Mistrzowie w oszustwie

Płonące rękawice

Aby odnosić sportowe zwycięstwa, potrzeba talentu, wytrwałości i szczęścia. Oraz znajomości kilku sposobów, jak temu szczęściu pomóc

Didier Drogba symuluje faule! – oskarżał napastnika Chelsea trener Liverpoolu Rafael Benitez przed ostatnim meczem tych drużyn. – Zamiast gadać głupoty, niech Benitez powie lepiej swoim obrońcom, żeby przestali mnie okładać przy każdej okazji – odgryzał się Drogba. Po czyjej stronie jest racja? Pewnie po obu. Łamanie przepisów to zwykła praktyka, nie tylko w futbolu, ale w prawie każdej dyscyplinie sportu.

W SZPADZIE PRZTYCZEK-ELEKTRYCZEK

Rok 1976. Letnia olimpiada w Montrealu. Zawody w pięcioboju nowoczesnym – pojedynki na szpady. Reprezentujący ZSRR Borys Oniszczenko pokonuje przeciwnika za przeciwnikiem. Lecz podczas walki z Anglikiem Jimem Foxem wydarza się coś dziwnego. Fox odchyla się gwałtownie do tyłu i szpada Oniszczenki zatrzymuje się kilkadziesiąt centymetrów od jego ciała, a mimo to lampka sygnalizująca trafienie zapala się. Pojedynek zostaje natychmiast przerwany. Szybkie oględziny wykazują, że Oniszczenko walczył nieco ulepszoną bronią. Zamontowany w niej był sekretny przycisk, który włączał lampkę sygnalizacyjną niezależnie od tego, czy ostrze trafiło konkurenta, czy nie.

Jak oszukuje się w boksie – wiadomo. Można wieszać się na przeciwniku podczas klinczu, uderzać poniżej pasa, w tył głowy lub po gongu kończącym rundę. Są to jednak prymitywne sposoby w porównaniu z podstępem, którego użył Sonny Liston podczas pojedynku z Cassiusem Clayem (czyli Muhammadem Alim) w roku 1964. Po trzeciej rundzie sekundanci Listona wysmarowali jego rękawice maścią do ran. Kiedy w czwartej rundzie ręce Listona dosięgnęły oczu Claya, ten stracił na pewien czas wzrok, przez całą rundę nic nie widział i zbierał tęgie baty. Ale i tak wygrał pojedynek – w siódmym starciu.

Całą drużynę pięcioboistów ZSRR zdyskwalifikowano. Triumfator Jim Fox wiedzie dziś spokojne życie emeryta, po Oniszczence zaginął słuch. Nieoficjalnie mówi się, że ukraińsko- sowiecki kłamczuch trafił na Syberię. Oszustwo nie opłaciło się więc Oniszczence, szczególnie że był bardzo dobrym szermierzem i mógł wygrać większość starć bez „ulepszania” swojej szpady.

UMIERAJĄ NA ROWERZE

Nie we wszystkich sportach oszustwo spotyka się z powszechnym potępieniem. – W kolarstwie oszustwa widać, ale rzadko kończy się to dyskwalifikacjami – mówi Piotr Kosmala, niegdyś kolarz, a dziś szef rowerowej grupy Mróz Action Uniqa. – Jak się oszukuje? Najprostszy i często spotykany na finiszu sposób to wzajemne blokowanie. Jeden kolarz nie chce przepuścić drugiego i absorbuje go w finałowej potyczce tak długo, aż walka o miejsce przestanie mieć sens – mówi Kosmala. – Bardzo popularne jest też holowanie sprintera. Najczęściej jest tak, że sprinterzy (zawodnicy, których zadaniem jest np. wygranie etapu) są dobrzy na odcinkach płaskich, ale beznadziejni w górach i na wzniesieniach. Gdyby nie pomoc z zewnątrz i holowanie samochodem serwisowym, sprinter nizinny po partii górskiej prawie na pewno nie zmieściłby się w limicie czasu.

Pełnosprawni kłamcy

Niektórzy twierdzą, że duch sportu opuścił już igrzyska olimpijskie i obecny dziś jest wyłącznie na zawodach niepełnosprawnych. Ale niestety i tam zdarzają się oszustwa. Podczas paraolimpiady w roku 2000 koszykarze hiszpańscy, startujący jako psychicznie upośledzeni, tak naprawdę byli zupełnie zdrowi. W 12-osobowej drużynie grało tylko dwóch niepełnosprawnych. Na obronę paraigrzysk powiedzieć można, że oszukiwali zdrowi sportowcy – niepełnosprawni grali fair.

Kolejnym sposobem jest udawanie utraty sił i „umieranie” – ciągnie Kosmala. – W peletonie zawsze można odmówić zmiany na tzw. kole (kolarze przesuwają się w grupie, żeby zawodnicy jadący z przodu i narażeni na większe opory powietrza mogli odpocząć – przyp. redakcji), ale bywa, że „trup” nagle ożywa przed metą, w tajemniczy sposób odzyskuje siły i przeskakując przeciwników, wygrywa. Tego typu praktyki szybko wychodzą na wierzch, a kolarze-lewusy nie są lubiani przez kolegów – dodaje Kosmala.Czasem pomaga też… przepychanka, w którą wdają się samochody serwisowe. – Miałem okazję uczestniczyć w takiej potyczce – mówi Kosmala. – Byliśmy w Chinach na wyścigu z serii Pro Tour. Mój zawodnik finiszował na dobrej pozycji i na kilkanaście kilometrów przed metą zażądał bidonu. Zgodnie z przepisami wyczekaliśmy do znaku sędziego, a potem próbowaliśmy ten bidon podać z okna samochodu. Tymczasem dwa inne auta serwisowe, które – jak się później okazało – należały do naszych bezpośrednich przeciwników, skutecznie zablokowały dostęp. Skończyło się na potyczce na drodze – musieliśmy się rozpychać zderzakami aut. Skutek? Pogniecione blachy w samochodach (jechaliśmy ok. 50–60 km/godz.), stres i gorsze wyniki kolarzy oraz atmosfera niesmaku – wspomina Kosmala.

Nieśmiertelna hańba

Oszuści mogą zyskać wielką sławę albo okryć się równie wielką niesławą. W rankingu sportowych przekrętów, opracowanym przez amerykański kanał sportowy ESPN, pierwsze miejsce zajmuje postępek drużyny baseballowej „Chicago White Socks”. Spece od kija (drużyna „białych skarpet” była liderem ligi Major League Baseball) uznali, że zarobią więcej, jeśli zaczną handlować wynikami. Kilku zawodników „White Socks” dokonało ordynarnej ustawki, którą szybko im udowodniono. Wybuchł skandal. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ustawkę chicagowscy baseballiści zorganizowali w roku 1919, prawie 90 lat temu! Hańba ich przeżył

TECHNOLOGIA JAK ŚRODKI DOPINGOWE

 

Kilkanaście lat temu zmieniły się przepisy rajdowych mistrzostw świata. Do startów przestano dopuszczać wyrafinowane półprototypy, auta, które osiągały nawet kilkaset koni mocy i rozwijały duże prędkości, co było powodem groźnych wypadków. Federacja FIA przerwała inżynieryjny wyścig zbrojeń i nakazała stłumienie rajdówek za pomocą zwężek turbiny – małych krążków, które zamontowane w układzie dolotowym wyraźnie zmniejszały moc. Ale inżynierowie z Toyota Team Europe znaleźli sposób na ten przepis: skonstruowali zwężkę, która – jak głoszą plotki – była ruchoma i w miarę wzrostu temperatury mogła odsuwać się na bok (szczegółów tego rozwiązania nie ujawniono) i nie ograniczała skuteczności turbiny. Oszustwo wykryła kontrola po Rajdzie Katalonii w roku 1995 roku. Team Toyoty stracił punkty i dostał zakaz startów na rok, zaś kierowców zdyskwalifikowano.

FACET CZY BABA?

Mężczyzna jest znacznie bardziej wytrzymały, osiąga lepsze wyniki w sportach. Gdyby więc któremuś przeciętnemu zawodnikowi udało się przebrać za kobietę, mógłby mieć szansę na medal. Brzmi to trochę jak scenariusz komedii, ale podobne przypadki się zdarzały. Tak było ze słynną Stasią Walasiewiczówną, Dorą Ratjen, a także – choć nadal to kwestia dyskusyjna i niewyjaśniona – z siostrami Press z ZSRR. Walasiewiczówna – znana też jako Stella Walsh Olson – triumfowała na stadionach lekkoatletycznych w latach 30. XX wieku, zdobyła wtedy liczne medale i biła rekordy świata.

W 1980 roku Walasiewiczówna zginęła przypadkowo w napadzie na sklep. Przeprowadzono sekcję zwłok i wyszło na jaw, że Stasia ma męskie narządy płciowe.

Podobnie było z Hermannem „Dorą” Ratjen. W latach trzydziestych niemiecka zawodniczka zabłysnęła w skoku wzwyż, ale została zdyskwalifikowana – sędziowie uznali, że Ratjen, która po II wojnie światowej przybrała imię Hermann, jest facetem.

Zarówno Walasiewiczówna, jak Ratjen były (byli) prawdopodobnie hermafrodytami. Dyskusyjna pozostaje kwestia sióstr Press. Ukraińskie sportsmenki ustanowiły ponad 20 rekordów świata. Wielu dziennikarzy było zdania, że ich sukcesy wynikały z tego, że de facto były mężczyznami. Dowodem miał być zarost, dobrze wykształcone jabłka Adama oraz typowo męska muskulatura. Panie Press po wprowadzeniu testów płci na zawodach ogłosiły, że rezygnują z dalszej kariery. Czy rzeczywiście były mężczyznami? Czy hermafrodytami? Czy może kobietami, szprycowanymi wielkimi dawkami testosteronu?

Dziś dziewczyno-chłopakom na stadionach byłoby znacznie łatwiej. Od lat 90. nie obowiązują kontrowersyjne procedury weryfikacji płci, a w roku 2004 MKOl wprowadził zapis, że w międzynarodowych zawodach sportowych mogą brać udział także ci sportowcy, którzy płeć zmienili.

NAJSKUTECZNIEJSZE SĄ PROSTE SPOSOBY

Czasem przewagę nad przeciwnikami można zyskać dzięki drobiazgowi – np. papierowemu pilnikowi. Niejaki Joe Niekro cieszył się sławą gwiazdy baseballa. Nieżyjący już Amerykanin (młodszy brat pitchera Phila Niekro i ojciec grającego na pierwszej bazie Lance’a Niekro) statystycznie był jednym z najlepszych miotaczy – wygrał 221 akcji. Cóż z tego, skoro cały świat baseballa mistera Niekro zapamiętał jako przewalacza? W 1987 roku gracz „Minnesota Twins” został przyłapany na lewiźnie – w kieszeni spodni Niekro znaleziono papierowy pilnik do paznokci pokryty papierem ściernym, który pomagał mu w pewniejszym trzymaniu kija. Nie pomogło naiwne tłumaczenie, że Niekro chciał mieć ładniejsze paznokcie. Po 22 latach kariery Amerykanin odszedł w nieprzyjemnej atmosferze.

Ręka Boga

Najsłynniejszym futbolowym oszustwem pozostaje słynna bramka strzelona przez Diego Maradonę w meczu przeciw Anglii podczas mistrzostw świata w Meksyku w roku 1986. Anglicy nigdy nie wybaczyli Maradonie oszustwa. Kibice innych nacji musieli mu wybaczyć już pięć minut później, kiedy strzelił bramkę nazywaną golem stulecia: przebiegł z piłką przez pół boiska mijając pięciu Anglików, by pokonać angielskiego bramkarza i wpakować piłkę do siatki. Mecz zakończył się wynikiem 2:1 dla Argentyny. Zapytany później o to czy strzelił pierwszą bramkę ręką czy głową odpowiedział: trochę głową Maradony, trochę ręką Boga.

Skoro jesteśmy przy grach zespołowych – to przeciwników można osłabić, stosując proste socjotechniki. W hokeju czy piłce wystarczy grać agresywnie i bezpardonowo, bo taka gra powoduje – po jakimś czasie – rozluźnienie i błędy. Wystarczy popatrzeć na wyniki ostatniego starcia hokeistów w tegorocznych mistrzostwach świata IHF, które w maju odbyły się w Kanadzie. Gra szła o dużą stawkę i tytuł najlepszej drużyny hokejowej na świecie, więc żaden z teamów zakwalifikowanych do tych zmagań nie chciał odpuścić. Niesławny rekord padł podczas starcia USA z Finlandią. Obydwie drużyny prały się tak mocno, że sędziowie przydzielili ponad 200 minut kar!

Jeszcze łatwiej o przykład ze stadionu piłkarskiego. Wystarczy przypomnieć słynnego Marco Materazziego. Włoski piłkarz wsławił się słownym atakiem na kapitana drużyny Francji Zinedine Zidane’a podczas finałowego spotkania w ostatnim mundialu. Nie bardzo wiadomo, co Materazzi szepnął Francuzowi, ale Zidane nie wytrzymał i w rewanżu za obelgi walnął Włocha głową w brzuch. Skutki znamy wszyscy. Czerwona kartka dla Zidane’a osłabiła team Francji, co skończyło się wygraną Włoch w mundialu 2006. Materazzi za swoje zachowanie dostał stosunkowo niską karę pieniężną. To zapewne błąd, bo to nie jedyne jego dwuznaczne zachowanie na boisku. Materazzi bywa nazywany zawodnikiem do zadań specjalnych, jego specjalnością jest dręczenie asów drużyny rywali. Ma już na swoim koncie atak na Filippo Inzaghiego, bicie po twarzy łokciami Andrija Szewczenki, kopanie leżącego Rui Costy. Choć oczywiście największym jego osiągnięciem pozostaje znieważenie Zidane’a: kilka obelg, które dały Włochom mistrzostwo świata.