Seksualne placebo. Jak potęga sugestii wpływa na nasze życie erotyczne?

Przez stulecia medycyna niewiele miała do zaoferowania dotkniętym impotencją. Ale wykorzystywanie siły sugestii przynosiło dostatecznie dobre efekty. Ludzkość dorobiła się więc bogatego arsenału specyfików leczących zaburzenia seksualne. Przedstawiamy fragment najnowszej książki Erika Vance’a „Potęga sugestii”.
Seksualne placebo. Jak potęga sugestii wpływa na nasze życie erotyczne?

Seksualne placebo są prawdopodobnie starsze niż jakakolwiek forma podatności na sugestię. Przez tysiące lat ludzkość dorobiła się bogatego i urozmaiconego arsenału specyfików leczących zaburzenia seksualne u mężczyzn i wzmacniające zadowolenie u kobiet. Amatorom doskonalenia łóżkowej sprawności różnorakie kultury proponują między innymi żeń-szeń, sproszkowany tygrysi penis, wyciąg z kory johimby afrykańskiej (Pausinystalia johimbe), kaczy płód ugotowany żywcem, korę sosny nadmorskiej (Pinus pinaster), móżdżek żywej małpy, epimedium wielokwiatowe, strzykwy, psie mięso i – naturalnie – ostrygi.

To prawie oczywiste, że dopamina i seks są silnie ze sobą związane. Bo w końcu co może być bardziej satysfakcjonujące – ewolucyjnie, biologicznie i indywidualnie – od seksu? W oczywisty sposób w jego fizjologii i czerpaniu z niego przyjemności kolosalną rolę odgrywa oczekiwanie. Uczeni przyglądają się  dopaminowej zapaści, którą u kochających się osób wywołuje długotrwały brak zbliżeń. (Zbliżenie w tym sensie oznacza czułe, erotyczne przytulanki. Bez nich krzywa dopaminowa z czasem się spłaszcza. Jest to częścią tak zwanego efektu Coolidge’a. Najlepszym sposobem na przywrócenie libido do pierwotnego poziomu jest nowy partner (to działa na obie płcie, ale mocniej na samce). Imienia efektowi użyczył prezydent Stanów Zjednoczonych. Na uwagę małżonki, która [podczas zwiedzania fermy drobiu] zwróciła mu uwagę na liczbę stosunków odbywanych dziennie przez koguta, Calvin Coolidge miał odpowiedzieć pytaniem: „A czy za każdym razem z tą samą kurą?”).

Rewolucja UK 92480

Przez setki lat jedynym lekiem na potencję były rozmaite formy sugestii. Sytuację mężczyzn odmieniła synteza UK 92480. Na początku lat 90. XX wieku naukowcy zatrudnieni przez koncern farmaceutyczny Pfizer pracowali nad substancją leczącą niektóre niedomagania serca. Lek nie spełnił oczekiwań, ale w trakcie I fazy badań klinicznych okazało się, że wśród skutków ubocznych jeden był nader osobliwy. Mężczyźni kilka dni po zażyciu doświadczali imponującej erekcji. Koncern zamiast potraktować rzecz anegdotycznie, zmienił strategię. Tak się narodził cytrynian sildenafilu, wprowadzony w 1997 roku do obrotu jako viagra. I prawie z dnia na dzień wyleczone zostały wszystkie zaburzenia erekcji poza najpoważniejszymi przypadkami. Nigdy wcześniej wszystkie prastare ziołowe specyfiki i inne alternatywne formy leczenia nie trafiły tak szybko do lamusa. Po co wydawać tysiąc trzysta dolarów na proszek z tygrysiego penisa lub sto dolarów na gram maczużnika (kordycepsu) chińskiego (Ophiocordyceps sinensis), gdy erekcję gwarantuje wydatek niespełna dwóch dolarów?

Przy okazji viagra dostarczyła wiele okazji do badania placebo w zaburzeniach erekcji. Wczesne testy wykazały, że w nieco ponad połowie przypadków viagropodobne specyfiki natychmiast skutkowały erekcją u osób dotkniętych jej zaburzeniami. Przy odrobinie wytrwałości i cierpliwości satysfakcji doznawało ponad osiemdziesiąt procent. Przypuszczalnie nikogo nie zdziwi, że grupa otrzymująca placebo miała się gorzej, choć nie tak źle, jak można by oczekiwać. Około dwudziestu procent biorących placebo miała erekcję zaraz po zażyciu tabletki, mniej więcej połowa, gdy okazała wytrwałość. Nawet mężczyźni pozbawieni wzwodu z powodu urazu kręgosłupa potrafili uprawiać seks po wzięciu placebo.

I na odwrót – pojedyncze badanie wykazało, że informacja o tym, że zażywany lek wywoła zaburzenia erekcji, spadek libido albo kłopoty z wytryskiem, trzykrotnie zwiększa ryzyko ich wystąpienia w porównaniu z osobą nieświadomą takich ujemnych skutków. Mamy seksualne nocebo.

Oczekiwanie odgrywa też pewną rolę w zaburzeniach seksualnych kobiet, choć – jak można było się spodziewać – badań w tej dziedzinie wykonano dużo mniej.

 

Wyniki eksperymentu z udziałem niewielkiej grupy sugerują, że zakłócone pobudzanie i anorgazmia ustępują po zażywaniu placebo przez co najmniej osiem tygodni, głównie u starszych kobiet i przy dłuższym obcowaniu z partnerem. Długie lata naukowcy poszukiwali kobiecej viagry, zwłaszcza specyfiku przeznaczonego dla pań po menopauzie. Kilka opracowanych działało bardzo skutecznie, ale nie dostały certyfikatu. Powodem nie była duża reakcja na placebo, lecz przykre skutki uboczne, między innymi osłabienie, zawroty głowy i nudności. W końcu w sierpniu 2015 roku FDA dopuściła na rynek flibanserynę (Addyi), tylko dziesięć procent skuteczniejszą niż placebo. Zażywanie specyfiku wymaga całkowitej rezygnacji z alkoholu. Oszałamiającej popularności lek dotąd nie zdobył.

Placebo na niepłodność

Placebo od lat pomaga kobietom walczyć z niepłodnością. W nadziei na zajście w ciążę poddają waginy kąpielom parowym, noszą kamienie księżycowe, pocierają brzuchy ciężarnych, brzuchy posągów, na noc poślubną przywiązują do łóżka kwokę, noszą pomarańczowe dessous, objadają się kwiatami lotosu, składają ofiarę z królika i kołyszą pustą kołyską (to przypuszczalnie zabieg najbardziej przyprawiający o gęsią skórkę). W Irlandii dawniej nakłaniano młode pary do upijania się miodem pitnym (jeśli się  zastanowić, wiele par zasadniczo to samo robi i dziś).

Być może niektóre dawne zielarskie leki sprzyjające płodności – rozmaryn [lekarski], pietruszka i orzechy laskowe – istotnie mają dotąd niepoznane mechanizmy działania i walory farmakologiczne. A może to tylko statystyka? Im dłuższy czas i większa liczba wypróbowywanych przez parę remediów, tym większe prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. A może jeszcze coś? Liczna grupa specjalistów podpowiada, że może istnieć związek między stresem a bezpłodnością. Większość lekarzy powie, że starając się o poczęcie, należy unikać stresu. Niewiele na to wiarygodnych dowodów, ale są. Z przeprowadzonego w 2014 roku na Stanowym Uniwersytecie Ohio badania pięciuset par, wynika że najbardziej zestresowane kobiety będą narażone na kłopoty z poczęciem o trzydzieści procent częściej niż inne. Są też badania wskazujące, że niezachodzenie w ciążę z większym prawdopodobieństwem wywoła zaburzenia erekcji u partnera. I tak piłeczkę można odbijać w tę i we w tę.

Gdy mowa o reprodukcji człowieka i oczekiwaniu, zaburzenia erekcji i viagra wciąż zapewniają najlepszy wgląd w to, jak mózg pociąga za sznurki, decydując o funkcjonowaniu pozostałych części ciała. Viagra zaoferowała też niebywałą okazję do przyjrzenia się, co się dzieje, gdy tysiące lat podatności na sugestię zderzają się z bardzo skutecznym lekiem. Zaburzenia erekcji to na przestrzeni wieków jedno z najpopularniejszych pól działania niekonwencjonalnych remediów. Czy zatem dostępność viagry spowoduje, że małpi móżdżek i epimedium wielokwiatowe znikną z rynku? Niestety nie, zwłaszcza gdy chodzi o afrodyzjaki preparowane z zagrożonych wyginięciem zwierząt.

Natomiast sama viagra nieoczekiwanie zaczęła przenikać do ogólnie dostępnych specyfików alternatywnych. Szacunki FDA z 2009 roku wskazały, że ponad jedna trzecia suplementów wzmacniających wydolność seksualną zawiera substancję czynną viagry, czasem w dawce dwukrotnie większej niż prawidłowa. Wśród tych specyfików znajdują się niby-naturalne, ponętnie nazwane: Vigor-25, Lady Shanghai, True Man, Strong Testis czy Blue Steel (najwyraźniej bez cienia ironii; Blue Steel to brytyjska rakieta zdolna do przenoszenia ładunków jądrowych – przyp. tłum.). Dodawanie viagry do suplementów ziołowych świadczy o tym, że we współczesnym świecie nasze przekonania potrafią być decydujące.

 

Wiara czy viagra?

Przez stulecia medycyna niewiele miała do zaoferowania dotkniętym impotencją. Ale wykorzystywanie oczekiwania przynosiło dostatecznie dobre efekty. Potem z dnia na dzień pojawiła się viagra, niezaprzeczalnie przerastająca wszelkie formy sugestii i cudownych zielarskich terapii. Wygląda na to, że podatność na sugestię ma jednak swoje granice.

 

Jako osoba wychowywana w duchu leczenia własnego organizmu wyłącznie wiarą mam głęboko wpojony szacunek dla potęgi oczekiwania. Ale wychowany także w strachu przed aspiryną pamiętam pierwsze jej zażycie i zniknięcie bólu głowy. Wiara to coś zdumiewającego i tajemniczego, nic jednak nie robi bardziej imponującego wrażenia niż lek, który autentycznie działa. I w konfrontacji z – powiedzmy – niebotycznym sukcesem viagry kuracjom napędzanym wiarą (przekonaniami) pozostaje albo okazanie wyższości, albo kapitulacja. Bynajmniej nie marka czy wiara powodują, że viagra działa, lecz skumulowane w pigułce medycyna i skuteczne lekarstwo.

Erik Vance „Potęga sugestii”, fragment z rozdziału 7. pt. Seks, używki i….”, Wydawnictwo Burda Książki. Zamów książkę TUTAJ.

 

* Śródtytuły pochodzą od redakcji Focus.pl