Co Ci da skrzydła? Na pewno nie pieniądze

Pieniądze motywują tylko na początku. Awans przestaje ekscytować, gdy osiągamy szczyt kariery. Praca nie znudzi się tylko tym, którzy traktują ją jak powołanie. Wystarczy odkryć, co nas w życiu kręci. Tylko tyle. I aż tyle
Co Ci da skrzydła? Na pewno nie pieniądze

Stać cię na to! Jesteś do tego zdolny! Kto, jeśli nie ty! Adam Dębowski, master coach i trener coachów ze szkoły NLP Coaching, doskonale wie, jak szybko nakręcić kogoś do działania. To jak występ cheerleaderek, które przed meczem zagrzewają sportowców do boju. Albo pokrzykiwania trenera tuż przed gwizdkiem sędziego. Just do it! „To działa, ale na krótko. Motywacja szybko wzrasta, a potem równie szybko opada. W coachingu chodzi o to, żeby znaleźć motywację długotrwałą. Taką, która opiera się na najważniejszych dla nas wartościach i nie wymaga dodatkowego paliwa. Gdy odkryjemy, co jest dla nas w życiu naprawdę ważne i co nas kręci, coach nie będzie już potrzebny” – mówi Adam Dębowski. Proste? I tak, i nie. Aby odkryć, co nas motywuje do działania, potrzeba sporo szczerości, przede wszystkim w stosunku do samego siebie, nieco teorii i odrobinę szczęścia.

PREZES W PRZEBRANIU

ŻADNA PODWYŻKA MNIE TAK NIE NAKRĘCIŁA. ODKRYŁAM, ŻE FASCYNUJE MNIE BUDOWANIE ZESPOŁU

Zbliżenie kamery nie pozostawiało wątpliwości. Klient, który awanturował się w jej oddziale banku, był jednym z członków zarządu. Tyle że w cywilu, to znaczy w dżinsach i sportowej kurtce. Nieco teatralnie wymachiwał rękami, nie dawał się uspokoić. Marzanna zrozumiała, że to test z gatunku „król w przebraniu żebraka sprawdza, jak się mają jego poddani”. Choć nie słyszała, co krzyczy, dostrzegła, że sprawy idą w złym kierunku. Jej pracownicy nie rozpoznali szefa i dość nieudolnie próbowali poradzić sobie z jego agresją.

Marzanna zaczęła pracować w tym banku jako recepcjonistka jeszcze na studiach. Gdy na socjologii obroniła dyplom z negocjacji i mediacji, dostała propozycję pracy w dziale obsługi przedsiębiorstw. Przez osiem lat wspinała się po kolejnych szczeblach, dostając coraz wyższą pensję, a także nagrody w postaci wyjazdów na narty czy do spa. Czy to ją motywowało? Bez przesady. Uważała, że przy jej umiejętnościach i wysiłku wkładanym w pracę po prostu zasłużyła na awanse i wyróżnienia. W końcu otrzymała propozycję, by zostać szefową całego oddziału.

No i po dwóch miesiącach taki psikus! Dwie godziny po awanturze spotkała się z szefem na poważnej rozmowie. Twierdził, że choć pracownicy udzielali właściwych odpowiedzi na konkretne pytania, „nikt nie potrafił go uspokoić”.

„Wtedy nagle poczułam to coś. Impuls do działania, chęć zatroszczenia się o moich ludzi. Ode mnie zależał ich los, być może premie, a z pewnością komfort pracy” – opowiada Marzanna. Użyła swoich talentów mediacyjnych. Udało się jej pokazać szefowi, że pracownicy zachowali się stosownie do sytuacji, o czym zresztą była przekonana. Ustaliła, nad czym warto popracować, co zmienić. Pierwszy raz w swojej ośmioletniej karierze poczuła, czym jest prawdziwa motywacja, o co jej chodzi w pracy. „Żaden awans ani żadna podwyżka mnie tak nie nakręciły. Odkryłam, że fascynuje mnie budowanie zespołu, uczenie innych, negocjowanie wspólnej wizji” – mówi 35-letnia Marzanna. Awantura w oddziale i późniejsza obrona pracowników to był przełom w jej podejściu do pracy. „Czuję się spełniona, gdy widzę, jak młode wilczki nabierają ogłady. Jak z warszawskich cwaniaków zamieniają się w świetnych sprzedawców usług bankowych. Jak zahukane studentki stają się skutecznymi mediatorkami. Możliwość kształtowania tych 10 lat młodszych ludzi sprawia, że chce mi się przychodzić do firmy” – mówi. Brzmi to nieco patetycznie, ale iskra w oku i zapał, z jakim opowiada, sprawiają, że trudno jej nie uwierzyć.

 

SZCZEBLE I PIENIĄDZE

PODWYŻKA DZIAŁA JAK NARKOTYK. ABY POCZUĆ CHĘĆ DO PRACY, TRZEBA CAŁY CZAS ZWIĘKSZAĆ DAWKI

Co z pieniędzmi? Z kolejnymi szczeblami kariery, które są wpisane w kulturę korporacyjną? Czy Marzanna to wyjątek? „Te czynniki motywujące działają tylko do pewnego momentu, i to nie na wszystkich. Pracodawca może się na nich nieźle »przejechać«, na przykład coraz więcej płacić i coraz mniej za to dostawać. Albo awansami doprowadzić do szybkiego wypalenia pracownika” – mówi dr Tomasz Ochinowski z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, psycholog badający motywację w pracy. Jego zdaniem, częstym błędem pracodawców jest zakładanie, że pracownicy znają i podzielają tzw. kulturowy kapitał miejsca pracy (czyli zestaw oczekiwanych i nagradzanych zachowań), a także wiara, że ludzie pracują z takich, a nie innych powodów. Problem w tym, że szef rzadko mówi o tych założeniach wprost. Uważa, że są oczywiste. Gdy pracownik nie podziela tej ukrytej wizji, trudno mu nie tylko awansować, ale nawet przetrwać w firmie.

Badacze z USA wyróżnili trzy główne postawy wobec pracy i – co za tym idzie – trzy różne motywatory. „Pierwsza to traktowanie pracy jako drogi do kariery. To podejście ma źródła w protestantyzmie, który zakłada, że praca zbawia i jest tak samo wartościowa jak modlitwa” – mówi Ochinowski. Dziś o zbawieniu żaden szef raczej nie mówi, został za to protestancki etos pracy jako szansy rozwoju. Drugie podejście jest bliższe katolicyzmowi: pracuję, żeby sobie pozwolić na przyjemności. „Praca prowadzi do dobrobytu. Dobry zysk to taki, który potrafimy wykorzystać” – tłumaczy Ochinowski. Trzecie podejście wywodzi się z tradycji chłopskiej: pracuję, bo muszę. Przy takim nastawieniu najszybciej tracimy zapał do pracy. Przynajmniej do połowy lat 90. XX wieku to ta postawa – zwraca uwagę Ochinowski – dominowała w Polsce.

Właśnie w tym ostatnim wypadku najbardziej liczą się pieniądze. Jest praca, bo jest płaca. „Pensja zaspokaja poczucie sprawiedliwości i dlatego jest ważna, ale jako motywator działa tylko w wypadku ludzi biednych, czyli takich, którzy walczą o zaspokojenie podstawowych potrzeb” – mówi Ochinowski. Oczywiście, u każdego „podstawowe potrzeby” oznaczają coś innego, ale z grubsza chodzi o to, by mieć co jeść, w co się ubrać, móc kupić dzieciom podręczniki czy opłacić czynsz. Gdy poczucie niedostatku znika, pieniądze przestają motywować, a mówiąc precyzyjniej, motywują na krótko, tak jak cheerleaderki. Pracownik uświadamia sobie, że zarabia co prawda sporo, ale kosztem czasu spędzonego z rodziną czy hobby. Jeśli nie może wybierać: czas wolny czy pieniądze, to chce przynajmniej dostawać więcej. Podwyżka zaczyna działać jak narkotyk: aby poczuć chęć do pracy, trzeba ciągle zwiększać dawki. Zaskakujące, jak często w tę pułapkę wpadają pracodawcy. Przekładając wartość ludzi wyłącznie na pieniądze, ryzykują szybkie żądania coraz wyższych pensji.

Skuteczniejsze, przynajmniej dla części pracowników, jest motywowanie przez karierę, stawianie na rozwój jako cel sam w sobie. Pokazanie schodów, na które można się wdrapywać i z każdym stopniem zyskiwać większy prestiż. Takie ścieżki kariery są wyznaczone w korporacjach: asystent, specjalista, partner. Tyle że ludzie coraz szybciej pokonują kolejne stopnie, a na górze pojawia się frustracja. Można ją na jakiś czas rozwiać, pokazując kolejne schody, na przykład karierę za granicą. Albo zamiast do góry, zacząć się rozwijać w bok, czyli specjalizować się w określonej dziedzinie.

 

ISKRA W OKU

KAŻDY MA SWÓJ CALLING. TO STAN USKRZYDLENIA

Michał Rudziecki doskonale wie, o czym mowa. Zaraz po studiach prawniczych trafił do słynnej korporacji zajmującej się doradztwem. Media pisały o syndromie jej pracowników, którzy uczestniczą w wyścigu szczurów. „Mnie się podobało, przynajmniej na początku. Magia brandu, niezłe pieniądze” – wspomina. O podwyżki nie trzeba było zabiegać, przychodziły wraz z awansami. Niestety, Michała zjadał stres, mężczyzna bał się błędów, czuł się niepewnie. W dodatku firma niechętnie patrzyła na osoby pragnące robić aplikację radcowską. Dokształcanie się na zewnątrz oznaczało dzień czy dwa dni w tygodniu nieobecności za biurkiem. Dla Michała aplikacja była jednak priorytetem. Znalazł kancelarię prawniczą, która pozwoliła mu się uczyć w piątki. Pewnie w korporacji zarabiałby więcej, ale tu stał się pełnoprawnym radcą. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie stagnacja. Nie zmieniały się wyzwania, popadał w rutynę, a do tego wciąż obawiał się okresów gorszej koniunktury na usługi prawnicze.

Tymczasem Polska właśnie wchodziła do UE i szukano pracowników do instytucji w Brukseli. A on na studiach działał w międzynarodowych organizacjach, kocha podróże (na własną rękę zwiedził ponad 70 krajów), cały czas uczy się języków (płynnie mówi dziewięcioma). Uparł się. Do biura europarlamentu dostał się za trzecim podejściem. Od pięciu lat pracuje jako prawnik lingwista.

„Dla wielu osób nie jest to fascynujące, ale ja się tu odnajduję. Stres jest niewielki, pieniądze spore. Najbardziej podoba mi się to, że pracuję z ludźmi z całej Europy. Prawie całej, bo nie znam jeszcze nikogo z Cypru” – poprawia się Michał. I rzeczywiście, na korytarzach parlamentu co chwila wita się z kimś w jego ojczystym języku. Przeskakuje z portugalskiego na węgierski, nie mówiąc o niemieckim czy angielskim. „Uwielbiam brylować językowo w towarzystwie” – śmieje się Michał. Teraz uczy się perskiego. To najnowszy pomysł, a zarazem inwestycja, gdyby Europa kiedyś wydała mu się zbyt mała.

Dla Tomasza Ochinowskiego taka motywacja nie jest niczym dziwnym. „Zdaniem badaczy z kręgu »psychologii pozytywnej«, przy dobrym zarządzaniu zasobami ludzkimi każdy pracownik może traktować pracę jako swój calling, rodzaj powołania. Stwarza to szansę na przeżywanie w pracy od czasu do czasu stanu uskrzydlenia, zwanego także przepływem, z angielskiego flow, kiedy czujemy, że praca jest prawdziwą, głęboką radością” – mówi. Po czym poznać ten stan? Choćby po iskrze w oku, gdy się o tym opowiada. Okazuje się, że uskrzydlenie występuje w każdym zawodzie, nawet wśród pomywaczy w szpitalach. Amerykańska psycholożka Amy Wrzesniewski odkryła, że część z nich traktuje swoją pracę jak powołanie. I to właśnie ci „uskrzydleni” czują się najbardziej zadowoleni i zmotywowani. W Polsce podobne badanie dotyczące strażników więziennych przeprowadził zespół pod kierunkiem Ochinowskiego. I doszedł do takich samych wniosków jak Wrzesniewski. „Ci, którzy czuli, że praca w więzieniu jest ważna, a oni potrzebni, byli najmniej narażeni na wypalenie zawodowe” – mówi Ochinowski.

 

JAK ZŁOWIĆ SZCZĘŚCIE

WYPALENIE OBJAWIA SIĘ ROZDRAŻNIENIEM, CZĘSTYMI CHOROBAMI, A W KOŃCU APATIĄ

Calling to najsilniejsza, bo najgłębsza motywacja do pracy. Problem w tym, że każdy ma inne powołanie. Jak sprawdzić, co nas pociąga? Większość osób intuicyjnie to wie, ale aby się upewnić, można skorzystać z testów psychologicznych. „Wynik testu to punkt wyjścia, narzędzie. Pomaga spojrzeć na siebie z dystansu, a potem działać bardziej ekologicznie, czyli bez szkodzenia sobie i innym” – mówi Romeo Grzębowski, coach i prezes zarządu Extended DISC Polska, firmy zajmującej się diagnozowaniem potencjału i doradztwem HR. Proponowana przez niego i od lat stosowana na świecie metoda dzieli pracowników na cztery typy. Pierwszy lubi ryzyko i jest nastawiony na cel. Dla drugiego ważniejsi są ludzie, działa intuicyjnie. Trzeci typ postępuje według reguł i buduje w zespole poczucie bezpieczeństwa. Czwarty jest dokładny, skupiony na faktach. Łatwo sobie wyobrazić, że to, co dla jednego będzie nagrodą, dla drugiego może się stać karą. „Jeśli zostaliśmy obsadzeni niezgodnie z predyspozycjami, już po roku może grozić nam wypalenie. Będzie się objawiać rozdrażnieniem, chorobami, a w końcu apatią” – ostrzega Grzębowski.

Wypalenie to przeciwieństwo stanu flow. Zwykle bierze się z pogwałcenia tego, co dla nas ważne, ale także z nadmiaru pracy. Adam Dębowski pamięta jednego ze swoich klientów. Miał 45 lat, dobrze prosperującą firmę, kilkunastu pracowników. Słowem – sukces, o którym wielu marzy. Mimo to na pytanie, na czym mu najbardziej zależy, odpowiadał: „na spokoju i harmonii”. Coach przez kilka spotkań próbował ustalić, co to oznacza. Gdzie jego klient tę harmonię znajduje, kiedy ją odczuwa. Błądzili, szukając jej w firmie, w rozwoju jako menedżera. Aż pewnego dnia mężczyzna ożywił się i odpowiedział: „łowiąc ryby”. Okazało się, że to jego pasja. To w kontakcie z naturą czuje się spełniony. Firmy nie sprzedał, ale oddał się w większym stopniu temu, co kocha. Właśnie kończy książkę o łowieniu ryb. „Najważniejsze to zobaczyć siebie nie tyle jako rezultat działań innych, ile jako sprawcę. Gdy staniemy po stronie aktywnej, mamy większy wpływ na swoje życie” – mówi Dębowski. Wtedy wystarczy szepnąć do ucha: stać cię na to!

ŚCIEŻKI ROZWOJU

  • Martin Seligman „Optymizmu można się nauczyć” – Media Rodzina 2002
  • Marcus Buckingham, Donald Clifton „Teraz odkryj swoje silne strony” – MT Biznes 2003
  • Martin Seligman „Prawdziwe szczęście” – Media Rodzina 2005
  • Marcus Buckingham, Donald Clifton „Po pierwsze: złam wszelkie zasady” – MT Biznes 2001