Na bezpieczną odległość: Jak radzić sobie z mobbingiem

Nie ma znaczenia, czy firma wydłuża, czy skraca dystans między pracownikami. Mobbing może zdarzyć się wszędzie. Tyle że w tym drugim przypadku trudniej walczyć o swoje prawa.
Na bezpieczną odległość: Jak radzić sobie z mobbingiem

Praca w jednej z najlepszych w Polsce agencji kreatywnych, dobre zarobki, międzynarodowe kontakty i obowiązki dalekie od rutyny – to wszystko sprawiało, że Joanna Krysińska mogła uważać się za człowieka sukcesu. I rzeczywiście spełniała się zawodowo. Do czasu, gdy przełożonym copywriterki został dotychczas równy jej rangą kolega.

Ten awans nie zapowiadał tąpnięcia w karierze. Nawet dostała prestiżowe zadanie – razem z koleżanką miała zrobić film reklamowy. Projekt, któremu wszyscy wróżyli powodzenie, przepadł jednak w badaniach marketingowych, a klient zrezygnował z usługi.

Trzeba było znaleźć ofiarę. Padło na obie panie. I zaczęło się. Szef wzywał kobiety do siebie i udowadniał im, jakie są beznadziejne. Zwykle robił to w piątek wieczorem, by w weekend mogły przemyśleć swoje postępowanie. Karcił je również przy innych.

A ludzie biernie się temu przysłuchiwali, zadowoleni, że to nie im boss urządza piekło. „Wcześniej pracowałam z tym człowiekiem w jednym openspejsie, jesteśmy w podobnym wieku, a w firmie panowały luźne, partnerskie relacje. Żadna z tych rzeczy nie uchroniła nas przed stale powtarzającymi się seansami nienawiści” – mówi Krysińska, autorka książki „Homo corporaticus”.

Prof. Krzysztof Obłój, jeden z prekursorów nowoczesnej koncepcji zarządzania w Polsce, nie ma wątpliwości: takie historie to nie rzadkość. Wbrew stereotypowi mobbing nie dotyczy bowiem wyłącznie instytucji konserwatywnych, zhierarchizowanych, takich jak banki, szkoły, wojsko, policja czy administracja. Może występować także w młodym, dynamicznym zespole, który udaje wielką szczęśliwą, kochającą się rodzinę.

„Paradoksalnie, im większy luz, tym łatwiej ukryć takie praktyki. Brak dystansu sprawia, że krytyka, ironia, drwina wydają się jakby bardziej uprawnione, a bolą jeszcze mocniej” – uświadamia prof. Obłój.

Miłe złego początki

Od serdeczności do niechęci jeden krok

Zażyłość bywa przykrywką dla wrogości, agresji i manipulacji. Przekonał się o tym Michał Kerger, agent ubezpieczeniowy z Gdańska. Rok temu trafił do zespołu, którym kieruje Łukasz Kubiak (nazwiska zmienione). Już pierwszego dnia szef stał się jego idolem. Bo nikt tak jak on nie umiał podnieść ludzi na duchu, gdy sprzedaż polis nie szła, i zapewnić im weekendowy reset. Legendy krążą o imprezach, które dla teamu urządza w swojej kawalerce i miejscowych przybytkach rozrywki. Dzięki temu Michał poznał chyba wszystkie puby, dyskoteki i kluby go-go w Trójmieście, spróbował każdego możliwego trunku i dowiedział się, jak wygląda świat po zażyciu ecstasy. Aż w jego życiu pojawiła się Magda. „Chciałem z dziewczyną spędzać więcej czasu. Łukasz niby to rozumiał, lecz gdy któryś raz z rzędu odmówiłem udziału w niedzielnej integracji, nie wytrzymał. Krzyczał, że skoro okazał mi tyle serca, powinienem odwzajemnić się tym samym” – opowiada łamiącym się głosem Kerger.

 

Potrzebujemy granic

Solange Olszewska, prezes Solaris S.A.:

Ktoś może powiedzieć, że jeśli ludzie są dojrzali, to nie ma znaczenia, jak się do siebie zwracają: formalnie czy nieformalnie. Jestem innego zdania. Granice, za którymi zaczyna się mobbing, molestowanie czy firmowy romans, łatwiej przekroczyć, gdy w relacjach panuje zbyt duży luz.

Dla nas najważniejsza jest etyka biznesowa. Ze względu na nią staramy się zachowywać w pracy dystans. Przykładem może być jeden z członków zarządu – byliśmy kiedyś ze sobą na ty, ale gdy zatrudnił się u nas, zaproponował, że będzie się zwracał do mnie „pani prezes”. Czy to wyklucza życzliwość i koleżeństwo? Raczej podkreśla szacunek. Czy wprowadza sztywność i chłód? Bynajmniej. Mówię do podwładnych „panie Dareczku”, „pani Krysiu”, aby zaznaczyć sympatię. Jest i oficjalnie, i miło. Jest normalnie. Bez dyktatury powszechnego bratania się i kolesiostwa, kiedy to próbuje się zatrzeć różnice wieku, płci i hierarchię.

Potem Kubiak już nigdy nie podniósł na niego głosu. Ale męczy i dręczy go stale – aluzjami, półsłówkami, niedopowiedzeniami, z nieodłącznym uśmiechem na ustach. Gdy atakowany próbuje się bronić, dręczyciel pyta: „O co ci chodzi? Ja tylko chciałem wypróbować twoje poczucie humoru”.

„Jawny tyran to betka. Naprawdę trzeba się bać tego, który udaje kolegę. Zawsze może stwierdzić, że to były tylko niewinne igraszki, wypływające ze szczerej przyjaźni. W rezultacie ofiara okazuje się niewdzięcznikiem z kompleksami, który nie zna się na żartach” – komentuje Mirosław Słowikowski, trener i współwłaściciel firmy szkoleniowej TiM Training.

Zdarza się, że ciemiężca cieszy się w instytucji popularnością i sympatią. W tej sytuacji przekonanie otoczenia do swoich racji graniczy z cudem. Doświadczyła tego 18-letnia Morgan Grant, uznawana za jedną z najlepszych łyżwiarek figurowych w USA w swojej kategorii wiekowej. Do osiągnięcia celu brakowało jej światowej klasy trenera. Niestety, wybrany Gienrich Sreteński, mający na koncie cztery medale mistrzostw Europy w tej dyscyplinie sportu, okazał się kanalią. Molestował dziewczynę, a jej trudno było otrzymać pomoc. „W klubie, w którym trenował, miał nieskalaną reputację, wszyscy go kochali. Wiedziałam, że jeśli moja relacja zostanie postawiona przeciwko jego wersji zdarzeń, wszyscy uwierzą jemu” – wyznała Grant przed kamerą CNN. Z powodu przeżytej traumy przerwała karierę, a jej rodzina dochodzi sprawiedliwości w sądzie.

To działa w dwie strony

Pracownicy też próbują coś ugrać na przyjaźni z szefem

Moda na skracania dystansu w pracy dotarła do Polski z Zachodu wraz z kapitalizmem. Tyle że tam nie otwiera pola do nadużyć. U nas bywa z tym różnie. „Dramat łyżwiarki Morgan Grant wydaje się temu przeczyć, a jednak w krajach anglosaskich bezpośredniość z reguły nie wpływa na relacje służbowe ani nie umniejsza szacunku do drugiej osoby” – zaznacza Marcin Strzałkowski, prezes firmy InteliWise, która od lat wdraża w USA systemy bankowości internetowej.

Coś jest na rzeczy, o czym świadczy choćby e-mail, który otrzymał Jacek Santorski, psycholog biznesu, gdy w radiu TOK FM prowadził audycję na temat przyjaźni w korporacjach. „Mieszkam w USA i tu można się prywatnie napić piwa z szefem, co nie znaczy jak u nas, w Polsce, że szef jest już nasz kolo. Trzeba pracować, każdy zna swoje miejsce. A po pracy jest wiele przyjaźni” – pisał nasz rodak zza wielkiej wody. „Imponuje nam bezpośredniość amerykańskich bossów. A przecież niektórzy podpisują klauzulę, że będą oddzielać przyjaźń i osobiste kontakty od zawodowej relacji” – mówi Santorski. I uściśla: „Chodzi o to, by zwierzchnik nie wykorzystywał podwładnego, ale też odwrotnie – by podwładny nie wykorzystywał zwierzchnika, próbując pod przykrywką koleżeństwa wyegzekwować podwyżkę, awans bądź przymknięcie oka na spóźnienia, zaniedbania, złe traktowanie klientów”.

Szef, który lubi być klepany po plecach, musi czasem podejmować niepopularne decyzje. Podwładni znają go z innej strony, więc tym większy stawiają opór. Tak uważa trener Mirosław Słowikowski. Jak podkreśla, w krytycznych momentach to przełożony, który stwarza dystans, stanowi dla zespołu oparcie. Trudniej też zarzucić mu kierowanie się sympatiami i antypatiami oraz brak obiektywizmu. „Znoszenie barier? Chodzenie razem na wódkę? Pracownicy partnerstwo rozumieją inaczej, np. jako możliwość współdecydowania, w jakim kierunku zmierza firma” – przekonuje szkoleniowiec.

Wtóruje mu Ryszard Solski, prezes agencji Solski Burson-Marsteller: „Ludzie wcale nie chcą, aby szef czy właściciel firmy był dla nich kimś w rodzaju kumpla, powiernika, brata łaty. Oczekują, że będzie autorytetem w sprawach zawodowych, a czasem arbitrem, który bezstronnie rozstrzygnie spór”.

W jego liczącym dwadzieścia kilka osób zespole konsultanci, kierownicy działów, a nawet stażyści są ze sobą po imieniu. Z jednym wyjątkiem: każdy do Solskiego zwraca się w sposób oficjalny, a i on wobec wszystkich używa formy pan i pani. „Niektórych znam od lat i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Czasem aż korci, by zaproponować przejście na ty. Ale powstałoby wrażenie, że są u nas równi i równiejsi. Dla mnie ideałem jest lider zarazem wymagający i wyrozumiały, otwarty, lecz stojący na straży pewnych standardów” – wyjaśnia menedżer.

„Otwieranie na oścież wszystkich drzwi i okien byłoby równie niedobre jak ich zamurowywanie. W pierwszym przypadku wywiałyby nas przeciągi, w drugim – wkrótce nie mielibyśmy czym oddychać” – obrazowo tłumaczy Santorski. Jak znaleźć równowagę między bliskością a dystansem? „Z jednej strony wymaga to kultury i taktu, z drugiej – stanowczości, odwagi i przekonania, że nie można być na dobrej stopie ze wszystkimi. Są ludzie, którzy aż proszą się o szorstkie potraktowanie” – przekonuje psycholog.

 

Najpierw trzeba się poznać

Bertrand Le Guern, prezes Petrolinvestu

Jestem szefem od 20 lat. Trudno byłoby zliczyć ludzi, którymi miałem przyjemność kierować. Wszystkich traktowałem po partnersku. I nie wierzę, by znalazła się choć jedna osoba, która w mojej bezpośredniości widziała coś złego: chęć wykorzystania, manipulację, formę makiawelizmu. Oto, czym to tłumaczę: dystans skracam stopniowo.

Ci, którzy przechodzą przez sito rekrutacji, reprezentują odpowiedni poziom profesjonalizmu. Potwierdzają to ich dyplomy i referencje. Trzeba jednak trochę razem popracować, by lepiej się poznać. Na tym etapie zwracam się do każdego na „pan” i „pani” bez względu na wiek, doświadczenie i stanowisko. Kontakty są formalne, może nieco sztywne. Jeśli jednak decydujemy się na kontynuowanie współpracy, zaczyna się pełna otwartość, zaufanie. Znajduje to wyraz w przejściu na ty. Nie przyspieszam tego momentu. Bo ludzie, którzy zbyt szybko weszli w zażyłe relacje, często później tego żałują. Do partnerstwa trzeba dorosnąć.

Pomiędzy skrajnościami

Ani nadmierna poufałość, ani emocjonalny chłód

Brak asertywności nie popłaca. Pokazuje to przypadek Michała Kergera. Był pewien, że szef przestanie się nad nim pastwić, kiedy zobaczy, ile ma energii do pracy. Sprzedawał więc więcej polis niż wcześniej. Ale szef, zamiast przywrócić go do łask, z każdym dniem nasila szykany. Dziś Michałowi już na niczym nie zależy, ledwie wyrabia firmowe normy. „Przeczytałem w pewnym poradniku, że taki stan HR-owcy nazywają wewnętrznym wypowiedzeniem – szczerze mówiąc, człowiek pożegnał się z dotychczasową pracą, nawet jeśli codziennie pokazuje się w biurze i dostaje za to pensję” – mówi Kerger.

Joanna Krysińska z firmy odeszła. Zwlekała z tym długo, przypłacając połajanki szefa migrenami i nocnymi koszmarami. W końcu jednak się odważyła. Do korporacji – tej ani żadnej innej – nie wróciła. Rozwinęła skrzydła jako wolny strzelec.

Ale rezygnacja z pracy to nie zawsze dobre rozwiązanie. Zwłaszcza dla kogoś, kto jest jedynym żywicielem rodziny. Takie osoby tym bardziej muszą zachować czujność. „Choćbyśmy mówili do siebie po imieniu, w pracy nie ma równości” – odziera ze złudzeń dr Marek Suchar, socjolog, prezes firmy rekrutacyjnej IPK. Jego rada jest prosta: „Trzeba zawsze pamiętać, kto mnie zatrudnił i kto może mnie zwolnić. To powinno skutecznie zniechęcić do nadmiernej poufałości”.

Nie dajmy się jednak zwariować. Podejrzliwe traktowa- a nie każdego miłego słowa, gestu to dowód paranoi. Jeżeli C powszechna poprawność wyruguje z międzyludzkich relacji U emocje, serdeczność i humor, biuro stanie się ponurym miejscem, w którym ostudzeni z uczuć pracownicy i niedostępni S szefowie będą się mijać w bezpiecznej odległości. Na dłuższą metę nikt tego nie wytrzyma.

 

Nie z nami te numery!

Nawet na wilka w owczej skórze jest sposób– twierdzi Bartłomiej Stolarczyk, trener asertywności i autor książki „Naucz ich, jak mają cię traktować”. Oto kilka jego rad:

  • Pozory mylą Jeśli coś wydaje się zbyt piękne, żeby było prawdziwe, prawdopodobnie takie jest – mawiają Amerykanie. Uważaj na szefów i zespoły, które niczym sekty bombardują nowych pracowników miłością. Zawodowcy oddzielają życie prywatne od pracy grubą krechą. Pseudoprofesjonaliści wpraszają się na chrzciny twoich dzieci i mają ci za złe, że nie chcesz jechać z nimi na ryby.
  • Jeśli wszedłeś między wrony… Jeżeli wszyscy w firmie są ze sobą na ty, nie ma rady, musisz się dostosować. Lepiej nie buntuj się otwarcie przeciwko normom grupowym – pisanym i niepisanym. Tylko niektórym uchodzi to na sucho.
  • ° Dyskrecja, głupcze! Przełożony i współpracownicy mają prawo wiedzieć o tobie co nieco, ale nie muszą znać szczegółów. Co innego zainteresowanie drugą osobą, a co innego wścibstwo. Nie wyjawiaj każdemu swych sekretów. Gdy wypadniesz z łask szefa, ta wiedza może zostać użyta przeciwko tobie.
  • ° Łatwiej powiedzieć „nie” na początku niż na końcu Nie siedź cicho, gdy czyjegoś zachowania nie akceptujesz. Pierwszą zaczepkę możesz zignorować, drugiej i trzeciej już nie. Brak reakcji sprawi, że dręczyciel będzie sobie pozwalał na coraz więcej.
  • ° Zakładaj dobrą wolę Stanowcza reakcja nie wyklucza stosowania zasady domniemania niewinności. Osoba, która przekracza granice, być może nie zdaje sobie z tego sprawy. A nuż żartuje z ciebie ze szczerej sympatii. Kiedy nie życzysz sobie pewnych zachowań, musisz to wyraźnie zakomunikować.
  • Pozwól szefowi zachować twarz Gdy irytuje cię zachowanie szefa, powiedz mu o tym w cztery oczy. Tak, by mógł wyjść z niekomfortowej sytuacji bez szwanku.
  • Wizerunek i relacje Najtrudniej się bronić, gdy mobber jest ulubieńcem firmy. Jeśli dojdzie do konfrontacji, ludzie wezmą jego stronę. Chyba że masz równie mocną pozycję, czyli dobre relacje z innymi oraz opinię osoby profesjonalnej, solidnej i prawej. Te cechy będą świadczyć na twoją korzyść.
  • Mądra rezygnacja Jeśli wszystkie sposoby zawiodą, zacznij szukać innej pracy. Twoje zdrowie fizyczne i psychiczne oraz dobre imię są najważniejsze.