Czerwony Pająk, morderca ze Śląska, został stworzony przez służby specjalne? „Nie ma święta bez pogrzebu”

Ten okrutny śląski morderca po dziś dzień traktowany jest na równi ze Zdzisławem Marchwickim czy Pawłem „Skorpionem” Tuchlinem. Rzecz w tym, że zapewne wymyślił go jakiś pisarz. Albo służby specjalne.
Czerwony Pająk, morderca ze Śląska, został stworzony przez służby specjalne? „Nie ma święta bez pogrzebu”

O Lucjanie Staniaku, zwanym Czerwonym Pająkiem, można przeczytać na dziesiątkach polskich i zagranicznych stron internetowych poświęconych zbrodniom i zabójcom. Forumowicze zastanawiają się np., czy był inteligentnym przestępcą, czy można porównać go do Kuby Rozpruwacza itd. Ba, Staniak stał się inspiracją dla awangardowych artystów: Belg Danny Devos poświęcił mu pracę „Spider from Katowice”, a Polka Justyna Sztela „Szafkę czerwonego pająka”. Jednak, co najistotniejsze, Staniak trafił też do fachowych publikacji poświęconych kryminalistyce. Na przykład do „Polowania na ludzi” (polskie wydanie 1996) światowej sławy eksperta Elliotta Leytona, a spośród polskich autorów – do „Seryjnych morderców” (2001) Jarosława Stukana. Informacje o Staniaku znalazły się nawet w artykule „Polowanie na Czerwonego Pająka” w magazynie „Policja 997” (maj 2007). Jak więc można wątpić, że istniał? A jednak…

„FAKTY” O STANIAKU

Czerwony Pająk zaczął ponoć zabijać w 1964 r. Jak pisał w swojej książce Leyton: „Lucjan Staniak, dwudziestosześcioletni tłumacz zatrudniony w jednym z wydawnictw, wysłał anonimowy list do gazety: »Nie ma szczęścia bez łez, nie ma życia bez śmierci. Strzeżcie się! Jeszcze zapłaczecie z mojego powodu«. W tym charakterystycznie kwiecistym stylu ogłosił początek fali zabójstw, która wstrząsnęła krajem”. Faktycznie, seria gwałtów i mordów, których dokonał, budziła grozę. Szczególnie biorąc pod uwagę brutalne metody (użył np. szprychy, butelki, śrubokrętu), młody wiek ofiar (16–18 lat) oraz zasięg działania zwyrodnialca (Olsztyn, Warszawa, Poznań, Kraków). Na dodatek Czerwony Pająk mordował w dni świąteczne (22 lipca 1964 r., 17 stycznia 1965 r., 1 listopada 1965 r., 1 maja 1966 r., 24 grudnia 1966 r., 31 stycznia 1967 r.), ponieważ – jak pisał – „nie ma święta bez pogrzebu”.
Swoje zbrodnie komentował w korespondencji do prasy (m.in. do „Kulis” i „Przeglądu Politycznego”). „Wszystkie listy pisane były czerwonym atramentem. Pismo było delikatne niczym pajęcza sieć. Stąd powstał pseudonim mordercy” – zaznacza Jarosław Stukan w „Seryjnych mordercach”.

Ostatecznie 1 lutego 1967 r. MO aresztowało Staniaka dzięki zostawionemu przez mordercę odciskowi palca oraz… jego malarskiej pasji. Milicja podejrzewała, że listy Czerwonego Pająka były pisane ręką artysty. Staniak był zaś członkiem Klubu Miłośników Sztuki. Co więcej, na jednym z obrazów namalował kobietę, której z otwartej jamy brzusznej wyrastają kwiaty…

Leyton tak podsumował jego przypadek: „Po aresztowaniu Staniak przyznał się do dwudziestu morderstw. W następujący sposób »wyjaśniał«, dlaczego popełniał zbrodnie: kiedy był chłopcem, jego rodzice i siostra zostali potrąceni przez samochód, który prowadziła żona jakiegoś lotnika. Była podobna do wszystkich młodych blondynek, które zabijał. Wyjaśnienia Staniaka nie powinny nas zaskoczyć, gdyż rozpoznajemy w nich charakterystyczne połączenie elementów obłędu z pseudoracjonalnym rozumowaniem, którym tak często wielokrotni mordercy karmią pytających”. Stukan dodaje w swej książce: „Udowodniono mu 6 morderstw i skazano na karę śmierci. Po przeprowadzeniu badań psychiatrycznych Lucjan Staniak został uznany jednak za niepoczytalnego i umieszczony w ośrodku dla psychicznie chorych w Krakowie”.

 

Może żyje tam do dziś? Kto wie, czy nie czeka, by porozmawiać z dziennikarzami i kryminologami, którzy zajmowali się jego przypadkiem? Nic z tego!

„FACHOWE” ŹRÓDŁA

W zasadzie wszystkie fakty dotyczące Czerwonego Pająka, wspomniane przez Leytona i Stukana, można znaleźć w artykule Michaela Newtona (masowo wydającego kolejne książki poświęcone sensacjom kryminalnym i przyrodniczym) pt. „All about The Red Spider – Lucian Staniak”. Umieszczony jest na stronie internetowej „Crime Library”, mającej ambicję prezentować dane o zbrodniach rzeczywiście popełnionych, a nie fikcyjnych. Opowieść Newtona jest najbardziej szczegółowa ze wszystkich, pełna nazwisk, adresów i tytułów prasowych.

Warto takie drobiazgi sprawdzić! Na pierwszy ogień idzie informacja o zdjęciu jednej z rzekomych ofiar Staniaka, Anity Kaliniak. Miało się ukazać na pierwszej stronie „Życia Warszawy” w przeddzień rocznicy „wyzwolenia” stolicy Polski – 16 stycznia 1965 r. Powód opublikowania fotografii: Kaliniak, 16-letnią warszawiankę, spotkał zaszczyt poprowadzenia defilady z okazji święta. Zaraz potem, 17 stycznia, padła ofiarą Czerwonego Pająka. Sprawdzamy rzeczone wydanie „Życia Warszawy” i… nic nie znajdujemy! Może
przy innych danych pójdzie nam lepiej?

Sprawdzamy adres, pod którym Staniak mieszkał i został zatrzymany: Katowice, Aleje Wyzwolenia 117. Pomaga nam w tym katowiczanin Mikołaj Marcela (wówczas z Koła Naukowego Doktorantów Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego). To młody badacz, zainteresowany tym, w jaki sposób potwory pojawiają się w kulturze masowej. Czerwonego Pająka również zalicza do potworów…

Po sprawdzeniu adresu i przepytaniu znajomych (w tym starych mieszkańców Katowic) Marcela przekazuje nam: „Nie ma takiego adresu i nikt nie pamięta, aby kiedykolwiek istniał. Są w Katowicach nie Aleje, ale ul. Wyzwolenia. Jest jednak mała i nie ma numeru 117”. Czyli odnaleźliśmy kolejny oczywisty błąd w relacji o Staniaku!

Okazuje się, że już przed nami takie niekonsekwencje wyszukiwał reportażysta Andrzej Gass. Zapewne to on pierwszy w Polsce zwrócił uwagę, że sprawa Staniaka może być mistyfikacją. Rozmawiał z dziennikarzami „Kulis”, gdzie rzekomo miał trafić jeden z listów Czerwonego Pająka. Nikt z dziennikarzy starej daty nie pamiętał takiej upiornej korespondencji. Następnie Gass ustalił, że czasopismo zatytułowane „Przegląd Polityczny” (kolejny adresat Staniaka) nie ukazywało się w owym czasie. Wreszcie reportażysta rozmawiał też z fachowcami: inspektorem Henrykiem Czmochem (znanym ze sprawy katowickiego zwyrodnialca z lat 60. Bogdana Arnolda) oraz prokuratorem Józefem Gurgulem (oskarżycielem Zdzisława Marchwickiego). Nigdy nie słyszeli o Czerwonym Pająku!

 

Michael Newton z „Crime Library” na pytanie, skąd wie o Staniaku, odpowiada, że z książek innego autora: Brytyjczyka Colina Wilsona. Prawdopodobnie najwcześniejszą z nich była „A Casebook of Murder”, wydana w 1969 r., czyli wkrótce po rzekomych zbrodniach w Polsce. Na odpowiedź Wilsona musieliśmy jednak zaczekać ze względu na jego chorobę. Z kolei zapytany o Staniaka Leyton odpowiada nieco nerwowo, że w jego książce „Polowanie na ludzi” nie ma o nim ani słowa (i się myli). Odsyła nas do dr. Kacpra Gradonia, kryminologa m.in. z University College London, współautora (z Arkadiuszem Czerwińskim) książki „Seryjni mordercy” (2001).

Okazuje się, że Gradoń wątpi w istnienie Staniaka. Więcej nawet: uważa, że Czerwony Pająk to wymysł! A inni polscy kryminolodzy? Małgorzata Piwowarczyk, autorka książki „Kontrowersje wokół seryjnych morderców na przykładzie Zdzisława Marchwickiego”, też nie jest przekonana do rzekomych faktów, związanych ze Staniakiem. Kiedyś spotkała się z twierdzeniem (niepopartym dowodami), że za jego sprawą „stała milicja”. Czyżby Staniak był mistyfikacją PRL-owskich służb?

GWOŹDZIE DO TRUMNY

W telefonicznej rozmowie z nadkomisarzem Mirosławem Kowalskim z Głównego Archiwum Policji, uzyskaliśmy obietnicę, że zostanie sprawdzona dokumentacja z lat 60. pod kątem domniemanych morderstw, dokonanych przez Lucjana Staniaka. To tym bardziej ważne, że przecież o Czerwonym Pająku pisał magazyn „Policja 997”. Jeśli przez
omyłkę, należałoby to sprostować…

Po ponad tygodniu dostajemy niecierpliwie wyczekiwaną odpowiedź z Komendy Głównej Policji. „W wyniku przeprowadzonej kwerendy w zasobie archiwalnym Policji nie odnaleziono materiałów dotyczących przestępstw dokonanych przez Lucjana (Łucjana) Staniaka” – przekazuje nadkom. Kowalski. Oto gwóźdź do trumny Czerwonego Pająka! Ale, jak się okazuje, nie ostatni. Colin Wilson (zm. 2013) zdążył nam przekazać: „Przykro mi to mówić, ale sprawa Czerwonego Pająka, pochodząca z »True Detective« [serii brytyjskich magazynów detektywistycznych – przyp. red.] była mistyfikacją!”. Czyją mistyfikacją, tego nie wiemy. Nie wiadomo, czy tani brytyjski magazyn detektywistyczny, opatrzony niewiadomym tytułem, został w jakikolwiek sposób zarchiwizowany.

 

A nawet gdyby udało się go odnaleźć, artykuł o Pająku, nie był pewnie podpisany prawdziwym nazwiskiem autora. Z kolei w archiwach IPN nie udało nam się wyśledzić żadnych akt, mogących dotyczyć „naszego” Lucjana Staniaka. Nie ma więc powodu sądzić, aby to PRL-owskie służby wykreowały Pająka. Tym bardziej, że w opowieści o nim roi się od nieścisłości. Notabene w latach, kiedy rzekomo działał Staniak, w Katowicach działał prawdziwy morderca kobiet – Bogdan Arnold. Może rację ma więc dr Gradoń, który sugeruje, że legendę o Czerwonym Pająku puścił w obieg jakiś nadmiernie kreatywny polski dziennikarz emigrant z lat 60.? „Moja teoria opiera się na następujących założeniach: pierwotny opis przypadku Staniaka zawierał ogromną liczbę szczegółów, wskazujących na to, że autor musiał mieć doskonałą znajomość Polski tamtego okresu.

A więc najpewniej z Polski wyjechał i zarabiał na życie, pisząc historie kryminalne” – mówi. Zwraca uwagę, aby pamiętać o kontekście historycznym i geopolitycznym sytuacji. „Autor takiego artykułu musiał mieć graniczące z pewnością przeświadczenie, że nikt nie zweryfikuje jego tekstu. Trudno sobie wyobrazić, żeby w tamtych czasach ktokolwiek postanowił sprawdzać takie informacje w kraju leżącym za żelazną kurtyną” – mówi Gradoń. Jego zdaniem wysyłanie reportera z Anglii do PRL tylko w takim celu można uznać za czysty surrealizm. „Tak więc taki oryginalny autor mógł zupełnie spokojnie napisać dowolnie mroczną opowieść i opublikować ją jako przypadek »true crime« (prawdziwej zbrodni)
z dalekiego kraju” – konkluduje dr Gradoń.

A może na dobrym tropie jest też Andrzej Gass, który sądzi, że to popularny swego czasu pisarz Andrzej Brycht (autor m.in. „Dancingu w kwaterze Hitlera”) przeżywał kryzys twórczy i chciał zarobić na obczyźnie? Poszlaka: jego ostatnia książka „Sandra” pełna jest pornografii i brutalności, rodem z brukowej powieści… Ale to tylko poszlaka. Mitu Czerwonego Pająka chyba lepiej nie zastępować na siłę innym mitem – dotyczącym jego rzekomego literackiego ojca.

Adam Węgłowski