Koniec niewinności

Nastolatki nigdy nie były święte, ale teraz idą na całość. Po raz pierwszy w historii dorównują chłopcom zachowaniem, a niektórzy twierdzą, że są od nich gorsze. Dlaczego się wykoleiły?

W ubiegłym roku w Gorzowie Wielkopolskim uczennicę drugiej klasy gimnazjum koleżanki oskarżyły o kradzież telefonu. Groziły jej, a potem na nią napadły, a ta – w obronie własnej – wyciągnęła nóż i ugodziła jedną z napastniczek w brzuch. Policja w Orzeszu zatrzymała 15 dziewczyn w wieku od 14 do 17 lat, które przez internet umówiły się na ustawkę. Pretekstem do bitwy były koleżeńskie nieporozumienia. Gimnazjalistki sportretowane w filmie „Galerianki” oferują seks za pieniądze w centrach handlowych; o chłopcach sprzedających się pedofilom na polsko-niemieckim pograniczu opowiada film „Świnki”, który wkrótce wejdzie do kin. Przykłady można mnożyć. Od kiedy to dziewczęta załatwiają swoje porachunki jak młodociani gangsterzy? Co takiego się stało, że niewinne „z natury” nastolatki upijają się do nieprzytomności, kradną perfumy w sklepach i uprawiają seks z kim popadnie?

PIJANE, ROZBRYKANE

Badacze społeczni od połowy lat 90. XX w. obserwują u dziewcząt pogarszające się normy zachowania. W powszechnym mniemaniu nasza „rozpasana” kultura konsumpcyjna zmusza je do zachowań, które nie leżą w ich naturze. Bo owszem – leżą. Tylko że teraz pojawiły się czynniki i okoliczności, które te zachowania uwolniły. Od kultury masowej i mediów przez gimnazja po nowe technologie.

Prof. Janusz Czapiński od lat diagnozuje zachowania Polaków. Z przeprowadzonego pod jego nadzorem raportu „Diagnoza społeczna 2009” wynika, że młode Polki coraz więcej piją i palą. „Po 2003 r. odsetek osób nadużywających alkoholu wzrósł zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet, przy czym wśród kobiet wzrost był gwałtowniejszy (dwuipółkrotny) niż wśród mężczyzn (o 35 proc.), co świadczy o zmianie norm zachowania kobiet, zwłaszcza młodych i mieszkających w dużych aglomeracjach” – czytamy w raporcie. W oczy rzucają się przede wszystkim różnice pokoleniowe – alkoholu nadużywa dwa razy więcej uczennic i studentek niż kobiet 50-letnich. „Prawidłowość tę potwierdza wcześniej zaobserwowane w Polsce zjawisko, zwane żeńskim tsunami lub efektem pokolenia transformacji, polegające na szybkim upowszechnianiu się wśród młodych kobiet zachowań tradycyjnie zarezerwowanych dla mężczyzn” – czytamy w „Diagnozie”.

Z tego raportu wynika, że w Polsce alkoholu najczęściej nadużywają uczniowie i studenci. Winę ponoszą rodzice i nauczyciele, którzy nie kontrolują tego, co nastolatki wyprawiają ze swoimi rówieśnikami. Tymczasem grupa to najsilniejszy czynnik dewiacyjny, ponieważ zachodzi w niej tzw. efekt ekspozycji wzorców osobowych. Obowiązuje zasada: jeśli pije grupa, piję i ja. Z badań Leslie Simonsa, i Ronalda Simonsa, przeprowadzonych nad afroamerykańskimi dziećmi z miejscowości Georgia w stanie Iowa, wynika, że na ich problemy z nauką i zachowaniem wpływa nie tyle renoma osiedla, na którym mieszkają, ile to, z kim i ile czasu spędzają.

PIĘŚCI IDĄ W RUCH

Naukowcy Paweł Skoczylas i Michał Żebrowski badali zachowania problemowe młodzieży z dużych polskich miast. Interesowało ich zwłaszcza stosowanie środków psychoaktywnych i przemocy wśród chłopców i dziewcząt w wieku 7–16 lat. Okazało się, że z aktami agresji spotkało się w szkole 90 proc. uczniów, a kontakt z alkoholem miało niemal 63 proc. Niemal połowa dziewcząt przyznała, że upiła się przynajmniej raz w życiu, a w ciągu ostatniego roku – ponad 30 proc. Z badań wynika też, że spożycie alkoholu rośnie gwałtownie w gimnazjum. W ciągu ostatniego miesiąca piło niemal 40 proc. uczniów miejskich podstawówek i prawie 93 proc. uczniów gimnazjów. Inne badania, wykonane na szerszych próbach, dowodzą, że w ostatnim miesiącu alkohol piło ok. 60 proc. uczniów gimnazjów i 80 proc. ze szkół ponadgimnazjalnych. Jest to o tyle nie bezpieczne, że nastolatki nie mają doświadczenia i nie wiedzą, ile mogą wypić. Alkohol jest dziś łatwo dostępny, a ponieważ pomaga się rozluźnić (i nabrać ochoty na bliskość), jest obecny praktycznie na każdej imprezie i wycieczce…

Nawet biorąc pod uwagę pogarszające się zachowanie dziewcząt, to nadal młodzi mężczyźni (między 15. a 29. rokiem życia) najczęściej wszczynają bójki, posługują się bronią i najniebezpieczniej jeżdżą samochodami – są więc kilkakrotnie bardziej narażeni na śmiertelne wypadki i zabójstwa niż ich rówieśniczki. Potwierdzają to niemal wszystkie znane nauce studia i badania: przemoc fizyczną stosuje od 13 do 23 proc. chłopców i od 4 do 11 proc. dziewcząt.

 

Dziewczęta z natury agresywne

Kobiety zawsze unikały agresji fizycznej, ponieważ stanowiła zbyt duże zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Dzieci – pozostawione same sobie – nie miałyby szans na przetrwanie, niwecząc wysiłek matek włożony w ich urodzenie i wychowanie. Taki schemat utrwalił się przez wiele lat i wykształcił mechanizm adaptacyjny, który pozwala kobietom przetrwać i osiągnąć maksymalne korzyści przy minimalnych kosztach (jest także stosowany przez gorylice i szympansice). To agresja „nie wprost”. Otóż kobiety do perfekcji opanowały techniki zadawania bólu psychicznego: obmawianie, sabotowanie, ośmieszanie, wykluczanie, manipulowanie. Takie „ciosy” są bardziej dotkliwe dla ofiary niż te zadane bronią fizyczną. Z drugiej strony od kobiet oczekuje się empatii, współpracy i łagodzenia konfliktów. Dziewczęta doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego sprytnie się maskują. Atakują, korzystając z wiedzy, jaką mają na temat ofiary (jej przeszłości, słabości, sekretów). Tylko ofiara potrafi odczytać właściwy kontekst i wie, że słowa miały zranić. Dlatego takie przejawy agresji często są niezauważalne dla osób trzecich, zwłaszcza że napastniczki kamuflują je udawaną troską, życzliwością, uśmiechem lub puszczaniem oczka. Według Harry’ego Sullivana, amerykańskiego psychiatry i psychoanalityka, człowiekiem kierują dwa motywy: zaspokojenie potrzeb biologicznych i bezpieczeństwo psychologiczne. Ten drugi zawiera pragnienia przynależności, uznania i władzy. A o to trzeba powalczyć. Dziewczętom tak samo zależy na uznaniu i popularności jak i chłopcom. Dlatego chcą należeć do najbardziej prestiżowej szkolnej paczki, której przewodzi „królowa pszczoła” – dziewczyna o wysokim statusie, najpopularniejsza i najatrakcyjniejsza. To ona wyznacza trendy i zasady obowiązujace w grupie, a jej zdanie decyduje o losie aspirantki. Uczestnictwo w takiej strukturze gwarantuje prestiż i status (popularność, zainteresowanie płci przeciwnej), ale oznacza podporządkowanie i akceptację istniejącej hierarchii. Nastolatki od wczesnych lat są więc uwikłane w sieć wzajemnej niechęci, niewypowiedzianej złości i agresji. Za fasadą przyjaźni, wspólnych imprez, zakupów kryje się całe zagłębie rywalizacji. Dziewczyna staje w szranki, gdy rywalka kwestionuje jej dobre prowadzenie się. Najczęściej publicznie kieruje pod adresem ofiary takie epitety jak „dziwka”, „suka” etc. Ten rodzaj zniewagi wyzwala fizyczną agresję, wciąż jednak jest to niewielki procent wszystkich aktów wrogości w wykonaniu kobiet. Przekonanie, że to, czego nie widać, nie istnieje, doprowadziło do definiowania agresji w wymiarze fizycznym. Ta niepoprawna logika spowodowała, że wciąż za mało wiemy o rywalizacji kobiet i dziewcząt, a taka wiedza okazałaby się szczególnie przydatna, biorąc pod uwagę fakt wkraczania kobiet w sferę publiczną, dotąd zarezerwowaną dla mężczyzn. Rozwijanie wiedzy w tym zakresie pozwoli też obalić mit „demona” v.s. „anielicy”, wizerunek emocjonalnie niezrównoważonej nastolatki albo „słodkiej lalki”.

Katarzyna Stadnik

Nie znaczy to jednak, że dziewczyny się nie biją. Owszem, a im młodsze, tym częściej. Z badań, które przeprowadziła Cynthia Mollen z filadelfijskiego Szpitala Dziecięcego, wynika, że do dziewczęcych bójek dochodzi najczęściej w domu, a ich głównym powodem jest zniewaga. Może to oznaczać, że gwałtowne starcia zachodzą zazwyczaj między dobrze się znającymi przyjaciółkami, które mocno się o coś pokłócą (chłopcy walczą zwykle tam, gdzie nikt ich nie zobaczy).

Przemoc stosują najczęściej dziewczęta w wieku 14–16 lat, które wcześniej same jej doświadczyły, one też zwykle noszą przy sobie broń. Negatywne wzorce w grupie i własne doświadczenia działają niestety na niekorzyść – w miejskiej szkole jednych i drugich nie brakuje.

Po przebadaniu uczniów 150 polskich podstawówek, gimnazjów i liceów pracownicy CBOS-u orzekli, że poturbowanych w nich zostało 29 proc. uczniów. Połowa badanych stwierdziła, że w gimnazjach najłatwiej zdobyć sobie pozycję przemocą. Te szkoły okazały się nieszczęśliwym eksperymentem edukacyjnym, trafiają do nich bowiem bardzo młodzi ludzie, którzy – w relatywnie krótkim czasie – muszą zbudować swój status wśród nowych rówieśników. Tę zmianę gorzej znoszą dziewczęta, które starają się budować trwalsze układy i przyjaźnie niż chłopcy i zazwyczaj źle się czują w nowym środowisku. Kiedy jednak przyjrzymy się wnikliwiej dziewczętom, dostrzeżemy, że są równie agresywne jak chłopcy, jednak stosują zupełnie inne środki – co nie znaczy, że mniej bolesne. Obgadują się nawzajem, wykluczają z grupy przyjaciółek, wyzywają, wysyłają obraźliwe SMS-y i e-maile. Z badań CBOS-u wynika, że w polskich szkołach obrażonych słownie zostało 44 proc. uczniów, oplotkowanych 31 proc. Okazało się też, że dziewczęta są pamiętliwe i mściwe, bardziej uparte i konsekwentne w nękaniu swoich ofiar niż chłopcy. W rękach młodych kobiet pojawiły się też nowe media, świetnie dostosowane do ich „komunikacyjnej psychiki”: telefon komórkowy i internet – szkalowanie za ich pomocą (często anonimowe) to tzw. cyberbullying. Z badań wynika, że im większe miasto, tym gorzej zachowują się dziewczęta. W małych miejscowościach nadal sprawuje się nad nimi kontrolę, nikt tam nie upowszechnia złych wzorców. Dziewczyny przyzwyczajają się więc do picia w szkole miejskiej, gdzie uczniów jest więcej, towarzystwo bardziej zróżnicowane i łatwiej o złe przykłady.

Hej, staję się dorosła!

Dojrzewanie to przełom w organizmie nastolatki, trudny zarówno dla niej, jak i dla jej otoczenia. Buzujące hormony zmieniają zachowanie i odpowiadają za dziwaczne reakcje. Przeobrażając się w kobietę dziewczyna chce to zamanifestować. Farbuje włosy, robi makijaż, tatuaż i percing, wkłada seksowny strój. Zaczyna budzić zainteresowanie chłopców, wchodzi z nimi w bliskie relacje, rozbudza się seksualnie. Czując się dorosła, domaga się niezależności i poszerzenia granic wolności. Rodzice, nawet jeśli rozumieją, co się dzieje z ich dziećmi, muszą sprawować nad nimi kontrolę, bo 13-latka nie jest gotowa do samodzielnego życia. Partnerski model wychowania się raczej nie sprawdza, bo pogrążony w chaosie młody człowiek tak naprawdę potrzebuje mądrego przewodnika, a nie kolejnego kumpla. Trzeba więc tak ustalać granice wolności, by móc je poszerzać. Nastolatka traktować poważnie, podejmować z nim dialog, nie krytykować jego gustów, zwłaszcza muzycznych – to jego świat. I tak w trudnej dla siebie sytuacji nastolatki przeżywają kolejny szok – zmieniają szkołę. Trafiają do gimnazjum, gdzie od nowa muszą „zaistnieć”. Walczą więc o swój status, rywalizując z rówieśnikami.

Sytuację pogarsza fakt, że do gimnazjum trafiają nastolatki, które właśnie (średnio w wieku 13 lat) doświadczają pierwszej menstruacji. W rozwiniętych państwach Zachodu dziewczęta fizycznie dojrzewają szybko, natomiast psychicznie jeszcze długo pozostają dziećmi. W gimnazjum następuje zatem wysyp hormonów, który generuje konflikty i zachowania niezgodne z normami. Z badań Barbary Woynarowskiej z UW wynika, że dziewczęta wcześniej miesiączkujące częściej palą, piją i uprawiają seks niż te, które dojrzewają później.

W mieście, zwłaszcza dużym, spotykają się dzieci z różnych warstw społecznych. Jeśli w biedniejszej dzielnicy powstanie na przykład luksusowe osiedle, to w lokalnym gimnazjum pojawią się dzieci noszące droższe ciuchy i lepsze gadżety. Biedniejsze boleśnie uświadamiają sobie wówczas swoje „konsumpcyjne niedopasowanie”. Frustracja rodzi napięcie – jeśli w porównaniu z innymi wypadam blado, mam złe samopoczucie i wpadam w złość.

CUKIEREK ZA GRUBĄ SZYBĄ

 

Brytyjski epidemiolog Richard Wilkinson zauważa, że zarówno za przemoc, jak i za pozostałe problemy społeczne: plagę otyłości, przestępczość czy alkoholizm odpowiada duża rozpiętość dochodów (dystans, jaki dzieli jedną piątą najgorzej zarabiających od jednej piątej najlepiej zarabiających). W krajach takich jak Szwecja, gdzie ten dystans jest niewielki, problemy społeczne są rzadkie i mają słabe nasilenie. Natomiast w państwach tak rozwarstwionych jak Stany Zjednoczone problemy społeczne są równie duże jak różnice dochodów bogatych i biednych. Najprawdopodobniej problemy dziewcząt wynikają po części z dużej rozpiętości dochodów w ich kraju. Potwierdzily to badania porównawcze nad zachowaniami dewiacyjnymi młodzieży, przeprowadzone w 32 krajach (uczestniczył w nich zespół Joanny Mazur). Okazało się, że najczęściej biją się dziewczęta ze wschodniej Europy, z silnie rozwarstwionych krajów, które przeszły transformację. W Estonii dla przykładu, w ciągu ostatniego roku biło się (więcej niż dwa razy) 13,2 proc. dziewcząt w wieku 13 lat, 12,5 proc. na Litwie, 11,6 proc. na Węgrzech i po 7,6 proc. w Rosji i Słowenii oraz 6,5 proc. w Polsce.

Najczęściej biją się najbiedniejsi i najbogatsi, choć dotyczy to wyłącznie chłopców. Nie wiemy, jak to się przekłada na zachowania dziewcząt, ponieważ w tego rodzaju badaniach nie uwzględnia się skali przemocy psychicznej, która jest bardzo powszechna – wynika z badań, jakie Katarzyna Stadnik i Anna Wójtewicz przeprowadziły wśród gimnazjalistek (wnioski przedstawiły w książce „Anielice czy diablice?”). Nie trzeba wcale bić tej, którą chce się znieważyć – wystarczy rozpowszechniać o niej nieprzyjemne plotki. Największe niebezpieczeństwo czyha na dziewczęta „niedopasowane” pod względem zamożności. Walka na ciuchy, gadżety, perfumy, buty to codzienność w polskich gimnazjach, które – poprzez reformę edukacji – stały się polem konsumpcyjnego współzawodnictwa.

Młodzież pytana, co zajmuje im czas poza odrabianiem lekcji, oglądaniem telewizji, przesiadywaniem przed komputerem i sportem, odpowiada, że POM – powolny obchód miasta. Tyle że dziewczęta uprawiają raczej POG – powolny obchód galerii (handlowych). Tę formę spędzania wolnego czasu wskazało 66,5 proc. chłopców i aż 86,8 proc. dziewcząt w badaniach Krzysztofa Bobrowskiego, który analizował związki między formami spędzania czasu a zachowaniami ryzykownymi u warszawskich 15-latek. Okazało się, że chłopcy najchętniej uciekają w światy wirtualne (84 proc. gra w gry komputerowe), co przekłada się na ich agresywność w świecie „realnym”, natomiast dziewczęta najchętniej odpływają w seriale, które dodatkowo podsycają konsumpcyjną ułudę. Są więc mocniej niż chłopcy wystawione na pokusy. To oczywiście rodzi napięcie i frustrację, pogarszając zachowanie targanych hormonami nastolatek.

Ciało na sprzedaż

W gwałtownym tempie, za sprawą mediów i koncernów produkujących towary dla nastoletniego rynku, znika dawna dziewczęca niewinność. Zastępuje ją rzeczywistość, w której chłopcy to ciacha, które należy skonsumować, a inne dziewczęta to wrogowie, z którymi należy się rozprawić. Znikają tradycyjne wartości, które wypełniały życie naszych ojców i dziadków i nadawały mu sens. Zastępuje je pustka emocjonalna, której nastolatki jeszcze nie wypełniły nowymi wartościami. Dochodzi do rozprzężenia norm obyczajowych. Jeżeli dodamy do tego brak elementarnej kontroli nad poczynaniami nastolatek, znaczącą rozpiętość dochodów, kult konsumpcji uprawiany w mediach, nie dziwmy się, że dochodzi do seksualizacji dziewczyństwa.

Galerianki są wśród nas

Za sprawą głośnego filmu „Galerianki” polskie społeczeństwo „odkryło” seksualizację dziewczyństwa w najbardziej ekstremalnej formie – oto nastolatki w galeriach handlowych świadczą usługi seksualne w zamian za zakupy. Tymczasem Amerykanie zajmują się tematyką dorastania dziewcząt w realiach kultury konsumpcyjnej od ponad 20 lat i to nie tylko najbardziej ekstremalnymi i widocznymi przejawami. Seksualizacja nie pojawiła się wraz z masową konsumpcją, choć jej realia temu zjawisku sprzyjają. Źródła antropologiczne i badania psychologów ewolucyjnych wskazują, że dziewczęta zdecydowanie częściej niż chłopcy były postrzegane przez pryzmat swojej seksualności i zdolności reprodukcyjnych, a ich wchodzenie w dorosłość (bardziej efektowne i spektakularne niż u chłopców) zawsze wzbudzało zainteresowanie i przyczyniało się do wzrostu statusu społecznego. Dlatego w życiu dziewcząt i kobiet rytualizacji poddawane są właśnie momenty ściśle związane z seksualnością i reprodukcją (pierwsza miesiączka, ciąża, poród). Funkcjonowanie człowieka w społeczeństwie masowej konsumpcji otwiera w dziedzinie seksualizacji zupełnie nowy rozdział. W kwestii płci, seksualności i cielesności kultura masowa popularyzuje pewne treści, które wpływają na sposób myślenia i postępowania nastolatków. Handlowe wykorzystanie seksualności na dobre zagościło w kulturze, a treści o charakterze erotycznym są dostępne właściwie bez względu na wiek. Czasopisma młodzieżowe kreują świat, w którym seks jest uprawiany przez osoby bardzo młode, a 13-letnie dziewczyny stylizują się na seksbomby. Natomiast rzetelny dyskurs na temat trudnego dojrzewania dziewcząt w realiach kultury masowej jest ograniczony do minimum, a jeśli już ma miejsce, bywa żenujący. Z badań, które przeprowadziłam wśród polskich gimnazjalistek, wynika, że funkcjonują w rzeczywistości schizofrenicznej. Z jednej strony wiedzą, że wzorce wyglądu i zachowania lansowane w mediach je ośmieszają i uprzedmiotawiają, ale – z obawy przed utratą akceptacji i popularności – poddają się tym regułom. Z drugiej strony kobiecość kojarzy im się negatywnie (!) z macierzyństwem lub byciem żoną. Dojrzałość je przeraża, stają się więc lolitami – emanującymi seksem dziewczętami. Wiedzą wszystko o technikach makijażu i kosmetykach, ale mało o własnej fizjologii. Każdy wywiad przeprowadzony z gimnazjalistkami kończą podobne stwierdzenia: „wiem, że tak nie powinno być, dziewczyny przesadzają z wyzywającym ubiorem i zachowaniem, ale…” Dla gimnazjalistek nie istnieje opcja pośrednia między wizerunkiem dziwki a szarej myszki. Kultura jej nie oferuje, rodzice – z bezsilności i z nieznajomości realiów – umywają ręce, a nauczycieli nie kształci się, jak radzić sobie z tym narastającym problemem. Większe wątpliwości wzbudza forma, jaką seksualizacja przybiera w realiach kultury konsumpcyjnej niż fakt, że w ogóle występuje. W świecie, gdzie wszystko jest na sprzedaż, na zamieszaniu wynikającym z przemieszania dziewczęcości i kobiecości można po prostu zarobić.

Anna Wójtewicz

 

Ponad połowa młodych ludzi zgadza się ze stwierdzeniem, że do pierwszego kontaktu seksualnego dochodzi często pod wpływem emocji i nie ma czasu, żeby pomyśleć o antykoncepcji – wynika z badań CBOS dotyczących postaw i zachowań seksualnych młodych Polaków, przeprowadzonych w ramach Kampanii na Rzecz Świadomego Rodzicielstwa „Kiedy 1+1=3”.

Obniżający się wiek inicjacji to jedno, ale nasila się też prostytucja nastolatek. Socjolog Jacek Kurzępa, badający zachowania dewiacyjne młodzieży, opublikował swoje wnioski w książce „Młodzież pogranicza – świnki”.

Twierdzi on, że nie prostytuują się dziewczyny najbiedniejsze, lecz te, które chcą dorównać rówieśniczkom. „Galerianki to nie tylko biedne nastolatki z patologicznych rodzin, ale też bogate i zaniedbane przez rodziców dziewczyny, które kradną w sklepach, by zwrócić na siebie uwagę, zyskać przyjaciół i akceptację grupy” – mówi Anna Wójtewicz.

„Kiedy grupa społeczna jest bogata, nie musi walczyć o przeżycie. Wtedy pojawia się nuda. Pod jej wpływem jednostki wystawiają się na zagrożenie tylko po to, żeby znaleźć się w centrum dramaturgii” – uważa socjolog Stephanie Hugon. Prawda bywa szokująca, a przekonują o tym same nastolatki. 19-letnia Lolita Pille w książce „Hell” (Piekło) krytykuje często podróżującą śmietankę towarzyską. 18-letni Sacha Sperling w książce „Moje złudzenia z oknem na podwórze” opisał orgię, jaka odbyła się w domu jego koleżanki, i swoją homo-heteroseksualną inicjację w oparach narkotyków i alkoholu.

W XX w. dziewczęcość była kontrolowana za pomocą społecznej smyczy. W kulturze konsumpcji tę smycz zdjęto, a dziewczęta zmuszono do przyspieszonego wejścia w świat dorosłych. Pewność siebie i rywalizacja są dziś niezbędne do odniesienia sukcesu, ale nie pasują do tradycyjnie pojmowanej kobiecości. „Kultura zmusza dziewczęta, aby były jednocześnie seksualne i pruderyjne, zarozumiałe i skromne” – mówi Katarzyna Stadnik. „Rachel Simmons porównuje dziewczęcą rzeczywistość do gry w Twistera – reguły zmuszają je do wykonywania nienaturalnych wygibasów, ale i tak ostatecznie czeka je upadek”.