Janosik wiecznie żywy

Janosik to niekwestionowana gwiazda słowackiego panteonu bohaterów narodowych. W jaki sposób zbójnik dostał się na miejsce zarezerwowane zwykle dla wieszczów, królów i wodzów?

Zbójnik Juraj (dla rodziny i znajomych Juro) Janosik jest w świadomości większości Słowaków jedną z najbardziej znanych postaci historycznych. Z bohaterów narodowych może z nim się równać tylko Ludovit Štúr, którego postrzega się jednak jako ojca narodu. Przez to Štúr jest postacią, którą zawsze trzeba szanować: jego życiorys jest taką „jazdą obowiązkową”, zaliczaną od czasów szkoły podstawowej. Jest postacią zbyt poważaną, by mogła stać się częścią życia codziennego, o kulturze masowej nie mówiąc. Nie to, co Janosik.

JANOSIK DLA MAS

Na Słowacji dzisiaj go pełno. Jest wszędzie. Historie z jego życia można odnaleźć w filmach fabularnych i animowanych, nawet w ulubionej śpiewogrze „Na szkle malowane”(o której prawdopodobnie mało który Słowak wie, że została stworzona przez polskich autorów: Katarzynę Gaertner i Ernesta Brylla). Janosik jest częścią słowackiego folkloru i wystąpień słowackich polityków. To także stały element współczesnych dzieł sztuki. Często bywa wykorzystywany w reklamach. Zbójnik zainspirował nawet twórców komiksu.

Janosik (właśc. Jánošik – przyp. red.) jest też wdzięcznym bohaterem dla przemysłu turystycznego. I to nie tylko w swojej rodzinnej wsi Terchova na Orawie – 20 km na wschód od Żyliny i nawet nieco bliżej granicy Polski. W całym kraju, nie pomijając Bratysławy, można znaleźć restauracje, które swoim wyglądem, menu czy choćby jednym daniem nawiązują do legendarnego zbójnika. Oferują zgłodniałym gościom np. potrawę o nazwie Janosikovy cop (Warkocz Janosika), czyli kilka splecionych ze sobą pasków mięsa. „Karczmę Janosika” można zresztą znaleźć także na węgierskim pogórzu – w okolicy miasta Pilis, gdzie mieszka duża część słowackiej mniejszości na Węgrzech.

Janosik to jednak temat wybuchowy. Dotyka najbardziej czułych miejsc narodowego bohaterstwa oraz jasnych i ciemnych stron słowackiej dumy. O tym, że tak właśnie jest, świadczy choćby ten współczesny dowcip: „Co jest aktem największej odwagi na Słowacji? Wejść w Terchovej do gospody i powiedzieć po czesku na głos, że Janosik był Węgrem. A do tego Żydem”.

ROMANTYCZNY MIT

Słowackie legendy o Janosiku, choć różnią się w szczegółach, to konsekwentnie przedstawiają go jako bohatera bez skazy. Jako tego, który „zabierał bogatym i dawał biednym”, bronił poniewieranych chłopów i karał okrutnych panów. Mówiąc po dzisiejszemu: czynił świat bardziej sprawiedliwym i chciał, by był lepszy. Zbójnikiem został, bo nie miał innego wyjścia po śmierci ojca, zabitego na rozkaz jednego z możnowładców. „Mój ojciec był dobrym człowiekiem, ja zostałem zmuszony do tego, by zostać zbójnikiem, ponieważ stała się wielka krzywda” – tak swoje zbójnickie początki przedstawiał sam Janosik.

Opowieści zgadzają się, że bohater otrzymał od nimf wodnych cudowne moce, dzięki którym był silniejszy i bardziej wytrzymały od innych. Po pierwsze: pas, który dawał mu wielką siłę w rękach. Po drugie: koszulę, która go chroniła przed kulami i cięciami szabli. Po trzecie: ciupagę, która była w stanie sama razić i ciąć atakujących go wrogów. Według jednej z wersji opowieści źródłem jego nadludzkiej siły były także (podobnie jak u biblijnego Samsona) długie włosy. Nigdy ich nie obcinał i zwykle związywał je w warkocz.

Bohatera o nadludzkiej sile można było pojmać tylko podstępem, zdradą. I tak też się stało. Kto zdradził? Zwykle jako sprzedawczyk pojawia się jeden z jego zawistnych kompanów, choć wymienia się także porzuconą przez zbójnika kochankę. W najczęściej spotykanej wersji żołnierze cesarza nachodzą Janosika w gospodzie, w której zdrajca (lub zdrajczyni) rozsypał(a) pod stopami bohatera ziarna grochu, by ślizgał się na nich i nie był w stanie uciec. Nawet jednak i wtedy Janosik dawał sobie z żołnierzami radę. Wówczas zdradziecki głos doradził napastnikom, by przecięli pas, z którego zbójnik miał czerpać swoją siłę. Jeszcze wcześniej schowano mu wierną ciupagę, ale ona – słysząc odgłosy walki – sama ruszyła swemu panu na pomoc. Nie była jednak w stanie szybko przebić się przez potrójne drzwi, za którymi została zamknięta.

Sąd skazał Janosika na śmierć. Według legendy mógł jej jednak uniknąć, ponieważ cesarz gotów był go ułaskawić. Pod jednym wszakże warunkiem – że zbierze gromadkę wojaków, stworzy oddział i poprowadzi go do walki przeciwko Turkom, zagrażającym granicom cesarstwa. „Jeśli mnie upiekliście, to teraz sobie mnie zjedzcie”, miał odpowiedzieć Janosik. W ogóle czuł się dość pewnie. Idąc na szubienicę, zapalił sobie fajkę, zatańczył zbójnickiego, a na koniec sam wskoczył na hak, na którym miał zostać powieszony. Nieodzowną częścią mitu Janosika jest podkreślanie jego szczodrości dla biednych i swych uciskanych ziomków. Porozdawał im większość swych łupów, łącznie z zagrabionymi terenami. Z braku lepszej podręcznej miary wymierzał je „od dębu do dębu” – od jednego drzewa do drugiego. Przy takiej hojności aż dziwne, że Janosikowi jeszcze udało się poukrywać w górach jakieś skarby. Leżą tam do dziś. Tak samo jak i wbita w pień drzewa ciupaga, która czeka na pojawienie się nowego bohatera, mającego pójść w ślady jej pierwszego właściciela.

BYŁ SOBIE ZBÓJNIK

 

Późniejszy herszt zbójeckiej bandy Juraj Janosik tak naprawdę urodził się w styczniu 1688 r. w gminie Terchova u podnóża Małej Fatry. Stracony został po krótkim, dwudniowym procesie, w dość okrutny – nawet jak na tamte czasy – sposób. Został mianowicie powieszony na haku za żebro w Liptowskim Mikulaszu 17 marca 1713 r. Co ciekawe, słynny polski serial telewizyjny o Janosiku z 1973 r. przenosi życie Janosika w XIX w.

O życiu Janosika nie wiemy praktycznie nic aż do końca 1707 r., kiedy to miał dołączyć do grupy kuruców – antyhabsburskich powstańców, prowadzonych przez księcia Franciszka II Rakoczego. Długo jednak między nimi miejsca nie zagrzał. Już w następnym roku oddziały te doznały porażki w bitwie pod Trenczynem. Janosik, a wraz z nim wielu jego kolegów, dostał się do cesarskiej niewoli. Czy potem dobrowolnie założył habsburski mundur czy też nie, tego dzisiaj już nie wiadomo. W każdym razie służył w garnizonie na zamku w Bytczy, kilkanaście kilometrów od Żyliny. Tam poznał zbójnika Tomasza Uhorczika. Ten był na zamku więziony, a Janosik miał pomagać mu w ucieczce. I to właśnie Uhorczik namówił Juraja do zbójnictwa.

W 1710 r. Janosik wyszedł z wojska i dołączył do bandy Uhorczika. Gdy jakiś czas później herszt zdecydował się zacząć praworządne życie pod innym nazwiskiem, Janosik przejął dowództwo nad jego ludźmi. To zresztą w domu Uhorczika Janosik bawił w 1713 r., gdy przyjechali po niego cesarscy żołnierze. Przy okazji zamknęli także gospodarza. Nawrócenie się chyba tak do końca mu się nie udało.

Na terenach dzisiejszej Słowacji zbójnictwo kwitło. Od XVII do XIX w. łupiły tu setki, jeśli nie tysiące zbójników. W dokumentach z tamtych czasów znaleźć można nazwiska wielu z nich. Dlaczego jednak spośród wszystkich najbardziej znany stał się Janosik? Dlaczego jego sława rozlała się na całą Słowację, a on sam zyskał status bohatera narodowego? To pozostaje wciąż zagadką. Z całą pewnością nie popełnił aż tak wielu przypisywanych mu obecnie czynów. W ogóle jego zbójnicka kariera trwała bardzo krótko. Łupił w sumie nieco ponad rok, od jesieni 1711 do zimy 1712 r. W rzeczywistości aktywny był jedynie przez kilka letnich miesięcy 1712 r. – jak pisze w książce „Nasze słowackie mity” etnografka Jana Hloszkova. To w sumie zrozumiałe, bo z powodu śniegu i mrozu w zimie zbójnicy mieli – jakby się dzisiaj powiedziało – wolne.

Choćby dlatego zbójnicki epizod Janosika musiał mieć siłą rzeczy raczej lokalny charakter. Ograniczony do północno-zachodniej części dzisiejszej Słowacji i przylegających bezpośrednio części Śląska i Moraw. A i jego zbójnickie akcje nie były niczym wyjątkowym – przynajmniej jeśli popatrzymy na to, co zarzucano mu oficjalnie przed sądem. Ot, kradzieże i pobicia. Jak można wnioskować z dokumentów, lokalne władze na Orawie tak naprawdę najbardziej zezłościło złupienie przez Janosika małżonki jednego z wysokich urzędników cesarskich. Mogło to bowiem odbić się negatywnym echem w samym Wiedniu.

Dokumenty z tamtej epoki nie potwierdzają też tego, za co większość ludzi Janosika lubi, a nawet szanuje – przekazywania łupów biednym. Znamy tylko jeden taki przypadek: gdy Janosik rozdawał zagrabione przez swoją bandę pierścionki mieszkającym w Terchovej dziewczynom. Kilka razy wspomina się także, że pożyczył komuś pieniądze. I tyle. Koniec. Żadnej wielkiej akcji charytatywnej nie prowadził.

Co w takim razie mogło uczynić z Janosika postać wyjątkową? Dlaczego to właśnie on stał się najbardziej znanym słowackim łupieżcą i zabijaką? Może to, że nawet jak na zbójnika Janosik zmarł bardzo młodo – miał ledwie 25 lat. Inni z rzadka dożywali późnego wieku, jednak żyli kilkanaście lat dłużej. Do powstania Janosikowego mitu przyczynił się pewnie też sposób, w jaki zachowywał się przed egzekucją. Ponoć szedł na nią z podniesioną głową. Podziw wzbudzało także i to, że na torturach, które trwały kilka godzin, nie zdradził żadnego z kompanów. Mówił jedynie o tych, którzy już nie żyli. W oczach prostego ludu z pewnością pomogło mu również to, że nigdy nikogo nie zabił. Zarzucano mu co prawda jedno zabójstwo, ale nie zostało mu ono udowodnione.

Według słowackiego historyka Jozefa Koczisza i jego książki „Janosik nieznany”, wyjątkowe znaczenie postaci tego zbójnika w świadomości ludzi wynikało także i z tego, że – w odróżnieniu od innych zbójów – był politycznie uświadomionym bojownikiem o wolność. Po porażce Rakoczego Janosik, według Koczisza, poważnie myślał o tym, by powstanie rozpocząć na nowo. Cały czas był w kontakcie z niedobitkami żołnierzy księcia, którzy uciekli do Polski. Namawiał ich, by gromadzili pieniądze na utworzenie nowego powstańczego oddziału.

Coś musi być w tej teorii na rzeczy. Po zatrzymaniu Janosika, podczas przesłuchania, pytano go właśnie o kontakty z ludźmi Rakoczego. Ale równie dobrze może to świadczyć o paranoi prohabsburskiej szlachty, a nie o rzeczywistych działaniach Janosika. Sam fakt przedstawiania tej wersji wydarzeń może być kolejnym sposobem kreowania jego legendy.

To, że największym bohaterem Słowacji stał się nie kto inny, tylko zbójnik – człowiek z biednego środowiska – nie jest wcale niezwykłe. Współgra z tradycyjną definicją Słowaków, świadomie budowaną przez część inteligencji. Zakłada ona, że to chłopski naród – w przeciwieństwie do ciemiężycieli spośród węgierskiej szlachty i niemieckiego mieszczaństwa. Najczęstszym przykładem tej plebejskości oraz ucieleśnieniem wszystkich cech narodowych ma być właśnie nie kto inny, jak pasterz. Kultura pasterska, góralska w szerszym kontekście kreowana jest jako kultura słowacka. A kimże jest pochodzący z gór zbójnik, jeśli nie bardziej aktywną formą pasterza?

JANOSIKOWANIE

Rozwijanie mitu Janosika w sposób przemyślany oraz wykorzystywanie go do celów politycznych zaczęło się tak na dobre w wieku XIX. Była to forma boju Słowaków o prawa narodowe, polityczne i społeczne w części cesarstwa, zdominowanej wówczas przez Węgrów. Doszło do tego, że Janosik stał się niemal Mesjaszem – ucieleśnieniem walki przeciw wszelkiemu naciskowi. Do tego nawiązywali zresztą po II wojnie światowej komuniści, którzy z Janosika uczynili swego ideowego pradziada. Przechwalali się, że dopiero im udało się zrealizować zapoczątkowane przez niego idee społecznej sprawiedliwości. I dopiero oni wprowadzili w życie głoszone przez niego hasła o władzy w rękach ludu. W komunistycznej Czechosłowacji nic nie mogło ochronić Janosika przed tym, by stał się oficjalnym narodowym bohaterem, symbolem na monetach, rewersem państwowych odznaczeń.

W kręgach literackich i intelektualnych w tych czasach trwał spór o to, na ile Janosik i ukute od jego nazwiska pojęcie „janosikowania” odzwierciedlają słowacki narodowy charakter. I czy chodzi w tym przypadku o coś dobrego, czy złego? Pytano też o to, jak ocenić bunt jednego człowieka, który według krytyków zawsze jest działaniem niekonstruktywnym i na krótką metę.

Logiczną reakcją na takiego pozytywnego bohatera, na siłę wciskanego masom, oraz na nadużywanie jego postaci i wizerunku dla państwowych celów było pojawienie się Janosika- antymitu. Stał się on wówczas bohaterem dziesiątek dowcipów i parodii. Według jednego z najlepszych słowackich aktorów i humorystów Juliusa Satinskiego, wygląda to następująco. Janosik jest starszym panem, który wyciera sobie okulary, a pracownikom Wydziału Etnografii Słowackiej Akademii Nauk tak wykłada swoją zasadę życia: „Bogatym zabieram, rozdaję biednym – ale rady”.

Tak samo do języka powszechnego weszły porzekadła ze sztuki „Jááánosííík”, wystawionej przez Radosiński Teatr Naiwny z Bratysławy. Parodiuje ona socjalistyczne umiłowanie sztuki ludowej oraz rolę bohatera, w którą otoczenie Janosika próbuje go na siłę wcisnąć. On sam stara się z tego jakoś wykręcić. „Ja mam być wzorem? A wy w tym czasie po domach będziecie bąki zbijać, co?”, mówi Janosik swym ziomkom. A gdy dotrze do niego, że swej doli raczej nie uniknie, dodaje ze smutkiem: „Trzysta lat będzie się mną karmić literatura, sztuka, film. A ja sam nawet trzydziestki nie dociągnę”.

JANOSIK WSPÓŁCZESNY

Rozbieżne postrzegania Janosika są obecne na Słowacji także i dzisiaj. Do umacniania mityczno- ideologicznego (a przy okazji parodystycznego) obrazu Janosika w dużym stopniu przyczynia się obecny rząd premiera Roberta Fico. To on, stojąc na czele koalicji partii populistyczno-lewicowo-nacjonalistycznych, ogłosił Janosika wzorem dla swojego rządu. Oczywiście nie opuścił obchodów 320. rocznicy jego narodzin, które przed rokiem odbyły się w Terchovej. W wygłoszonej przy tej okazji mowie w ostrych słowach wystąpił przeciwko wszystkim tym, którzy nie podzielają jego poważania dla „legendy i symbolu słowackiego narodu”. A także przeciw tym, którzy nie popierają starań rządu, by w duchu Janosika „wprowadzać w życie elementy solidarności i społecznej sprawiedliwości”. W Anglii, według Fico, nikt nie pozwoliłby sobie napisać o Robin Hoodzie, że był kryminalistą. Dlatego, jego zdaniem, na Słowacji podobne rzeczy o Janosiku mogą mówić jedynie ci, którzy są „duchowo bezdomni”.

Obecny rząd słowacki odwołuje się do byłego kapitana zbójników niemal na każdym kroku. Od roku zresztą jest to już nie kapitan, ale major Janosik. W styczniu ub.r. ze swojego stanowiska musiał odejść minister obrony Frantiszek Kaszicky. Podczas pożegnania z premierem przekazał mu małą figurkę zbójnika i poinformował, że jedną z jego ostatnich decyzji było „symboliczne awansowanie Janosika do stopnia majora in memoriam”.

Premier Fico, jak i jego koalicyjni partnerzy, nie uświadamiają sobie, niestety, że takie nachalne wykorzystywanie postaci zbójnika ma i swoje złe strony. Było to widać choćby przy nadaniu Janosikowi stopnia majora. Minister obrony, który to robił, odchodził ze swojego stanowiska w związku z podejrzeniami o ustawianie państwowych kontraktów, z których pieniądze miały trafiać do zwolenników partii premiera.

Dlatego na dzisiejszej Słowacji Janosik nie jest już tylko symbolem pewnej solidarności, ale i wprost tego, co robił w swoim życiu – czyli bogacenia się kosztem innych oraz zabierania i rozdawania nie swojego majątku. „Janosik był zwykłym zbójnikiem, ale Slota jest chyba jeszcze większym”, podsumował lapidarnie coraz częstszy dziś stosunek Słowaków do postawy Janosika jeden z mieszkańców Orawy, rodzinnego regionu rabusia. Nawiązał w ten sposób do szefa jednej z partii rządzącej koalicji – nacjonalisty Jana Sloty, słowackiego odpowiednika Leppera. Slota znany jest ze swego luksusowego stylu życia i wielkiego bogactwa, którego raczej nie zgromadził tylko i wyłącznie z pensji polityka. Takie postępowanie rządzących budzi sprzeciw. W Bratysławie można już zobaczyć plakaty głoszące dużymi literami: „Słowacja potrzebuje fachowców, nie Janosików”.