Miłość w erze korporacji. W pracy rozwiązują perfekcyjnie problemy, a prywatnie są niedojrzali?

Najpierw zabrała ci popołudnia, potem weekendy. Masz być na jej każde zawołanie i coraz częściej łapiesz się na tym, że to o niej śnisz po nocach. Twoja praca. Na randki nie masz ani czasu, ani siły. Jeśli chcesz cieszyć się związkiem, musisz postawić karierze granice. Zacznij spalać się w łóżku zamiast w pracy!
Miłość w erze korporacji. W pracy rozwiązują perfekcyjnie problemy, a prywatnie są niedojrzali?

Pierwszy raz trzasnęło, gdy na firmowej wigilii u Karoliny, 28-letniej media plannerki w dużym domu mediowym w stolicy, jej chłopak, 30-letni nauczyciel biologii, z przerażeniem zobaczył, jak kolega jego dziewczyny bez żenady obmacuje jej tyłek. Wybuchła kontynuowana przez następne dwa dni awantura. – Dowiedziałem się, że histeryzuję i że „nic takiego się nie stało”. I że jak „ludzie spędzają ze sobą dużo czasu w pracy”, to wytwarza się między nimi „więź”. Wolałem nie pytać, czy w ramach „więzi” jest dzielenie się batonikiem, czy może seks w toalecie – opowiada Marcin. Nie odzywali się do siebie przez tydzień, w końcu burza minęła.

Drugi raz zdarzył się w Londynie. Sylwester, Trafalgar Square, tłumy ludzi, Karolina i Marcin całują się w huku fajerwerków. On pyta: „Wyjdziesz za mnie?”. – Zrobiła zdziwioną minę, jakbym pytał, czy świnie latają. „Chyba nie mówisz tego na poważnie”, wykrztusiła. Pierścionek miałem w kieszeni, nawet nie zdążyłem go wyjąć – wspomina Marcin.

Do trzeciej wpadki doszło na Dworcu Centralnym. Choć trudno właściwie tak powiedzieć, bo Karolina na dworzec nie dotarła. – Mieliśmy wspólnie odebrać moją matkę, chciałem, żeby się poznały, w planach miałem kolację w restauracji. Czekaliśmy na peronie ponad godzinę. W końcu pojechaliśmy do domu. Karolina przyjechała grubo po północy. „Zasiedziałam się nad projektem” – rzuciła jak gdyby nigdy nic.

Czwartego razu nie było.

Mieć ciastko i zjeść ciastko 

Ludzie coraz częściej robią w związku analizę kosztów i korzyści

W historii Marcina i Karoliny jak w soczewce ogniskują się problemy współczesnego trybu życia. W zachwycie nad transformacją gospodarczą przymykamy oczy na jeden z jej najważniejszych skutków: na to, jak korporacyjny styl życia przeniknął nasze relacje domowe i seksualne. A przecież, jak powiedział kiedyś Zygmunt Freud, „najważniejszą oznaką dojrzałości i zdrowia psychicznego jest umieć kochać i pracować”. Jednocześnie.

„Praca coraz brutalniej ingeruje w nasze życie prywatne, kradnąc je. Zgadzamy się pracować dłużej i dłużej. Zmęczenie, a potem frustracja, wypalenie, które odbijają się na naszym zdrowiu psychicznym, ale i fizycznym, to najczęstszy problem moich pacjentów” – przyznaje Izabela Kielczyk, psycholog biznesu i certyfikowany coach menedżerów ICC. „Ci sami ludzie, którzy w pracy perfekcyjnie rozwiązują najtrudniejsze problemy, w życiu prywatnym chcą mieć ciastko i zjeść ciastko. Z jednej strony chcą tworzyć stabilne, satysfakcjonujące relacje z innymi ludźmi, z drugiej nie potrafią znaleźć dla nich miejsca w swoim wypełnionym zajęciami kalendarzu” – dodaje Kielczyk. Z najnowszych badań przeprowadzonych z udziałem ponad 400 pracowników polskich korporacji wynika, że połowa ankietowanych spędza w pracy przynajmniej 10 godzin dziennie. Trudno się więc dziwić, że nie znajdują kolejnych kilku godzin na pracę nad życiem prywatnym.

 

Dr Joanna Śmigielska z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego uważa jednak, że zasłanianie się nawałem pracy to czyste wygodnictwo. „Ludzie nie pracują ciężko ostatnie dwadzieścia lat, nasze matki i babki także spędzały całe dnie w pracy i w kolejkach. Ale teraz dopiero konieczność poświęcenia wolnego weekendu partnerowi czy dzieciom stanowi problem. Za reklamami i popularnymi poradnikami tłumaczymy sobie, że przecież potrzebujemy relaksu. Współczesne problemy w związkach często tak naprawdę nie wynikają z zapracowania, ale z hedonizmu” – przekonuje dr Śmigielska. Rezultat? Nawet jeśli dzielimy się swoim czasem z bliskim człowiekiem, jak lwy bronimy swojej autonomii i nie jesteśmy gotowi na kompromisy.

Skrajnym tego przypadkiem jest pewne łódzkie małżeństwo. Gdy w połowie lat 90. ich kariery rozwijały się w szybkim tempie, zdecydowali, że choć się kochają, nie są w stanie zrezygnować z własnych przyzwyczajeń i nawyków. Dziś o rezultatach takiego podejścia najlepiej mówi ich lodówka. Na górnej półce jego przysmaki wegetariańskie, na środkowej jej jogurty i składniki na jednoosobową kolację, dół zajmuje jedzenie dzieci. Podobnie wygląda biblioteczka, osobne półki z płytami dvd. Choć wyglądają na szczęśliwą rodzinę, po bliższym poznaniu sprawiają wrażenie, że to tylko grupa współlokatorów połączonych więzami rodzinnymi.

„Ludzie zaczynają robić w związku analizę kosztów i korzyści” – pisze William J. Doherty w amerykańskim bestsellerze „Jak trzymać się razem w świecie, który chce nas rozdzielić” i opowiada historię: „Znałem pewną parę, która liczyła sobie wzajemnie wszystkie nieobecności w domu, określając w ten sposób dodatkowy czas, jaki należało po powrocie poświęcić na opiekę nad dzieckiem. Mimo że twierdzili, że starają się być w stosunku do siebie sprawiedliwi, uważam, że nieustannie podliczali, ile kto wkłada w małżeństwo i ile otrzymuje”.

Izabela Kielczyk z takimi – jak mówi – „realizującymi biznesplan na związek” parami spotyka się niemal codziennie: „Nie rozumieją, że życie domowe, w tym coraz częściej relacje seksualne, nie rządzą się takimi samymi prawami jak negocjacje z parterami handlowymi”. Podobnego zdania jest Jacek Santorski, autor książki „Miłość i praca”, w której dowodzi: „Reguły gry biznesowej zakładają orientację na cel, wymagania, czasem agresję i dyscyplinę, podczas gdy podstawą bytu w rodzinie jest czułość, przywiązanie, zrozumienie, pełna akceptacja współmałżonka, czas i cierpliwość, które mamy dla siebie nawzajem”.

Brak zrozumienia tej zasady był widoczny na każdym kroku związku Karoliny i Marcina (tych od niedoszłych oświadczyn w Londynie). „Gdy ja próbowałem stworzyć dom, ona traktowała go jak hotel, do którego z biura tylko wraca się wyspać” – żali się Marcin. „Nie czuła się w obowiązku przeprosić, gdy po raz kolejny spóźniała się na kolację (»przedłużyła nam się prezentacja dla klienta, kotku«), przedkładała też wyskakujące w ostatniej chwili weekendowe szkolenia i wyjazdy integracyjne nad nasz wcześniej zaplanowany wypad na Mazury.

Na wyrzuty z mojej strony reagowała agresją i wymówkami: »Nie rozumiesz, że ta praca to dla mnie prawdziwa szansa na inne życie«. Tak jakby to nasze wspólne życie było tylko sytuacja przejściową, na próbę i z doskoku” – opowiada Marcin.

To pierwsza żona W udanym związku dajemy partnerowi szansę wykazania się tym, co lubi robić

Myślenie Karoliny, na pierwszy rzut oka szokujące, jest coraz bardziej popularne. Felietonista „New York Timesa” żartował jakiś czas temu ze stwierdzenia, które podsłuchał na jednym ze ślubów: „Będzie z niej dobra pierwsza żona dla Jasona”. Ale psychologom nie jest do śmiechu. „Związki na całe życie stają się powoli coraz mniej oczywiste. Częściej natomiast używa się terminu »pierwsze małżeństwo« lub »małżeństwo do przełamywania lodów«. To przejaw naszego konsumpcyjnego podejścia do rzeczywistości: skoro wadliwy telewizor możemy zareklamować, to dlaczego nie partnera?” – konstatuje William J. Doherty.

 

Psychologowie uważają, że takie ciągłe „szukanie tego lepszego” i niedocenianie tego, co się ma, to także pośredni efekt nowego stylu pracy. „By zmusić nas do coraz większego zaangażowania, pracodawcy wciąż nas motywują, a to dwukrotnie większą pensją, a to opieką zdrowotną w prywatnej klinice, a to karnetem na squasha. Także od partnera oczekujemy wciąż nowych porcji adrenaliny i fajerwerków, tymczasem stabilny związek ma do zaoferowania rutynę” – przekonuje Izabela Kielczyk. Jej zdaniem, takie „próbne”, krótkotrwałe związki, kończone pod byle pretekstem, to także próba wymówki, za którą kryje się strach przed prawdziwym emocjonalnym zaangażowaniem. Jednym słowem, tak jak często w pracy udajemy, że pracujemy, tak samo udajemy, że „jesteśmy z kimś w związku”.

Potwierdzają to badania prof. Heike Bruch z Instytutu Przywództwa i Zarządzania na University of St. Gallen w Szwajcarii. Według tych badań tylko 10 proc. fachowców jest w pełni zorganizowanych i skoncentrowanych na działaniu, natomiast aż 40 proc. pracowników średniego i wyższego szczebla to osoby maksymalnie pobudzone, a zarazem zupełnie rozkojarzone. Wiele rzeczy zaczynają, ale mało kończą. Nie wiedzą, w co mają ręce włożyć, a z ich pozornej aktywności niewiele wynika.

To rozkojarzenie, jak twierdzi Izabela Kielczyk, rujnuje randki jej pacjentów. „Pacjent żali mi się, że dziewczyna wyszła wściekła w połowie spotkania. Okazuje się, że w jego trakcie on wciąż przesyłał sms-y do nowego kontrahenta. Inny do ostatniej chwili, czekając na partnerkę w kinie, sprawdzał w laptopie wyniki giełdowe. Nawet nie zauważył, że sympatia już się pojawiła” – opowiada Kielczyk.

Jacek Santorski, który u swoich pacjentów obserwuje podobne problemy, wie, jak im zaradzić. „Kluczem jest mindfulness, czyli przytomność i obecność. I to zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym i społecznym. Chodzi o to, żeby cały wysiłek włożyć w prawdziwie zaangażowanie w tu i teraz, skupić się na jednym kroku do wykonania i nie myśleć ani o poprzednim, ani o następnym” – przekonuje. Według niego partnerzy nie potrzebują kilku godzin zaangażowania i uwagi. Gdy nie mamy czasu, wystarczy poświęcić im pół godziny–godzinę, ale w tym czasie zapomnieć o całym bożym świecie.

To tak zwana zasada jeża (w opozycji do „zasady lisa”, który wciąż się miota i skupia na zastawianiu coraz to nowych, wymyślnych pułapek), opracowana przez amerykańskiego psychologa sukcesu Jima Collinsa. Zakłada ona „zrelaksowaną koncentrację”. Sukces opiera się na rozpoznaniu, w czym jesteśmy najlepsi na świecie i co nas najbardziej motywuje. W udanym związku dajemy partnerowi szansę wykazania się tym, co lubi robić, i skupiamy się na tym. Nie oznacza to w praktyce oczywiście, że teraz on co wieczór robi przegląd nowości filmowych, a ona gotuje wystawną kolację, a potem użera się ze zmywaniem. Te czynności wykonujemy często (bo je lubimy), ale określamy też zdrową równowagę: teraz przed godzinę będę nadrabiać zaległości pracowe, a potem wspólnie zajmiemy się przyjemnościami. „Bo nie ma czegoś takiego jak zrównoważone życie, ale jest zrównoważony człowiek” – mówi Santorski.

Biuro gotowe na miłość Kobiety przejmują w łóżku męski, agresywny styl, połączony z egzekwowaniem wymagań

Dla większości zapracowanych młodych ludzi problemy w związku to jednak abstrakcja. Choć ich rodzice w ich wieku mieli już przynajmniej dwoje dzieci, oni sami całymi latami nie są w stanie wejść w stały związek. W tym wypadku akurat zrzucanie winy na pracę jest całkiem zasadne. Dla korporacji idealny pracownik to singiel. Tylko jego śmieszą wieszane w biurze żartobliwe ogłoszenia: „Macie państwo ruchome godziny pracy. Możecie przyjść o każdej dowolnej godzinie przed dziewiątą i wyjść o każdej dowolnej godzinie po dziewiętnastej”. I tylko on nigdy się nie skarży, gdy trzeba zostać po godzinach lub w weekend, by zrobić projekt. W domu nikt nie czeka. – Mam pacjentów, którzy potrafią nawet nocować na kozetce w firmie i żywić się dowożonym na miejsce jedzeniem. Gdy dopinają ważne zlecenie, nie opuszczają firmy przez dwie, trzy doby – opowiada Izabela Kielczyk.

 

Problem pojawia się, gdy pojedyncze wypadki stają się regułą, a życie poza pracą przestaje istnieć. Wiele firm to nawet ułatwia. „Na lunch czy kolację wychodzimy z kolegami z biura do restauracji w tym samym biurowcu. Po pracy na basenie czy siłowni znów spotykamy kolegów, bo wszyscy mamy pracowniczy karnet do tego właśnie klubu. Bywa że nawet w kinie się spotykamy, bo pracodawca rozdał wszystkim darmowe wejściówki” – wylicza Kielczyk. I dodaje, że prędzej czy później metodą kompensacji zaczynamy zaspokajać w biurze także potrzeby emocjonalne czy seksualne. Stąd rosnąca popularność romansów biurowych.

„Obserwując kolegów w pracy, zaczynamy oceniać ich pod kątem przydatności małżeńskiej. Ona przyniosła mu tabletki na gardło, więc na pewno będzie troskliwą żoną. On zacięcie walczy o pracowników, nękanych przez przełożonego, więc jest duże prawdopodobieństwo, że świetny z niego materiał na ojca, który jak lew będzie bronił potomstwa” – analizuje psycholog.

Niestety, znajomość biurowa rodzi też wiele problemów. W jednej z dużych firm konsultingowych związki między pracownikami są co prawda zabronione, ale w przypadku szczególnie cennych menedż erów przymyka się na nie oko. Dzięki temu od prawie dwóch lat może trwać romans Marty i Piotra. W pracy Marta ma dobrze. Piotr, jej szef, nigdy nie zleca jej najbardziej czasochłonnych obowiązków i w ogóle miałby spore szanse w konkursie na „szefa roku”. Gorzej w domu. Bo tu Piotr zachowuje się dokładnie tak samo jak w biurze, czyli traktuje Martę jako swoją asystentkę, od której egzekwuje wykonywanie zadań domowych i wymaga pełnej dyspozycyjności. Marta nie ma nic przeciwko temu, bo żyje na takim poziomie materialnym, o jakim zawsze marzyła. Tylko jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby pojechali na wakacje tam, gdzie ona chciała. Piotr jest szefem także na urlopie.

Marta twierdzi, że dobrze trafiła również z innego powodu. Są z Piotrem w miarę normalną parą, podczas gdy jej koleżanka z firmy pozyskującej pieniądze z UE od dwóch lat jest zadurzona w szefie. On przez półtora roku flirtował z nią, przynosił płyty z jej ulubioną muzyką i zawsze dbał, żeby miała obiad w pracy. Dziewczyna pracowała na pełnych obrotach, żeby zasłużyć na jego uznanie. Potem okazało się, że jemu głównie o to chodziło – ktoś mu powiedział, że to najlepszy sposób motywowania pracownic do większej efektywności.

Wspólna praca rzutuje także na pogorszenie relacji seksualnych. „A to dlatego, że partnerzy, którzy przebywają z sobą cały czas, szybko się sobą męczą” – dowodzi seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz. I opisuje historię małżeństwa prowadzącego wspólnie biznesy. Dopiero gdy podzielili obowiązki – on prowadził sklep, a ona niepodzielnie rządziła w ich pizzerii, przestali się widywać i pociąg seksualny wrócił. Ale nawet jeśli w pracy mamy relacje tylko służbowe, nie znaczy to, że sypialnię też oddzielamy od biura grubą kreską.

„W łóżku kobiety coraz częściej przejmują męski, agresywny styl, często połączony z egzekwowaniem wymagań, który sprawdza się w pracy. Ale pewnej siebie, agresywnej kobiety, którą podziwia jako szefa, facet w łóżku będzie się bał i szybko pojawią się problemy” – prognozuje Lew-Starowicz. Z badań prowadzonych na Uniwersytecie Stanowym w Teksasie w ciągu 57 lat przez zespół prof. Davida Bussa wynika, że mężczyźni wciąż oczekują od kobiet głównie, by były atrakcyjne fizycznie, gospodarne i wierne. Także kobiety, mimo że kreują się na samodzielne, chcą, by ich facet był przedsiębiorczy i zamożny. Najnowsze wyniki badań Bussa, opublikowane pod znamiennym tytułem „Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Deloitte&Touche”, dowodzą, że choć zmieniły się zachowania kobiet w łóżku, nie zmieniają się ich oczekiwania w stosunku do partnera. Dwa razy więcej kobiet – nawet jeśli same mają na koncie spory sukces finansowy – dostrzega urok w takich cechach jak umiejętność zarabiania, pracowitość i ambicja. Oczywiście kobiety cenią u partnera także wykształcenie, dobroć, inteligencję i dojrzałość, ale w odróżnieniu od mężczyzn, gdy mają do wyboru wygląd zewnętrzny i bogactwo – stawiają na bogactwo.

Stwórz plan, wyjdź z pracy Jesteśmy emocjonalnie o dobrych kilka lat młodsi, niż wskazywałaby metryka

Na relacje w stałym związku wpływa też coraz powszechniejsze akceptowanie przygodnego seksu. Z badań przeprowadzonych w Wyższej Szkole Pedagogiki Resocjalizacyjnej Pedagogium wynika, że 18 proc. pracowników korporacji uznaje taki seks za „dobrą metodę rozładowania stresu”.

 

„Takie podejście do spraw łóżkowych to jeden z objawów infantylizmu, coraz częściej obserwowanego u osób nawet po 35. roku życia” – mówi psycholog Izabela Kielczyk. Wynika on z tego, że gdy po latach samotności próbujemy wejść z kimś w głębszą relację, brak nam nabytych po drodze doświadczeń, jesteśmy emocjonalnie o kilka lat młodsi, niż wskazywałaby metryka. „To dlatego kobiety koło trzydziestki, których ostatni w miarę poważny związek skończył się na początku studiów, niczym nastolatki marzą o księciu na białym koniu, w spotykanych mężczyznach szukają ideału. Jeśli go nie znajdują, idealizują tych, którzy są w zasięgu, co przeważnie kończy się przynajmniej rozczarowaniem” – dodaje Kielczyk.

Jak sobie radzić z tymi wszystkimi problemami, jak pogodzić pracę, czas na hobby czy przyjaciół z sypialnią? Do psychoterapeutów i seksuologów zwraca się w tej sprawie coraz więcej ludzi. Przed zdecydowaniem się na taki krok można jednak samemu spróbować sobie pomóc. Jacek Santorski zna sposob, którym dzieli się ze swoimi pacjentami: „Na początek weź symboliczny prysznic po pracy i całkowicie zmień ubranie, z bielizną włącznie. A potem stwórz całościowy, jednorodny projekt życiowy, samodzielnie lub wspólnie z partnerem, który – tak jak ty – pragnie sukcesu w różnych sferach życia: materialnej, profesjonalnej, emocjonalnej. Cele rodzinne i zawodowe muszą być w tym projekcie zharmonizowane”. Z czasem dostrzeżesz, że nie tylko praca, ale i związek przynosi wiele satysfakcji. W końcu, jak powiedział ktoś mądry, jeszcze nikt na łożu śmierci nie żałował, że nie spędzał więcej czasu w biurze.

Jak odnieść sukces w sypialni

Radzi Ian Kerner, amerykański seksuolog, autor książek „Jej orgazm najpierw”, „Jego orgazm później” i czekającej na polskie wydanie „Miłości w czasach kolki”

Magazyn „Coaching”: „Odnoszę sukcesy zawodowe, ale w życiu prywatnym krucho” – ma odwagę przyznać coraz więcej ludzi. Co stoi na przeszkodzie, by w sypialni szło nam równie dobrze jak w biurze?

Ian Kerner: Ciągle miotamy się między kolejnymi punktami z listy spraw do załatwienia. Praca, dzieci, niewyspanie – wszystko to powoduje, że nasze związki lądują na samym dole tej listy. Dlatego warto się upewnić, czy wszystkie nasze obowiązki codzienne: płacenie rachunków, wychowywanie dzieci, czysty dom, nie są na naszej liście ważnych spraw wyżej niż nasze związki.

Gdzie na tej liście powinien być seks?

I.K.: Problem polega na tym, że nawet jeśli para spełnia się świetnie w roli rodziców, bez seksu ich związek staje się słaby, podatny na ciosy z zewnątrz. Mówią, że seks to nie wszystko – OK, ale wtedy, gdy w ogóle się go uprawia! A jeśli jesteśmy cały czas zestresowani, wpływa to na nasz seks, a wtedy on sam również staje się źródłem dodatkowych konfliktów – to zresztą jeden z głównych tematów kłótni, częstszy nawet niż pieniądze i obowiązki domowe. No i koło się zamyka.

Jak więc się wyrwać z impasu?

I.K.: Obie strony muszą znowu uznać seks za priorytet. Muszą zacząć się poświęcać, by zredukować poziom stresu w codziennym życiu tak bardzo, jak to możliwe. Na to powinna być skierowana energia w związku, a nie na wzbudzanie poczucia winy czy wymówki, że jesteśmy zbyt zajęci.

Co dalej?

I.K.: Radzę parom, by próbowały uprawiać seks raz w tygodniu. Zwolnić może ich z tego jedynie choroba albo nowo narodzone dziecko. Czy planujecie nocną randkę, czy po prostu chcecie spędzić trochę czasu razem, jak dzieciaki są już w łóżkach, spróbujcie poświęcić drugiej osobie przynajmniej jedną noc w tygodniu. Stwórzcie nowy rytuał. Nawet jeśli będziecie trochę zestresowani, zbliży was to do siebie i stopniowo zaczniecie dostrzegać coraz więcej korzyści zarówno dla waszych ciał, jak i umysłów.

Brzmi prosto, ale przecież wiele par skarży się, że stres wysysa z nich wszelką namiętność, a jeśli idą do łóżka, mają wrażenie, że ich druga połowa cały czas ma w głowie „tryb praca” i traktuje „łóżko” jako jeszcze jedno zadanie do wykonania.

I.K.: To prawda. Stres jest wszędzie, dotyka coraz więcej aspektów życia. W zbyt dużej dawce może nawet ostudzić pożądanie. W takich wypadkach warto pamiętać, że choć seks jest ważny w związku, to nie powinien być decydujący. Niekiedy nasze ciała wiedzą, co dla nas najlepsze, i czasowe odstawienie współżycia na boczny tor może pomóc tobie i twojej drugiej połowie skoncentrować się na innych pilnych sprawach do załatwienia albo po prostu na wyciszeniu się i „naładowaniu akumulatorów”.

 

Czy kobiety zaczynają traktować seks tak jak mężczyźni?

I.K.: To prawda, że dla coraz większej ich grupy pójście z facetem do łóżka bez zbędnych emocji czy zaangażowania nie jest kłopotem. Dotykamy tu sporego problemu, bo przecież nie chodzi nam tylko o możliwość osiągania orgazmu. Kobiety mogą uprawiać seks tak samo jak mężczyźni, ale głębsza przyjemność wymaga emocjonalnego zaangażowania. Damski orgazm wyzwala eksplozję oksytocyny, znanej jako hormon pieszczoty. To ona powoduje, że kobietom jest gorąco i kręci im się w głowach. Ułatwia też poczucie zaangażowania. Ale jeśli nie ma się w co zaangażować, orgazm staje się pełnym żalu wspomnieniem pustki poprzedzającej pójście z kimś do łóżka. To dlatego Charlotte, bohaterka „Seksu w wielkim mieście”, krzyczy za facetem, który ją zostawia: „Czy te 4,5 godziny nic dla ciebie nie znaczyło?”. Bo nawet jeśli zmienia się nasz styl życia, pewnych uwarunkowań biologicznych się nie przeskoczy.

Związek to otwarcie się na seks, na zmysłowość. Nie ma to nic wspólnego z intelektem. Co zrobić, aby wyłączyć głowę i nabrać ochoty na miłość?

  1. Rób to, co podnosi twoją energię. Możesz tańczyć na bosaka, śmiać się, świadomie oddychać. Nie gadać, tylko patrzeć na siebie. Słuchać drugiej osoby, jej oddechu. Patrzeć wspólnie w niebo. Może właśnie nie oglądać telewizji, nie rozmyślać, tylko obudzić ciało poprzez ruch, spacery, pasję, szaleństwo. W pracy mamy terminarz, a w związku zróbmy czasem coś szalonego, co ożywia zmysły.
  2. Popatrz na swój związek z perspektywy partnera. Indianie nazywali to wchodzeniem w cudze buty. Czego ona by chciała? Jakie on ma oczekiwania? Jak to wygląda z drugiej strony? Możesz mieć dostęp do tych informacji, jeśli tylko na chwilę zadasz sobie trud wyjścia ze swoich butów. Wtedy odkryjesz, co jest ważne dla twojego partnera, a nie dla ciebie.
  3. Stwórz wizję tego, co jest najważniejsze dla ciebie w związku. Wyobraź sobie konkretne zdarzenia, wypowiedziane zdania, rodzaj dotyku. Nie bój się stworzyć wizji idealnej i pozwól jej w tobie żyć. Doda energii działaniom, obudzi apetyt. Jeśli masz wizję związku, zadaj sobie pytanie: co ja mogę zrobić, aby stała się rzeczywistością?

Jeśli już teraz chcesz spróbować czegoś nowego, poświęć chwilę uwagi poniższemu ćwiczeniu. Bądź szczery w stosunku do samego siebie i życzliwy dla partnera.

  1. Napisz trzy rzeczy, które zrobisz tylko dla siebie w tym tygodniu.
  2. Napisz trzy rzeczy, które zrobisz w tym tygodniu dla partnerki/ra, aby sprawić przyjemność, okazać uczucie, zadbać, pomóc. Tylko dla niej, dla niego.
  3. Napisz trzy rzeczy, które zrobisz dla waszej relacji, czegoś, co was łączy, co jest wspólne, wasze.

I zrób to! Masz na to tydzień! Baw się tym, inspiruj, eksperymentuj! Życie nie jest takie poważne, jak mawiał Oscar Wilde. Warto zrobić coś inaczej!

Ćwiczenia przygotowane przez Iwonę Kubiak i Kaję Kozłowską z Centrum Life Coaching Polska www.centrumcoachingu.com

ŚCIEŻKI ROZWOJU

  • Diabeł ubiera się u Prady“ Praca w świecie mody to robota, za jaką „milion dziewczyn dałoby się zabić”. Uważaj jednak, by ona nie zabiła twego związku i równowagi życiowej. Nawet buty od Manolo Blahnika czasem szczęścia nie dają.
  • Jacek Santorski „Miłość i praca“ Wyd. Jacek Santorski & Co. Doświadczony psycholog biznesu radzi, jak nie okupić kariery zawodowej rozwodem, zawałem, wyniszczającym stresem i wewnętrzną pustką.
  • William J. Doherty „Jak trzymać się razem w świecie, który chce nas rozdzielić“ Wyd. WA M Amerykański psychoterapeuta szuka leku na współczesną epidemię rozwodów.
  • Za jakie grzechy“ Lucy Hill (Renée Zellweger), zabiegana i przebojowa kobieta sukcesu, musi zreorganizować fabrykę na amerykańskiej prowincji. Kontakt ze zwykłymi ludźmi powoduje jednak, że sama reorganizuje swoje życie.
  • Mariusz Urbanek „Romans biurkowy, czyli 99 dni z życia korporacji“ Wyd. Emka Pozwala spojrzeć z dystansem na pracę. Od czerwca także jako audiobook czytany przez Tomasza Kammela.
  • Trixi von Bulow „101 rzeczy, które powinien zrobić mężczyzna, żeby uszczęśliwić kobietę“ Świat Książki Ta książka podpowiada mężczyznom, co robić, by kobiety myślały w pracy głównie o tym, jak fajnie wrócić do domu.
  • W chmurach“ George Clooney może i jest zniewalający, ale zobacz, czym się kończy spędzanie w pracy 360 dni w roku.