Kiedy skopiujemy umysł do komputera? Wiele firm pracuje nad naszą cyfrową wiecznością [RAPORT]

Im później, tym lepiej. Udoskonalenie ludzkiego ciała przez technologię może dać nam nowe możliwości. Jednocześnie wystawia nas na nowe zagrożenia i może całkowicie uzależnić od globalnych korporacji
Kiedy skopiujemy umysł do komputera? Wiele firm pracuje nad naszą cyfrową wiecznością [RAPORT]

Potrafimy nadrukować układ elektroniczny bezpośrednio na skórę – ogłosił niedawno zespół badaczy z Uniwersytetu Penn State. Wcześniej proces taki wymagał zastosowania temperatur rzędu 300 stopni Celsjusza, które dla naszych tkanek są zabójcze. Uczeni wykorzystali jednak pastę złożoną z węglanu wapnia i alkoholu, występującą w niektórych kosmetykach. Po jej nałożeniu skóra jest chroniona przed wysokimi temperaturami, co umożliwia wydrukowanie na niej m.in. czujników wykrywających poziom natlenowania krwi czy czynność elektryczną serca. W przyszłości takie elektroniczne tatuaże mogłyby stanowić kolejny krok w jeszcze ściślejszym połączeniu człowieka z maszynami. To wizja, która od dziesięcioleci uwodzi ludzkość.

Dzięki wbudowanej w ciało elektronice mamy stać się sprawniejsi, inteligentniejsi, a nawet – jak głoszą zwolennicy ruchu zwanego transhumanizmem – uwolnić się od ograniczeń narzucanych nam przez biologię, uzyskać nieśmiertelność i możliwość kopiowania swego umysłu do nowych ciał lub wirtualnych światów w pamięci komputera. Czy czeka nas rzeczywistość rodem z książek takich jak „Neuromancer” Williama Gibsona i „Modyfikowany węgiel” Richarda Morgana lub gier w rodzaju „Cyberpunk 2077”? I czy takie zjednoczenie z maszynami faktycznie przyniosłoby nam wolność?

„Z innej, równorzędnej, oferującej przeciwstawną interpretację perspektywy owo rzekome wyzwolenie byłoby w rzeczywistości niczym innym jak ostatecznym i totalnym zniewoleniem przez technologię” – ostrzega Mark O’Connell w książce „Być maszyną”

 

URODZONE CYBORGI

Słowa „cyborg” po raz pierwszy użył w 1960 r. Manfred Clynes – neurofizjolog zastanawiający się nad przyszłością eksploracji kosmosu. Ponieważ ludzkie ciało nie jest przystosowane do funkcjonowania poza Ziemią, należy je zintegrować z technologiami, które pomogą pokonać te naturalne ograniczenia. W założeniu cyborg miał być nawet bardziej ludzki niż Homo sapiens – jego maszynowa część miała tylko chronić organizm, by mógł zająć się swobodnym myśleniem, odczuwaniem i tworzeniem. Jednak nasz związek z technologią jest znacznie głębszy. To, co wyróżnia Homo sapiens na tle innych zwierząt, to m.in. zdolność do wytwarzania coraz bardziej złożonych narzędzi. Zdaniem uczonych takich jak dr Atsushi Iriki z japońskiego Instytutu Badań nad Mózgiem RIKEN ta umiejętność odegrała kluczową rolę w naszej ewolucji. Gwałtowny rozwój zdolności intelektualnych ludzi związany był z używaniem narzędzi. – Gdy nasi praprzodkowie przyjęli pozycję wyprostowaną, umożliwiło im to używanie narzędzi z pomocą rąk. To zaś pociągnęło za sobą całą kaskadę zmian w mózgu, które powoli, acz nieubłaganie doprowadziły do ewolucji wyższych zdolności poznawczych. Tak zrodziła się samoświadomość, inteligencja i język – uważa dr Iriki.

 

Narzędzia wspomagające siłę rąk umożliwiły wczesnym hominidom przetrwanie, ale prawdziwą rewolucję zawdzięczamy dopiero technologiom poszerzającym możliwości mózgu. Pierwszą z nich było pismo wynalezione niezależnie co najmniej cztery razy w różnych częściach świata – po raz pierwszy prawdopodobnie w starożytnej Mezopotamii ponad 5100 lat temu. Tak powstała eksteligencja, czyli możliwość zapisywania złożonej wiedzy poza naszym mózgiem. Dzięki jej kolejnym wersjom, wzbogaconym m.in. o matematykę, inżynierię i nauki ścisłe, zbudowaliśmy naszą cywilizację. Wynalazki, takie jak prasa drukarska, radio czy internet jedynie napędzały ten proces.

 

CZAS TECHNOLOGICZNEJ ZIMY

Dziś większość z nas można uznać w jakimś sensie za cyborgów. Przetrwanie zapewniają nam technologie takie jak rolnictwo, ubrania, domy, pojazdy czy medycyna. – Potężne narzędzie, jakim są smartfony, rozszerza naszą inteligencję. Duża część naszego życia toczy się w świecie cyfrowym, bo prawie cały czas jesteśmy online. Jednak wizja głębszej ingerencji technologii w nasze ciała budzi obawy – wyjaśnia Adam Przeździęk, analityk trendów prowadzący bloga Mediafeed.pl. Dlatego wiele wynalazków, które miały „lada moment” zmienić nasze życie, do dziś nie znalazło szerszego zastosowania. Od dziesięcioleci takie nadzieje pokładano w wirtualnej rzeczywistości (VR). Potem rewolucji miała dokonać rozszerzona rzeczywistość (AR), czyli nakładanie obrazu wygenerowanego przez komputer na to, co widzimy.

Jednak jej sztandarowy przykład, czyli cybernetyczne okulary Google Glass zaprezentowane w 2013 r. w ogóle nie weszły na masowy rynek. – Wiele takich wynalazków po początkowej fazie zachwytu wchodzi w etap, który nazywamy technologiczną zimą. Google Glass budziły obawy związane z prywatnością, bo nigdy nie było wiadomo, czy ich użytkownik nagrywa swoje otoczenie przez wbudowaną kamerę. Gogle do VR też miały wiele niedoskonałości. Trzeba wielu lat, by dopracować takie technologie, ale to się cały czas dzieje. Np. Facebook ogłosił niedawno, że nawiązał współpracę z firmą Luxottica, znaną głównie z marki Ray-Ban. Wspólnie chcą wprowadzić na rynek elektroniczne okulary z technologią rozszerzonej rzeczywistości w przyszłym roku. To jeden z priorytetowych projektów Facebooka – mówi Adam Przeździęk.

Już dziś istnieją technologie bardziej ingerujące w ciało człowieka: rozruszniki serca, przywracające słuch implanty ślimakowe czy umieszczane w mózgu elektrody, dzięki którym możliwe jest łagodzenie objawów choroby Parkinsona. Są one akceptowane jako interwencje medyczne ratujące życie i niwelujące niepełnosprawność. Rzadko kto jednak zdecydowałby się na taki implant z ciekawości czy dla rozrywki.

 

SWE CIAŁO ZMIENIAJ ŚMIAŁO

Na taki krok decydują się dziś jedynie zwolennicy radykalnej cyborgizacji człowieka. Wszczepiają sobie pod skórę elementy, które dają im niespotykane możliwości. Najprostsze rozwiązanie to magnesy w palcach pozwalające na przyciąganie metalowych przedmiotów. Elektronika taka jak mikrokomputer Circadia pozwala monitorować temperaturę ciała albo – jak w przypadku implantu Northstar V1 – wyświetlać informacje na skórze za pomocą ukrytych pod nią diod LED. – Ludzie w porównaniu z innymi zwierzętami postrzegają bardzo niewielki wycinek rzeczywistości. Jeśli dzięki implantom uda nam się poszerzyć zakres działania naszych zmysłów, lepiej zrozumiemy inne istoty. Będziemy silniej połączeni z przyrodą i całym kosmosem. Ja dzięki antenie wszczepionej w moją czaszkę mogę dostrzegać ultrafiolet i podczerwień, niewidzialne dla ludzkiego oka – mówi Neil Harbisson, artysta i działacz na rzecz cyborgizacji. Elektroniczne zmysły pozwalają mu tworzyć przyciągające uwagę kompozycje kolorystyczne. Z kolei tancerka Moon Ribas, partnerka życiowa Neila Harbissona, ma w stopach implanty wykrywający wibracje towarzyszące trzęsieniom ziemi. Te dane wykorzystuje do tworzenia choreografii podczas występów.

 

Wiele implantów tego typu powstaje w warunkach domowych, w ramach eksperymentowania z własnym ciałem. Czasami jednak powstają z nich technologie, które oficjalnie wchodzą na rynek. Pierwszym urządzeniem tego typu był kompas North Sense wszczepiany pod skórę klatki piersiowej. Jego wibracje pozwalały się zorientować, gdzie jest magnetyczna północ. Jednak produkująca go firma Cyborg Nest wycofała produkt z rynku, oferując w zamian noszony na ramieniu Sentero. Wybrała bezpieczniejszy trend cyborgizacji ubieralnej, czyli urządzeń, które nie są na stałe połączone z ciałem. Inni nie składają broni. Do sprzedaży ma wkrótce trafić implant opracowany przez Richa Lee – wynalazcę który, gdy zaczął tracić wzrok, wszczepił sobie magnesy w małżowiny uszne. W połączeniu z bezprzewodowym nadajnikiem noszonym na szyi mają mu one zapewnić możliwość orientowania się w otoczeniu dzięki wibracjom magnesów zamienianych na dźwięki.

WIZJE DIGITALIZACJA UMYSŁU – CYFROWA WIECZNOŚĆ

Najbardziej radykalną obietnicą transhumanizmu jest skopiowanie ludzkiego umysłu. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe?

Nad „mózgowym modemem” pozwalającym – na odczytanie zawartości naszych myśli pracuje wiele firm. Największy rozgłos zdobył niedawno Neuralink, założony przez Elona Muska, twórcę Tesli i Space-X. Zgodnie z zapowiedziami w niedalekiej przyszłości technologia ta pozwoli na zautomatyzowane wszczepianie elektrod do mózgu, a w konsekwencji np. komunikację z komputerem za pomocą myśli.

Specjaliści są jednak sceptyczni. – Do mózgu nie można się podłączyć w dowolnym miejscu. Podobnie jak komputer, nasz układ nerwowy ma specjalne „interfejsy” służące do wymiany informacji: nerwy łączące się z narządami zmysłów lub mięśniami. Jeśli spróbujemy odczytać dane z innej okolicy, możemy uzyskać kompletnie nieprzydatny szum – podkreśla prof. Piotr Durka z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, prezes firmy BrainTech.

Jego zdaniem wizja taka jak z filmu „Matrix”, gdzie każdy ma w głowie gniazdko zapewniające superszybkie połączenie z komputerem pozostanie fikcją. Jeszcze trudniejsze byłoby stworzenie cyfrowej kopii mózgu. Nawet skopiowanie wszystkich połączeń między 86 mld neuronów tworzących nasz układ nerwowy jest dziś niewykonalne. A możliwe, że nasz umysł zakodowany jest też w innych elementach – komórkach glejowych współtworzących mózg, a nawet innych częściach ciała, które wpływają na nasz tok myślenia. „Umysł to znacznie więcej niż informacje. To więcej niż dane. Mózg po prostu nie jest obliczalny. Nie da się go zasymulować” – uważa prof. Miguel Nicoelis z Uniwersytetu Duke, cytowany w książce „Być maszyną”.

– Rich Lee opracował też urządzenie Lovetron 9000, czyli wibrujący magnetyczny implant wszczepiany w penisa. Początkowo miała to być zabawka erotyczna sterowana bezprzewodowo przez partnerkę. Jednak Lovetron 9000 nadaje się też do terapii zaburzeń erekcji – opowiada Magda Gacyk, autorka książki „Zabawy w Boga”.

 

WŁAMANIE DO SERCA

Nieuniknione są pytania o bezpieczeństwo technologii. Chodzi nie tylko o chirurgiczną ingerencję w organizm, która może prowadzić do infekcji czy powstania blizn. Nad zdalnie sterowanym urządzeniem kontrolę może przejąć włamywacz, np. włączając na wiele godzin wibracje w penisie. – Dla pierwszych użytkowników Lovetron 9000 nie jest to problem. Podobno wielu z nich to Latynosi, dla których ważniejsze było to, że zostaną cyberkochankami – mówi Magda Gacyk. Jednak w jej książce znajdziemy też historię wiceprezydenta USA Dicka Cheneya. W 2007 r. wszczepiono mu rozrusznik serca, który lekarz mógł kontrolować bezprzewodowo przez WiFi. Ta funkcja szybko została wyłączona, ponieważ mogłaby zostać wykorzystana do cyberataku na implant i wywołania zawału serca.

Coraz bardziej realnym zagrożeniem stają się też wirusy komputerowe. Kilka lat temu brytyjski uczony dr Mark Gasson wszczepił sobie pod skórę chip, dzięki któremu mógł otwierać drzwi do laboratorium i zainfekował go wirusem komputerowym. Bardziej zaawansowane implanty będą wyposażone w skomplikowane oprogramowanie, które będzie wymagało własnych modułów antywirusowych.

Ryzykowne mogą też być nieuchronne skutki postępu technologicznego. Jeśli nasz smartfon zostanie uszkodzony albo zapragniemy lepszego modelu, wystarczy skopiować dane do nowego urządzenia, a stare oddać do recyklingu. W przypadku implantu nie będzie to takie proste, zwłaszcza gdy jego producent upadnie lub po prostu przestanie obsługiwać przestarzałą technologię. Dlatego wszelkie zapowiedzi, że już niedługo wszyscy staniemy się cyborgami, należy traktować z dystansem. Technologia jest nadal bardzo niedoskonała i nie ma pewności, czy uda się to zmienić nawet w ciągu najbliższych 20 lat.

Jest jeszcze jedno zagrożenie, które kiedyś wydawało się jedynie elementem dystopii takich jak „Cyberpunk 2077” – wszechwładza korporacji technologicznych. Już dziś mamy do czynienia z firmami, które zbierają ogromne ilości danych na nasz temat, pochłaniają rynek medialny i reklamowy, a zarazem niechętnie poddają się przepisom prawa. Jeśli takie firmy zdominują rynek cyborgizacji, może się spełnić przepowiednia o technologicznym zniewoleniu. Na najlepsze rozwiązania będzie stać tylko najbogatszych, a reszta społeczeństwa zostanie skazana na życie w znacznie gorszych warunkach i wszechobecną inwigilację.

 

NADZIEJA W HAKERACH

Pierwsze objawy widzimy już dziś. Facebook dużo zainwestował w gogle Oculus VR i zamierza je wprowadzać na rynek na większą skalę – nie jako sprzęt dla graczy, lecz dla przeciętnego użytkownika. – Dzięki temu będziemy mogli korzystać z wirtualnego biura, nie wychodząc z domu, co oczywiście może być ułatwieniem. Ale jednocześnie sprzęt do VR gromadzi wiele danych dotyczących stanu naszego organizmu, więc ich bezpieczeństwo będzie sprawą kluczową – mówi Adam Przeździęk. W wirtualnej rzeczywistości trudno by też było uciec od wszechobecnych dziś reklam internetowych.

Być może naszą jedyną nadzieją są dzisiejsi biohakerzy, którzy pracują nad swoimi implantami nie po to, by je sprzedać wielkim korporacjom, lecz by się od nich uniezależnić. – Jeden z moich znajomych cyborgów Josiah Zayner porzucił karierę w NASA, gdy okazało się, że jego wujek potrzebuje wymiany baterii w rozruszniku serca, a nie było go na to stać. Zrozumiał wtedy, że takie technologie powinny być dostępne dla każdego, powinny trafić pod strzechy – mówi Magda Gacyk.

Zdaniem Adama Przeździęka na pewno warto przyglądać się temu, co robią współcześni zwolennicy cyborgizacji. – Oni są innowatorami będącymi na samym początku procesu dyfuzji technologii, tworzą i testują na sobie rozwiązania, które w przyszłości mogą stać się powszechnie dostępne. Część z tych rzeczy nie zadziała, część zadziała i będzie widać, jakie korzyści i ryzyko ze sobą niesie – wyjaśnia. Jeśli w porę to zrozumiemy, będziemy w stanie uniknąć najgorszych scenariuszy przyszłości.

współpraca: Marcin Powęska