“Spragniony krwi okrutnik”? A może “nowy Hannibal”? Tego króla bali się Rzymianie

Król Pontu Mitrydates VI uchodził za zawziętego wroga Rzymian. Jego legenda urosła do takich rozmiarów, że nazwano go nawet „Hannibalem Wschodu”.

W ostatnim wieku istnienia republiki na Rzymian mieszkających w nowo powstałej prowincji Azji padł blady strach. Mitrydates – król na pół zhellenizowanego, na pół barbarzyńskiego Królestwa Pontu nad Morzem Czarnym – ośmielił się podnieść na nich rękę! I wydawało się, że nic go nie zatrzyma.

 

OFIARA PROPAGANDY

„Spragniony krwi okrutnik” – mówił o Mitrydatesie Appian z Aleksandrii, jeden z prorzymskich historyków, którzy po latach opisali jego dzieje. Ten i inne komentarze o podobnym wydźwięku są jednak przesiąknięte propagandą z czasów walk. Co więcej, król sam majstrował przy swoim życiorysie, więc tym trudniej odróżnić prawdę od fikcji.

Plotkowano, że w dzieciństwie Mitrydates (132–63 r. p.n.e.) uciekł w głuszę z obawy przed próbującą go zabić matką. Tam przez  7 lat spał pod gołym niebem i żywił się upolowaną zwierzyną. Wrócił, gdy trochę podrósł. Bez pardonu pozbył się matki, zamordował brata, a siostrę zmusił do małżeństwa… ze sobą.

Mitrydates faktycznie spierał się z matką, która rządziła krajem jako regentka, gdy synowie byli zbyt młodzi. I rzeczywiście pojął za żonę siostrę, co nie stanowiło jednak wówczas ewenementu. Natomiast nienawiści do brata przeczą dwie inskrypcje z Delos, które Mitrydates ufundował wraz z nim. Początki jego rządów również podważają sugestie Appiana, jakoby od zawsze był „spragnionym krwi okrutnikiem”. Na przełomie II i I w. p.n.e. Mitrydates kontynuował bowiem ugodową linię ojca, który sprzymierzył się z Rzymianami m.in. podczas III wojny punickiej.

 

KRÓL (NIE)POKORNY?

Młody król miał jednak oczywiście własne ambicje. Chciał rozciągnąć swe wpływy na sąsiednie krainy w Azji Mniejszej (m.in. na część Frygii, kiedyś należącej do ojca) i korzystał z zawirowań dynastycznych na tronach Paflagonii, Kapadocji i Bitynii. Nie był przy tym nieznającym umiaru agresorem, jak prezentowali go Rzymianie (którzy często własną ekspansję przedstawiali jako słuszną odpowiedź na śmiertelne zagrożenia dla ich mocarstwa). Wszelkie ewentualne konflikty z Rzymem starał się raczej łagodzić.

Najpierw po zajęciu Paflagonii około  104–103 r. p.n.e. poprosił senat o uznanie tego faktu. Potem, kiedy Rzymianie umieścili na tronie Kapadocji marionetkowego króla Ariobarzanesa, Mitrydates jakoś to przebolał, choć wcześniej sam próbował przejąć tam władzę.

Do czasu pokornie znosił też butnego rzymskiego legata Maniusa Aquilliusa, który pojawił się w regionie. Gdy po śmierci władcy Bitynii Mitrydatesowi udało się umieścić na jej tronie posłusznego mu brata legalnego następcy, Aquillius wymógł przywrócenie do władzy tego ostatniego (czyli marionetkowych władców „mogli” osadzać tylko Rzymianie…). Zdawało się, że Mitrydates znów się ugnie, ale wtedy bezczelny legat przesadził. Zamiast uspokoić sytuację w 89 r. p.n.e., doprowadził do wojny: namówił Bityńczyków do ataku na Królestwo Pontu! Nawet wtedy Mitrydates próbował uniknąć rozlewu krwi. Zanim doszło do realnych działań obronnych, złożył protest w rzymskim senacie. Niestety, bez skutku.

 

KAT RZYMIAN

W pierwszej z trzech wojen toczonych między 89 a 63 r. p.n.e. Mitrydates nadspodziewanie szybko zajął Bitynię, a następnie wkroczył do rzymskiej prowincji Azji. Rzymianie nie utrzymywali w niej wtedy większych sił,  a miasta – wyczerpane ich polityką podatkową – chętnie poddawały się najeźdźcy (czy raczej „wybawicielowi”). Mieszkańcy wyspy Lesbos wydali mu nawet wichrzyciela Aquilliusa. Król kazał go związać, posadzić na ośle i oprowadzać od miasta do miasta, tak aby tłumy mogły z niego szydzić. W Pergamonie przeprowadził okrutną (i widowiskową) egzekucję, wlewając mu stopione złoto do gardła. Tłumaczył, że w ten sposób piętnuje rzymską chciwość.

 

Mitrydates znał potęgę Rzymu, ale chciał ją powstrzymać, jednocząc i mobilizując mieszkańców Wschodu. W 88 r. wskazał im wspólnego wroga i wprowadził na drogę bez odwrotu – rękoma lokalnych władz ugodowy dotąd król dokonał masowej rzezi przybyszów z Italii, którzy zamieszkiwali małoazjatyckie miasta. Według Plutarcha zginęło 150 000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Memnon utrzymuje, że ofiarą królewskiego gniewu padło „tylko” 80 000. Ofiar było pewnie jeszcze mniej, ale historyczności samego wydarzenia nikt nie kwestionuje.

Kaźni należało dokonać w jeden dzień. Miesiąc wcześniej król rozesłał w tej sprawie sekretne listy. Zakazał w nich grzebania ofiar i zapowiadał, że kto spróbuje chronić Rzymian, podzieli ich los. Niewolnik miał otrzymać wolność za zgładzenie pana, dłużnik umorzenie połowy długu za zabójstwo wierzyciela. Dalej Appian opisuje wydarzenia w pięciu miastach: Efezie, Pergamonie, Adramyttion, Kaunos i Tralleis. Były to duże ośrodki zachodniego wybrzeża, w których mieściły się sławne sanktuaria udzielające azylu błagalnikom. Pochodzący z Italii mieszkańcy prowincji (tzw. Italicy) ściągali do nich od dłuższego czasu, spodziewając się najgorszego. Mieli nadzieję, że ocalą ich tradycja i szacunek dla ołtarzy bogów.

W Efezie zostali jednak siłą wywleczeni ze świętego okręgu; mieszkańcy Pergamonu użyli strzał, nie przejmując się wcale rozlewem krwi u stóp boskich posągów. W Adramyttion niektórzy z nieszczęśników rzucili się z rozpaczy w morze, ale i tam ścigano ich, aż potonęli. Trallejczycy dokonali zbrodni w białych rękawiczkach. Nie chcąc plamić swych rąk krwią, sprowadzili do miasta – jak pisze Appian – „dziką bestię: Teofila z Paflagonii” i jego ludzi. Najemnik zgromadził wszystkie ofiary w świątyni Concordii, a następnie odrąbywał ręce tym, którzy trzymali się świętych posągów, prosząc o azyl. Z takich fałszywych skrupułów szydził później Kasjusz Dion. Mówił, że ofiarom przecież wszystko jedno, z czyjej ręki zginą, a zlecenie zbrodni obcym bynajmniej nie wybiela Trallejczyków.

Choć spektakularna, rzeź nie zmobilizowała Greków w takim stopniu, jak przewidywał Mitrydates. Doprowadziła jedynie do tego, że pokój przestał być opcją dla Rzymian. Król mu-siał zostać ostatecznie usunięty.

BAJECZNE BOGACTWA

Appian twierdził, że kiedy Pompejusz wkroczył do Mitrydatesowego skarbca w twierdzy w Talaura, znalazł tam ponad 2000 przedmiotów wartych majątek: złotych pucharów, rogów, pancerzy i uprzęży. Sporządzenie drobiazgowego inwentarza miało zająć cały miesiąc. Mniejsze skarbce, ukryte w 75 górskich twierdzach, władca rozsiał po całym królestwie. Niesamowite zdolności mobilizacyjne króla i wieloletnie wojny przynajmniej częściowo potwierdza-ją opowieści o jego bogactwie.

NIKT NAS NIE ZATRZYMA

W 88 r. Mitrydates poszedł za ciosem i pełen nadziei ruszył na podbój Europy. Dwie armie pontyjskie rozpoczęły operacje na Morzu Egejskim i Półwyspie Bałkańskim. Miasta Beocji i Peloponezu dołączyły do konfliktu po stronie króla. Przyjazne Rzymianom Ateny ciąg- le wahały się. Ostatecznie jednak antyrzymskie stronnictwo filozofa Aristiona zdobyło prze-wagę. Według Appiana Mitrydates dokonał wówczas kolejnej rzezi. Ponad 20 000 Italików miało zginąć na Delos z ręki Archelaosa, jednego z Mitrydatesowych dowódców. Złupił następnie święty skarbiec i przesłał kosztowności wahającym się Ateńczykom. Taka darowizna, jak i perspektywy handlu z należącymi do króla miastami Morza Czarnego pomogły im podjąć decyzję…

Fiaskiem zakończyła się natomiast próba zdobycia Rodos. Mitrydates – specjalista od wojennych innowacji – stracił wówczas potężną machinę oblężniczą zwaną sambyke, czyli harfa (nie przypominała jednak oryginalnej sambyke skonstruowanej przez Heraklidesa z Tarentu). Machina składała się z dwóch wież osadzonych na połączonych okrętach i wyposażonych w miotacze pocisków. Niestety, wieże zawaliły się pod własnym ciężarem. Chodziły plotki, że przyczyną klęski był gniew Izydy – machiny próbowano bowiem użyć do zdobycia odcinka murów w pobliżu jej świątyni.

 

HEROS ZE WSCHODU

Pomimo lokalnych niepowodzeń pierwsza faza kampanii greckiej Mitrydatesa okazała się wielkim sukcesem. Król zawdzięczał go nie tylko swoim żołnierzom, ale i znakomitej propagandzie.

Choć dynastia pontyjska miała irańskie pochodzenie, Mitrydates przedstawiał siebie jako pełnoprawnego Hellena. Co więcej, miał być spokrewniony ze strony matki z Aleksandrem Macedońskim.

 

Naśladowanie pogromcy Persów doprowadziło też do przydawania Mitrydatesowi charakterystycznych cech i obyczajów. Źródła podkreślają jego sprawność, wytrzymałość, gotowość do stawania w pierwszym szeregu i zamiłowanie do polowań. Historyk Justyn pisał o nim: „Nie spędzał czasu na ucztach, ale w polu, nie na rozrywce, ale ćwicząc (…), jeżdżąc konno, biegając lub sprawdzając swoją siłę (…); sam był niepokonany i uczynił swą armię również niepokonaną”.

Według Appiana król potrafił opanować rydwan zaprzężony w 16 koni (!), poza tym historyk przydał mu jeszcze kilka przymiotów: „był niezłomny nawet w nieszczęściach. Często raniony przez wrogów i spiskowców nigdy nie cofał się przed niczym nawet w podeszłym wie-ku (…). Poświęcał się greckiej kulturze, poznał religię Greków i rozmiłował się w ich muzyce. Był powściągliwy i cierpliwy w pracy”. Grecy uwierzyli, że prawdziwy heros przybył ze Wschodu i teraz niesie im wolność.

RZYMIANIN NAMAWIAŁ?

W żywocie Pompejusza Plutarch umieścił plotkę, którą znalazł u historyka Teofanesa z Mityleny, że do przeprowadzenia masakry Rzymian namówił króla… pewien Rzymianin – Rutilius Rufus. Ten podejrzany hellenofil wcześniej został skazany w ojczyźnie za stawanie w obronie Greków wyzyskiwanych w prowincjach. Po wyroku osiadł w Smyrnie i stał się lokalnym bohaterem. W obliczu wojny Smyrneńczycy ukryli go na Lesbos. Podobno to on ułatwił schwytanie przebywającego tam Aquilliusa, a później… wpadł na pomysł zlikwidowania wszystkich pobratymców! Ta opowiastka nie zasługuje jednak na wiarę. Była raczej zemstą Teofanesa na Rutiliusie, który był osobistym wrogiem jego ukochanego patrona – Pompejusza.

 

RABOWALI WSZYSTKO

Tymczasem Rzymianie zbierali siły. Konsul Sulla prowadził do Grecji pięć legionów, jednak brakowało mu floty i odpowiednich środków finansowych. Mimo to wkrótce stanął u wrót Aten. Z psychologicznego punktu widzenia ich oblężenie jesienią 87 r.  było momentem przełomowym. Grecy zrozumieli, że popieranie Mitrydatesa może sporo kosztować. Rzymianie mieli w mieście zwolenników – o stanie obrony stale informowali ich zdrajcy, przesyłający wiadomości na zewnątrz mu-rów w ołowianych kulach. Dali też znać, gdy Ateńczycy byli tak wycieńczeni, że nie mogli odeprzeć szturmu – wybito już wszystkie zwierzęta i żywiono się resztkami gotowanych skór. O gnębiącym wówczas Ateńczyków głodzie jeszcze długo opowiadano dramatyczne historie. Ponoć po wkroczeniu do miasta w marcu 86 r. zwycięzcy znaleźli magazyn wypełniony gotowym do spożycia, poćwiartowanym ludzkim mięsem!

Sulla nie zrównał miasta z ziemią, jednak wywiózł z niego mnóstwo kosztowności – m.in. biblioteki i obrazy. Zniszczył też ateńskie Długie Mury i port. Łupem Rzymian padły również inne miasta Grecji. Ze świątyni Zeusa w Olimpii wywieźli nawet kolumny.

Zaś w kolejnych walkach z Rzymianami król Pontu ograniczył się do obrony tego, co mu jeszcze pozostało…

Z ARCHIWUM TRUCICIELA

Z truciznami Mitrydates stykał się od najmłodszych lat. Jego ojciec zginął zdradziecko otruty podczas uczty. Justyn pisał, że sprawująca regencję matka próbowała następnie podać truciznę synowi. Sprytny nastolatek profilaktycznie zażywał duże ilości najrozmaitszych odtrutek i tak miał uodpornić się na jady. Podobno w twierdzy Kainon Chorion Pompejusz znalazł królewskie archiwum, a w nim wykaz otrutych osób! Plutarch dodaje, że Mitrydates wymagał też, aby wszyscy jego słudzy i przyjaciele zawsze nosili przy sobie flakonik z trucizną. Mieli jej użyć, gdyby wpadli w ręce Rzymian.

 

WYGRANA, A POTEM PORAŻKA

Tak zwana druga wojna z Mitrydatesem (83–82 r. p.n.e.) była raczej serią nieistotnych starć z Liciniusem Mureną, rzymskim namiestnikiem prowincji Azji. Mylnie zinterpretował on ruchy wojsk pontyjskich, wysłanych przeciw buntownikom, jako przygotowania do walk z Rzymem. Murena szybko przegrał, ale nie miało to większych konsekwencji dla Rzymu.

 

Mitrydates faktycznie planował odwet, jednak marzyła mu się kampania o szerszym zasięgu. Był świetnie zorientowany w sytuacji politycznej wroga. Na wschodzie starał się zjednoczyć przeciw Rzymowi króla Armenii Tigranesa, Ptolemeuszów z Egiptu i cylicyjskich piratów. Od zachodu Rzym miał zaatakować Sertorius – Rzymianin, który stanął na czele powstania Luzytanów na Półwyspie Iberyjskim. Mitrydates próbował nawet dogadać się ze Spartakusem, aby jego gladiatorzy nadal siali zamęt w samym centrum Italii. To ostatnie szczególnie zdegustowało Cycerona, gdyż według niego niewolnik nie był odpowiednim partnerem do rozmów dla tak wielkiego króla.

I tak w 73 r. p.n.e. rozpoczęła się III wojna. Trwała 10 lat. Podczas walk Mitrydates i jego sojusznicy nie wahali się sięgnąć po najokrutniejsze bronie. Wykorzystane już w I wojnie rydwany z ostrzami przymocowanymi do osi budziły lęk wśród najtwardszych żołnierzy. Appian pisał, że widok „przeciętych na pół, lecz wciąż oddychających towarzyszy” był nie do zniesienia. Najgorsze okazały się jednak użyte w III wojnie łatwopalne masy bitumiczne. Ten płonący muł zwany maltha, wylewany z murów na szturmujących legionistów, kleił się do skóry, oczu i ust, palił ciało i nie dawał się usunąć.

Mimo to III wojna doprowadziła do upadku Mitrydatesa. W Azji pojawił się Lukullus – nowy skuteczny dowódca rzymski (później zastąpił go Pompejusz). Potencjalni sojusznicy niewiele pomogli Mitrydatesowi. Piraci zostali rozbici, zaś król Armenii Tigranes nie tylko nie spieszył się z pomocą, ale nawet na moment uwięził króla Pontu. Co gorsza, władca stracił oparcie i we własnej rodzinie. Jego syn Machares, któremu powierzył tron Królestwa Bosporańskiego, za jego plecami zaczął układać się z Lukullusem. Mitrydates nie wybaczył mu zdrady. Ruszył na północ i zgładził syna. Był to jednak ostatni z jego poważnych sukcesów.

Po usunięciu Macharesa król schronił się z resztą rodziny w Pantikapaion – na Krymie, na północnych rubieżach swego państwa – i planował kolejną kampanię. Chciał obejść Grecję i zaatakować Italię od północy jak Hannibal. Te ambitne plany przekreślił… jego drugi syn Farnakes. Obawiał się, że szaleńcza wy-prawa nie przyniesie żadnych efektów, pogłębi jedynie nienawiść Rzymian do dynastii. Miał też nadzieję, że w zamian za ciało ojca rzymski wódz Pompejusz pozwoli mu władać Pontem.

Farnakesa poparli najpierw służący Mitrydatesowi rzymscy dezerterzy (którym do Italii wcale się nie spieszyło), później reszta wojska, a nawet część straży pałacowej Mitrydatesa. Słysząc dobiegające z dziedzińca, pełne nienawiści okrzyki, król pojął, że zbliża się koniec.

Istnieją dwie wersje wydarzeń tego, co nastąpiło później. Appian twierdzi, że Mitrydates sięgnął po truciznę, którą zawsze nosił obok miecza. Zażył śmiertelną dawkę, potem dwie z córek wydarły mu flakon i też połknęły truciznę. Choć one niemal natychmiast padły bez tchu na ziemię, stary król nadal trzymał się na nogach! Bolejąc nad swą niezwykłą odpornością na trucizny [patrz Z archiwum truciciela], kazał przebić się mieczem jednemu z galijskich strażników. W ostatnich słowach wyraził żal, że nie zabezpieczył się przed najgorszą z trucizn – zdradą dzieci, przyjaciół i armii.

Tę romantyczną scenę psuje relacja Kasjusza Diona. Według jego źródeł w pałacu przebywały również żony króla i większa liczba dzieci. Mitrydates kazał otruć najpierw całą rodzinę, dopiero później siebie. Połknął tyle trucizny, ile zostało, ale taka dawka widocznie nie wystarczyła. Wówczas do sali wpadli ci sami ludzie, których wcześniej wysłał, by zabili Farnakesa. Zanim zdążył coś powiedzieć, roznieśli go na swych mieczach. Ciało ojca Farnakes wysłał Pompejuszowi statkiem do Synopy.

 

ALEKSANDER POKONAŁ DARIUSZA

Tymczasem Pompejuszowi śmierć Mitrydatesa wcale nie była na rękę. Gdy król ginął, rzymski wódz bynajmniej go nie ścigał – przebywał bowiem… w okolicach Jerozolimy! Po prostu nadużywał przyznanego mu dowództwa, by zaprowadzić własne porządki na całym Bliskim Wschodzie. Wraz ze śmiercią Pontyjczyka przyznane mu uprawnienia wygasły. Te-raz musiał wszystko rzucić i wracać do Rzymu. Przed powrotem pojawił się jeszcze w Synopie i wyprawił Mitrydatesowi godny pogrzeb.

 

Historycy zauważyli, że Mitrydates był jedynym z wielkich wrogów republiki, któremu sami Rzymianie zapewnili królewski pochówek. Trochę to dziwne, zważywszy choćby na krew tysięcy bezbronnych cywilów, która splamiła ręce króla. Cóż – wydaje się, że dla Pompejusza od pamięci o rodakach ważniejsze było odegranie sceny, w której podkreślał własne podobieństwo do Aleksandra Macedońskiego. Ten ostatni pochował przecież swego wroga Dariusza w grobach królewskich koło Persepolis. Pompejusz i w tym nie chciał być od niego gorszy: Pompejusz-Aleksander pokonał Mitrydatesa-Dariusza…

Ciekawe jednak, że przesłane Pompejuszowi ciało Mitrydatesa nigdy nie zostało ostatecznie zidentyfikowane. Plutarch pisze, że balsamiści „zapomnieli” o usunięciu mózgu podczas konserwacji zwłok i po kilku dniach rozkładu twarz króla była zupełnie nie do rozpoznania. Jak dotąd nikt jednak nie próbował udowodnić, że Mitrydates upozorował własną śmierć i żył dalej w ukryciu. Co więcej, Appian przekonywał, że już wcześniej oblicze władcy pokryły bolesne wrzody i zdeformowały je do tego stopnia, że pozwalał się oglądać tylko trzem usługującym mu eunuchom.