Na filmach oglądacie głownie białych żołnierzy. To mit! Wielka wojna kolorowych armii

Najliczniejszą ochotniczą armię podczas II wojny światowej wystawili Hindusi, a najwięcej żołnierzy w stosunku do swej liczebności dały indiańskie plemiona z Ameryki Północnej. Tymczasem ten globalny konflikt wciąż kojarzymy ze zmaganiami „białych” armii

Nazywa się Joe Medicine Crow i pochodzi z amerykańskiej Montany. Większość historyków nigdy o nim nie słyszała, jednak to właśnie on jest ostatnim żyjącym wielkim wodzem II wojny światowej. Wodzem wojennym wszystkich północnoamerykańskich Indian. Aby zdobyć tę pozycję wśród setek plemion, Joe musiał dokonać czterech uświęconych tradycją wyczynów: skutecznie dowodzić w walce, przewrócić pierwszego napotkanego przeciwnika bez zabijania go, zabrać mu broń i ukraść konie wrogom.

Wrogim plemieniem dla Joego byli Niemcy, a terenem walki – Europa, w której Joe znalazł się w sierpniu 1944 roku jako żołnierz amerykańskiej 103. dywizji piechoty. Chociaż miał już 30 lat i ukończone studia z antropologii, duchy przodków kazały mu wyruszyć na wojnę, podobnie jak ponad 44 tysiącom amerykańskich Indian. Z ukrytymi pod mundurem, wymalowanymi na ciele wojennymi pasami i zatkniętym w hełm żółtym orlim piórem Joe skompletował listę zadań w czasie walk we Francji, kradnąc konie niemieckim oficerom. Przeprowadził je na amerykańskie pozycje, jadąc na oklep i śpiewając wojenną pieśń plemienia Crow.

Joe Medicine przeżył już wszystkich wielkich wodzów II wojny światowej. W październiku 2015 roku skończył 102 lata, jednak nic nie wskazuje na to, by wybierał się do krainy wiecznych łowów. Historia indiańskiego oficera pokazuje, że II wojna była „światowa” nie tylko z nazwy. Wzięły w niej udział zarówno liczące dziesiątki i setki milionów ludzi narody z kilku kontynentów, jak i maleńkie plemiona, nie tylko zresztą indiańskie. W 1941 roku w wojnie Finlandii ze Związkiem Radzieckim skutecznością i bohaterstwem wykazał się wchodzący w skład fińskiej armii Batalion Plemienny Olonetów. Oloneci to Karelowie żyjący na północy jeziora Ładoga w mieście Anus, po rosyjsku Ołoniec. Większości Polaków nazwa ta nic nie mówi, chociaż to właśnie w Anus-Ołońcu urodził się słynny rotmistrz Witold Pilecki. Późniejszy bohater Polski Podziemnej pierwsze dziewięć lat życia spędził właśnie wśród Olonetów i kto wie, może to również dzięki nim kształtowała się jego odwaga.

8-LETNIA WOJNA ŚWIATOWA

Dla Polaków II wojna światowa trwała 5 lat i 8 miesięcy. Dla większości zachodnich Europejczyków – 5 lat. Dla Rosjan – 4 lata i 3 miesiące. Dla Amerykanów – 3 lata i 9 miesięcy.

Tymczasem dla mieszkańców Chin konflikt trwał dokładnie 8 lat 2 miesiące i 2 dni. Rozpoczął się japońskim atakiem 7 czerwca 1937 roku i zakończył 9 września 1945 roku, tydzień po oficjalnej kapitulacji Japonii. Zginęło około 1,5 mln żołnierzy, 2 mln było rannych, około miliona zmarło z głodu i chorób w japońskich obozach jenieckich. Chiny były też jedynym miejscem w czasie II wojny światowej, w którym około 400 razy użyto broni chemicznej i biologicznej. O determinacji chińskiego oporu świadczy fakt, że to właśnie żołnierze tej armii pierwsi zaczęli przeprowadzać samobójcze ataki na pozycje wroga. Robili to już latem 1937 roku podczas bitwy o Szanghaj – na długo przed tym, zanim pojawili się pierwsi, rozsławieni przez amerykańską propagandę wojenną japońscy kamikadze. Liczbę zabitych w wojnie chińskich cywilów szacuje się na około 20 milionów. Takich strat nie poniósł podczas II wojny światowej żaden kraj – ze Związkiem Radzieckim włącznie.

Zwycięstwo nad państwami Osi nie byłoby możliwe bez włączenia się w wojnę drugiego wielkiego narodu Azji – Hindusów. O ile w roku 1939 armia kolonialnych Indii liczyła 200 tysięcy żołnierzy, o tyle w sierpniu 1945 roku było ich już ponad 2,5 miliona. To właśnie Hindusi podczas II wojny światowej stworzyli największą ochotniczą armię w dziejach świata. Brała ona udział w walkach na trzech kontynentach. Singapur, Hongkong, Malaje, Borneo, Irak, Iran, Somalia, Sudan, Etiopia, Tunezja, Libia, Włochy, Grecja, Birma i same Indie to tylko niektóre z miejsc, w których zginęło, zostało rannych lub dostało się do niewoli około 150 tysięcy Hindusów.

 

Liczba ta może się wydawać niewielka w stosunku do liczebności armii – to tylko dowód, że Hindusi walczyli rozsądnie, a przy tym skutecznie. W trwającej od marca do czerwca 1944 roku bitwie pod Imphal, w której bronili granic swego kraju przez atakującą z Birmy armią japońską, stracili 12 tysięcy żołnierzy, zadając wrogom straty 4,5 razy większe. To właśnie bitwa pod Imphal, a także trwające równolegle starcie pod Kohimą w Indiach były największymi pojedynczymi klęskami Japonii w II wojnie światowej (chociaż nigdy nie doczekały się takiej sławy jak Iwo-Jima czy inne amerykańskie operacje na Pacyfiku).

Oprócz wielkiej armii Indie wystawiły też imponującą flotę. O ile w 1939 roku liczyła ona tylko 8 okrętów, o tyle w 1945 roku było ich już 117, w tym krążowniki takie jak HMIS „Sutlej”, wyspecjalizowany w eskortowaniu konwojów morskich i zwalczaniu okrętów podwodnych. Hindusi mają też swój udział w tajnych operacjach aliantów. Pierwszą kobietą radiotelegrafistką zrzuconą do okupowanej Francji przez brytyjski Zarząd Operacji Specjalnych była 28letnia Noor Inayat Khan, w cywilu autorka książek dla dzieci. Aresztowana  przez gestapo mimo tortur nikogo nie wydała. Noor trafiła do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie została rozstrzelana w 1944 roku.

Niespodziewani sprzymierzeńcy Hitlera

Aby zrozumieć znaczenie hinduskiej mobilizacji, warto pamiętać, że II wojna światowa rozpoczęła się w momencie, gdy kraj ten starał się wyzwolić spod kolonialnej dominacji. Wielu hinduskich liderów było przeciwnych wspieraniu Brytyjczyków w wojnie z Niemcami, Włochami i Japonią – uważali, że zwycięstwo Londynu tylko utrudni uzyskanie przez Indie niepodległości. Podobnego zdania był nawet Mahatma Gandhi, który zresztą z tego powodu trafił do aresztu w sierpniu 1942 roku i następne dwa lata spędził w przymusowym odosobnieniu. Inni liderzy, tacy jak Subhas Czandra Bose, główny konkurent Gandhiego w rywalizacji o przywództwo w Indyjskim Kongresie Narodowym, nawoływali wprost do opowiedzenia się po stronie państw Osi.

Bose, również osadzony przez Brytyjczyków w areszcie, uciekł z niego dzięki pomocy Abwehry i przez Afganistan i ZSRR przedostał się do Berlina, gdzie rozpoczął rozmowy z nazistami. W marcu 1942 roku ogłosił powstanie Azad Hind, czyli Indyjskiej Armii Narodowej, która miałaby wspierać III Rzeszę. Zalążek armii stanowiła licząca około 2 tys. żołnierzy formacja złożona z Hindusów wziętych do niewoli w Afryce Północnej przez Africa Korps generała Rommla. W lipcu 1943 roku Bose na pokładzie niemieckiego U-Boota dotarł do Singapuru i tam prowadził akcję werbunkową wśród Hindusów wziętych do niewoli przez armię japońską. Jednak do wstąpienia do Azad Hind udało mu się przekonać zaledwie jedną czwartą z 40 tys. jeńców. Pozostali woleli obóz niż służbę w ich zdaniem kolaboracyjnej formacji.

Azad Hind nie odegrał istotniej roli ani na azjatyckich, ani na europejskich frontach. Za to Indie stały się dla aliantów główną bazą wypadową do operacji w Azji. Zarówno przeciw Japończykom, jak i Niemcom, których wejścia przez Kaukaz na pola naftowe Iranu obawiano się najbardziej. Hinduska armia zajęła je więc prewencyjnie już pod koniec 1941 roku. Jeszcze wcześniej, wiosną 1941 roku, Hindusi pomogli w stłumieniu antybrytyjskiego powstania w Iraku, gdzie władzę usiłował przejąć wspierany przez III Rzeszę współzałożyciel Bractwa Muzułmańskiego Raszid Ali alKilani. Gdyby powstanie się powiodło, Niemcy uzyskaliby dostęp do bliskowschodniej nafty, a losy wojny mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

Lojalność skolonizowanych przez Europę narodów miała ogromne znaczenie dla wyniku II wojny światowej. Dla ich liderów istniało wiele powodów, by w konflikcie opowiedzieć się po stronie III Rzeszy. Tak właśnie zrobił Muhammad Amin al.-Husajni, wielki mufti Jerozolimy. Jego wrogość wobec żydowskiego osadnictwa w Palestynie zainteresowała nazistów już w 1933 roku. Trzy lata później, przy wsparciu Abwehry, al.-Husajni zorganizował w brytyjskim mandacie Palestyny strajk powszechny ludności arabskiej. W 1941 roku, w obawie przed aresztowaniem, uciekł do Berlina, gdzie spotkał się z Hitlerem.

odpisał tam również deklarację o współpracy arabsko-niemieckiej przeciw Brytyjczykom i Żydom. W 1943 roku z inicjatywy alHusajniego utworzono dwie złożone z bałkańskich muzułmanów jednostki, które wzięły udział w walkach po stronie III Rzeszy – 13. Dywizję Górską SS „Handschar” i 23. Dywizję Górską SS „Kama”. Mufti aktywnie wspierał też Holokaust. To m.in. z jego inicjatywy Niemcy zablokowali ewakuację do Palestyny kilku tysięcy Żydów z Bułgarii, Węgier, Rumuni i Chorwacji. Wszyscy zginęli w obozach koncentracyjnych.

 

Inni liderzy ruchu panarabskiego także poparli Hitlera, ogłaszając świętą wojnę – dżihad – przeciw alianckim wojskom na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. W 1941 roku powstały Arabskie Oddziały Ochronne do Zadań Specjalnych. Początkowo wspierały armię włoską, a w lutym 1942 roku rozpoczęły ścisłą współpracę z Afrika Korps. Lojalność wobec aliantów zachowały natomiast oddziały marokańskich goumierów, wchodzące w skład armii francuskiej.

Indianie na wojennej ścieżce

Swoje rachunki krzywd mieli też amerykańscy Indianie. Od ponad stu lat zamknięci w rezerwatach, byli pierwszymi ofiarami obozów koncentracyjnych, które już w 1838 roku zaczęły powstawać w stanach Georgia, Alabama, Tennessee i Karolina Północna przed planowym przesiedleniem Indian na terytorium Oklahomy. Zginęły w nich tysiące ludzi,  m.in. z plemienia Czirokezów. Jednak w obu wojnach światowych wodzowie dziesiątek plemion wykopali topory wojenne przeciw wrogom Ameryki, a rdzenni mieszkańcy kontynentu masowo zgłaszali się do służby w armii. W I wojnie światowej wzięło udział 10 tys. Indian, chociaż nie uważano ich wtedy nawet za obywateli USA (status ten otrzymali dopiero w 1924 roku). W drugiej uczestniczyło już ponad cztery razy tyle. Jednym z ochotników był porucznik Jack Bushyhead z 45. Dywizji US Army, która pod koniec kwietnia 1945 roku wyzwoliła obóz koncentracyjny w Dachau. Na widok tysięcy trupów i ludzi będących na skraju śmierci ten Czirokez chwycił karabin maszynowy i sam rozstrzelał 346 wziętych do niewoli esesmanów, dokonując symbolicznej zemsty za cierpienia swego plemienia sprzed 107 lat. Równą bezwzględnością wobec wrogów wykazywali się indiańscy marines w wojnie na Pacyfiku. Jeden z nich, Ira Hayes z plemienia Pima, został uwieczniony na słynnej fotografii, przedstawiającej żołnierzy zatykających amerykański sztandar po walkach o wyspę Iwo-Jima.

Rdzenni Amerykanie odegrali też ważną rolę jako straż terytorialna Alaski. Ogromne terytorium, praktycznie pozbawione wojska, zostało zaatakowane przez Japończyków w czerwcu 1942 roku, czego skutkiem było zajęcie wysp Attu i Kiska. Ponad 6 tys. strażników należących w sumie do 107 różnych plemion i grup etnicznych skutecznie chroniło jednak najważniejsze punkty liczącego niemal 55 tys. km wybrzeża. Dzięki temu przez miasto Fairbanks na Alasce w ramach programu Lend-Lease trafiło do Związku Radzieckiego 8 tys. samolotów, które odegrały znaczącą rolę w pokonaniu Wehrmachtu przez Armię Czerwoną. O stopniu wojennej mobilizacji rdzennych mieszkańców Ameryki świadczy fakt, że 70 proc. Indian w wieku poborowym znalazło się w armii, a z jednego liczącego zaledwie 1700 osób plemienia do wojska zgłosiło się nawet 700 ochotników, czyli praktycznie wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 50 lat!

Najsłynniejszym jednak wyczynem Indian było szyfrowanie wojskowych depesz, oparte na języku plemienia Nawaho. Pomysłodawcą był Philip Johnston, syn protestanckich misjonarzy, który całe dzieciństwo i młodość spędził w jednym z rezerwatów. Gdy dowiedział się, że Japończycy bez trudu odczytują tajne depesze US Army – wielu japońskich kryptologów przed wojną studiowało w Stanach i świetnie znało angielski – zaproponował oparcie szyfru na  26 słowach z języka nawaho. Indianie mieli tłumaczyć depesze z angielskiego na swój dialekt. Po przekazaniu ich drogą radiową do jednostek wojskowych, służący w nich współplemieńcy tłumaczyli je z powrotem na angielski. Japończycy nigdy nie złamali tego szyfru.

Gdy po wielu latach odtajniono informacje o indiańskich „chodzących Enigmach”, okazało się, że w operacji brało udział nie tylko  421 rdzennych Nawaho, ale też przedstawiciele 33 innych plemion, takich jak Oneidowie, Winebagowie, Menomini czy Czikasawowie.

Czarne ptaki nadlatują

Rasizm i segregacja rasowa stanowili z kolei przyczynę, dla której służby w armii USA mogli unikać czarnoskórzy Amerykanie. Chociaż byli obywatelami USA, Murzyni nie mogli – w przeciwieństwie do Indian – wchodzić w skład zwykłych jednostek, lecz jedynie osobnych, wyłącznie „czarnych” oddziałów dowodzonych przez białych. Mimo to czarnoskórzy mieszkańcy Ameryki, wbrew oczekiwaniom nazistowskich propagandzistów, również masowo zgłaszali się do wojska. O ile w 1941 roku było ich w nim zaledwie 4 tys., o tyle w 1945 r. ich liczba sięgnęła 1,2 miliona, z czego 650 tys. brało udział w bezpośrednich walkach.

„Czarna” 92. Dywizja Piechoty „Buffalo” zasłużyła się na froncie włoskim, „czarny” 761. Batalion Czołgów w ciągu 183 dni walk wyzwolił 30 europejskich miast. 1700 Afroamerykanów brało udział w lądowaniu na plażach Omaha i Utah, a 20 tys. służyło w marines. W czasie krwawych walk w Ardenach zimą 1944–1945, w obliczu braków kadrowych, zniesiono nawet czasowo segregację w amerykańskich wojskach w Europie, co stało się zalążkiem późniejszych zmian. Najsłynniejszą jednak murzyńską jednostką II wojny światowej stała się 332. Grupa Myśliwska, zwana popularnie „lotnikami z Tuskegee”, od nazwy miejscowości w Alabamie, której uniwersytet brał udział w naborze pierwszych czarnoskórych lotników.

 

Wymagania, które im stawiano, były o wiele wyższe niż w przypadku innych jednostek, ponieważ amerykańscy generałowie byli przekonani, że Afroamerykanie są za mało inteligentni, zbyt powolni i niezdolni do koncentracji, by sterować samolotami myśliwskimi. Opiniom takim sprzyjał fakt, że w momencie wybuchu wojny w całych Stanach Zjednoczonych jedynie 124 Murzynów miało uprawnienia do pilotażu. Nie był to jednak wynik braku zdolności, ale rasowych uprzedzeń, czego dowodzi kariera Benjamina Olivera Davisa Juniora. Tego syna oficera US Army, pierwszego czarnoskórego awansowanego na stopień generalski, przez 4 lata studiów w West Point biali koledzy całkowicie ignorowali. Do tego stopnia, że nawet posiłki na stołówce musiał jeść samotnie. Mimo że skończył akademię z 32. pozycją wśród 276 promowanych, jego podanie o przyjęcie do lotnictwa zostało odrzucone. Dopiero w 1941 roku, gdy armia zdecydowała o stworzeniu „czarnej” jednostki lotniczej, Ben Davis pojechał do Alabamy na kurs pilotażu, by ostatecznie zostać dowódcą 332. Grupy Myśliwskiej.

„Lotnicy z Tuskegee” okazali się jedną z najskuteczniejszych amerykańskich formacji lotniczych. Wzięli udział w 1578 misjach, w czasie których zestrzelili 112 myśliwców wroga (w tym trzy niemieckie odrzutowce typu Me163 i Me262). Zniszczyli 350 pojazdów i pociągów oraz zatopili 41 barek i statków, w tym jednego niszczyciela. Do legendy przeszła ich skuteczność w osłonie misji bombowych. Na 179 takich akcji tylko w siedmiu doszło do strącenia eskortowanych bombowców. Piloci Luftwaffe nazwali murzyńskich lotników „czarnymi ptakami”.

Bitwa światowa

Wszystkie te nacje spotkały się w 1944 roku w wielkiej bitwie we Włoszech, w miejscu, którego nazwa jest dobrze znana Polakom. Było to Monte Cassino. W trwającej od początku roku 1944 próbie sforsowania niemieckiej Linii Gustawa wzięli udział i Maorysi z Nowej Zelandii, i północnoamerykańscy Indianie, czarni lotnicy 332. Grupy Myśliwskiej, Hindusi i nepalscy Gurkhowie, których w alianckich armiach służyło aż 250 tysięcy. To właśnie ich oddziały jako pierwsze weszły na tyły bronionego przez Niemców klasztoru w czasie tzw. drugiej bitwy o Monte Cassino w lutym 1944 roku. Po trzech dobach zaciętych walk, straciwszy ponad połowę żołnierzy, Gurkhowie musieli się wycofać. Ich pozycje osiągnęli miesiąc później żołnierze z Indii, w czasie trzeciej bitwy o Monte Cassino, jednak im także nie udało się utrzymać.

Do legendy przeszła czwarta bitwa pod Monte Cassino, w czasie której ruiny klasztoru zdobyli Polacy. Niewielu jednak wie, że było to możliwe dzięki przełamaniu dzień wcześniej Linii Gustawa na odcinku rzeki Liri. Dokonały tego oddziały marokańskich goumierów, wchodzące w skład armii francuskiej, które po trwającym sześć dni marszu przez Góry Auruncyjskie weszły na tyły armii niemieckiej. Zdaniem wielu historyków to właśnie Marokańczycy otworzyli aliantom drogę na Rzym 17 maja 1944 roku, a zdobycie przez Polaków dzień później Monte Cassino było już tylko symbolicznym zwycięstwem. Dlaczego więc to Polacy stali się bohaterami, a nie marokańscy goumierzy?

Odpowiedź jest prosta – po przełamaniu frontu marokańscy żołnierze dopuścili się na zdobytych terenach masowych gwałtów, rabunków i morderstw na włoskiej ludności. Miało to bezpośredni związek z przemówieniem generała Alphonse Juina, któremu podlegały jednostki goumierów. Wysyłając Marokańczyków, jak sądziło wielu, na pewną śmierć, Juin obiecał im, że jeśli przełamią niemiecką obronę, „przez  pięćdziesiąt godzin będą panami wszystkiego, co znajdą za linią wroga, i nikt nie będzie ich mógł ukarać za to, co tam zrobią”. Jednak to, co zrobili goumierzy, przeraziło nawet dowódcę. Tylko w jednym, liczącym 2500 mieszkańców miasteczku Esperia brutalnie zgwałcono  700 kobiet, wiele z nich straciło życie. Goumierzy mordowali stawiające opór kobiety i broniących ich mężczyzn, rabowali wszystko, co wpadło im w ręce.

W sumie w trwającej dwie doby makabrycznej orgii ubrani w szarobrunatne galabije żołnierze dokonali 7 tys. gwałtów, nie tylko na kobietach, ale też na mężczyznach, szczególnie katolickich księżach. Skala okropności była tak wielka, że generał Juin kazał żandarmerii rozstrzeliwać bez sądu najbardziej agresywnych goumierów. 15 skazano później na śmierć,  a 54 – na ciężkie roboty. Z powodu popełnionych zbrodni żołnierze, którzy w maju roku 1944 otwarli aliantom drogę na Rzym, zostali wymazani z kart historii.

Jak widać, prawdziwy obraz II wojny światowej znacznie różni się od tego, który można znaleźć w szkolnych podręcznikach czy w filmach kręconych ku pokrzepieniu serc. Wielką rolę w zwycięstwie odegrały „kolorowe armie” z wielu kontynentów. Ich historia pełna jest zaskakujących zwrotów i puent, ale – jak powiedział brytyjski marszałek Claude Auchinleck – „bez nich alianci nie przeszliby nigdy przez dwie wojny światowe”.