzony. Niezależni naukowcy są przekonani, że statysty-ki FAST to propaganda – metodyka testów nie wydaje się rzetelna. Psychologowie zwracają też uwagę, że podróżni mogą zdradzać objawy zdenerwowania choćby z powodu obaw o atak terrorystów. I tak powstaje błędne koło – będziemy przesłuchiwać tych, którzy najbardziej się boją lotu albo wybierają się na wakacje z kochanką. Poza tym zdaniem części prawników, takich jak prof. Christopher Rogers z Newcastle University, program FAST nie szuka broni ani bomb, lecz próbuje badać stan umysłu człowieka. W ten sposób narusza czwartą poprawkę konstytucji USA, gwarantującą Amerykanom prywatność.

Na początku tego roku Interpol miał uruchomić gigantyczną bazę fotografii twarzy przestępców. Agencja korzysta z usług firmy Safran Morpho (jednego z gigantów branży – 1,5 mld dolarów dochodów w 2014 r., niemal 9 tys. pracowników w 55 krajach). Do bazy fotografii i obsługującego ją oprogramowania będą mieć dostęp policje 190 krajów członkowskich, a więc także polscy policjanci. Niemal równolegle rusza chiński program pilotażowy „Facing the Future”. Kamery błyskawicznie porównujące zdjęcia z bazą przestępców pojawiły się od czerwca na wielkiej stacji kolejowej w Guangshou.

Jeśli oprogramowanie uzna, że jesteśmy podobni do terrorysty lub przemytnika, czeka nas stresujące przesłuchanie. Tymczasem nawet policja brytyjska dysponująca 18 mln zdjęć twarzy przyznała niedawno z rozbrajającą szczerością, że to mało użyteczne archiwum. „Większość obrazów z kamer telewizji przemaysłowej jest zbyt mało ostra. W ciągu 18 ostatnich miesięcy nasze oprogramowanie wyłowiło skutecznie tylko  10 przestępców” – mówi BBC Mick Neville, oficer Metropolitan Police.

Porównanie rysopisów twarzy podejrzanych i przestępców umożliwia pomiar odległości między poszczególnymi elementami ich twarzy. Ale to uproszczony system i zdarza się dużo pomyłek. „Nawet w idealnych warunkach, kiedy zdjęcie wykonane jest na lotnisku i przy dobrym świetle, skuteczność rozpoznania wynosi nie więcej niż 90 proc.” – podkreśla Neville. Przeciętny wynik to zaledwie 60–70 proc. Być może z podobnych powodów FBI, dysponujące gigantyczną bazą fotografii, nie było w stanie w 2013 r. połączyć zdjęć sprawców zamachu w Bostonie z ich opisami w kartotece.

 

Skuteczność systemów rozpoznawania twarzy zwiększyć mają wkrótce urządzenia wykorzystujące podczerwień w celu poprawy jakości obrazu, a także analiza w trzech wymiarach. Nowatorskie techniki uwzględniają nawet indywidualne cechy skóry. Podsłuchiwani i namierzani Wciąż jednak liczba pomyłek będzie ogromna. W jednej z dzielnic Londynu, gdzie od lat działają podobne kamery, nie udało się na ich podstawie schwytać ani jednego przestępcy. Bardziej pomocne mogą być inne gadżety ingerujące jeszcze bardziej w prywatność ludzi, np. kamery sprzężone z superczułymi mikrofonami, reagującymi na słowa świadczące o agresywnych zamiarach. Program pilotażowy takiej technologii prowadzony jest w jednym z miast w Wielkiej Brytanii. „Brytyjska MI5 używa już wobec islamskich terrorystów metod, które wcześniej stosowała z sukcesem w Irlandii Północnej, takich jak podsłuch i inwigilacja dzielnic, gdzie zamieszkują podejrzani” – mówi Paul Beaver, ekspert ds. bezpieczeństwa, były naczelny miesięcznika „Jane’s Defence Weekly”. Amerykańska FBI i policja mają do dyspozycji także radar Range-R, wykrywający ludzi w budynkach.

„Żyjemy w państwie Wielkiego Brata, ale większości z nas to w ogóle nie obchodzi. Za kilka, kilkanaście lat i tak potężne kamery, komputery i czujniki będą przypominać film science fiction” – mówi Bartosz Głowacki. Niestety, o takich inwestycjach decydują przede wszystkim interesy korporacji i tajnych służb. A płacimy za to my wszyscy – poprzez podatki oraz postępującą utratę prawa do prywatności.

 


• DLA GŁODNYCH WIEDZY:

» Naukowa analiza systemów wyłapywania terrorystów na lotniskach – www.bit.ly/nat10air

» Polska fundacja zajmująca się kwestiami prywatności – www.panoptykon.org