Jak zwalczano tajne organizacje w dwudziestoleciu

W Polsce w czasach dwudziestolecia prężnie rozwijały się tajne organizacje. Do walki z nimi ruszyła specjalna komisja sejmowa.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w roku 1918 emocje polityczne, zamiast się uspokajać, rosły i stawały się coraz bardziej wzburzone. Pierwszy rząd Jędrzeja Moraczewskiego padł ofiarą – co prawda bardzo nieudolnego – prawicowego zamachu stanu. Przypomnijmy: nocą 4 stycznia 1919 r. rebelianci ze Straży Narodowej pod wodzą generała Mariana Januszajtisa-Żegoty aresztowali premiera i kilku członków jego gabinetu. Jednak siły wierne rządowi dość szybko rozprawiły się z zamachowcami.

Kilka lat później pierwszy prezydent II RP Gabriel Narutowicz został zamordowany przez Eligiusza Niewiadomskiego. A to tylko wierzchołek góry lodowej. W różnych miejscach zawiązywały się mniej lub bardziej poważne spiski i tajne organizacje.

POWOŁANIE KOMISJI

Pół biedy, jeżeli te organizacje funkcjonowały w ramach życia politycznego i chociaż w jakimś stopniu – według demokratycznych reguł. Na przykład grupa polityków Polskiej Partii Socjalistycznej powołała na początku lat 20. organizację o złowrogo brzmiącej nazwie „Młot”. Miała torpedować plany funkcjonujących w PPS piłsudczyków. Ta tajna grupa umawiała się przed spotkaniami partyjnymi i wspólnie głosowała w taki sposób, aby pewne projekty blokować, a inne promować. Fakt, że porozumienie było tajne, uniemożliwiał innym politykom przewidywanie wyników poszczególnych głosowań. Z drugiej strony trochę podobnie działali funkcjonujący zwłaszcza w różnych partiach centrowych i lewicowych piłsudczycy. Oni też – mniej lub bardziej oficjalnie – starali się infiltrować i w miarę możliwości kontrolować poszczególne ugrupowania (z wyłączeniem endecji).

Jednakże zupełnie inną sprawą było powoływanie pozaparlamentarnych organizacji dążących do przewrotów i bezpardonowo zwalczających politycznych wrogów. Dlatego w styczniu 1924 roku w sejmie powstała specjalna Komisja Śledcza do Badania Tajnych Organizacji. Dysponowała uprawnieniami do wglądu we wszelkie dokumenty i do przesłuchiwania świadków. Była to więc komisja przypominająca chociażby tę sprzed kilku lat z czasów „afery Rywina” czy sprawy Orlenu. Przewodniczącym komisji został poseł Stanisław Kozicki z endecji, a jednym z najważniejszych jej członków Adam Pragier z Polskiej Partii Socjalistycznej.

Najbardziej istotną sprawą badaną przez komisję była działalność Pogotowia Patriotów Polskich. Organizacja ta została założona jesienią 1922 roku przez Jana Pękosławskiego i liczyła około  800 członków. Miała charakter wyraźnie nacjonalistyczny i antysemicki, może nawet faszystowski. Sam Pękosławski nie był osobą zbyt znaną, nawet wśród polityków prawicowych. Ten polski kandydat na Mussoliniego marzył o dokonaniu wojskowego przewrotu. Podjął też w tym kierunku konkretne działania – także o charakterze zbrojnym. Specjalną sekcję „wojskową” Pogotowia Patriotów Polskich prowadzili: pułkownik Witold Gorczyński i czynny oficer Jan Wroczyński. Każdy nowy członek pogotowia musiał przejść specjalne zaprzysiężenie, które odbywało się w kryptach kościoła Wszystkich Świętych i kościoła Ojców Kapucynów w Warszawie. Organizacja „pokazała się” po wyborze Narutowicza na prezydenta.

Pękosławski szczegółowo planował swoje przyszłe działania jako dyktator. Liczył na pozyskanie niektórych polityków i wojskowych. W tym celu nawiązywał różne kontakty – zgłosił się chociażby do przywódcy prawicowego Związku Ludowo-Narodowego Stanisława Głąbińskiego (ówczesnego wicepremiera i ministra w rządzie Wincentego Witosa), informując go o swoich zamiarach i deklarując chęć współpracy po dokonaniu przewrotu. Rozmowa trwała około półtorej godziny. Przez podobny czas Witold Gorczyński konferował z generałem Stanisławem Szeptyckim, ministrem spraw wojskowych. Wszystko to wyszło na jaw podczas obrad komisji przesłuchującej zarówno Głąbińskiego, jak i Szeptyckiego. Dla tych ostatnich tak długa rozmowa z osobami planującymi zbrojny faszystowski zamach na pewno była czymś kompromitują-cym. Co ciekawe, po dwóch latach od tych zdarzeń (w roku 1926) to nie Pękosławski, ale Piłsudski dokonał przewrotu…

ZAMACHY CZY POLICYJNA PROWOKACJA?

Sprawa Pogotowia Patriotów Polskich nie była jednak jedyną prowadzoną przez komisję sejmową badającą tajne organizacje. W końcu zagrożenie płynęło nie tylko z prawej strony sceny politycznej II RP. Ciekawa była na przykład tzw. sprawa Walerego Bagińskiego i Antoniego Wieczorkiewicza. Obydwaj wojskowi zostali aresztowani i oskarżeni o terroryzm, sympatię dla komunizmu i jednocześnie – co ciekawe – dla Piłsudskiego. Zarzuty obejmowały wiele kwestii, ale skupiały się na przygotowaniach do zamachów bombowych w Warszawie i Krakowie. Bagińskiemu i Wieczorkiewiczowi przypisano także odpowiedzialność za wybuch na Uniwersytecie Warszawskim i zamach w Cytadeli Warszawskiej w 1923 r. Mieli też zaplanować eksplozję w budynku Powiatowej Komendy Uzupełnień w Częstochowie.

Zgodnie z oficjalnie propagowaną wersją Józef Cechnowski – zamachowiec, który miał podłożyć wypełnioną trotylem bombę – wycofał się praktycznie w ostatniej chwili i doniósł na Bagińskiego i Wieczorkiewicza. Po dłuższym badaniu sprawy przez komisję, m.in. przez posła Pragiera, okazało się, że Cechnowski, nawiązując współpracę ze spiskowcami, działał na zlecenie policji politycznej. Cała akcja była więc prowokacją!

 

Coraz więcej znaków zapytania pojawiało się przy okazji badania prawdziwości zarzutów. Było to tym bardziej niepokojące, że w momencie obrad komisji Bagiński i Wieczorkiewicz mieli już na swym koncie wyroki śmierci. Dopiero po interwencji posłów lewicy prezydent Wojciechowski, wykorzystując prawo łaski, zamienił tę karę na 15 lat więzienia. W roku 1925 obaj więźniowie mieli zostać przekazani do ZSRR w zamian za znajdującego się tam polskiego więźnia politycznego. Jednak w drodze do granicy zostali zabici w tajemniczych okolicznościach przez pilnującego ich strażnika.

SIKORSKI ZAMACHOWCEM?

W działalność podziemną zaangażowany był również Władysław Sikorski. W 1922 roku miał stworzyć tajną organizację „Honor i Ojczyzna”. Każdy kandydat na jej członka musiał składać przysięgę przed krzyżem Virtuti Militari.

Spekulowano, że organizacja przygotowuje się do przeprowadzenia zamachu stanu. Jednak oficjalne i nieoficjalne badania sejmowej komisji dowiodły, że „Honor i Ojczyzna” to raczej swoisty zakon rycerski mający na celu podniesienie poziomu moralnego wojska, zupełnie oderwany od wydarzeń politycznych. Co więcej, gdy organizacja zaczęła budzić różne wątpliwości, Sikorski zarządził jej rozwiązanie. Tematu – między innymi ze względu na układ polityczny – nie drążono.

Choć komisja sejmowa badająca tajne organizacje dokonała znamiennych odkryć, weryfikując opisane powyżej sprawy, nie zdołała wykryć i powstrzymać przygotowań do najważniejszego w dwudziestoleciu zamachu przeprowadzonego przez Józefa Piłsudskiego w roku 1926. Zresztą temat przygotowań do zamachu nie zniknął też po przewrocie. W roku 1930 opozycyjni politycy centrolewicy zostali oskarżeni o dążenie do siłowego przejęcia władzy. Skończyło się to aresztowaniami i procesem brzeskim. W jego trakcie jeden z oskarżonych, Wincenty Witos (premier legalnego, obalonego przez Piłsudskiego w 1926 r. rządu), kpił, że to przecież przeciw niemu zamach został dokonany, a teraz on siedzi na ławie oskarżonych…

W latach 1918–1939 zamachy i rewolucje stały się czymś normalnym w całej Europie. Politycy i spiskowcy w Polsce mieli do wyboru szereg zróżnicowanych ideologicznie i etycznie inspiracji. Może więc dobrze się stało, że knowania Pogotowia Patriotów Polskich okazały się niezbyt groźne, sprawa Bagińskiego i Wieczorkiewicza – efektem prowokacji policyjnej, a oskarżenia stawiane Sikorskiemu – pomyłką. Gdyby było inaczej, niewykluczone, że historia Polski potoczyłaby się w innym kierunku.