Koniec z nakręcaniem się. Jak budować zdrowe relacje?

Co zrobić, gdy w relacji pojawiają się zgrzyty, tworzy się napięcie, a rzeczy przestają układać się jak dawniej? Jak budować relacje, by było w nich mniej bólu, a więcej miłości? Patrycja Załug zapytała o to Tine Vindeløv – duńską nauczycielkę i coacha Uważnych Relacji oraz metody Zen Coachingu.
przyjaciele, przyjaźń, ludzie
przyjaciele, przyjaźń, ludzie

Patrycja Załug: Dla wielu osób związki są zarówno jedną z najwspanialszych jak i najbardziej bolesnych rzeczy w życiu. Dwoje ludzi zakochuje się w sobie, wszystko jest dobrze, aż w pewnym momencie w relacji pojawiają się zgrzyty, tworzy się napięcie, rzeczy przestają układać się tak płynnie i naturalnie jak dotąd. Czy mogłabyś proszę wyjaśnić, na podstawie Twoich doświadczeń jako nauczycielki i coacha Uważnych Relacji, co jest najważniejsze w budowaniu relacji, aby było w nich mniej bólu a więcej miłości?

Tine Vindeløv: Aby to wyjaśnić kluczowe jest zrozumienie naturalnego ruchu, który jest w każdym człowieku: tańca między wolnością a intymnością. A także zobaczenie, co się dzieje, gdy zamiast za tym naturalnym ruchem – czyli swoimi aktualnymi potrzebami, podążamy za wyobrażeniami i oczekiwaniami wobec siebie i innych. Pozwól, że zobrazuję to na przykładzie jedzenia. Kiedy mamy zdrowy stosunek do jedzenia, czyli jesteśmy w stanie czuć w ciele głód i sytość i nie zakłócają tego nasze wyobrażenia o tym, jak to “powinno być”, “ile powinniśmy jeść”, to zdarza się, że czasami czujemy się głodni. I wtedy w naturalny sposób sięgamy po jedzenie i jemy dopóki nie zaspokoimy tej naturalnej potrzeby. Cieszymy się posiłkiem, karmimy się aż będziemy syci, a kiedy to się wydarza, przestajemy jeść

Jeśli czujemy swoje ciało, jesteśmy z nim w kontakcie, w naturalny sposób czekamy aż przetrawimy jedzenie i znów staniemy się głodni. Wówczas sięgamy po jedzenie, a kiedy się nasycimy, przestajemy jeść. Ten sam naturalny ruch zbliżania się i oddalania istnieje w związkach – a w istocie, w każdej relacji: pragniemy intymności, więc zbliżamy się do osoby, którą lubimy, czy kochamy, a potem, po pewnym czasie, kiedy nasycimy się kontaktem, odrobinę się wycofujemy, w kierunku wolności, do czasu aż znów zapragniemy bliższego kontaktu, staniemy się go „głodni”. Ale bardzo często się zdarza w związkach, że ten naturalny ruch zakłócamy.

W jaki sposób?

– Kiedy podążamy za swoimi wyobrażeniami jak powinno być zamiast za swoimi naturalnymi potrzebami, które czujemy w ciele. Na przykład, przypomnij sobie ostatni raz kiedy powiedziałaś “tak”, ale czułaś zdecydowane “nie” w ważnej dla ciebie relacji, co czułaś wtedy w swoim żołądku?  

Ścisk, ból, że robię coś co jest w niezgodzie ze mną.

– Dokładnie. A teraz wyobraź sobie, że robisz to wiele, wiele razy z tą samą osobą. Jakie to rodzi uczucie w ciele, kiedy mówisz “tak”, gdy czujesz “nie”

Czuję się coraz gorzej.

– Dokładnie. Jak silne jest w takim momencie Twoje naturalne pragnienie intymności z tą osobą?

Wcale nie mam na to ochoty.

– To samo dzieje się, kiedy zjemy zbyt dużo. Nawet jeśli jest to najpyszniejsze jedzenie, jeśli jesteśmy syci, “pełni” to zjedzenie więcej byłoby niezgodne z naszymi naturalnymi potrzebami. Możemy więc sobie wyobrazić, do jakich negatywnych skutków może doprowadzić przekonanie jednego z partnerów, że im częściej i dłużej ukochany czy ukochana z nami przebywa, tym bardziej pokazuje, że nas kocha.

 

Brzmi naprawdę znajomo. Kiedy się zakochujemy, pragniemy, aby nasz partner był z nami, dawał nam uwagę i zaangażowanie jak najdłużej, z tym ciągłym poczuciem, że mamy go „za mało”.

– Tak, wracając do tego przykładu z jedzeniem, niektóre osoby czują sporo napięcia związanego z tym ruchem między wolnością i intymnością, i chcą, aby ich partner jadł ich „jedzenie” cały czas, ponieważ stawiają znak równości między tym, że to robi, a pokazywaniem im, że je kocha. Co się dzieje w związku, kiedy staramy się być mili i zaspokoić to pragnienie partnera? Zjadamy wtedy więcej niż jest zdrowe dla naszego ciała. Jeśli nie możesz być szczery i starasz się zadowolić swojego partnera, kosztem swoich prawdziwych potrzeb, wtedy powoli, powoli zaczynasz czuć się naprawdę źle. Nawet jeśli jest to osoba, którą naprawdę kochasz.  

Więc jedną z tych rzeczy, które mogą prowadzić do napięcia w relacji, sprawić, że rzeczy pójdą źle, jest podążanie za naszymi wyobrażeniami i oczekiwaniami „jak powinno być” zamiast za swoimi naturalnymi potrzebami – tym tańcem, który jest w każdym człowieku między wolnością a intymnością.

Naturalne byłoby, że gdy pojawia się pragnienie intymności, zbliżać się, sycić się nią, i powiedzieć dość, gdy poczujemy się nasyceni. Wtedy moglibyśmy się odrobinę wycofać w kierunku wolności, odetchnąć trochę od intensywnego kontaktu, zająć się sobą samym. A wtedy, w naturalny sposób, znów pojawia się głód, pragnienie kontaktu, i zbliżamy się do siebie. To jest naturalny rytm w każdej relacji. Więc zawsze, kiedy jest jakiś problem w relacji, to może oznaczać dwie rzeczy. Pierwsza, że zaczynamy żyć bardziej ideałami jak to powinno być, a jak nie powinno być, zamiast czuć siebie i to co jest dla nas naturalne.

Druga rzecz, która powoduje cierpienie w relacjach, to niewystarczająca komunikacja i zrozumienie tego naturalnego, zdrowego ruchu zbliżania się i oddalania w nas. Ponieważ nie mamy za bardzo wypracowanego sposobu komunikowania naturalnego ruchu, bardziej mamy rozwiniętą komunikację dotyczącą wyobrażeń, oczekiwań; co jest dobre, co jest złe, jak to powinno być, a jak nie powinno być.

Czy to jest tak, że różne osoby mają różne potrzeby dotyczące wolności i intymności?

Zdecydowanie tak, jedna osoba swobodnie i chętnie wchodzi w intymność, podczas gdy druga może odczuwać lęk, gdy partner choćby odrobinę wycofuje się w kierunku wolności. Każdy z nas ma swoje własne wyzwania związane z potrzebą wolności i intymności, momenty, w których jest nam odrobinę trudniej.

Wygląda na to, że w budowaniu zdrowej relacji szalenie ważne jest bycie uważnym na nasze naturalne potrzeby,  a więc także bycie bardziej w kontakcie z naszymi ciałami oraz bycie szczerymi wobec siebie i partnera, zamiast życia w swoich wyobrażeniach i oczekiwaniach. A zarazem, to rodzi lęk. I to zarówno pozwalanie sobie na czucie i podążanie za prawdziwymi potrzebami, jak i, co jest jeszcze bardziej przerażające, akceptowanie potrzeby wolności naszego partnera. Korzystając z Twojej metafory, nie chcę pozwolić uciec mojemu „jedzeniu”. (śmiech). Jak sobie radzić z tym lękiem?

– Kiedy zaczynamy być razem, naturalną tęsknotą jest przebywanie ze sobą jak najdłużej. Zazwyczaj w pewnym momencie jedna osoba jest szybciej nasycona intensywnością tego kontaktu, i tutaj zaczynają się trudności. Więc jeśli na przykład, bardzo tęskniłaś za bliskością i obawiasz się, czy Twój partner będzie chciał spędzać z Tobą tyle czasu, co Ty z nim, to bardzo trudne będzie dla Ciebie zaakceptowanie potrzeby wolności partnera. To wydaje nam się takie niebezpieczne, pozwolić mu na odrobinę wolności. I kiedy to się dzieje, a my mamy tylko nasze konwencjonalne sposoby wyrażania uczuć, możemy zacząć myśleć: że coś jest nie tak ze mną „muszę siebie zmienić” albo że coś jest źle z nim „muszę zmienić jego”.

 

Bardzo prawdziwe.

– Czujemy nieprzyjemne uczucia i szukamy sposobu, żeby sobie z nimi poradzić, jakoś je odsunąć od siebie, żeby tak nie bolało. Więc jak mogę sobie z nimi poradzić? Zaczynamy myśleć w kategoriach “dobrze”, “źle”. Coś jest nie tak z nim albo ze mną, skoro tak się czuję. I to co stanowi tutaj wyzwanie, to że nie możesz zaprosić drugiej osoby do intymności w naturalny dla Was obojga sposób, kiedy robisz to z miejsca „coś jest nie tak ze mną albo z nim”.

Jeśli robisz to z miejsca “mężczyzna powinien zachowywać się w ten sposób”, to używasz języka oczekiwań i wyobrażeń, zamiast mówienia o swoich potrzebach i o tym co naprawdę się w Tobie dzieje. Trudno się wtedy dogadać. Nikt nie uczył nas też, żebyśmy byli w stanie „zaopiekować się swoim bólem”, być w stanie go pomieścić i pozwolić sobie zobaczyć, że nasz partner naprawdę potrzebuje wolności zanim będzie mógł się ponownie nas zbliżyć. Tak wiele związków utyka w takim miejscu: jedna osoba pragnie bliskości, a druga osoba chce więcej wolności. I wtedy ten naturalny ruch zatrzymuje się, utyka. 

Niekiedy też jest odwrotnie: mężczyzna pragnie więcej bliskości lub więcej seksu, a kobieta pragnie większej wolności, potrzebuje pobyć trochę sama, żeby chcieć się ponownie zbliżyć. I również może się zdarzyć, że utykają w tych rolach. Wtedy w relacji pojawia się rodzaj paraliżu: jedno chce więcej intymności, drugie więcej wolności. Ten bolesny wzorzec jest bardzo częsty w wielu relacjach i trudno sobie z nim poradzić.

Tak, rozpoznaję tę sytuację. Znalazłaś rozwiązanie?

– Tak, odkryłam nowy sposób bycia w relacji, który sprawia, że łatwiej radzimy sobie z naturalnym ruchem, tańcem między potrzebą wolności i intymności. W nowym modelu oboje partnerzy mogą doświadczać spełnienia wspierani nowym sposobem komunikowania tego, co się w nich dzieje, naturalnej tęsknoty bycia blisko i oddalania się oraz sposobów radzenia sobie ze związanym z tym bólem, który niekiedy się pojawia. Jeśli bowiem pozwolisz swojemu mężczyźnie na oddalenie, którego on potrzebuje, prawdopodobnie będziesz musiała się zmierzyć ze swoim własnym lękiem.  A wtedy będziesz potrzebowała nauczyć się, jak sobie z tym lękiem poradzić, jak się sama sobą zaopiekować, zamiast nakręcać się i tworzyć „dramat”.

Czy to oznacza, że ból będzie niekiedy pojawiał się nawet w zdrowych relacjach?

Zawsze. Źródła tego bólu tkwią w naszym dzieciństwie. Kiedyś byliśmy zranieni i teraz w określonych sytuacjach, np. gdy mężczyzna chce się oddalić, ten ból się odradza, uaktywnia. Mamy niekiedy takie wyobrażenia, że w relacji nie powinno być bólu. To złudzenie. Źródła tego przekonania tkwią w naszym idealistycznym sposobie myślenia, w naszej kulturze. Natomiast rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego: ból w relacjach istnieje. To co jest ważne, to że możemy sobie z tym bólem zdecydowanie lepiej radzić.

Kiedy w związku pojawia się jakiś rodzaj cierpienia, zaczynamy niekiedy sami ten ból zwiększać, wzmacniać poprzez sposób, w jaki się ze sobą komunikujemy i jak podchodzimy do siebie samych. Więc pytanie jest raczej takie: jak duża dawka bólu jest konieczna? I w moim przekonaniu niewielka, znacznie mniejsza niż doświadczają tego ludzie w większości związków, ponieważ istnieją zdrowe sposoby radzenia sobie z tym bólem. Sposoby, które nie unieszczęśliwiają jeszcze bardziej nas i drugiej osoby.

Więc chodzi o to, żeby potrafić pomieścić w sobie ten ból i nie eskalować go. Nikt nas tego zasadniczo nie uczy. Nie mówię, że niemożliwe jest bycie w relacji, w której nie ma bólu, mówię, że wygląda na to, że w relacjach ten ból zwykle jest. Wierzę również, że ten ból może być doświadczany w różny sposób. Ponieważ czym jest ból? Ból to miłość. Jeśli przetłumaczysz to na najgłębszym poziomie: dlaczego na przykład czujemy się smutni, gdy ktoś nas opuszcza? Właśnie dlatego, że kochamy. Ponieważ jesteśmy głęboko połączeni z tą osobą. I oczywiście, to nie oznacza też, że coś jest nie tak z tą osobą, że nas opuszcza, zostawia. To tylko oznacza, że ma być może w tej chwili inne potrzeby, podąża za swoim naturalnym pragnieniem wolności, potrzebuje się oddalić, żeby znów stać się głodna kontaktu, aby znów się zbliżyć.. Więc ani nie jest złe to że ktoś się oddala, ani to, że my w takiej sytuacji cierpimy. To w istocie może być całkiem piękne, cierpieć w ten sposób, kiedy sobie uświadamiamy, że ból który czujemy płynie z tego, że kochamy.

Prawdopodobnie więcej bólu będzie w relacjach, w których partnerzy mają znacząco różne potrzeby, jeśli chodzi o bycie blisko i bycie wolnym. Na przykład, jeśli mężczyzna, który ma ogromną potrzebę wolności spotka kobietę, która tęskni za głęboką intymnością i połączeniem, to będzie im trudniej, i prawdopodobnie będą przeżywali więcej cierpienia w relacji niż para, która ma zbliżone potrzeby.

– Tak, to brzmi sensownie.

 

Czyli, dobrze jest być świadomym potrzeb swoich i swojego partnera.

– Tak. I kiedy to cierpienie w relacji się pojawia, kluczowe jest nauczenie się, jak sobie radzić z bólem, odczuwanym w ciele zamiast się nakręcać i eskalować odczuwany „dramat”. Ponieważ zazwyczaj ten ból, na przykład że nasz partner wyjechał w dłuższą podróż, zwykle nie jest zbyt wielki na początku, ale możemy go naprawdę zwiększyć tworząc wokół niego scenariusze oparte na wyobrażeniach i oczekiwaniach. I jeśli pójdę w ten „dramat”, to mogę naprawdę cierpieć o niebo bardziej. Jak myślisz, w jaki sposób mogłabym się nakręcić i bardziej cierpieć kiedy na przykład mój partner wyjechał w podróż?

Mogłabyś pomyśleć: “On nigdy nie wróci”.

– Dokładnie, nakręcanie się związane z przyszłością.

Mogłabyś także pomyśleć: “Jeśli to byłaby zdrowa relacja, to bym w niej nie cierpiała tak jak teraz”.

– Czyli mogłabym pójść w wyobrażenie, jak powinnam się czuć. I jak bym się poczuła myśląc w ten sposób?

Gdybyś pomyślała, że on nigdy nie wróci, mogłabyś poczuć się jeszcze bardziej smutna. Gdybyś z kolei pomyślała, że nie powinnaś czuć bólu, mogłabyś się zezłościć na niego, jako tego, który ten ból Ci „sprawił”.

– Tak, więc mogłabym zacząć także myśleć: “on powinien częściej ze mną przebywać, częściej dzwonić”. „Powinien, powinien, powinien…”. Więc właśnie w taki sposób niekiedy zwiększamy swoje cierpienie i jeśli reagujemy na swoje myśli, jeśli naprawdę zaczynamy w nie wierzyć i zaczynamy w ten sposób rozmawiać ze swoim partnerem, to jak to wpływa na naszą relację? Jeśli mówisz do niego, z tego bolesnego miejsca w sobie, te różne „powinieneś”…

 

Prawdopodobnie będzie miał ogromną ochotę na więcej wolności (śmiech).

– Dokładnie. I w moim odczuciu ten ból, który pojawia się, kiedy ktoś się oddala, np. wyjeżdża, jest częścią zdrowego związku. To jest samonapędzający się mechanizm. Najpierw jest myśl. Ona powoduje samonakręcającą się spiralę dramatów, które tworzymy. Kiedy wierzę w tę myśl, czuję więcej bólu, a kiedy na serio przejmę się tym bólem, prawdopodobnie pojawi mi się kolejna myśl, zacznę winić siebie lub jego, co sprawi, że będzie jeszcze więcej bólu i tak dalej, i tak dalej.

Więc będziemy czuć coraz więcej i więcej bólu a miłości będzie coraz mniej. W taki sposób jesteśmy w swego rodzaju spirali, która nakręca cierpienie, to jest właśnie ten tzw. „dramat”, który tworzymy w swoim umyśle, a to wpływa na ciało. Pierwotny ból niekiedy stanowi może jeden procent, a potem resztę tego cierpienia w relacji, resztę tego „dramatu” tworzymy sami w swoich głowach. Zwykle jest to połączone z naszym dzieciństwem. Kiedy byliśmy mali, często byliśmy odrzucani w podobny sposób. Określone sytuacje w związkach zwykle uaktywniają ten stary, często nieuleczony wcześniej ból.

Dobrze wiedzieć, ponieważ kiedy jesteśmy świadomi, że czujemy ból z powodu rozdzielenia z ukochanym, wtedy jest to zupełnie inne poczucie, niż gdy zaczynamy snuć te wszystkie straszne scenariusze.

– Dokładnie, dlatego uważność jest szalenie istotna. Właśnie dlatego warto jest, żebyśmy poznawali siebie, żebyśmy rozumieli ten mechanizm nakręcania się, aby nie być przez niego kontrolowanymi i nie dać się wkręcić w ten wewnętrzny „dramat”.

Może się też tak zdarzyć, że w pewnym momencie życia, będziemy musieli zmierzyć się z bólem, który pozostał w nas z dzieciństwa, nauczyć się, jak go w sobie pomieścić, jak sobie z nim w zdrowy sposób radzić, ponieważ on i tak wyjdzie. To jest po prostu niemożliwe, żeby jakaś część tego bólu, która jest nadal w naszym ciele, w naszym systemie nerwowym, nie wyszła w bliskich związkach. Ale, kiedy przestaniemy tworzyć „dramaty”, a zaczniemy widzieć to, co jest naprawdę, ten ból ma szansę być uleczony poprzez nasze pełne miłości współczucie dla samych siebie. Możemy go uleczyć zamiast powtarzać go wciąż i wciąż od nowa.

Aby zbudować szczęśliwy i zdrowy związek, potrzebujesz przede wszystkim uważności, żeby być w stanie widzieć swoje myśli i to, jak wpływają na Twoje ciało i emocje, i nauczyć się pozwalać temu bólowi być, umieć go w sobie pomieścić zamiast iść w obwinianie partnera czy siebie albo krytyczne ocenianie jego lub swoich potrzeb. Niekiedy potrzebujemy do tego pomocy, przyjaciela, coacha czy kogoś innego, kto pomoże Ci nauczyć się, jak zmienić ten sposób myślenia, jak wyjść ze spirali nakręcania się, aby być bardziej obecną ze swoimi prawdziwymi uczuciami. Potrzebna jest także umiejętność komunikowania się bez przemocy, znalezienie języka, który pozwoli Ci opisywać to, co się w Tobie dzieje, Twoje naturalne potrzeby intymności i wolności przy jednoczesnym szacunku dla partnera. A to wszystko wymaga emocjonalnej dojrzałości, biegłości – i właśnie na tym skupia się mój trening Uważnych Relacji.