Co łączy Reymonta, słynny polski pawilon na wystawie w Paryżu i eleganckie meble noblisty?

Jeden człowiek i jego majątek – poznajcie Józefa Czajkowskiego, ojca polskiego designu.
Co łączy Reymonta, słynny polski pawilon na wystawie w Paryżu i eleganckie meble noblisty?

Władysław Stanisław Reymont (1867–1925) zawsze narzekał na brak pieniędzy. Będąc w ciągłych podróżach, marzył o stabilizacji, o własnym domu. Choć jako syn organisty pochodził ze społecznych nizin, zdobył uznanie jako pisarz i stał się miłośnikiem dzieł sztuki. Chciał żyć otoczony pięknymi przedmiotami, eleganckimi meblami… Oczywiście u boku swej wybranki: pięknej i inteligentnej Aurelii Szabłowskiej z domu Schatzschnejder. Problem w tym, że ona była mężatką, a unieważnienie małżeństwa okazało się długą i kosztowną procedurą.

Fortuna koleją się toczy

Kłopoty finansowe Reymonta prysły 18 lutego 1901 r., gdy dostał pokaźne odszkodowanie jako jedna z ofiar zderzenia pociągów na trasie Warszawa–Skierniewice 13 lipca roku 1900. Jak wspominał znajomy pisarza Stefan Talikowski w książce „Reymont w kręgu rodzinnym”, 5 osób zostało zabitych, 17 rannych. Na oczach Reymonta zginęła jego znajoma p. Gadomska. Wina kolei była bezdyskusyjna, więc pisarz wystąpił o odszkodowanie. 

Jak donosił kilka lat temu „Dziennik” (powołując się na badania historyka literatury z Polskiej Akademii Nauk Krzysztofa Mrowcewicza) przyszły noblista, autor „Ziemi obiecanej” i „Chłopów”, mógł dzięki tym pieniądzom skupić się na pisaniu. Wymagało to jednak pewnego… oszustwa. Otóż Reymont trafił do szpitala z dwoma złamanymi żebrami, ale dr Jan Roch Raum w swoim raporcie wskazał, że poszkodowany ma ich złamanych 12, a także inne kontuzje i „nie wiadomo, czy będzie nadal zdolny do pracy umysłowej”. W efekcie pisarz dostał wysokie odszkodowanie wynoszące 38,5 tys. rubli, co – jak pisał „Dziennik” – mogłoby wystarczyć na zakup nawet kilkunastu warszawskich kamienic! 

To przesadny szacunek. Dla porównania: w 1900 r. Komitet Sienkiewiczowski kupił twórcy „Trylogii” majątek w Oblęgorku za 51 tys. rubli. O tym, że sytuacja Reymonta nie była wcale różowa, wspominała też Barbara Koc w książce „Reymont: opowieść biograficzna”, cytując następujący list pisarza: „Wypłacili mi dzisiaj 38 500 rubli odszkodowania, dosyć, jeśli na pogrzeb – za mało, jeśli na życie. Cezary Jellenta, który prowadził mi tę sprawę z koleją – w imię koleżeństwa i przyjaźni obłupił mnie ze skóry! Pocieszam się, że tylko pięć tysięcy rubli kosztowało mnie to złudzenie; mogło wypaść jeszcze drożej – i boleśniej”. Autorka podkreśla też, że zdrowie Reymonta istotnie było w kiepskim stanie, pisarz musiał kurować się w kraju i za granicą.

W każdym razie pieniędzy starczyło na opłacenie adwokatów w sprawie o unieważnienie małżeństwa Aurelii (co łączyło się z podróżami do Rzymu). W 1902 r. Władysław i Aurelia mogli wziąć ślub w Krakowie, a wśród zaproszonych gości był Stanisław Wyspiański. 

 

Żona, dom i meble Czajkowskiego

Reymontowie podróżowali, gościli na salonach i zapraszali przedstawicieli ówczesnej elity: znanych literatów, malarzy, aktorów, polityków i uczonych. Reymont pisał, a Aurelia pragnęła własnego domu. Z czasem znów zaczęło brakować pieniędzy. Mimo to w 1920 r. pisarz zakupił pałac w Kołaczkowie koło Wrześni, który dziś stanowi miejscową atrakcję turystyczną. Jednak Aurelia nie lubiła domu na prowincji, chciała żyć w Warszawie. Zatem Reymont w 1923 r. wpłacił pewną kwotę pieniędzy na mieszkanie w budowanej kamienicy przy ulicy Górnośląskiej. 

Tymczasem w Kołaczkowie żona pisarza gromadziła obrazy, piękne meble i kosztowne przedmioty. Tworzyła gustowne, wytworne wnętrza, które rekompensowały brak elektryczności. „Mieszkania Reymontów były zawsze ładnie urządzone (…). Całe urządzenie mieszkania miało charakter zachodnioeuropejski, kulturalny, ale nie polski. Widocznie stałe podróże i przypadkowe nabytki wywarły tu swe piętno. Wyjątek stanowiła jadalnia. Jesionowe umeblowanie wykonane zostało w Polsce według projektu Józefa Czajkowskiego”, wspominał w swej książce kuzyn Aurelii Stefan Talikowski. 

Józef Czajkowski (1872–1947) to projektant słynnego pawilonu narodowego pokazanego w Paryżu na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej i Nowoczesnego Przemysłu w 1925 r. Była to pierwsza światowa wystawa, na której Polska zaprezentowała się publiczności po odzyskaniu niepodległości. 

„Budynek składał się z kwadratowego dziedzińca, ośmiobocznej sali głównej oraz prostokątnego pomieszczenia zamykającego pawilon. Porównywana do kryształu górskiego wieża, która stanowiła przykrycie sali honorowej, przywodzi na myśl ekspresjonistyczne projekty szklanej architektury. 

Formy krystaliczne, licznie zastosowane w bryle budynku, meblach i innych elementach wystroju, stanowiły swoisty lejtmotyw polskiej ekspozycji. Niezwykła iglica doskonale spełniała swoją rolę, przyciągając wzrok zwiedzających” – czytamy w opisie wystawy „Sztuka wszędzie” niedawno goszczącej w Zachęcie, gdzie można było obejrzeć jego rekonstrukcję. W 1925 r. w Paryżu posypały się nagrody. Polacy zdobyli ich ok. 170, a Czajkowskiego nagrodzono Grand Prix.

 

Trop w Starym Teatrze 

Co stało się ze wspomnianym w książce o Reymoncie jesionowym umeblowaniem, wykonanym dla pisarza według projektu Czajkowskiego? Zanim trafiło do prywatnego mieszkania Reymonta, można je było obejrzeć w Warszawie w 1908 roku w Zachęcie. Pisała o tym w „Polskiej sztuce stosowanej XX wieku” profesor Irena Huml, autorytet w dziedzinie polskiej sztuki użytkowej i designu. Jednak co najważniejsze, umeblowanie przetrwało w świetnym stanie do dziś. „Obecnie ten komplet mebli znajduje się w Kołaczkowie. Muzeum Literatury otrzymało je jako dar z zapisu testamentowego i przekazało w depozyt do dawnej posiadłości Reymonta” – wyjaśnia „Focusowi Historia” Malwina Domagała, historyk sztuki z Muzeum Literatury w Warszawie, doktorantka badająca twórczość Józefa Czajkowskiego. 

Wskazówką, że na pewno chodzi o te właśnie meble, jest inny komplet, zaprojektowany przez Czajkowskiego. „W latach 1903-1906 przebudowano gmach Starego Teatru w Krakowie. Miała tu powstać m.in. sala restauracyjna. Współpracę zaproponowano Józefowi Czajkowskiemu, który był malarzem, architektem, wykładowcą, jednym z prekursorów sztuki dekoracyjnej. Czajkowski kreował przestrzeń otaczającą człowieka łącząc piękno z funkcjonalnością, nasycając ją narodową interpretacją. Wśród mebli zaprojektowanych do wnętrz tego budynku był tzw. zestaw jadalny – tłumaczy Malwina Domagała. – Patrząc na czarno-białą fotografię zamieszczoną w piśmie »Sztuka Stosowana« z 1906 r., pokazującą meble z sali bufetowej Starego Teatru, można stwierdzić, że stanowiły wzorzec dla kompletu mebli do jadalni Reymonta. Jest to unikatowy, zachowany do naszych czasów wzór koncepcji mebla, który łączył elementy snycerki góralskiej regionu zakopiańskiego z elegancją mebli biedermeierowskich o proweniencji zachodnioeuropejskiej, co wynikało z ówczesnych  potrzeb społeczeństwa. Reymont zapewne widział go  i zamówił u projektanta niemal identyczny”.

Można nawet spróbować odtworzyć okoliczności, w jakich Reymont poznał Czajkowskiego. Malwina Domagała dodaje: „Następstwem wypadku kolejowego z 1900 r. była długotrwała kuracja Reymonta, rozpoczęta w krakowskiej lecznicy. Do Krakowa pisarz będzie powracać wielokrotnie. Zapewne bywał na spektaklach teatralnych, bowiem teatr fascynował go od wczesnych lat młodzieńczych. Być może widział »Wesele« Stanisława Wyspiańskiego, gdzie z powodzeniem grała przyszła żona Czajkowskiego. Może Reymont poznał wówczas młodego, zdolnego projektanta?”.

 

Dreszcze i Duchy

Reymonta los potraktował okrutnie. Nie dane mu było ani w pełni nacieszyć się sławą po zdobyciu Nagrody Nobla (przyznanej w 1924 r.), ani rozkoszować się urodą majątku w Kołaczkowie (nabytego w 1920 r.), ani wygodą nowego mieszkania w Warszawie (przebywał tam jedynie 2 miesiące). W tym ostatnim miejscu (budynek do dziś istnieje) zmarł w  1925 r. Co ciekawe, to tam pisarz został następnie zabalsamowany. We własnej łazience! Talikowski wspominał ze zgrozą, że było to „straszne i nikomu niepotrzebne”. „Reymont leżał już w trumnie ustawionej w jego gabinecie, ubrany we frak. Reymontowa pragnęła jeszcze podłożyć mu pod głowę poduszeczkę i prosiła mnie, żebym go uniósł. Kiedy podsunąłem mu ręce pod plecy, nastawiony na dźwignięcie ciężaru – oniemiałem. Ciało było lekkie, nie stawiało prawie oporu. Zapomniałem o tym nieszczęsnym balsamowaniu” – pisał.

To niejedyna opowieść z dreszczykiem, dotycząca byłych mieszkań Reymonta. Ponoć w  pałacu w Kołaczkowie „straszyło” i trudno było znaleźć chętnego, który spędziłby tam noc. Może znajdą się jednak chętni, aby sprawdzić, czy nocą same przesuwają się meble Czajkowskiego?