Kto sponsorował Lenina i Hitlera? Na ich konta wpływały miliony

Biedny emigrant i nieznany bezpaństwowiec nie stworzyliby najbardziej krwawych reżimów XX wieku, gdyby nie miliony, które wpływały na konta ich ugrupowań.
Kto sponsorował Lenina i Hitlera? Na ich konta wpływały miliony

Na początku 1915 roku kasa rosyjskich bolszewików była niemal pusta. Jej przywódca, przebywający na emigracji 45-letni Włodzimierz Lenin, utrzymywał się z pieniędzy przysyłanych do Szwajcarii przez matkę emerytkę oraz z niewielkiego spadku po teściowej. Gdzie te czasy, kiedy konto we francuskim banku Crédit Lyonnais nie świeciło pustkami, mieszkanie w Paryżu było opłacone na kilka miesięcy z góry, a czas wypełniały podróże po Lazurowym Wybrzeżu i Alpach?

Dziesięć lat wcześniej sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Wojna Rosji z Japonią, kryzys gospodarczy i masowe protesty na terenie całego imperium, nazwane później „rewolucją 1905 roku”, były doskonałym czasem dla Lenina i jego towarzyszy. Pieniądze na walkę z carskim absolutyzmem płynęły ze wszystkich stron – od japońskiego wywiadu po żydowskich bankierów z Wall Street, oburzonych usankcjonowaną przez państwo dyskryminacją mieszkających w Rosji pobratymców. Rewolucjonistów stać było na wysłanie Maksyma Litwinowa, jednego z liderów partii, do Belgii, Niemiec i Austro-Węgier na wielkie zakupy broni, która wyczarterowanym statkiem miała trafić przez Morze Bałtyckie do Rosji. Transport broni został jednak zatrzymany przez carską Ochranę.

„STOJĄ ZA NIM MILIONY!” Antyfaszystowska „Arbeiter Illustrierte Zeitung” jeszcze w 1932 roku pozwalała sobie na oskarżanie Hitlera o przyjmowanie dotacji od zamożnych przemysłowców i na drwiny z nazistowskiego pozdrowienia.

Inne sprawy też nie ułożyły się po myśli Lenina: rosyjski monarcha Mikołaj II wprowadził daleko idące reformy. Zacofane dotąd imperium uzyskało konstytucję i parlament, a jego gospodarka otworzyła się na świat, co przyniosło niebywały boom ekonomiczny – produkcja przemysłowa rosła w tempie 9 proc. rocznie. W latach 1908–1914 Rosja była już czwartą potęgą przemysłową – po USA, Wielkiej Brytanii i Niemczech, wyprzedzając Francję. Była też największym na świecie eksporterem żywności. W rezultacie stałej nadwyżki handlowej u progu pierwszej wojny światowej miała największe w Europie rezerwy złota, a wartość prywatnych depozytów jej mieszkańców rosła każdego roku o 50 proc.

W tych warunkach żadna próba przewrotu nie miała szans na powodzenie. A to oznaczało również utratę sponsorów, dzięki którym Lenin mógł przez wiele lat prowadzić światowe życie. Jego śródziemnomorska opalenizna szybko zniknęła, a dochodzący z kuchni zapach kapuśniaku stanowił przykry dowód na to, jak marnym poparciem cieszy się wizja proletariackiej rewolucji nawet kilka miesięcy po wybuchu pierwszej wojny światowej.

Towarzyszu, mamy sponsora

Dwa lata później, 9 kwietnia 1917 roku, z Zurychu wyruszył pociąg dyplomatyczny. W wagonach, oprócz Lenina, znalazło się 32 rosyjskich rewolucjonistów. Celem ich podróży był Piotrogród (Petersburg), a zadaniem – wywołanie masowych zamieszek, mających doprowadzić do obalenia rządu i wycofania się Rosji z wojny z Niemcami. Car abdykował dwa miesiące wcześniej pod naciskiem Dumy i masowych protestów, jednak zamieniona w republikę Rosja, wbrew nadziejom niemieckich strategów, wciąż była sojusznikiem Ententy. 

 

Odjeżdżających żegnały okrzyki: „Zdrajcy!”, ale dla Lenina i jego wspólników był to wielki moment. Wracali do gry, tym razem jako agenci niemieckiego sztabu generalnego. Pośrednikiem, który doprowadził do zawarcia umowy między Leninem a mózgiem całej operacji, niemieckim sekretarzem stanu ds. zagranicznych Richardem von Kühlmannem, był zaufany człowiek marksistów, biznesmen Aleksander Parwus. Na sfinansowanie rewolucji w Rosji niemiecki rząd przeznaczył 50 mln marek, co odpowiadało ok. 9–10 tonom złota. Pieniądze miały zostać przekazane za pośrednictwem kilku firm-wydmuszek i szwedzkiego banku, należącego do innego sponsora  marksistów Olofa Aschberga.

Po trwającej pięć dni podróży przez Niemcy, Danię, Szwecję i Finlandię pociąg z wywrotowcami dotarł do Piotrogrodu. Kilka dni później ppłk Grünau ze sztabu generalnego niemieckiej armii z zadowoleniem depeszował do ministerstwa spraw zagranicznych: Wjazd Lenina do Rosji udany. Działa ściśle według życzeń. Wkrótce Urząd Skarbu Rzeszy przekazał do MSZ pierwsze pięć milionów marek na „cele nadzwyczajne”. Za te pieniądze Lenin kupił drukarnię „Trud”, gdzie rozpoczął drukowanie miliona egzemplarzy bolszewickiej prasy. Ruszyła potężna propagandowa machina, której zadaniem było nawoływanie do obalenia rządu oraz wyprowadzenie Rosji z wojny.

Termin zamachu stanu miał być ściśle skoordynowany z niemiecką kontrofensywą na froncie wschodnim, zaplanowaną na pierwszą połowę lipca 1917 roku. Pucz się jednak nie udał – poparcie dla wywrotowców okazało się minimalne. Co gorsza, rosyjski minister sprawiedliwości, na podstawie dokumentów uzyskanych od francuskiego kontrwywiadu, ogłosił publicznie, że Włodzimierz Lenin jest niemieckim agentem.

Rozpoczęły się aresztowania spiskowców, Leninowi w ostatniej chwili udało się uciec do Finlandii. Mimo niepowodzenia operacji cały czas otrzymywał wsparcie od niemieckiego sztabu generalnego. Powtórka puczu, tym razem udana, nastąpiła trzy miesiące później – w listopadzie roku 1917. Opłaceni przez bolszewików żołnierze przypuścili szturm na Pałac Zimowy i aresztowali obradujący tam rząd tymczasowy. Wkrótce Lenin spełnił oczekiwania sponsorów: ogłosił zawieszenie broni i zawarł separatystyczny pokój z Niemcami w Brześciu. Nie na wiele się to zdało. Niemcy zostały pokonane i do bolszewików przestały płynąć pieniądze z Berlina.

Szwedzka pralnia

Trzy lata po listopadowym przewrocie władza Lenina i jego grupy ograniczała się zaledwie do kilkudziesięciu miast. Ale i w nich nie mogli liczyć na poparcie: do partii komunistycznej zapisało się zaledwie 2 proc. robotników. Gospodarka czwartej do niedawna potęgi przemysłowej świata skurczyła się kilkakrotnie. Piotrogród znajdował się w stanie upadku. Na ulicach na wysokość kilku metrów piętrzyły się sterty niesprzątanych od lat śmieci, a wszechobecne szczury przenosiły epidemie. Panował głód i bandytyzm. Prowincję kontrolowały wrogie bolszewikom grupy partyzanckie oraz „biali” generałowie. Szanse na przetrwanie reżimu wydawały się minimalne, jednak Lenin miał w ręku towar, który otwierał drzwi na całym świecie – zrabowane z bankowych skarbców i sejfów złoto. A także zaufanych ludzi, którzy byli gotowi wyprać je i upłynnić na giełdach w Nowym Jorku i Londynie.

 

Być może komunizm upadłby już w roku 1921, gdyby nie pomoc wspomnianego już Olofa Aschberga. Szwedzki bankier i sympatyk rosyjskich rewolucjonistów wziął bowiem na siebie zadanie pośredniczenia w sprzedaży rosyjskiego złota. Cenny kruszec był przewożony statkami do Sztokholmu, gdzie przetapiano go w królewskiej mennicy. W ten sposób bolszewicy wyeksportowali z kraju 500 ton kruszcu o obecnej wartości 35 miliardów dolarów. Szwedzki rząd nie reagował na wezwania, by ukrócić proceder – w zamian za korzystanie z „pralni” bolszewicy zamawiali w tamtejszych przedsiębiorstwach lokomotywy, wagony, karabiny, amunicję, wojskowe buty i mundury, rudę żelaza, części do maszyn i samochodów warte setki milionów koron. A także papier, farbę drukarską i taśmę filmową, niezbędne do szerzenia komunistycznej propagandy. Wszyscy byli zadowoleni.

Takich transakcji zawarto setki, nie tylko w Szwecji. Brytyjski premier Lloyd George w zamian za wielki kontrakt, obiecany przez bolszewickiego komisarza Leonida Krasina dwóm największym przedsiębiorstwom z Newcastle, przymykał oko na przewóz zrabowanego złota przez Bałtyk. I to mimo że stacjonująca w fińskich portach brytyjska flota mogła zakończyć tę rosyjsko-szwedzką wymianę handlową w ciągu kilku godzin. Wkrótce dzięki ogromnym zakupom broni, amunicji, samochodów i lokomotyw siła bojowa i mobilność Armii Czerwonej wzrosły na tyle, że mogła skutecznie interweniować w dowolnym punkcie kraju. „Białe” armie zostały pokonane, a chłopskie powstania utopione we krwi. W połowie 1921 roku cała Rosja była już pod władzą bolszewików.

Komunizm ze wspomaganiem

Gdy w 1922 roku złoto się skończyło, Lenin zaoferował zachodnim przedsiębiorcom i bankierom… udział w odbudowie zrujnowanego kraju. Tak rozpoczął się NEP – Nowa Polityka Ekonomiczna – w czasie której dzięki zachodnim kapitałom i technologiom produkcja rosyjskiego przemysłu wzrosła o 300 proc., osiągając w 1928 roku poziom sprzed rewolucji.

Jak pisał ekonomista i historyk Antony C. Sutton, autor m.in. książki „Wall Street and the Bolshevik Revolution”, w tym czasie każda rosyjska fabryka została odbudowana i uruchomiona ponownie przez zagraniczne korporacje. Jak do tego doszło? Aby zyskać przychylność zachodnich kół finansowych, bolszewicy udzielali koncesji na wydobycie cennych minerałów wpływowym amerykańskim biznesmenom, takim jak William Averell Harriman czy prezes Occidental Petroleum Armand Hammer. Wkrótce w USA powstało potężne prosowieckie lobby, gotowe robić interesy z „towarzyszami z Moskwy”.

Również pierwszy sowiecki plan pięcioletni został opracowany przez korporację Alberta Kahna (zwanego „architektem Detroit” z powodu olbrzymich projektów przemysłowych, które realizował w tym mieście). Plan ten, powielany na coraz większą skalę, dał początek gwałtownej industrializacji Związku Radzieckiego. Detroit stało się wzorem dla radzieckich ośrodków przemysłowych, a wszystkie powstałe w latach 30. na terenie ZSRR fabryki samochodowe i lotnicze zostały zbudowane przez koncerny niemieckie, francuskie, brytyjskie i amerykańskie.

Uruchomiony w czasie II wojny światowej program „Lend-lease”, w którego ramach ZSRR otrzymał nowoczesne uzbrojenie i technologie militarne warte ok. 30 mld dolarów, umożliwił nie tylko pokonanie III Rzeszy, ale też szybkie unowocześnienie radzieckiego przemysłu zbrojeniowego, co dało początek zimnej wojnie. Jak twierdzi Sutton – nie oznaczała ona bynajmniej przerwania współpracy Jeszcze w latach 60. XX wieku, w apogeum wojny wietnamskiej, w rosyjskim Togliatti zbudowano największą na świecie fabrykę samochodów, która produkowała 600 tys. aut rocznie, w tym pojazdów dla wojska.

 

Nie niszczyć moich fabryk!

Kiedy w Związku Radzieckim bolszewicy walczyli o utrzymanie się przy władzy, w Niemczech do jej przejęcia przygotowywał się nieznany bezpaństwowiec Adolf Hitler. On również nie odegrałby większej roli w dziejach świata i nie stworzył jednej z najbardziej krwawych dyktatur, gdyby nie pomoc możnych sponsorów.

Pierwszym protektorem Hitlera był reżyser teatralny Dietrich Eckart – postać znana wówczas w całych Niemczech. To on – jak uważa Timothy W. Ryback, historyk z Harvardu – pierwszy zobaczył w „człowieku znikąd” kandydata na przywódcę. Kupił mu porządne ubranie i wprowadził na salony władzy. „Ten człowiek jest przyszłością Niemiec. Pewnego dnia będzie mówił o nim cały świat” – zwykł przedstawiać swego protegowanego.

Nie pomylił się. Na salonach Hitler poznał najbardziej wpływowych ludzi niemieckiej gospodarki, w tym szefa Banku Rzeszy oraz prezesów trzech wielkich niemieckich karteli przemysłowych: AEG, Vereinigte Stahlwerke oraz IG Farben. Dzięki ich pieniądzom niewielka partia DAP (późniejsza NSDAP), jedna z 73, jakie wówczas działały w Monachium, przekształciła się w potężną organizację, która w 1933 roku przejęła władzę w Niemczech. Jaki interes mieli prezesi wielkich koncernów we wspieraniu populisty Hitlera? Przygniatające reparacje wojenne, nałożone na Niemcy po przegranej I wojnie światowej, były przyczyną ogromnej frustracji społecznej. Przerażeni perspektywą powtórki wydarzeń z Rosji niemieccy przemysłowcy dążyli do redukcji długu i rozłożenia go na raty, a także uzyskania amerykańskich kredytów na rozwój niemieckiej gospodarki.

Do negocjacji na ten temat w ramach tzw. planu Dawesa i planu Younga zostały zaproszone trzy koncerny, w których największe udziały miały amerykańskie korporacje: AEG (General Electric), Vereinigte Stahlwerke (United Steelworks) oraz IG Farben (IG Chemical). W ciągu kilku lat otrzymały one z amerykańskich banków ponad 135 mln dolarów kredytów, a także uzyskały wiele amerykańskich patentów, umożliwiających rozwój nowoczesnej produkcji zbrojeniowej na niespotykaną dotąd skalę. Wszystkie te cele pokrywały się z programem politycznym Hitlera, na konto Rudolfa Hessa wpływały więc miliony marek od zaprzyjaźnionych firm, przeznaczone na kampanię wyborczą NSDAP. Kiedy naziści doszli do władzy, IG Farben, VS i AEG stały się trzonem grupy przemysłowej, na której oparli oni swój program gospodarczy i zbrojeniowy.

W przededniu II wojny światowej trzy koncerny wytwarzały 93 proc. materiałów wybuchowych dla niemieckiej armii. Dzięki amerykańskim technologiom wodorowania węgla oraz produkcji tetraetylu IG Farben stała się również monopolistą w dostarczaniu benzyny syntetycznej oraz paliw lotniczych, niezbędnych do prowadzenia nowoczesnej wojny – Niemcy nie posiadały własnych złóż ropy naftowej. Na dobre warunki do inwestowania mógł też liczyć osobisty przyjaciel Hitlera, amerykański przemysłowiec Henry Ford. Ten zajadły antysemita miał zwyczaj dawać führerowi w charakterze urodzinowych prezentów czeki na 100 tysięcy marek. Na rzecz niemieckiego koncernu zbrojeniowego Thyssena pracował również w czasie II wojny światowej Prescott Bush, ojciec i dziadek dwóch prezydentów USA.

Ani Ford, ani żaden z amerykańskich przemysłowców i finansistów nie ponieśli odpowiedzialności za wspieranie nazistów. Jak ustalił Antony C. Sutton, nawet w czasie wielkich nalotów bombowych na ośrodki przemysłowe III Rzeszy fabryki należące do koncernów sponsorujących Hitlera nie zostały zniszczone: po prostu ktoś w alianckich sztabach wykreślał je z listy celów. W ten sam sposób ocalała też fabryka Forda w Kolonii, chociaż samo miasto zostało zrównane z ziemią.

Sponsorzy krwawych przywódców zdumiewająco łatwo wychodzą z opresji. Nigdy nie stanęli przed sądem, nie wspomina się też o nich w podręcznikach. Jednak gdyby nie oni, historia XX wieku mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej. 

 

Historia lubi się powtarzać

Rządy różnych krajów (nierzadko demokratycznych) oraz wielkie korporacje nie wahają się finansować reżimów i dyktatur, jeżeli mogą na tym skorzystać.

Władimir Putin, prezydent Rosji, stał się obiektem międzynarodowej krytyki po bezprawnym zajęciu przez Rosję ukraińskiego Krymu. Wraz z krytyką pojawiły się sankcje wobec Moskwy – kraje Zachodu zerwały część kontraktów z rosyjskimi firmami. Z sankcji wyłamał się jednak francuski prezydent François Hollande, który postanowił sfinalizować umowę sprzedaży okrętów desantowych Mistral do Rosji. Hollande argumentuje, że gdyby warty 1,2 mld euro kontrakt został zerwany, bardziej straciłaby na tym Francja, a nie Rosja, więc to Paryż zostałby dotknięty sankcjami ​​

Saddam Husajn, późniejszy wróg numer 1 rządu USA, był wcześniej ważnym amerykańskim sojusznikiem. Przez prawie całe lata 80. Irak toczył bowiem wojnę ze swoim potężnym, aczkolwiek osłabionym po rewolucji islamskiej sąsiadem – Iranem. Obawiając się rozprzestrzenienia irańskiej rewolucji na kraje arabskie, państwa Zachodu i ZSRR udzielały pomocy Irakowi. W ten sposób Saddam Husajn zdobył nie tylko broń, ale też cenną wiedzę wojskową, którą bezwzględnie wykorzystał podczas agresji na Kuwejt w 1991 roku. 

Kim Dżong Un, przywódca Korei Północnej, śladami ojca i dziadka utrzymuje jedną z najliczniejszych armii świata i prowadzi ekstrawagancki styl życia. W tym czasie prawa milionów obywateli są systematycznie łamane. Północni Koreańczycy mają ograniczony dostęp do żywności, wielu z nich zamknięto w obozach koncentracyjnych, a kraj jest właściwie odcięty od świata. Mimo to inne państwa od lat finansują reżim Kimów. Głównie rząd w Pekinie, który obawia się napływu milionów uciekinierów z Korei do Chin, ale również rząd USA, który z kolei okresowo wysyła do Pjongjangu zapasy żywności w zamian za obietnice wstrzymania koreańskiego programu atomowego.

Aleksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, nieprzerwanie od 20 lat oskarżany jest m.in. o łamanie praw człowieka, zlecanie zabójstw politycznych i stosowanie tortur wobec opozycjonistów demokratycznych. Nie jest tajemnicą, że Moskwa od dawna wspiera reżim Łukaszenki. Dzięki temu współdziałaniu Białoruś kupuje gaz od Rosji po dużo korzystniejszych cenach niż inne kraje europejskie. Taka „współpraca” prowadzi oczywiście do stopniowego uzależniania Mińska od Moskwy.