Siła, którą znamy tylko w teorii. W praktyce? Miłość nami rządzi

Naukowcy rozkładają miłość na czynniki pierwsze i raczą nas rewelacjami o przyczynach, które wywołują stan zakochania. O wybuchu namiętności między dwojgiem ludzi mają decydować układy genów, hormony, feromony, mechanizmy ewolucji, prawa psychologii… W teorii wygląda to przekonująco, ale w prawdziwym życiu wszyscy – wielcy i mali, bogaci i biedni – okazują się bezradni wobec jej tajemniczej potęgi
Siła, którą znamy tylko w teorii. W praktyce? Miłość nami rządzi

Najlepszym afrodyzjakiem jest władza – powiedział amerykański polityk Henry Kissinger. Korowody kobiet przewijających się przez sypialnie królów i cesarzy to najlepsze potwierdzenie tej diagnozy. W historii każdego kraju, również Polski, łatwiej znaleźć władcę utrzymującego na dworze prywatny harem niż dochowującego wierności swej koronowanej małżonce. Nic w tym dziwnego, przekonują biolodzy, gdyż zgodnie z teorią ewolucji samice instynktownie szukają samca, który przekaże ich potomstwu najlepsze geny i zapewni odpowiednie warunki do jego wychowania. Dominujący w stadzie samiec nie ma więc żadnych problemów z prokreacją, podobnie jak jego ludzki odpowiednik, czyli mężczyzna sprawujący władzę. Z punktu widzenia ewolucji miłość to zatem jedynie przejaw ukształtowanego przez naturę dążenia do zachowania gatunku. W rządzonym przez instynkty świecie zwierząt tak rzeczywiście się dzieje i nie zdarza się, by z powodu zauroczenia samicą przewodnik stada rezygnował ze swej pozycji. Zakochanych ludzi stać jednak na dużo więcej.
 

ŻONA ALBO KORONA

W styczniu 1936 r., po śmierci króla Jerzego V, na tronie Wielkiej Brytanii zasiadł jego najstarszy syn Edward VIII. Poddani byli zachwyceni nowym władcą, który zasłynął z odwagi w czasie I wojny światowej, a po jej zakończeniu dał się poznać jako świetny jeździec, arbiter elegancji i lew salonowy. W znacznie gorszym nastroju był premier i członkowie rządu Jego Królewskiej Mości, którzy wiedzieli, że dobiegający czterdziestki Edward od kilku lat romansuje z Amerykanką Wallis Simpson. Cudzoziemkę na tronie, nawet niepochodzącą z arystokratycznego rodu, pewnie dałoby się jakoś przełknąć, ale pani Simpson była mężatką i, co gorsza, miała już za sobą jeden rozwód. Chociaż w tych czasach wtajemniczeni dziennikarze potrafili zachować dyskrecję, ale i tak skandal wisiał w powietrzu.

Bomba wybuchła latem, gdy król wybrał się w rejs po Morzu Śródziemnym. Towarzyszyła mu pani Simpson i to nie jako skrzętnie ukrywana kochanka, ale oficjalna partnerka. Jednocześnie prawnicy Edwarda VIII omawiali z jej mężem szczegóły rozwodu.

Po powrocie z wakacji król ostentacyjnie zszedł z pokładu jachtu w towarzystwie swej wybranki. Tego już gazety nie mogły przemilczeć. Zwłaszcza że Edward wcale nie oczekiwał dyskrecji. Wręcz przeciwnie, coraz wyraźniej dawał do zrozumienia, że zamierza poślubić ukochaną. Królową Anglii miała więc zostać dwukrotna rozwódka, co dla hołdujących wiktoriańskiej moralności elit było absolutnie nie do przyjęcia. Ostro protestował też Kościół anglikański.

– Albo ślub, albo korona – premier Stanley Baldwin postawił w końcu ultimatum. Ku powszechnemu zdumieniu Edward VIII wybrał pierwszą możliwość i po 293 dniach panowania abdykował na rzecz brata. – Uznałem za niemożliwe dźwiganie wielkiego ciężaru odpowiedzialności bez pomocy i wsparcia kobiety, którą kocham – mówił w pożegnalnym przemówieniu transmitowanym przez radio BBC.

Dla milionów słuchaczy był to szok. Nie tylko dlatego, że wcześniej nie słyszeli o kłopotach sercowych króla i byli kompletnie zaskoczeni ich następstwami. Rzeczywistość przerosła nawet bajki, w których szczęśliwy happy end polega na tym, że kopciuszek staje na ślubnym kobiercu z królewiczem, po czym żyją długo i szczęśliwie. W prawdziwym życiu monarcha panujący nad największym imperium w historii, rozciągającym się od Australii przez Indie i Afrykę po Kanadę, zrezygnował z królestwa, by poślubić swojego kopciuszka.

 

Wierna i bestia

Benito Mussolini lubił przechwalać się swymi erotycznymi wyczynami. Wśród jego niezliczonych kochanek znalazła się jednak kobieta, która pozostała z nim na zawsze. Nazywała się Clara Petacci, była młodsza od duce o 29 lat. Po upadku reżimu Mussolini próbował uciec do Szwajcarii, lecz został zatrzymany przez komunistycznych partyzantów. Dla niego nie mieli litości, ją chcieli oszczędzić, żądali, by odsunęła się na bok. Odmówiła. Gdy postawili dyktatora pod murem, Clara przytuliła się do niego i oboje zostali rozstrzelani.

KOBIETA IDEALNA

Najbardziej zadziwiające i podważające naukowe teorie dotyczące miłości było to, że Wallis Simpson w niczym nie przypominała wampa, który oczarował wpływowego i przeżywającego drugą młodość mężczyznę. Nie wyróżniała się ani urodą, ani inteligencją, a w chwili ślubu miała 39 lat. Mimo to Edward VIII zdecydował się zapłacić za małżeństwo z nią nie tylko utratą korony, lecz także zerwaniem kontaktów z rodziną i banicją. Nowożeńcy wyjechali do Francji, po zajęciu Paryża przez Niemców przenieśli się do Hiszpanii, następnie na Bahamy. Nie klepali biedy – zgodnie z brytyjskim prawem były król jako członek rodziny panującej zachował tytuł księcia Windsoru i otrzymywał roczne apanaże w wysokości 100 tys. funtów. Ta kwota wystarczała na wynajęcie apartamentu w Paryżu i kupno domu na Lazurowym Wybrzeżu. Nie popełnił przestępstwa, więc mógł odwiedzać Wielką Brytanię, jednak rodzina królewska nie zgadzała się, by pani Simpson przekroczyła próg pałacu Buckingham.

– Wallis dała mi wszystko, czego potrzebowałem, jest kobietą idealną – mówił były król nielicznym przyjaciołom i zapewniał, że nigdy nie żałował decyzji o abdykacji. Pewnie trochę przesadzał. Jego „idealna kobieta” miała trudny charakter i jak w każdym małżeństwie dochodziło między nimi do scysji. Ale chociaż w młodości oboje słynęli z miłosnych podbojów, po ślubie dochowali sobie absolutnej wierności. Tropiciele sensacji nie natrafili na najmniejszy ślad zdrady, co najwyżej plotkowali, że książę stał się pantoflarzem.

Uczucia Edwarda nigdy nie wygasły; dopóki starczało mu sił, okazywał je, kładąc wieczorami na poduszce żony bukiecik kwiatów.

Dopiero w roku 1972, gdy umierał na raka krtani, jego bratanica Elżbieta II przełamała trwający 36 lat rodzinny bojkot i podczas oficjalnej wizyty we Francji odwiedziła go. Zmarł dziewięć dni później, przy łożu śmierci do końca czuwała wierna Wallis.

Trumnę z jego zwłokami przewieziono do Anglii i złożono w miejscu pochówku brytyjskich władców we Frogmore. W skromnym pogrzebie wzięła udział rodzina królewska, po ceremonii żałobnej księżna Windsoru po raz pierwszy została zaproszona do pałacu Buckingham. Tego wymagał dworski protokół, ale i tak dano jej do zrozumienia, że jest tam osobą niemile widzianą, a królowa matka ostentacyjnie odmówiła udziału w spotkaniu. Pogrążona w żałobie wdowa wróciła więc do Paryża. Przeżyła Edwarda o 14 lat i dopiero po śmierci „włączono” ją do rodziny, pozwalając na pochówek obok męża.

 

ŻYDOWSKA NARZECZONA

Mezalians na brytyjskim dworze zyskał największy rozgłos, ale podobne historie zdarzały się nie tylko nad Tamizą. W roku 1921 następca tronu Rumunii książę Karol ożenił się z grecką księżniczką Heleną. Było to typowe małżeństwo z politycznego rozsądku, więc nikogo nie zdziwiło, że już półtora roku po ślubie Karol zaczął łamać przysięgę wierności. Sprawa nabrała nowego wymiaru, gdy okazało się, że przyszły król nie skacze z kwiatka na kwiatek, lecz regularnie spotyka się z Magdą Lupescu. Z punktu widzenia interesów monarchii jego wybranka miała trzy całkowicie ją dyskwalifikujące wady: była rozwódką, córką aptekarza i Żydówką.

Oburzeni rodzice zażądali od syna natychmiastowego zerwania związku; gdy odmówił, wzięto się za panią Lupescu. Dano jej do zrozumienia, że jeśli natychmiast nie zniknie z Bukaresztu, policja da przyzwolenie na pogromy Żydów. Przestraszona kobieta pośpiesznie wyjechała do Paryża.

Opuszczony książę przez kilka tygodni bił się z myślami. W końcu podjął decyzję. Oświadczył, że chce się ożenić z Magdą, a jeśli nie może tego zrobić jako następca tronu, zrzeka się tytułu na rzecz swego 4-letniego syna Michała. Podpisał stosowny dokument i pojechał do kochanki. W 1928 roku uzyskał rozwód, ale przygotowania do ślubu z kobietą jego życia przerwały dramatyczne wydarzenia w kraju. Zbuntowana armia dokonała zamachu stanu i zaproponowała mu powrót do władzy. Postawiła tylko jeden warunek – ma przybyć do Rumunii sam. Książę przyjął ofertę i został koronowany jako Karol II. Gdy załatwił formalności i mocno usadowił się na tronie, okazało się, że… znów ma obok siebie panią Lupescu.

Maria warta mszy

W trakcie ślubu przedstawiono go jako „kawalera, wyznania ewangelicko-augsburskiego”. Tym protestantem był… Józef Piłsudski. Zmiana wyznania to trudna decyzja, ale przyszły Naczelnik Państwa, który nie ustępował przed żadną potęgą, uległ sile miłości. W czasie działalności konspiracyjnej zakochał się w Marii Juszkiewiczowej, atrakcyjnej rozwódce, i by wziąć z nią ślub, 32-letni Piłsudski dokonał konwersji na protestantyzm. Po śmierci Marii wrócił do katolicyzmu i drugie małżeństwo, z Aleksandrą Szczerbińską, zawarł już w tym obrządku. Przedkładanie uczuć nad wiarę spowodowało jednak, że część kościelnej hierarchii protestowała przeciwko pochowaniu Marszałka w katedrze wawelskiej.

Rosnący w siłę nacjonaliści i faszystowska Żelazna Gwardia na każdym kroku znieważali „żydowską narzeczoną” i wykpiwali króla. Ten próbował się bronić, wprowadził rządy dyktatorskie, ale kiedy w 1940 roku urząd premiera objął wspierany przez Hitlera marszałek Antonescu – okazał się bezsilny. Führer wykluczał możliwość sojuszu z państwem, którego niekoronowaną królową jest Żydówka. Dwa dni po nominacji Antonescu Karol II po raz drugi abdykował na rzecz syna i udał się na emigrację. Do granicy musiała mu towarzyszyć silna ochrona, gdyż bojówkarze z Żelaznej Gwardii grozili zamordowaniem jego partnerki.

Szczęśliwie dotarli razem do Hiszpanii, potem przenieśli się do Ameryki Południowej. Nic już nie było w stanie ich rozdzielić, po 24 latach wspólnego życia w hotelu w Rio de Janeiro wzięli ślub. Ostatecznie osiedli w Portugalii, tam w 1953 r. Karol zmarł nagle na atak serca, Magda przeżyła go o 24 lata. Została pochowana obok męża, a w roku 2003 prochy obojga przewieziono do Rumunii i złożono na cmentarzu przy klasztorze Curtea de Argeş.

 

WYRZECZENIE PO WSZE CZASY

Władający połową Europy Habsburgowie zawierali małżeństwa wyłączenie w celu wzmocnienia swojej potęgi – albo z członkami własnego nader licznego rodu, albo innych rodzin panujących. Z tej obowiązującej od wieków zasady wyłamał się następca tronu arcyksiążę Ferdynand. O jego względy usilnie zabiegała kuzynka Izabella, ale Ferdynand nie patrzył na nią, lecz na jej… lektorkę. Spojrzenia przerodziły się w głębokie uczucie i arcyksiążę poinformował panującego cesarza Franciszka Józefa, że chce się ożenić ze swą wybranką. Była nią pochodząca ze zubożałej czeskiej rodziny szlacheckiej Zofia Chotek.

Uboga Czeszka na tronie Austro- -Węgier – to dla Habsburgów brzmiało jak obelga. Cesarz wyraził więc kategoryczny sprzeciw, ale Ferdynand postawił na swoim i w roku 1900 wziął cichy ślub. Reakcja dworu była natychmiastowa. Arcyksiążę musiał podczas upokarzającej ceremonii złożyć uroczystą przysięgę, że jego potomkowie nigdy nie będą się ubiegać o cesarską koronę.

– Stosownie do przepisów świetnego rodu arcyksiążęcego, które uważamy za słuszne – powtarzał grobowym głosem – oświadczamy, że związek nasz z hrabianką Zofią Chotek będzie morganatyczny i za taki ma być uważany po wsze czasy. Wskutek tego, ani małżonka nasza, ani dzieci z tego związku pochodzące, ani ich potomkowie nie mogą sobie rościć prawa do tronu, ani też do godności i zaszczytów, które są należne małżonkom równego rodu.

Zofia bardzo szybko miała się przekonać, co znaczyły ostatnie słowa. W teatrze nie wpuszczano jej do loży przeznaczonej dla rodziny cesarskiej, zakazano korzystania z dworskich powozów, na oficjalne przyjęcia nie mogła wchodzić obok męża, lecz jako przedstawicielka „nierównego mu rodu” miała dreptać za monarszym orszakiem. By oszczędzić żonie przykrości, arcyksiążę unikał więc wizyt w pałacach Wiednia.

Przeżyli razem 14 lat. 28 czerwca 1914 r. padli ofiarą zamachu w Sarajewie, który stał się pretekstem do wybuchu I wojny światowej. Śmiertelnie ranna Zofia osunęła się na kolana męża, który zdołał jeszcze wyszeptać: „To nic”.

Następcą tronu i królem zostaje się z racji urodzenia, premierem lub prezydentem dzięki osobistym ambicjom i żądzy władzy. Są to uczucia na tyle silne, by zagłuszyć wszystkie inne. Nikt więc nie podejrzewał, że Bill Clinton kocha Monikę Lewinsky, a John Kennedy chce się żenić z Marilyn Monroe. Towarzystwo uległych i pięknych kobiet to w dość powszechnym odczuciu tylko jeden z przywilejów, jakich dostarcza status „przewodnika stada”. I wszystko dałoby się logicznie wytłumaczyć, gdyby nie sytuacje, które całkowicie łamią ten schemat.

Miłość na migi

Alexander Bell, wynalazca telefonu, zajmował się nie tylko fizyką, ale także poszukiwaniem sposobów porozumiewania z osobami głuchoniemymi. Swoje odkrycia testował w szkole dla niesłyszących, w której zatrudnił się jako nauczyciel. I nieoczekiwanie zakochał się w jednej ze swych uczennic, 15-letniej Mabel Hubbard. Gdy dziewczyna osiągnęła pełnoletniość, poprosił ją na migi o rękę. Małżeństwo światowej sławy naukowca z niepełnosprawną kobietą okazało się wyjątkowo udane. Przeżyli w zgodzie 48 lat. Kiedy po ciężkiej chorobie Bell umierał, Mabel prosiła w języku migowym, by jej nie opuszczał. Odpowiedział, wykonując palcami znak: „Nie mogę”.

 

SERCE PREMIERA

– Wyrażamy zaniepokojenie o moralność bratniego narodu z powodu zachowania naruszającego normy i zwyczaje ludu greckiego – pisali w specjalnym oświadczeniu biskupi Kościoła prawosławnego na Cyprze.

Do wystosowania niecodziennego dokumentu sprowokował ich najpopularniejszy grecki polityk, wieloletni premier Andreas Papandreu, który dopuścił się rzeczy niespotykanej. Podejmując ministra spraw zagranicznych Cypru, nieoczekiwanie przedstawił mu stojącą obok młodą, wysoką, hojnie obdarzoną przez naturę blondynkę, jako… swoją narzeczoną. Dyplomata wiedział, że Papandreu ma 69 lat, powszechnie lubianą żonę i czworo dzieci, więc zaniemówił z wrażenia. Romanse na szczytach władzy nie stanowiły oczywiście niczego nadzwyczajnego, ale zgodnie z niepisaną umową udawano, że się ich nie dostrzega. Tymczasem premier Grecji zachował się tak, jakby celowo chciał wywołać skandal.

I go wywołał. Margaret Thatcher w ironicznym liście radziła mu, żeby „bardziej uważał na swoje serce”. Przywódcy państw Zachodu, którzy mieli się spotkać na wyspie Rodos, zasięgali informacji, czy pojawi się tam również „madame” Papandreu i po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej pojechali bez swoich małżonek. Prezydent Francji François Mitterrand, nie chcąc się znaleźć w kłopotliwej sytuacji, odmówił udziału w uroczystości nadania mu tytułu doktora honoris causa Wyższej Szkoły Nauk Politycznych w Atenach. Greckie gazety kpiły z premiera, pytając, co by się działo, gdyby na polityczne spotkanie na szczycie Margaret Thatcher przybyła w towarzystwie młodego boksera, a Michaił Gorbaczow w objęciach baletnicy z Teatru Bolszoj.

Sprawczynią zamieszania była 33-letnia stewardesa Dimitra Liani, już dwukrotnie rozwiedziona. Poznali się w samolocie, którym premier leciał z oficjalną wizytą do Chin. Znajomość przerodziła się w namiętne uczucie. Zakochany Papandreu wyprowadził się z rodzinnej willi i zamieszkał z wybranką w apartamencie hotelowym. Atmosfera wokół niego stała się tak nieprzyjemna, że odmówiono mu nawet prawa udziału w tradycyjnym balu sylwestrowym w kasynie oficerskim (w tym balu uczestniczył od lat). – Protokół dopuszcza wyłącznie towarzystwo żon – usłyszał od organizatorów.

Kilka miesięcy później przegrał z kretesem wybory. Ale, w co początkowo nikt nie wierzył, Dimitra nie porzuciła partnera, który stracił swój największy atut – władzę. Wręcz przeciwnie, okazała o niego nadzwyczajną troskę, zwłaszcza wtedy, gdy po zawale znalazł się szpitalu. Przez wiele dni niemal nie odstępowała od jego łóżka. W roku 1989 pobrali się, a opinia publiczna, widząc, że romans nie był chwilowym kaprysem starzejącego się dygnitarza, lecz prawdziwą i odwzajemnioną miłością, stała się bardziej tolerancyjna. I cztery lata później Papandreu wygrał wybory. Nie dotrwał do końca kadencji, w 1996 zmarł na serce. W kondukcie pogrzebowym za trumną szła zapłakana wdowa i już nikt nie wątpił, że jej łzy były prawdziwe.

Zakochani zdrajcy

Wielki książę Konstanty miał trzymać Polaków krótko i na dystans. Tymczasem on, rodzony brat rosyjskiego cara, zakochał się w Polce – Joannie Grudzińskiej. W oczach patriotów flirtująca z zaborcą Joanna uchodziła za zdrajczynię, zachowanie Konstantego równie krytycznie oceniano w Petersburgu. Mimo to książę rozwiódł się ze swą arystokratyczną żoną Julią Sachsen-Coburg-Saalfeld i w 1820 r. poślubił Polkę. Zapłacił za to zrzeczeniem się wszelkich praw do tronu Rosji. W 1831 r. zmarł na cholerę, a Joanna na znak żałoby obcięła włosy, włożyła je do trumny i pojechała na uroczystości pogrzebowe do Petersburga. Tam zachorowała i 29 listopada, w rocznicę wybuchu powstania listopadowego, zmarła.

 

PRZEPRASZAM, ALE SIĘ ZAKOCHAŁEM

– Zakochałem się w innej kobiecie, a ona we mnie. Ta pani jest szanowaną osobą innej narodowości – biali mieszkańcy RPA przecierali oczy ze zdumienia, czytając to oświadczenie. Jego autorem był bowiem najbardziej przez nich szanowany polityk, ostatni prezydent epoki apartheidu, który w pokojowy sposób zdemontował system segregacji rasowej, za co wraz z Nelsonem Mandelą został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla – Frederick de Klerk. Poza talentami politycznymi autor niezwykłego komunikatu dał się poznać jako gorliwy purytanin, zaangażowany w działalność Kościoła ewangelickiego. Od 38 lat był mężem tej samej żony i nikt nigdy nie słyszał, by złamał małżeńską przysięgę wierności.

Po wyborach w roku 1994 de Klerk objął funkcję wiceprezydenta u boku Mandeli. Dwa lata później w tajemniczych okolicznościach zrezygnował z urzędu. Poinformował jedynie, że robi to z powodów osobistych. Dziennikarze szybko odkryli, że „powód” nazywa się Elita Georgiades i jest żoną zaprzyjaźnionego z de Klerkiem greckiego armatora. Zanosiło się na skandal, bo nie dość, że polityk łamał zasady moralne, które głosił, to jeszcze rozbijał małżeństwo przyjaciela. Chcąc rozbroić tykającą bombę, wycofał się z życia publicznego, a gdy tajemnicy dłużej nie dało się utrzymać, ujawnił prawdę. W następnym oświadczeniu poprosił dziennikarzy, by nie traktowali tego wydarzenia jak sensacyjnego skandalu, gdyż „przeżywa osobisty kryzys, który dotknął również jego żonę, za co i ją, i dzieci, którym zadał ból, przeprasza”.

Czy nie przypomina to sercowych problemów byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który w lutym br. użył niemal tych samych słów, ujawniając istnienie nowej kobiety w swoim życiu? Pryncypialny katolik, przeciwnik rozwodów, nagle rzucił na szalę wszystko, co dotychczas osiągnął, bo został ugodzony strzałą Amora.

Ta strzała nie lata zgodnie z prawami fizyki, genetyki czy biologii. Gdyby było inaczej, Nelson Mandela, nieugięty przeciwnik, a następnie polityczny partner Fredericka de Klerka, w dniu swoich 80. urodzin przyjmowałby jedynie życzenia z okazji jubileuszu. Tymczasem gratulowano mu z okazji… ślubu. I to z nie byle kim, gdyż panną młodą była wdowa po prezydencie Mozambiku Graça Machel. Do uzyskania zgody jej rodu na małżeństwo nie wystarczała światowa sława i Nagroda Nobla, Mandela musiał prosić o pomoc króla plemienia, z którego sam się wywodzi, i za jego pośrednictwem wynegocjować wysokość posagu. Spełnił wszystkie żądania, bo czego się nie robi dla miłości. Nawet gdy ma się 80 lat.

 

 

CHARLIE „ZBOCZENIEC”

Na znacznie większą swobodę niż politycy mogą sobie pozwolić artyści, jednak i ich obowiązują granice, których przekroczenie grozi załamaniem kariery, utratą reputacji i popularności. Charlie Chaplin miał 54 lata, gdy zakochał się w niespełna 17-letniej Oonie O’Neill. Na głowę uwielbianego aktora posypały się gromy, oskarżano go o uwodzenie dzieci i demoralizowanie społeczeństwa (był już trzykrotnie żonaty), wyzywano od zboczeńców, wzywano do bojkotu jego filmów. Po kilku latach nagonki połączonej z zarzutem propagowania komunizmu wyemigrował do Europy.

– Gdybym wcześniej znał kogoś takiego jak Oona, nie miałbym żadnych problemów z kobietami. Nie zdawałem sobie sprawy, że przez całe życie czekałem właśnie na nią – powie w jednym ze swoich ostatnich wywiadów.

Skandalizująca, urągająca moralnym standardom Ameryki miłość okazała się uczuciem prawdziwym, wzajemnym i trwałym. Oona i Charlie przeżyli razem 36 lat, doczekali się ośmiorga dzieci.

Pod podobnym pręgierzem znalazł się w czasach nam bliższych Woody Allen. Stało się to po ujawnieniu przez życiową partnerkę Mię Farrow romansu z jej adoptowaną córką, Koreanką Soon-Yi. Dziewczyna była już pełnoletnia, nie łączyły ich żadne więzy krwi, ale mimo to sprawa miała posmak kazirodztwa. Allen z ulubieńca krytyków filmowych stał się nagle „czarnym ludem”, jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. Trudny do zaakceptowania związek nie był jednak kolejnym dziwactwem ekscentrycznego artysty. Allen przetrwał medialną burzę, upokarzające procesy sądowe, i w roku 1997 zawarł małżeństwo, które trwa do dziś. W dniu ślubu pan młody miał 62 lata, panna młoda – 27.

Jeszcze trudniejszą próbę musiała przejść słynna tancerka Isadora Duncan, która – zakochana w młodszym o 17 lat rosyjskim poecie Siergieju Jesieninie – odważyła się przyjechać z nim do ojczystej Ameryki. Kaznodzieja z Chicago Billy Sunday nazwał ją „bezwstydną bolszewicką dziwką”; burmistrz Indianapolis wezwał do wywiezienia z miasta w policyjnej „budzie”. Nie wytrzymała presji, wróciła do Europy. Ten romans skończył się tragicznie: pogrążony w alkoholizmie i depresji Jesienin popełnił w 1925 r. samobójstwo, dwa lata później Duncan zginęła w wypadku samochodowym, uduszona szalem, który wkręcił się w koła.

 

 

NIE MA MOCNYCH

Gdyby miłością rządziły możliwe do odkrycia prawa nauki i mechanizmy zachowania gatunku, genialny malarz Amadeo Modigliani nie miałby żadnych szans na znalezienie partnerki. Gruźlik, alkoholik, nędzarz, niechluj i życiowy nieudacznik był zaprzeczeniem wszystkiego, co powinno przyciągać szukającą solidnego oparcia dla przyszłego potomstwa przedstawicielkę płci odmiennej. Tymczasem 19-letnia, ładna, pochodząca z dobrze sytuowanej rodziny Jeanne Hébuterne zakochała się w nim na śmierć i życie. To nie przesada, zerwała dla niego z rodzicami, zrezygnowała z własnych ambicji artystycznych (studiowała malarstwo), a gdy po trzech latach wspólnego, smutnego, ale jak mówili – szczęśliwego życia Modigliani zmarł, nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca i wyskoczyła przez okno z piątego piętra. Przyjaciele chcieli ich pochować obok siebie, jednak rodzice Jeanne nie wyrazili zgody. Kilka lat później z nieznanych powodów zmienili zdanie i pozwolili, by kochankowie połączyli się ze sobą także po śmierci.

Całkowite przeciwieństwo Modiglianiego stanowił meksykański malarz Diego Rivera. Tryskający energią, sławny, bogaty był uosobieniem macho. Ale chociaż bez trudu zdobywał każdą upatrzoną kobietę, kochał tylko jedną – na pierwszy rzut najmniej atrakcyjną, niepełnosprawną z powodu przebytego w dzieciństwie polio i ciężko okaleczoną w wypadku autobusowym Fridę Kahlo. Oboje mieli bujne temperamenty, nieustannie się kłócili, zdradzali, nawet rozwiedli, jednak już po roku skruszony Rivera wrócił i ponownie poprosił Fridę o rękę. Nie po to, by przedłużyła jego ród, gdyż dzieci z powodu kalectwa mieć nie mogła. Nie dlatego, że była nadzwyczajną pięknością. I nie dlatego, że wzbudzała litość, bo nigdy o nią nie prosiła. Jego zachowania nie da się wytłumaczyć w sposób naukowy, jedyna sensowna odpowiedź na pytanie, dlaczego wrócił i pozostał z Fridą do końca jej krótkiego życia, brzmi: bo ją po prostu kochał.

A miłość to potęga, na którą nie ma mocnych. Przekonał się o tym nasz narodowy kpiarz Aleksander Fredro, który założył się z kolegami oficerami, że w ciągu pół roku uwiedzie żonę hrabiego Stanisława Skarbka. Zakład wygrał, ale igranie z uczuciami skończyło się tym, że po uszy zakochał się w hrabinie. Przez następne 10 lat zabiegał o możliwość jej poślubienia. W końcu uzyskał kościelne unieważnienie małżeństwa państwa Skarbków i usłyszał upragnione: TAK. Miał być rubaszny wojskowy zakład, a wyszło 58 lat wspólnego życia. Kto potrafi, niech wierzy, że było to zapisane w genach.