Komórkowa wolnoamerykanka

Jan Stradowski: Opisana przez ciebie historia Henrietty Lacks to rażący przykład naruszenia praw pacjenta. Pobrane od niej komórki, znane dziś jako HeLa, zostały wykorzystane do badań naukowych bez wiedzy i zgody jej czy jej rodziny. Czy prawo nadal zezwala na takie praktyki?

Rebecca Skloot
: Na szczęście nie. W latach 50., gdy lekarze prowadzili badania na tkankach Henrietty, a potem jej rodziny, przepisy były inne, podobnie jak mentalność naukowców. Dziś nie można już pobierać od kogoś komórek w celach naukowych bez jego zgody. Jednak jeśli zostaną one pobrane z innego powodu – np. gdy jest to próbka krwi potrzebna do badań przesiewowych albo biopsja tkanki do celów diagnostycznych – przepisy są już mniej precyzyjne. Jeśli zostaną usunięte informacje o tożsamości dawcy, z takim materiałem można zrobić praktycznie wszystko, nie pytając przy tym o zgodę pacjenta.

J.S.:
W Polsce prawo dotyczące tej kwestii też nie jest jasne.

R.S.: Podobnie jest w wielu innych krajach. Jeżdżę po całym świecie i rozmawiam z ludźmi, którzy zadają mi to samo pytanie: „Ale czy to naprawdę jest jakiś problem?”. Nie ma na to jednoznacznej, uniwersalnej odpowiedzi.

Prowadzenie badań po kryjomu sprawia, że przestajemy ufać naukowcom. Dlatego powinniśmy wiedzieć, do czego będą wykorzystywane pobierane od nas komórki – mówi Rebecca Skloot, autorka książki „Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks”

J.S.: Jako nastolatek miałem zapalenie wyrostka robaczkowego – wycięto mi go i poddano utylizacji jako odpad medyczny. Dlaczego nie miałby posłużyć naukowcom do badań?

R.S.: Część ludzi właśnie tak do tego podchodzi. Ale inni mówią: „To jest część mojego ciała, zawiera moje DNA, kto wie, co oni z tym potem zrobią?”. Niektórzy sprzeciwiają się temu z powodów religijnych. Taki punkt widzenia też trzeba uszanować.

J.S.: Do niedawna jednak prawo stało po stronie nauki. Pacjenci nie wygrywali procesów przeciw firmom czy instytucjom, które wykorzystywały ich komórki do badań bez ich zgody.

R.S.: Kilka spraw, o których pisałam w książce, zostało rozstrzygniętych po jej wydaniu – i to w sposób, który jest nowością z historycznego punktu widzenia. Tak było w przypadku pozwu północnoamerykańskiego plemienia Hawasupajów, które zgodziło się, by próbki uzyskane od jego członków posłużyły do badań nad genetyką cukrzycy. Uczeni zaczęli je jednak wykorzystywać do prac związanych z alkoholizmem, chowem wsobnym czy genealogią plemienia. Hawasupajom nie spodobało się to, podali uczonych do sądu i wygrali. Sprawa zakończyła się ugodą – plemię dostało z powrotem wszystkie próbki, aby mogło dokonać ich tradycyjnego pochówku. Jego członkowie uzyskali też odszkodowanie oraz prawo do opieki medycznej. Był również pozew dotyczący BRCA1 i BRCA2 , genów związanych z rakiem piersi, a konkretnie z opatentowaniem ich przez firmę Myriad Genetics. Nie spodobało się to niezależnym naukowcom i pacjentom, bo utrudniało badania i rozpoznawanie choroby. I tu sąd wydał wyrok, który unieważnił patent.

J.S.: Pojawiają się jednak głosy, że może to spowolnić rozwój nauki.

R.S.: To kwestia sporna, bo trzeba przecież brać pod uwagę to, co o badaniach sądzi opinia publiczna. Widać to wyraźnie na przykładzie sprawy wytoczonej władzom stanowym przez rodziców z Minnesoty i Teksasu. Sprzeciwili się oni, by krew pępowinowa pobierana od noworodków do badań w kierunku chorób genetycznych była wykorzystywana także w innych celach. Takie próbki gromadzono rutynowo od lat 60. XX w. Krew była wykorzystywana w innych projektach badawczych, kupowana i sprzedawana. Na podstawie analiz genetycznych miała powstać gigantyczna baza danych mająca służyć do ustalania sprawców na podstawie DNA znalezionego na miejscu przestępstwa. A to bardzo drażliwa kwestia, zwłaszcza w USA. Rodzice pozwali władze stanowe, doszło do ugody i sąd nakazał zniszczenie ponad 5 mln takich próbek.

J.S.: Teraz badacze boją się, że podobne wyroki zapadną w innych stanach i bezcenne zbiory danych naukowych trafią do kosza?

R.S.: Oczywiście, ale przecież tak nie musi być. Wystarczy porozmawiać z pacjentami, przyjrzeć się przepisom. Wielu rodziców podkreślało, że nie miałoby nic przeciwko wykorzystaniu próbek krwi ich dzieci do badań np. nad nowymi lekami. I że gdyby uczeni poprosili ich o zgodę, dostaliby ją. Ale nikt tego nie zrobił, więc poczuli się oszukani, wręcz wykorzystani.

J.S.: Tak się dzieje zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą pieniądze…

R.S.: Czytelnicy, z którymi się spotykam, nadal nie mogą uwierzyć w to, co opisałam w książce. Na komórkach HeLa pobranych od Henrietty wiele firm zrobiło fortuny, ale rodziny Lacksów nie stać dziś na opiekę medyczną. Nikt z nich nie zamierza wytaczać procesu, ale czują się skrzywdzeni.

 

J.S.: Założyłaś fundację, by wspierać ludzi, których coś takiego spotkało. Kto wpłaca pieniądze na jej konto?

R.S.: Na razie uzbieraliśmy 20 tys. dolarów od zwykłych ludzi i pojedynczych naukowców. Firmy biotechnologiczne ani instytucje medyczne nie chcą płacić konkretnym pacjentom, bo boją się, że zaraz ustawiłaby się kolejka innych chętnych. Szkoda, że nie korzystają z okazji, jaką jest fundacja, z założenia wspierająca wiele osób.

J.S.: A czy ty sama zgodziłabyś się na użycie swoich komórek w badaniach naukowych?

R.S.: Tak, bo dobrze wiem, co się z nimi stanie i podpisuję formularz świadomej zgody. I wierzę, że to pomoże nauce. Niestety, ludzie często nie ufają uczonym, nie chcą brać udziału w badaniach, bo uważają je za coś przerażającego, nawet szkodliwego. A część tego strachu bierze się stąd, że w przeszłości naukowcy wiele rzeczy robili po kryjomu. Czas to zmienić – im bardziej przejrzyste będą reguły, tym większe będzie zaufanie do nauki.

Biobanki słabo zabezpieczone

W lipcu tego roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego powołało zespół, który ma się zająć przepisami dotyczącymi testów genetycznych i bankowania tkanek czy komórek. „Sytuacja polskich biobanków jest niedostatecznie uregulowana, a ich działalność – słabo nadzorowana. Taki stan prawny jest przyczyną obaw dotyczących ochrony podstawowych praw dawcy, bowiem istnieje możliwość uzyskania »wrażliwych« informacji, np. przez pracodawców i firmy ubezpieczeniowe” – podkreśla resort.

307 milionów próbek tkanek pobranych od 178 mln ludzi przechowuje się w samych tylko Stanach Zjednoczonych (dane szacunkowe z 1999 r. – nowszych brak). Co roku pierwsza z tych liczb rośnie o ok. 20 mln.

Więcej:nauka