Krwawe boginie

Jesienią w południowej Azji wyznawcy hinduizmu obchodzą święta bogiń. Mężczyźni i kobiety starają się uzyskać moc śakti, energię pierwiastka kobiecego, który zapewnia ochronę i pomyślność na nowy rok. W zamian boginie żądają krwawych ofiar.

Las uniesionych rąk faluje, gdy tłum wiernych zbliża się do ołtarza bogini Gadhimai. Ciżba ludzka chwieje się na prawo, staje na jednej nodze i zaraz odbija w lewo, byle tylko za-chować równowagę i utrzymać kierunek. Byle bliżej, bo już prawie widać czarne oblicze. Jeszcze chwila, i pokłonią się swojej krwawej matce.

Bogini Gadhimai przygląda się setkom dłoni kurczowo chwytających kraty odgradzające ją od pielgrzymów. Przez kilka sekund, czasami przez ułamek chwili, zagląda każdemu z nich w oczy. Tylko tyle ma pobożny pielgrzym, bo za nim tłoczy się masa tysięcy ludzi nieustannie napierających na platformę.

Kto stanie w miejscu, zostanie stratowany. Już za chwilę niewidzialny prąd wypluje pielgrzyma z tego kłębowiska ciał. Ten zdąży się jeszcze obrócić i rzucić kilka ziaren ryżu, o których zapomniał, stojąc przez obliczem bogini. „Bogini jest wspaniała, jak dobrze, że tu przy-jechałem!” – Ariemu łamie się głos, nie potrafi ukryć emocji. Na co dzień pracuje jako kierowca w Katmandu. Droga do nepalskiej wioski Bariyarpur, położonej na południowej granicy z Indiami, zajmuje około dziesięciu godzin. Szacuje się, że 60–80 proc. z trzech milionów pielgrzymów przybywa z Indii, najwięcej z sąsiedniego stanu Bihar i Uttar Pradeś. „Gadhimai Mela (mela oznacza festyn religijny) to dla nas wielkie święto” – mówi pan Raj Kumar, sklepi-karz z indyjskiego Gorakhpur, który przyjechał tu z całą rodziną. „U nas składanie ofiar ze zwierząt jest zakazane. Może z wyjątkiem świątyń bogini Kali. Ale Kali jest taką samą boginią jak Gadhimai. Potrzebuje krwi” – tłumaczy.

Bali, czyli ofiara

Ari też składa ofiarę w świątyni. Na postronku prowadzi kozła. „Boginia wymaga, aby zwierzę było płci męskiej. Może to być szczur, gołąb, kogut, kozioł lub bawół” – wyjaśnia, do-dając, że niestety nie stać go na bawołu.

Świątynia znajduje się na niewysokiej platformie, wśród drzew wysmarowanych czerwonym proszkiem, ulubionym kolorem bogini-matki. Między drzewami usadowili się rzeźnicy z długimi tradycyjnymi nożami kukhri. Stoją po kostki w błocie zmieszanym z krwią. Ari szybko dobija targu, może oddać rzeźnikowi głowę lub zapłacić sto rupii (ok. 3 zł) za usługę. Mężczyzna z nożem od razu chce się brać do roboty, lecz Ari go powstrzymuje. Najpierw trzeba zmówić pudźę, krótką modlitwę, nakarmić kozła i napoić wodą. Rzeźnik próbuje protestować, wyraźnie się spieszy, bo jest ruch w interesie. „Im bliżej do świątyni, tym krótsza pudźa” – zżyma się Ari, wyraźnie żałując, że nie może się spokojnie pomodlić.

Szybkie cięcie przez kark i bali – ofiara – spełniona. Trzeba jeszcze zrobić tikę, podłużny znak na czole pielgrzyma z krwi, która tryska z odciętej koziej szyi. „To miejsce mocy. Ta krew daje siłę i chroni od zła” – Ari zaczyna rozdawać tiki zebranym gapiom, których najwyraźniej nie było stać na ofiarę z kozła.

„Większość Nepalczyków, a także ludność północnych i wschodnich Indii, zwłaszcza w Bengalu, składa ofiary ze zwierząt. Jej zadanie to zjednać sobie przychylność i opiekę potężnej bogini. Na przykład, gdy Nepalczyk kupuje motor, to skrapia pojazd krwią z ofiary. Obawia się, że jeśli tego nie zrobi, będzie miał wypadek, bo bogini sobie tę krwawą ofiarę sama odbierze” – tłumaczy Yom Hampu, antropolog pracujący w Katmandu. „Krew jest atawizmem. Mamy wbudowane poczucie strachu na jej widok. Składanie ofiar jest więc przełamywaniem tabu. Doświadczeniem mocy. I to potężnym” – podkreśla. 

Śakti oznacza moc

„Gadhimai jest jedną z emanacji Dewy, bogini mocy. Dewa występuje pod wieloma imionami, może być dobra i łagodna jak Parwati, żona boga Śiwy, lub niezależną i groźną singielką jak Durga i Kali, które walczyły z de-monami” – tłumaczy religioznawca profesor Tandon, który zasiada w radzie naukowej stowarzyszenia świątyni Pashupatinath, jednej z ważniejszych w hinduizmie.

Boginie posiadają śakti, moc, energię pierwiastka żeńskiego. Jak pisze wybitna specjalistka od hinduizmu Wendy Doniger w książce „Hindus, alternatywna historia”: „Śakti jest generalnie tym, co męskie bóstwo, nie bogini, posiada, a czym bogini jest. Dlatego wyznawcy kultu bogiń uważają, że żeński pierwiastek jest ważniejszy i na nim się skupiają, a pierwiastek męski traktują jako dopełnienie całości”.

Najbardziej wojowniczą w panteonie bogiń jest Durga, a najbardziej przerażającą Kali – obie niezmiernie popularne w Bengalu. Podczas święta Durga Pudźa miasta i wioski wypełniają pandale, pięknie udekorowane, tymczasowe ołtarze ku czci Durgi. Bengalczycy entuzjastycznie, tańcem, śpiewem i ucztami do rana dziękują bogini za pokonanie demona–bawołu Mahiszasury, czyli triumf dobra nad złem. Durga najpierw uwiodła demona, a później śmiejąc się ścięła mu głowę. Podczas tego święta bogini zstępuje między ludzi na ziemię. Ostatniego dnia świąt, gdy bogini wraca do niebios, ołtarze topi się w rzece. 

 

„Kobiety w Bengalu są niezależne, pewne siebie. Widać to w ich zachowaniu na co dzień, na ulicy. Zachowują się zupełnie inaczej niż kobiety w Delhi” – uważa Sayan, mieszkaniec Delhi, którego rodzina pochodzi z Bengalu. „Może Bengalczycy boją się podstępnej Durgi? Albo bogini Kali? Nie dość, że singielka, to jeszcze bardzo niebezpieczna” – śmieje się Soham, również bengalski imigrant w Delhi.

Legenda mówi, że Śiwa, mąż Parwati, naśmiewał się z jej ciemnej karnacji, porównując ze swoją jasną skórą. Mówił, że Parwati jest jak czarny wąż wijący się wokół jasnego drzewa sandałowego. Dlatego Parwati udała się w miejsce odosobnienia, by wytwarzając wewnętrzne ciepło rozjaśnić swoją skórę. Na ten czas nakazała synowi strzec drzwi sypialni męża przed konkurentkami. Wtedy swoją szansę zwietrzył jeden z demonów i przybierając postać Parwati zwiódł jej syna. Myśląc, że jej własny syn ją zdradził, Parwati postanowiła go ukarać. Z jej złości powstała czarna Kali, bogini czasu i śmierci. Kali w wieńcu z ludzkich głów, w pasie z ludzkich rąk i zakrwawionym mieczem w garści, często przedstawiana jest na malowidłach w scenie triumfu, gdy tańczy nad zwłokami boga Śiwy. 

Wendy Doniger uważa jednak, że czczenie bogiń-feministek nie przekłada się na życie codzienne indyjskich kobiet: „często możemy zaobserwować coś przeciwnego – im potężniejsze boginie, tym mniej władzy posiadają prawdziwe kobiety”. Jej zdaniem mężczyźni czują się zagrożeni mocą śakti, dlatego starają się zamknąć je w domach i uciszyć. Kobiety, które otwarcie się temu przeciwstawiają i osiągają sukces w męskim świecie, tak jak np. premier Zachodniego Bengalu Mamata Banerjee, odbierane są jako te, które posiadły moc śakti. Na ulicach Kalkuty powtarza się przecież, że bezwzględna polityk nie przypadkiem urodziła się i wychowała w dzielnicy Kalighat, w pobliżu najsłynniejszej świątyni Kali.

Mai to matka

Chociaż Gadhimai Mela obchodzona jest raz na pięć lat (najbliższa mela już w listopadzie 2015 r.), to jest najbardziej krwawą uroczystością religijną na świecie. W 2009 r., w ciągu kil-ku dni złożono w ofierze ok. 300 tys. zwierząt, w tym 20 tys. bawołów.

Uczestnikami festynu były całe rodziny, ale rzeź bawołów, która trwała kilkanaście godzin, oglądały nieliczne kobiety. Ich reakcje moc-no kontrastowały z entuzjazmem mężczyzn, wspinających się na ceglane mury pastwiska, gdzie odbywała się rzeź. Za odpowiednią opłatą można było wkraść się do środka i zastąpić zawodowego rzeźnika, co cieszyło się sporym powodzeniem. Mungal Chaudhary, główny kapłan świątyni, przekonywał jednak, że „pokój na Ziemi wymaga ofiary z trzystu tysięcy zwierząt” i wcale nie chodzi o zachowanie święta generującego wysokie dochody.

„Jak Gadhimai może żądać ofiar?” – pyta retorycznie swami, duchowny hinduistyczny Anand Vishal. „Przecież mai oznacza matkę” – dodaje. „Zamiast kozy czy bawołu można poświęcić kokos, jajko, ogórek, jakikolwiek inny owoc lub dowolne warzywo. To jest tylko i wyłącznie ofiara symboliczna” – zapewnia z kolei profesor Tandon.

Kierowca Ari długo zastanawia się nad pytaniem, czy ofiary ze zwierząt są złe i czy bogini-matka rzeczywiście tak bardzo łaknie krwi. Chyba nikt jeszcze go o to nie pytał. „Taki jest zwyczaj, tak zawsze postępowaliśmy. A co jeśli kokos nie wystarczy i mnie lub moim bliskim coś się stanie?” – pyta zatroskany.